Jak ugryźć takie wydawnictwo, by się nim nasycić, a jednocześnie by pozostało całe? A jeżeli trwale naruszyć, to nowymi interpretacjami poszczególnych wierszy, niejednokrotnie pojawiających się w zaskakującym sąsiedztwie? Sto tekstów poetyckich to spora dawka, tym bardziej że w wielu przypadkach tytułowe „stosownie” oznacza „długo” i „bardzo długo”.
1.
Dlatego też całość pozwolę sobie przeżuwać powoli i wyciągać tylko literackie wnioski. Choć układ wierszy w niektórych miejscach aż prosi się o towarzyski komentarz. Ale skoro życie literackie toczy się również w wierszach, kilka sprytnych zabiegów „rotacyjnych” Burszty zasługuje na uznanie (zwłaszcza gdy wiersze traktują wzajemnie o zderzonych poetach).
2.
Antologia 100 wierszy polskich stosownej długości w wyborze Artura Burszty miała w założeniu uświetnić jubileuszową, dwudziestą edycję festiwalu Biura Literackiego. Jest to więc wydawnictwo okolicznościowe, ale jednocześnie wspomnieniowa wędrówka po czasach świetności oficyny. Można mniej więcej prześledzić, kto w jaki sposób się z nią wiązał.
3.
Mniej więcej, ponieważ – jak wspomina Burszta w krótkiej nocie na końcu książki – trzech autorów odmówiło zgody na druk. Nie zamierzam organizować w tej sprawie śledztwa. W każdym razie mnie najbardziej brakuje Marcina Świetlickiego, Piotra Sommera i Agnieszki Wolny-Hamkało. Nawet pasują do kryteriów wyboru określonych we wspomnianej nocie. Zastanawiam się również, czy w antologii mógłby się pojawić, niesłusznie zapominany jako poeta, fotograf Wojciech Wilczyk.
4.
W kontekście oceny zawartości antologii najistotniejsze są owe kryteria. Burszta brał pod uwagę wiersze opublikowane w wydawanych przez Fort Legnica i Biuro Literackie książkach autorstwa poetów, którzy wzięli udział w co najmniej dwóch festiwalowych wydarzeniach: premierowych, ale i wznowieniach, wierszach wybranych i zebranych oraz antologiach.
5.
Ponadto autor wyboru podkreślił, że liczba wierszy poszczególnych autorów nie jest istotna, jednak pobieżne zestawienie nazwisk mówi samo za siebie: 7 wierszy – Sosnowski; 6 –Zadura; 5 – Sendecki i Tkaczyszyn-Dycki; 4 – Jaworski; 3 – Bonowicz, Foks, Honet, Jarniewicz, Machej, Podgórnik, Różewicz, Wiedemann i Wróblewski; 2 lub 1 – pozostali uwzględnieni.
6.
W czołówce znaleźli się więc autorzy najbardziej dla wydawnictwa zasłużeni, biorąc pod uwagę liczbę nagród i nominacji do nagród legnickich oraz wrocławskich publikacji. Znamienna jest w tym towarzystwie obecność tylko jednej kobiety (łącznie jest ich 8 na 44 autorów), której poetyka zresztą bywa przez krytyków określana jako stricte męska.
7.
Na szczęście jednak nie jestem dziedzicznie ani światopoglądowo obciążony, by wyciągać z takich niuansów antypatrialchalne wnioski. Takie proporcje nazwisk, często już dla młodej, średniej lub w ogóle poezji zasłużonych, pokazują dominujący trend: w Polsce w dalszym ciągu jest więcej dobrych poetów niż poetek. Nagrody dla Bargielskiej, Dąbrowskiej czy Podgórnik niczego w tej materii nie zmieniają.
8.
Nazwiska mówią jednak same za siebie: w książce znalazły się wiersze autorów zasłużonych dla poezji najnowszej (Foks, Grzebalski, Honet, Jaworski, Wiedemann) i dla poezji w ogóle (Krynicki, Podsiadło, Różewicz, ale i Sosnowski oraz Zadura); wiersze prawie całego pokolenia „Brulionu” (jeszcze Baran, Sendecki i Wróblewski; o najboleśniejszym braku już napisałem).
9.
W tomie nie zabrakło najważniejszych laureatów konkursu im. Jacka Bierezina (Pasewicz, Podgórnik i Siwczyk czy wyróżnieni nagrodami specjalnymi Bargielska i Dehnel oraz nominowani Elsner i Szychowiak) oraz autorów, którzy najwięcej zawdzięczają publikacji swoich tomów w Biurze (Fiedorczuk, Gutorow, Kierc, Miłobędzka, Podczaszy).
10.
Wiersze co do zasady są długie lub bardzo długie, z nielicznymi wyjątkami, jeśli chodzi o autorów, którzy z reguły takich nie piszą (Dycki, Jarosz, Szychowiak, Elsner) albo takowych nie opublikowali w książkach Biura (Wróblewski, Krynicki, Baran). Nawet Bonowicz ma tutaj aż 20 wersów w pierwszej, 16 w drugiej i 18 w trzeciej odsłonie. A Honet – dwa poematy.
11.
Żeby rozwiać płciowe i ilościowe wątpliwości, a – co Burszta deklaruje w nocie – czytelnikowi umożliwić przeczytanie książki od pierwszej do ostatniej strony (cokolwiek miałoby to znaczyć), zdecydowano się pominąć nazwiska autorów nad wierszami, zostawiając je jedynie w spisie treści i, oczywiście, w skrupulatnie opracowanym wykazie pierwodruków.
12.
Ten zabieg wydaje mi się nietrafiony: wytrawny czytelnik poezji bez trudu rozpozna większość zamieszczonych w książce utworów, mniej wyrobionemu albo tym bardziej początkującemu namiesza to w głowie i raczej zmusi do usilnego dopasowywania nazwisk do tytułów. Na pytanie: „czy wiersz bez autora istnieje?” – odpowiadam więc twierdząco: tak, ale jednak powinien zostać podpisany.
13.
Wiersze są rozpoznawalne, ponieważ Burszta miał szczęście publikować teksty dla polskiej poezji istotne albo przynajmniej kultowe: z ery przedbiurowej choćby „bez” Różewicza, ze słynną podwójną puentą „życie bez boga jest możliwe / niemożliwe”, „Język, to dzikie mięso” Krynickiego ze znamienną dedykacją czy puenta książki – miniatura Jarniewicza.
14.
Z kultowych są „Sarajewo w ogniu” Foksa czy „Homage to Maria Konopnicka” Jaworskiego. Nie licząc wierszy i poematów Zadury, nie tylko najczęściej, ale i najgęściej (objętość!) publikowanego w tej antologii autora. Nie licząc tytułowych wierszy z ważnych tomów – Dzikich dzieci Siwczyka czy Słynnych i świetnych Grzebalskiego.
15.
Zresztą ten drugi to już era biurowa, która prezentuje się również mocno i okazale. Jest apogeum ars poetiki Sosnowskiego, czyli „Wiersz (Trackless)” z frazą, od której bardzo często rozpoczyna się rozmowę o najnowszej, pisząc dyplomatycznie, mniej zrozumiałej poezji: „Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca”.
16.
Pod „wiersz” można by w tej frazie podstawić poetę/poetkę i otrzyma się interpretację „debiutu w internecie” Podgórnik. Muszą się również pojawić ewergriny Tkaczyszyna-Dyckiego „jesień już Panie a ja nie mam domu”, „w sąsiednim pokoju umiera moja matka” czy „śmierć przyszła do naszego miasteczka”.
17.
Młodszych poetycko autorów reprezentują najczęściej ich najważniejsze i najbardziej rozpoznawalne wiersze: tak się dzieje w przypadku Elsnera (bonowiczowski nie tylko w dedykacji „Ten człowiek”), Góry (mocne i bolesne wiersze z Polską na ustach), Słomczyńskiego (rozpędzone „Wysokie obroty”) czy Szychowiak (zwłaszcza skupione „Dochodzenie”).
18.
Pojawiają się też dwa pozapoetyckie rodzynki. I o ile obecność Lecha Janerki z tekstem piosenki „Daj mi” jako odbiciem piłeczki w grze z udziałem Zadury, Pióry i Wiedemanna jest uzasadniona, o tyle piosenka „Chory na wszystko” Grabaża zmieściła się tutaj chyba z powodów co najwyżej merkantylnych (w końcu w Biurze ukazał się wybór piosenek Grabowskiego, a gdy „Lampa” wypuściła jego „wiersze zebrane”, dystansował się do nich jako do tekstów poetyckich).
19.
Jednak najciekawszy w książce jest układ, zamknięty i otwarty jednocześnie. Burszta dość zgrabnie przemyka się przez odwieczne tematy i motywy wykorzystywane w wierszu: od jego definicji, poprzez jej formalne realizacje, dzieciństwo, utratę nieskazitelności, przemijanie, śmierć, miłość i politykę, po tematykę środowiskową, towarzyską i szeroko rozumianą wodną (zakończenie).
20.
Teksty są często tak ułożone, że niejako wynikając z poprzednich lub z nimi polemizując, pozwalają się czytać w nowych, niejednokrotnie zaskakujących kontekstach. Po wierszu Sosnowskiego ze słynnym zdaniem następne utwory (kolejno Miłobędzkiej, Sendeckiego i Podczaszy) rzeczywiście „wychodzą z domu i nigdy nie wracają”.
21.
Trójca mocnych litanii polityczno-patriotycznych również intrygująco się uzupełnia; i to jedyne miejsce, gdzie rzeczywiście wiersze można czytać bez nazwisk; składają się na dość spójny obraz fragmentarycznie rozumianego kraju, niezależnie od tego, który z tekstów napisał Góra, który Machej, a który Jaworski. Polska jest tylko jedna.
22.
Najbardziej radykalnie Burszta zderzył punkowo wykrzyczany „Schyłek” Wróblewskiego i „bez” Różewicza; w tym zestawieniu skutek wyprzedza przyczynę i uruchamia nowe, nieobciążone hierarchią pokoleniową i niezwykle dynamiczne interpretacje. Jeśli wyciągnąć esencję z obu wierszy, można pokusić się o otwartą sentencję: „życie bez boga jest”.
23.
Odczytywanie antologii na poziomie samych wierszy, ich treści i konstrukcji jest zajęciem interesującym, ale na dłuższą metę zbyt jednowymiarowym. Tym bardziej że zestawienia poszczególnych nazwisk wyglądają na nieprzypadkowe również z pozaliterackich powodów, albo przynajmniej wchodzą w spór z ewolucją światopoglądową i „arspoetikową” danych autorów.
24.
Ale tego rodzaju rozważania zostawmy łowcom sensacji, szukającym w każdym wyborze mistrzów/mistrzyń, uczniów/uczennic i romansów/romansideł. Wspomniałem o tym na początku, teraz pozostaje mi zdystansować się od tych skojarzeń. I wrócić do wierszy, choćby i tych z antologii, które niezależnie od środowiskowych i wydawniczych zapędów „zawsze są wolne”.