Machina czasu
dzwieki / AUDYCJE Konrad Wojtyła Rafał WojaczekAudycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
Leibnitz mawiał, że teraźniejszość obciążona jest przeszłością i brzemienna w przyszłość. Zatem, by rozmawiać o tym co tu i teraz, pozwalam sobie na powrót do przeszłości. Powrót konieczny, bowiem – jak pisał przed laty Mariusz Grzebalski – zanim wszystko tak naprawdę się zacznie, trzeba dokładnie wszystko sprawdzić.
Od głośnego debiutu Grzebalskiego, za który otrzymał nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny, minęło 15 lat. Tyle, czy aż tyle? Biorę do ręki zakurzony Negatyw i uważnie sprawdzam. Sprawdzam „dokąd płynie/ ta łódź. Czy/ nie jest to spóźniony pociąg/ wanna, w której/ czytasz prasę,/ zaginiony autobus-widmo/ wiozący skazanych/ na dno przepaści”. Zatem gra idzie o racjonalne poznanie i zrozumienie potwornej rzeczywistości. Trzeba poznać prawdę o sobie i dookreślić ją wszystkim tym, co ważne. Najpierw „ja” poszukuje „ty”. Potem „my” domaga się konfrontacji i racjonalnego uzasadnienia. Trzeba wyjść z siebie. Trzeba wyjść na spotkanie z drugim człowiekiem, by odkryć i nazwać to, co stanowi podstawę egzystencji. „Dowiedzieć się/ czy tych dwoje w drzwiach/ to faktycznie my” […] A potem jeszcze wyżej i głębiej. Drażnić metafizykę, pobudzić transcendencję, by „na zawsze ustalić,/ na ile realna jest/ cała ta nasza historia,/ […] Odkryć skąd wiara,/ że nie ma spadania,/ że jest wiatr,/ bez końca”.
A cóż znajdujemy w wydanych właśnie Niepiosenkach Grzebalskiego? Aż chce się przywołać jeden z najnowszych wierszy.
Sedno rzeczy tkwi nieporuszone w przepastnych
sztolniach ludzkiego kosmosu. Tu, nad brzegiem,
który jest czymś więcej – czym, okoniu? -
niż brzeg jeziora, mam do powiedzenia mniej
niż liść, mniej niż martwa mysz polna,
którą podnosisz do oczu, ciekawska dziewczynko.
(„Chciałoby się powiedzieć”)
Oto znana skądinąd eksploracja ludzkiego kosmosu nie przynosi zamierzonego skutku? Sedno rzeczy znajduje się wciąż w tym samym miejscu, w którym było na początku? Niezmienne i niezbadane? Czyżby nic się nie zmieniło w poezji Grzebalskiego? Bynajmniej. Wierzę, że mamy tu do czynienia z podwójnym gestem: symbolicznego zamknięcia i równie symbolicznego otwarcia. Poeta wchodzi w nowy etap. Wyrósł z piosenek, a z jego gardła wydobywa się skowyt utraconej niewinności. Skowyt na wskroś metafizyczny. Zacznijmy od tytułu. Niepiosenki? Czyżby przyszedł czas na wiersze frywolne? Wiersze bez granic? Surowe, ostre, pozbawione rymu, rytmu i melodyki? Nic z tych rzeczy. Koncept Grzebalskiego – jak sądzę – nie zrywa ostatecznie z piosenkowością, choć formalnie z tą formułą niewiele ma wspólnego. Partykuła przecząca „nie” sugeruje nam, że oto mamy do czynienia z piosenkami, ale nieco innymi. Coś je różni. Przewrotność tytułu polega na tym, iż Grzebalski naprowadza nas na konwencję piosenki, jednocześnie w jakiejś mierze tej konwencji zaprzeczając. To zaprzeczenie naprowadza na co najmniej trzy kwestie.
Po pierwsze: nie pisze się już „piosenek”. Skończyły się tematy na piosenki. Wyczerpały się wszelkie złoża. To niedozwolony gatunek. Więc raczej niepiosenki; gorzkie pieśni o utracie niewinności, o dojrzałości, o goryczy, którą przepełniona jest dorosłość. Pieśni poety dojrzałego, metrykalnie już przecież czterdziestoletniego. Po wtóre, Grzebalski sankcjonując piosenkę jako formułę poetycką, nawiązuje do dobrze rozpoznanej tradycji w literaturze, i to nie tylko polskiej. Ponawia gest Miłosza, Iwaszkiewicza. Wyobrażam sobie, jak mówi: skończył się już (choćby pozorny, ale jednak) czas zachwycania światem i jego urodą (piosenkowość), a dojrzałe zgłębianie i ustalanie jego praw domaga się innego instrumentarium (niepiosenkowość). Wszelka prostota wydaje się bowiem czymś złudnym. Po trzecie wreszcie – dla mnie najistotniejsze – wiele z tych pieśni to skowyt fundamentalny, „ostateczny”. To zaśpiew metafizyczny. Żadne tam piosenkowe pitu pitu.
Na początku czai się zło. Wszystko zaczyna się od obserwacji ciemnego zwierzęcia, które chodzi dookoła domu i zagraża. A więc zewsząd czyhająca egzystencja, która przeraża i niepokoi. To boli. Grzebalski na rozgrzewkę funduje nam proste wiersze wypełnione po brzegi znaczeniami. Węszy w kępie śmierci:
A jednak ciemne zwierzę, węszące u naszych drzwi, odwróciło się,
odeszło. Teraz liście szarpie w zaroślach na brzegu.
(„Burza próbowała zrzucić zardzewiały gorset”)
U Różewicza kruk przeciągał czarnym skrzydłem po ustach poety, zamykał je i odlatywał. To symbol mądrości, ale i wszechogarniającej śmierci. Grzebalski do swojej metafizycznej gry wciąga gawrony. To one podają sobie nasze lęki, nasze przeznaczenia, wreszcie zadziobią nasze życie:
Jakby się całowały na środku
alejki wiodącej na cmentarz.
(„Dwa gawrony podają sobie coś
z dzioba do dzioba”)
Krótko, dosadnie. Dreszcz metafizyczny. Czyż należy mówić coś więcej? Nieunikniona perspektywa przemijania, rozpadu, wreszcie śmierci jest tuż za rogiem. Pokazuje rogi. Nie pozostaje nic innego, jak obserwować to, co ma nadejść. Przyglądać się, patrzeć:
W nic wyrastające z niczego,
nagle przyjazne, swojskie jak wiedza,
która nic nie daje i w niczym nie pomaga:
że tak miało być.
(„To by było na tyle”)
Zachwyca mnie Grzebalski tworzący teksty zwięzłe, lapidarne. Wiersze, w których – czy też lepiej byłoby powiedzieć nad którymi – unosi się jakiś metafizyczny duch. Jest znakomity tam, gdzie wchodzi o jeden poziom wyżej niż znajduje się opisywana przez niego egzystencja. Gdzie miesza teraźniejszość z przyszłością, rzeczywistość z transcendencją. Znajdziemy tu i trochę oniryzmu i śnienia i śnięcia. Dużo pustki i przerażenia.
Dom jest taki pusty.
Jak zawsze,
kiedy dzieci wyjadą.
Rzeczy milczą
na swoich miejscach.
Śpisz, za chwilę
ubiorę się,
wyjdę na spacer.
Będzie, jakby w ogóle
nas nie było.
Tylko one.
Spójrz na krzesła.
Wychylone za okna,
jakby oddychały,
w coś zapatrzone.
(„Krzesła”)
Grzebalski opowiada od czasu do czasu różne historie, bywa poetą epickim. Gra kolorami. Ma przy tym swoje dwie ulubione barwy: biel – transponowaną najczęściej za pomocą śniegu, światła i śmierci, oraz czerwień (ogień, pogoda, oczy), która „rozlewa się po białych pędach”. Znaczenie barw jest kulturowe i w zasadzie niezmienne. Choć poeta nie kusi się o przekształcanie kulturowych ekwiwalentów kolorów, robi z nich wielce interesujący użytek.
Dziadek, kiedy umierał, wyglądał,
jakby wjeżdżał – właśnie, gdzie?
w ten nowy/inny świat? – na sankach.
Tyle było światła w pokoju.
Otóż to: światło, śnieg.
(„Górka”)
Ludzki kosmos Grzebalskiego zahacza także o ziemię. Zatem nie sposób pominąć wierszy, które korespondują z wcześniejszymi tekstami zarówno pod względem formalnym, jak i ideowym. Te, w których poeta stara się opisywać dookolną rzeczywistość (techno, laski, beemki, itd.), wydają mi się najmniej interesujące. Mam bowiem wrażenie, że przerażający skowyt utraconej niewinności zamienia się tu w ledwie wyczuwalny i pretensjonalny głosik. Na szczęście to sporadyczne przypadki. Wybieram dla siebie Grzebalskiego, który zastanawia się nad sensem i bezsensem ludzkiego życia, eksploruje „obszary” metafizyczne. Zwodzi stwórcę, przedrzeźnia Boga, pokazuje śmierci środkowy palec i stara się jej uciec. Wtedy uciekam razem z nim i ginę. Ginę w wierszach, a to piękna śmierć.
Takie to niepiosenki. Pewnie nie wszystkie da się zanucić, ale wielu z tych tekstów należy się nauczyć. Dla pożytku własnego i pożytku polskiej literatury. Grzebalski metafizyczny? Właśnie tak, panie Leibnitz, z wiarą teraźniejszą, że będzie to brzemienne w przyszłość.
Urodzony w 1979 roku – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Rok później przełożył z jidisz na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). W latach 2005-2009 zastępca redaktora naczelnego kwartalnika literacko-filozoficznego [fo:pa]. Od 2012 do 2014 roku pierwszy redaktor naczelny pisma „eleWator”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Portrecie”, „FA-arcie”, „Kresach”, „Śląsku”, „Arkadii”, „Pograniczach”, „Przeglądzie Polskim” (USA), „Radarze”, „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.
Audycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły towarzysząca premierze e‑booka Kory Stoję, czuję się świetnie, wydanego w Biurze Literackim 18 stycznia 2016 roku.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Myśli do słów. Szkice o poezji Piotra Matywieckiego.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki gubione Krystyny Miłobędzkiej.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem Jarosława Borowca.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Polskie znaki Wojciecha Bonowicza.
WięcejKomentarze Zdzisława Jaskuły, Andrzeja Nowaka, Mieczysława Orskiego, Piotra Śliwińskiego, Adama Wiedemanna oraz Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Trop w trop Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Dożynki 2008”.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Piotra Czerniawskiego, Grzegorza Jankowicza, Anny Kałuży, Bogusława Kierca, Karola Maliszewskiego, Edwarda Pasewicza, Tomasza Pułki, Justyny Sobolewskiej i Konrada Wojtyły.
WięcejKomentarze Sławomira Kuźnickiego, Konrada Wojtyły i Jarosława Borowca.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Wojaczek wielokrotny.
WięcejRecenzja Anny Kałuży z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
Więcej