recenzje / ESEJE

Skowyt utraconej niewinności

Konrad Wojtyła

Recenzja Konrada Wojtyły z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.

Biuro Literackie

Leib­nitz mawiał, że teraź­niej­szość obcią­żo­na jest prze­szło­ścią i brze­mien­na w przy­szłość. Zatem, by roz­ma­wiać o tym co tu i teraz, pozwa­lam sobie na powrót do prze­szło­ści. Powrót koniecz­ny, bowiem – jak pisał przed laty Mariusz Grze­bal­ski – zanim wszyst­ko tak napraw­dę się zacznie, trze­ba dokład­nie wszyst­ko spraw­dzić.

Od gło­śne­go debiu­tu Grze­bal­skie­go, za któ­ry otrzy­mał nagro­dę im. Kazi­mie­ry Iłła­ko­wi­czów­ny, minę­ło 15 lat. Tyle, czy aż tyle? Bio­rę do ręki zaku­rzo­ny Nega­tyw i uważ­nie spraw­dzam. Spraw­dzam „dokąd płynie/ ta łódź. Czy/ nie jest to spóź­nio­ny pociąg/ wan­na, w której/ czy­tasz prasę,/ zagi­nio­ny auto­bus-wid­mo/ wio­zą­cy skazanych/ na dno prze­pa­ści”. Zatem gra idzie o racjo­nal­ne pozna­nie i zro­zu­mie­nie potwor­nej rze­czy­wi­sto­ści. Trze­ba poznać praw­dę o sobie i dookre­ślić ją wszyst­kim tym, co waż­ne. Naj­pierw „ja” poszu­ku­je „ty”. Potem „my” doma­ga się kon­fron­ta­cji i racjo­nal­ne­go uza­sad­nie­nia. Trze­ba wyjść z sie­bie. Trze­ba wyjść na spo­tka­nie z dru­gim czło­wie­kiem, by odkryć i nazwać to, co sta­no­wi pod­sta­wę egzy­sten­cji. „Dowie­dzieć się/ czy tych dwo­je w drzwiach/ to fak­tycz­nie my” […] A potem jesz­cze wyżej i głę­biej. Draż­nić meta­fi­zy­kę, pobu­dzić trans­cen­den­cję, by „na zawsze ustalić,/ na ile real­na jest/ cała ta nasza historia,/ […] Odkryć skąd wiara,/ że nie ma spadania,/ że jest wiatr,/ bez koń­ca”.

A cóż znaj­du­je­my w wyda­nych wła­śnie Nie­pio­sen­kach Grze­bal­skie­go? Aż chce się przy­wo­łać jeden z naj­now­szych wier­szy.

Sed­no rze­czy tkwi nie­po­ru­szo­ne w prze­past­nych
sztol­niach ludz­kie­go kosmo­su. Tu, nad brze­giem,

któ­ry jest czymś wię­cej – czym, oko­niu? -
niż brzeg jezio­ra, mam do powie­dze­nia mniej

niż liść, mniej niż mar­twa mysz polna,
któ­rą pod­no­sisz do oczu, cie­kaw­ska dziew­czyn­ko.

(„Chcia­ło­by się powie­dzieć”)

Oto zna­na skąd­inąd eks­plo­ra­cja ludz­kie­go kosmo­su nie przy­no­si zamie­rzo­ne­go skut­ku? Sed­no rze­czy znaj­du­je się wciąż w tym samym miej­scu, w któ­rym było na począt­ku? Nie­zmien­ne i nie­zba­da­ne? Czyż­by nic się nie zmie­ni­ło w poezji Grze­bal­skie­go? Bynaj­mniej. Wie­rzę, że mamy tu do czy­nie­nia z podwój­nym gestem: sym­bo­licz­ne­go zamknię­cia i rów­nie sym­bo­licz­ne­go otwar­cia. Poeta wcho­dzi w nowy etap. Wyrósł z pio­se­nek, a z jego gar­dła wydo­by­wa się sko­wyt utra­co­nej nie­win­no­ści. Sko­wyt na wskroś meta­fi­zycz­ny. Zacznij­my od tytu­łu. Nie­pio­sen­ki? Czyż­by przy­szedł czas na wier­sze fry­wol­ne? Wier­sze bez gra­nic? Suro­we, ostre, pozba­wio­ne rymu, ryt­mu i melo­dy­ki? Nic z tych rze­czy. Kon­cept Grze­bal­skie­go – jak sądzę – nie zry­wa osta­tecz­nie z pio­sen­ko­wo­ścią, choć for­mal­nie z tą for­mu­łą nie­wie­le ma wspól­ne­go. Par­ty­ku­ła prze­czą­ca „nie” suge­ru­je nam, że oto mamy do czy­nie­nia z pio­sen­ka­mi, ale nie­co inny­mi. Coś je róż­ni. Prze­wrot­ność tytu­łu pole­ga na tym, iż Grze­bal­ski napro­wa­dza nas na kon­wen­cję pio­sen­ki, jed­no­cze­śnie w jakiejś mie­rze tej kon­wen­cji zaprze­cza­jąc. To zaprze­cze­nie napro­wa­dza na co naj­mniej trzy kwe­stie.

Po pierw­sze: nie pisze się już „pio­se­nek”. Skoń­czy­ły się tema­ty na pio­sen­ki. Wyczer­pa­ły się wszel­kie zło­ża. To nie­do­zwo­lo­ny gatu­nek. Więc raczej nie­pio­sen­ki; gorz­kie pie­śni o utra­cie nie­win­no­ści, o doj­rza­ło­ści, o gory­czy, któ­rą prze­peł­nio­na jest doro­słość. Pie­śni poety doj­rza­łe­go, metry­kal­nie już prze­cież czter­dzie­sto­let­nie­go. Po wtó­re, Grze­bal­ski sank­cjo­nu­jąc pio­sen­kę jako for­mu­łę poetyc­ką, nawią­zu­je do dobrze roz­po­zna­nej tra­dy­cji w lite­ra­tu­rze, i to nie tyl­ko pol­skiej. Pona­wia gest Miło­sza, Iwasz­kie­wi­cza. Wyobra­żam sobie, jak mówi: skoń­czył się już (choć­by pozor­ny, ale jed­nak) czas zachwy­ca­nia świa­tem i jego uro­dą (pio­sen­ko­wość), a doj­rza­łe zgłę­bia­nie i usta­la­nie jego praw doma­ga się inne­go instru­men­ta­rium (nie­pio­sen­ko­wość). Wszel­ka pro­sto­ta wyda­je się bowiem czymś złud­nym. Po trze­cie wresz­cie – dla mnie naj­istot­niej­sze – wie­le z tych pie­śni to sko­wyt fun­da­men­tal­ny, „osta­tecz­ny”. To zaśpiew meta­fi­zycz­ny. Żad­ne tam pio­sen­ko­we pitu pitu.

Na począt­ku czai się zło. Wszyst­ko zaczy­na się od obser­wa­cji ciem­ne­go zwie­rzę­cia, któ­re cho­dzi dooko­ła domu i zagra­ża. A więc zewsząd czy­ha­ją­ca egzy­sten­cja, któ­ra prze­ra­ża i nie­po­koi. To boli. Grze­bal­ski na roz­grzew­kę fun­du­je nam pro­ste wier­sze wypeł­nio­ne po brze­gi zna­cze­nia­mi. Węszy w kępie śmier­ci:

A jed­nak ciem­ne zwie­rzę, węszą­ce u naszych drzwi, odwró­ci­ło się,
ode­szło. Teraz liście szar­pie w zaro­ślach na brze­gu.

(„Burza pró­bo­wa­ła zrzu­cić zardze­wia­ły gor­set”)

U Róże­wi­cza kruk prze­cią­gał czar­nym skrzy­dłem po ustach poety, zamy­kał je i odla­ty­wał. To sym­bol mądro­ści, ale i wszech­ogar­nia­ją­cej śmier­ci. Grze­bal­ski do swo­jej meta­fi­zycz­nej gry wcią­ga gaw­ro­ny. To one poda­ją sobie nasze lęki, nasze prze­zna­cze­nia, wresz­cie zadzio­bią nasze życie:

Jak­by się cało­wa­ły na środ­ku
alej­ki wio­dą­cej na cmen­tarz.

(„Dwa gaw­ro­ny poda­ją sobie coś
z dzio­ba do dzio­ba”)

Krót­ko, dosad­nie. Dreszcz meta­fi­zycz­ny. Czyż nale­ży mówić coś wię­cej? Nie­unik­nio­na per­spek­ty­wa prze­mi­ja­nia, roz­pa­du, wresz­cie śmier­ci jest tuż za rogiem. Poka­zu­je rogi. Nie pozo­sta­je nic inne­go, jak obser­wo­wać to, co ma nadejść. Przy­glą­dać się, patrzeć:

W nic wyra­sta­ją­ce z nicze­go,
nagle przy­ja­zne, swoj­skie jak wie­dza,
któ­ra nic nie daje i w niczym nie poma­ga:
że tak mia­ło być.

(„To by było na tyle”)

Zachwy­ca mnie Grze­bal­ski two­rzą­cy tek­sty zwię­złe, lapi­dar­ne. Wier­sze, w któ­rych – czy też lepiej było­by powie­dzieć nad któ­ry­mi – uno­si się jakiś meta­fi­zycz­ny duch. Jest zna­ko­mi­ty tam, gdzie wcho­dzi o jeden poziom wyżej niż znaj­du­je się opi­sy­wa­na przez nie­go egzy­sten­cja. Gdzie mie­sza teraź­niej­szość z przy­szło­ścią, rze­czy­wi­stość z trans­cen­den­cją. Znaj­dzie­my tu i tro­chę oni­ry­zmu i śnie­nia i śnię­cia. Dużo pust­ki i prze­ra­że­nia.

Dom jest taki pusty.
Jak zawsze,
kie­dy dzie­ci wyja­dą.
Rze­czy mil­czą
na swo­ich miej­scach.

Śpisz, za chwi­lę
ubio­rę się,
wyj­dę na spa­cer.
Będzie, jak­by w ogó­le
nas nie było.

Tyl­ko one.
Spójrz na krze­sła.
Wychy­lo­ne za okna,
jak­by oddy­cha­ły,
w coś zapa­trzo­ne.

(„Krze­sła”)

Grze­bal­ski opo­wia­da od cza­su do cza­su róż­ne histo­rie, bywa poetą epic­kim. Gra kolo­ra­mi. Ma przy tym swo­je dwie ulu­bio­ne bar­wy: biel – trans­po­no­wa­ną naj­czę­ściej za pomo­cą śnie­gu, świa­tła i śmier­ci, oraz czer­wień (ogień, pogo­da, oczy), któ­ra „roz­le­wa się po bia­łych pędach”. Zna­cze­nie barw jest kul­tu­ro­we i w zasa­dzie nie­zmien­ne. Choć poeta nie kusi się o prze­kształ­ca­nie kul­tu­ro­wych ekwi­wa­len­tów kolo­rów, robi z nich wiel­ce inte­re­su­ją­cy uży­tek.

Dzia­dek, kie­dy umie­rał, wyglą­dał,
jak­by wjeż­dżał – wła­śnie, gdzie?
w ten nowy/inny świat? – na san­kach.
Tyle było świa­tła w poko­ju.
Otóż to: świa­tło, śnieg.

(„Gór­ka”)

Ludz­ki kosmos Grze­bal­skie­go zaha­cza tak­że o zie­mię. Zatem nie spo­sób pomi­nąć wier­szy, któ­re kore­spon­du­ją z wcze­śniej­szy­mi tek­sta­mi zarów­no pod wzglę­dem for­mal­nym, jak i ide­owym. Te, w któ­rych poeta sta­ra się opi­sy­wać dookol­ną rze­czy­wi­stość (tech­no, laski, beem­ki, itd.), wyda­ją mi się naj­mniej inte­re­su­ją­ce. Mam bowiem wra­że­nie, że prze­ra­ża­ją­cy sko­wyt utra­co­nej nie­win­no­ści zamie­nia się tu w led­wie wyczu­wal­ny i pre­ten­sjo­nal­ny gło­sik. Na szczę­ście to spo­ra­dycz­ne przy­pad­ki. Wybie­ram dla sie­bie Grze­bal­skie­go, któ­ry zasta­na­wia się nad sen­sem i bez­sen­sem ludz­kie­go życia, eks­plo­ru­je „obsza­ry” meta­fi­zycz­ne. Zwo­dzi stwór­cę, prze­drzeź­nia Boga, poka­zu­je śmier­ci środ­ko­wy palec i sta­ra się jej uciec. Wte­dy ucie­kam razem z nim i ginę. Ginę w wier­szach, a to pięk­na śmierć.

Takie to nie­pio­sen­ki. Pew­nie nie wszyst­kie da się zanu­cić, ale wie­lu z tych tek­stów nale­ży się nauczyć. Dla pożyt­ku wła­sne­go i pożyt­ku pol­skiej lite­ra­tu­ry. Grze­bal­ski meta­fi­zycz­ny? Wła­śnie tak, panie Leib­nitz, z wia­rą teraź­niej­szą, że będzie to brze­mien­ne w przy­szłość.

O autorze

Konrad Wojtyła

Urodzony w 1979 roku – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Rok później przełożył z jidisz na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). W latach 2005-2009 zastępca redaktora naczelnego kwartalnika literacko-filozoficznego [fo:pa]. Od 2012 do 2014 roku pierwszy redaktor naczelny pisma „eleWator”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Portrecie”, „FA-arcie”, „Kresach”, „Śląsku”, „Arkadii”, „Pograniczach”, „Przeglądzie Polskim” (USA), „Radarze”, „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.

Powiązania

Machina czasu

dzwieki / AUDYCJE Konrad Wojtyła Rafał Wojaczek

Audy­cja „Machi­na cza­su” Kon­ra­da Woj­ty­ły poświę­co­na twór­czo­ści i życiu Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

Obietnica na ciało i krew

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze e‑booka Kory Sto­ję, czu­ję się świet­nie, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 stycz­nia 2016 roku.

Więcej

Przeklęte Sanatorium

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Sana­to­rium Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

Myśli do słów. Słowa do myśli.

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Esej Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Myśli do słów. Szki­ce o poezji Pio­tra Maty­wiec­kie­go.

Więcej

Gubione paradoksy

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Trzynaście impresji zza uchylonej kurtyny

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Esej Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Sza­re świa­tło. Roz­mo­wy z Kry­sty­ną Miło­będz­ką i Andrze­jem Fal­kie­wi­czem Jaro­sła­wa Borow­ca.

Więcej

„Stracony na mocy nie ogłoszonego wyroku…”

debaty / książki i autorzy Konrad Wojtyła

Głos Kon­ra­da Woj­ty­ły w deba­cie „Czy Nobel zasłu­żył na Róże­wi­cza?”.

Więcej

Nie (wy)obrażać sobie za wiele…

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Pol­skie zna­ki Woj­cie­cha Bono­wi­cza.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Trop albo Trud. Na marginesie rozmów z Andrzejem Sosnowskim

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Trop w trop Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

O gubionych

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Anny Kału­ży, Bogu­sła­wa Kier­ca, Karo­la Mali­szew­skie­go, Edwar­da Pase­wi­cza, Toma­sza Puł­ki, Justy­ny Sobo­lew­skiej i Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

O Innym tempie

recenzje / NOTKI I OPINIE Jarosław Borowiec Konrad Wojtyła

Komen­ta­rze Sła­wo­mi­ra Kuź­nic­kie­go, Kon­ra­da Woj­ty­ły i Jaro­sła­wa Borow­ca.

Więcej

Klonowanie z pamięci

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Woja­czek wie­lo­krot­ny.

Więcej

Mariusz Grzebalski: Niepiosenki

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Negatywność

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Egzamin z doświadczeń

recenzje / ESEJE Paweł Kaczmarski

Recen­zja Paw­ła Kacz­mar­skie­go z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej