recenzje / ESEJE

Słodycz mroczna i zabójcza. „jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata” Oli Lewandowskiej

Agnieszka Waligóra

Recenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata Oli Lewandowskiej, wydanej w Biurze Literackim 15 stycznia 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

[J]este­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata to debiu­tanc­ki tom poetyc­ki Oli Lewan­dow­skiej – poet­ki, histo­rycz­ki sztu­ki i copyw­ri­ter­ki, lau­re­at­ki Poło­wu 2021 i Pra­cow­ni Pierw­szej Książ­ki Wier­szem 2023. Wcze­śniej autor­ka publi­ko­wa­ła swo­je tek­sty w cza­so­pi­smach takich jak „Tlen Lite­rac­ki”, „Heli­kop­ter” czy „Odra”, zaś poje­dyn­cze wier­sze z oma­wia­ne­go tomu publi­ko­wa­ne były wcze­śniej na stro­nie Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Poet­ka przy­go­to­wa­ła nas więc nie­ja­ko na swój debiut – z całą pew­no­ścią nie ozna­cza to jed­nak, że jej peł­no­wy­mia­ro­wa książ­ka z wier­sza­mi nie dostar­czy nam żad­nych zasko­czeń.

Zacznij­my zatem od począt­ku, to zna­czy od tytu­łu. Zasad­ni­czo stresz­cza on w sobie całą klu­czo­wą dla książ­ki pro­ble­ma­ty­kę, roz­wi­ja­ną na prze­strze­ni 29 wier­szy. Docho­dzi w nim do bra­wu­ro­we­go cla­shu tego, co jasne i cie­płe (lato) z tym, co zim­ne i mrocz­ne (ciem­ność). Poja­wia się w nim tak­że tak istot­na dla pro­jek­tu Lewan­dow­skiej pierw­szość: debiut autor­ki wyraź­nie mie­rzy się bowiem z pro­ble­ma­mi sze­ro­ko poj­mo­wa­ne­go dora­sta­nia czy doj­rze­wa­nia, ini­cja­cją sek­su­al­ną i jej róż­no­rod­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi i wymia­ra­mi.

Co jed­nak nie mniej istot­ne, wszyst­kie powyż­sze zagad­nie­nia, któ­re skła­da­ją się w prze­my­śla­nie skom­po­no­wa­ną całość – histo­rię słod­ko-gorz­kie­go, świe­tli­ste­go i zara­zem mrocz­ne­go doj­rze­wa­nia – pod­po­rząd­ko­wa­ne są tak­że wska­za­nej w tytu­le kolek­tyw­no­ści. Owo prze­nie­sie­nie akcen­tu z per­spek­ty­wy indy­wi­du­ali­stycz­nej na wspól­no­to­wą („jeste­śmy”) pozo­sta­je jed­nym z naj­cie­kaw­szych moty­wów oma­wia­ne­go tomu.

Co bowiem jasne już od pierw­szych zebra­nych w jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata tek­stów, mamy tu do czy­nie­nia z książ­ką opo­wia­da­ją­cą nie o abs­trak­cyj­nym dora­sta­niu, ale bar­dziej kon­kret­nie: o dziew­czyń­stwie. Zbiór sta­no­wi zatem ini­cja­cyj­ną opo­wieść o cza­sach nasto­let­nich, któ­ry zna­ko­mi­cie wpi­su­je się w zysku­ją­cy obec­nie na roz­ma­chu nurtgirl­ho­od stu­dies – i choć Lewan­dow­ska nie rości sobie nim roli kul­tu­ro­znaw­czy­ni czy filo­zof­ki, pozo­sta­jąc przede wszyst­kim poet­ką, ukon­tek­sto­wie­nie oma­wia­nej książ­ki wobec owe­go nur­tu czy wobec kul­tu­ro­wej wizji dziew­czyń­stwa wyda­je się czymś nie­zbęd­nym.

Dzie­je się tak przede wszyst­kim dla­te­go, że autor­ka w spo­sób nie­na­chal­ny, ale wyjąt­ko­wo wyra­zi­sty się­ga do kil­ku moty­wów euro­pej­skiej kul­tu­ry – daw­nej i współ­cze­snej. Jed­nym z naj­waż­niej­szych pozo­sta­je – co może sta­no­wić pew­ne zasko­cze­nie – kon­tekst biblij­ny. Lewan­dow­ska czę­sto powra­ca bowiem do figu­ry jabł­ka, kon­fron­tu­jąc jego ugrun­to­wa­ne w chrze­ści­jań­stwie zna­cze­nia z bar­dzo kon­kret­ny­mi, soma­tycz­ny­mi meta­fo­ra­mi i porów­na­nia­mi, któ­re łączą cha­rak­te­ry­sty­kę owo­ców z wizją dziew­czę­cych boha­te­rek tomu. Dziew­czyń­stwo jest cza­sem muso­wa­nia: łagod­ne­go, ale i ener­ge­tycz­ne­go wzro­stu i doj­rze­wa­nia, zmien­no­ści form i sta­nów sku­pie­nia. Podob­ne wąt­ki widać wła­śnie w „owo­co­wych” frag­men­tach pierw­szej ciem­no­ści…, gdzie jabł­ka są raz twar­de i kwa­śne, wciąż nie­doj­rza­łe („kon­cept: głód”), raz zaś mięk­kie i słod­kie („cie­pło: miąższ”).

Doj­rze­wa­nie nie jest przy tym u Lewan­dow­skiej zja­wi­skiem line­ar­nym: tomik nie poka­zu­je histo­rii dziew­cząt, któ­re z nie­win­nych, cierp­kich i zie­lo­nych istot sta­ją się doj­rza­ły­mi i kuszą­cy­mi sło­dy­czą kobie­ta­mi. Prze­ciw­nie: już w pierw­szym zawar­tym w tomie wier­szu, zaty­tu­ło­wa­nym „vir­gin suici­des”, dora­sta­nie poka­za­ne jest jako powra­ca­ją­ca fala, któ­ra póź­niej nabie­rze zresz­tą licz­nych – i nie­kie­dy bar­dzo rady­kal­nych – zna­czeń:

jak opi­sać ten czas, któ­ry wra­ca
falą, jak­by ktoś cisnął w wodę ogryz­kiem?

ten czas bie­rze imię od bia­łych pod­ko­la­nó­wek
i lata. oddech po owo­cu nie ma nazwy
ale wie­my, co przy­po­mi­na

kole­żan­ki mówią: to już czas pierw­sze­go sta­ni­ka
jak go zało­żysz, etap dru­gi: pal­ców­ka

nie potrze­ba nam chłop­ca
jeste­śmy cia­ło cięż­kie, zna­jo­me

umie­my śpie­wać samym języ­kiem

Dora­sta­nie pozo­sta­je więc cza­sem, któ­ry trud­no zde­fi­nio­wać – okre­śla­ją go przede wszyst­kim doświad­cze­nia, któ­re zawsze są doświad­cze­nia­mi cia­ła: doj­rze­wa­nie płcio­we czy pierw­sze kon­tak­ty sek­su­al­ne. Stąd dora­sta­nie oka­zu­je się cza­sem inten­syw­ne­go chło­nię­cia, któ­re­go Lewan­dow­ska w żaden spo­sób nie glo­ry­fi­ku­je. Wręcz prze­ciw­nie: pokwi­ta­nie to dla niej okres pełen wie­lo­to­ro­wej prze­mo­cy, moment, w któ­rym – obser­wu­jąc cha­rak­ter rze­czy­wi­sto­ści – odrzu­ca się wła­sną nie­win­ność. Nie bez przy­czy­ny wszak w przy­to­czo­nym już pierw­szym tek­ście poet­ka odwo­łu­je się do Vir­gin Suici­des, czy­li powie­ści Jef­freya Euge­ni­de­sa zekra­ni­zo­wa­nej w 1999 roku przez Sophię Cop­po­lę.

Nastrój ame­ry­kań­skiej powie­ści i kul­to­we­go fil­mu Cop­po­li pozo­sta­je pew­ne­go typu matro­na­tem dla całe­go tomu. Nie dla­te­go jed­nak, że autor­ka śle­po podą­ża za fabu­łą książ­ki lub jej ekra­ni­za­cji, ale raczej ze wzglę­du na jej spe­cy­ficz­ne trak­to­wa­nie dziew­czyń­stwa. Vir­gin Suici­des to bowiem dzie­ło poka­zu­ją­ce pro­ble­my dora­sta­nia w bar­dzo przej­mu­ją­cy spo­sób: opo­wia­da ono histo­rię kon­ser­wa­tyw­nej rodzi­ny, w któ­rej dora­sta pięć córek. Wyda­je się, że żyją one w siel­skiej atmos­fe­rze ame­ry­kań­skie­go przed­mie­ścia, jed­nak już na samym począt­ku fil­mu naj­młod­sza z sióstr, Ceci­lia, podej­mu­je pró­bę samo­bój­czą, któ­rej bez­po­śred­nie przy­czy­ny nigdy nie zosta­ją ujaw­nio­ne – w słyn­nej sce­nie wizy­ty u psy­chia­try, w któ­rej lekarz pyta mło­dą boha­ter­kę o to, jakie może mieć ona w tym wie­ku pro­ble­my, Ceci­lia odpo­wia­da: „Dok­to­rze, naj­wy­raź­niej nigdy nie był pan trzy­na­sto­let­nią dziew­czyn­ką”.

Vir­gin Suici­des nie eks­plo­ru­ją bez­po­śred­nio poli­tycz­nych kon­tek­stów cier­pie­nia mło­dych kobiet: prze­ciw­nie, prze­moc w fil­mie Cop­po­li (oraz powie­ści Euge­ni­de­sa) poka­za­na jest w spo­sób tak cichy, że wła­ści­wie trud­no dostrzec jej fak­tycz­ne wymia­ry. Zamiast tego istot­ny nacisk poło­żo­ny jest na sym­bo­li­kę: w powie­ści Euge­ni­de­sa poja­wia się wyra­zi­sty motyw milio­nów mar­twych jętek, któ­rych zwło­ki wyście­ła­ją uli­ce spo­koj­ne­go przed­mie­ścia; wyda­je się, że dziew­czyń­stwo – poza tym, że nazna­czo­ne prze­mo­cą kul­tu­ro­wą i spo­łecz­ną – w natu­ral­ny spo­sób łączy się z mor­tu­al­no­ścią. Doj­rze­wa­nie to śmierć dzie­ciń­stwa; decy­zja o pod­ję­ciu współ­ży­cia lub współ­ży­cie wymu­szo­ne dopro­wa­dza­ją do uni­ce­stwie­nia dzie­wic­twa. Podob­na mor­tu­al­na wyobraź­nia rzą­dzi tak­że książ­ką Lewan­dow­skiej, wspie­ra­na zresz­tą tak­że przez zawar­te w wier­szu „pętla::::::” nawią­za­nie do muzy­ki Lany Del Rey, ame­ry­kań­skiej pio­sen­kar­ki zna­nej z upodo­ba­nia do melan­cho­lii oraz (iro­nicz­ne­go) roman­ty­zo­wa­nia ame­ry­kań­skie­go sty­lu życia wraz z jego upodo­ba­niem do prze­mo­cy wobec kobiet.

Wska­za­ne tu odwo­ła­nia rysu­ją nam bazę, na któ­rej powsta­je ana­li­zo­wa­na książ­ka: podob­nie jak utwo­ry Euge­ni­de­sa, Cop­po­li i Del Rey (pio­sen­ka „Sum­mer­ti­me Sad­ness”) opi­su­je ona waka­cyj­ną melan­cho­lię, wyję­tą żyw­cem z począt­ków nowe­go tysiąc­le­cia. Roz­grza­na, zaku­rzo­na nuda życia w małym mia­stecz­ku z jed­nej stro­ny ma siel­ski smak: pozo­sta­je cza­sem bez­tro­ski i nie­okre­śle­nia, któ­re zaraz zakoń­czy się wej­ściem w doro­słość. Z dru­giej jed­nak ma ona wspo­mnia­ny już, wybit­nie prze­mo­co­wy cha­rak­ter – i prze­moc ta nader czę­sto roz­gry­wa się na tle sek­su­al­nym. Wspie­ra to tyl­ko klu­czo­wą dla całej książ­ki kore­la­cję pomię­dzy Ero­sem i Tana­to­sem: w prze­strze­ni zary­so­wa­nej przez Lewan­dow­ską sek­su­al­ność nie słu­ży przy­jem­no­ści. Pozo­sta­je ona raczej prze­strze­nią ini­cjal­nych eks­plo­ra­cji, ale przede wszyst­kim tych nega­tyw­nych: nie ozna­cza pierw­szych roman­tycz­nych unie­sień, ale pospiesz­ną pal­ców­kę za śmiet­ni­kiem; seks nie pro­wa­dzi do roz­ko­szy, pozo­sta­jąc raczej towa­rem lub rodza­jem trans­ak­cji.

Wąt­ki te są jed­nak uję­te nie­zwy­kle lako­nicz­ny i mini­ma­li­stycz­ny – Lewan­dow­ska nie inspi­ru­je się dosad­no­ścią Kami­li Janiak czy Domi­ni­ki Dymiń­skiej. Jej poety­ka jest chłod­na, nie­mal awan­gar­do­wa w spo­so­bie, w jaki uni­ka ryso­wa­nia pro­stych rela­cji i snu­cia roz­wle­kłych opo­wie­ści. jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata skła­da się raczej z krót­kich, ulot­nych scen, a to, co naj­waż­niej­sze, wyda­rza się przede wszyst­kim w języ­ku. Lewan­dow­ska czy­ni go – jak widzie­li­śmy w „vir­gin suici­des” – peł­no­praw­nym boha­te­rem książ­ki: poka­zu­je go jako żywy, zmy­sło­wy organ, czym zbli­ża się do ero­tycz­nej wer­sji mediów zna­nej nam już cho­ciaż­by z twór­czo­ści Justy­ny Kuli­kow­skiej. Przy tym wszyst­kim mowa ma w wizji debiu­tu­ją­cej autor­ki bar­dzo wyraź­ną misję: w zna­nych nam już pro­jek­tach o nakie­ro­wa­niu femi­ni­stycz­nym język – zagar­nię­ty przez patriar­chal­ną ide­olo­gię – trze­ba było na nowo odkryć, pod­dać sub­wer­sji. Jak­kol­wiek poet­ka nie stro­ni od podob­nych wizji mowy („wnę­trzar­ki”), nakła­da jej jed­nak kon­kret­niej­szą rolę: w wizji Lewan­dow­skiej język ma zbu­do­wać nową, dziew­czyń­ską mito­lo­gię siły i spraw­czo­ści („grls myth”).

W prze­ci­wień­stwie bowiem do melan­cho­lij­nej sztu­ki począt­ku nowe­go tysiąc­le­cia oraz jej genial­nych prze­dłu­żeń (Lana Del Rey), Lewan­dow­ska budu­je pod zna­ną z fil­mu Cop­po­li, nie­co cukier­ko­wą fasa­dą roze­ro­ty­zo­wa­nej tana­tycz­no­ści histo­rie, któ­re obda­rzo­ne są spo­rym poten­cja­łem wywro­to­wym i zara­zem poten­cja­łem budo­wy wspól­no­ty. Poet­ka skła­nia się ku wska­zy­wa­niu, jak wiel­ka wście­kłość kry­je się pod słod­kim, bąbel­ku­ją­cym dora­sta­niem; jak prze­myśl­nie wyko­rzy­stać moż­na nie­win­ność i bez­bron­ność. Lewan­dow­ską inte­re­su­ją nie­zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­ne, nie­mal pier­wot­ne for­my opo­ru, któ­ry moż­na pod­jąć wobec nie­ustan­nie dozna­wa­ne­go zagro­że­nia, i siła, jaką posia­da w tym zakre­sie kolek­tyw. Odwo­łu­je się ona do oddol­nych, dzi­kich wspól­not nie­do­ro­słych kobiet, któ­re kolek­tyw­nie wyko­rzy­stu­ją potę­gę cia­ła i języ­ka (a nawet: języ­ka cia­ła), wyta­cza­jąc cięż­kie dzia­ła prze­ciw­ko temu, co w isto­cie leży u pod­staw każ­dej prze­mo­cy, tak­że tej sek­su­al­nej – może przede wszyst­kim tej sek­su­al­nej: idei wła­sno­ści.

Pierw­sza ciem­ność roz­gry­wa się, przy­po­mnij­my, w prze­strze­ni małe­go mia­sta, a ści­ślej rzecz bio­rąc – we wła­ści­wie zamknię­tej prze­strze­ni blo­ko­wi­ska, w któ­rej rysu­ją się roz­ma­ite rela­cje wła­dzy. Blo­ki miesz­kal­ne, któ­re mia­ły zasad­ni­czo wyrów­ny­wać warun­ki życia miesz­kań­ców, oka­zu­ją się tu prze­strze­nią nie­usta­ją­cej, choć – pamię­taj­my o patro­na­cie Euge­ni­de­sa i Cop­po­li – ukry­tej wal­ki. Nie­kie­dy oczy­wi­ście poka­za­na jest ona wprost: naj­bar­dziej przej­mu­ją­ca wyda­je się tu postać Mir­ki z serii wier­szy o tytu­le „sto­ry osie­dlo­we”. Mir­ka począt­ko­wo wyda­je się rodza­jem prze­stro­gi dla pozo­sta­łych boha­te­rek:

mir­ka rodzi mar­twe cór­ki tuż za śmiet­ni­kiem
gar­dło w brzu­chu mówi: będzie bola­ło
cze­ka­my w krza­kach, a mir­ka
wysu­wa je z sie­bie jak drza­zgi

za śmiet­ni­kiem wszyst­ko wra­ca do traw
mar­twi­my się, że ten brzuch;
że nie będzie już miej­sca na wię­cej

Z cza­sem jed­nak oka­zu­je się, że para­dok­sal­na, śmier­cio­no­śna płod­ność Mir­ki sta­je się dla nich pew­ne­go typu wzo­rem („sto­ry osie­dlo­we III”):

chce­my być mir­ką – nosić w sobie śmier­ci, jesz­cze
zanim ktoś umrze

mówić na wio­snę, że nie przyj­dzie
dopó­ki nie wło­żysz w nią pal­ców

W tym sen­sie Lewan­dow­ska jest nie­mal bez­względ­na – w jej tek­stach poja­wia­ją się zadzi­wia­ją­ce, fre­ne­tycz­ne apo­lo­gie form prze­mo­cy zada­wa­nej przez kobie­ty. Prze­moc ta ma jed­nak na celu wal­kę z pra­wem wła­sno­ści i jej cel pozo­sta­je zaska­ku­ją­co kolek­ty­wi­stycz­ny – Mir­ka, naj­praw­do­po­dob­niej mole­sto­wa­na, odwdzię­cza się świa­tu, repro­du­ku­jąc nie życie, a śmierć.

Lewan­dow­ska lako­nicz­nie, lecz nie­zwy­kle obra­zo­wo poka­zu­je tym samym, jak seks i repro­duk­cja wią­żą się z posia­da­niem – ten, kto decy­du­je o ich cha­rak­te­rze, zysku­je pozy­cję domi­na­cji. Nie­ja­ko wystę­pu­je ona zatem prze­ciw­ko słyn­nej tezie Geo­r­ge­sa Bataille’a, że ero­ty­ka pozo­sta­je nie­moż­li­wa do ska­pi­ta­li­zo­wa­nia, słu­żąc czy­stej przy­jem­no­ści. U Lewan­dow­skiej seks i płod­ność pozo­sta­ją raczej kar­tą prze­tar­go­wą w bitwie o nie­za­leż­ność: groź­ba zabu­rze­nia ryt­mu repro­duk­cji oraz odmo­wa bli­sko­ści cie­le­snej sta­ją się tu narzę­dzia­mi wal­ki. Spójrz­my bowiem na począ­tek dru­gie­go wiersz z tomu, „teaser (spo­iler)”:

począ­tek moc­niej­szy, gdy dzień gry­ma­si, zaba­wia
w kątach podwór­ka. powie­trze kro­imy noży­kiem
chło­pa­ków spod szóst­ki; zaraz staw­ka wzro­śnie

zaczy­na­my wal­kę na mru­gnię­cia
sce­na pierw­sza: śmierć
od tego zaczy­na­my, na tym koń­czy­my
kwit­nij my! rośnij my! zry­waj my!

Lub na „tery­to­rium ♥”:

świę­te przy­ka­za­nie ławe­czek gło­si:
wychyl­cie twa­rze spod grzy­wek
wchodź­cie jak po swo­je

Bycie dziew­czy­ną wyda­je się nie­ustan­ną woj­ną: prze­strzeń blo­ko­wi­ska sta­je się prze­strze­nią roz­gry­wek o wła­sność, któ­ra z kolei umoż­li­wia nie­za­leż­ność. Stąd pro­ste pano­wa­nie nad osie­dlo­wą ław­ką sta­je się pró­bą sił, a ewen­tu­al­na prze­gra­na może ozna­czać przy­szłe znie­wo­le­nie. W taki wła­śnie spo­sób korzy­sta­nie z wła­snej budzą­cej się sek­su­al­no­ści sta­je się spo­so­bem na ochro­nę gra­nic – przyj­rzyj­my się „venu­skom”, w któ­rych łobu­zia­ry wyko­rzy­stu­ją nie­śmia­łość chłop­ców do prze­ję­cia tery­to­rium:

wej­ście na ośkę jest wąskie –
jeden prze­świt mię­dzy drze­wa­mi, nie da się ina­czej
trze­ba wła­śnie tędy; zajść nasz teren od boku

tej wio­sny wszyst­ko kwit­nie w kolo­rach brud­ne­go różu
chłop­cy z blo­ko­wisk odwra­ca­ją wzrok; śmie­je­my się

z ich spusz­czo­nych głów

Oczy­wi­ście istot­ny jest tu kon­tekst kul­tu­ro­wy: Lewan­dow­ska nie oskar­ża dora­sta­ją­cych kobiet o kusi­ciel­stwo, a raczej uzmy­sła­wia nam kon­se­kwen­cje sek­su­ali­za­cji. Sek­su­al­ność sta­je się tu czymś w rodza­ju nowej prze­mo­cy: potrak­to­wa­ne jako ero­tycz­ne obiek­ty dziew­czę­ta wyko­rzy­stu­ją skie­ro­wa­ne wobec sie­bie pożą­da­nie prze­ciw­ko wła­dzy chłop­ców. W tym sen­sie pano­wa­nie nad cia­łem sta­je się u Lewan­dow­skiej pod­sta­wo­wą i zara­zem osta­tecz­ną for­mą domi­na­cji. Być może też dla­te­go zary­so­wa­na przez poet­kę dziew­czyń­ska wspól­no­ta, zbu­do­wa­na poprzez odwo­ła­nia do mito­lo­gicz­nych kobie­cych ple­mion, nie ma cha­rak­te­ru abs­trak­cyj­ne­go femi­ni­stycz­ne­go sio­strzeń­stwa. Wręcz prze­ciw­nie: wspól­no­ta w wizji poet­ki pocho­dzi pro­sto z krwi i wią­że sil­niej, niż śmierć. Dziew­czy­ny w jej twór­czo­ści wyda­ją się zwią­za­ne pak­tem wza­jem­nej miło­ści – i wspól­ne­go nie­sie­nia zagła­dy.

Cia­ło zda­je się przy tym wymy­kać wła­dzy języ­ka: jak zosta­ło już wska­za­ne na przy­kła­dzie pierw­sze­go wier­sza, poet­ki nie inte­re­su­ją defi­ni­cje, lecz inte­rak­cje. Czym wła­ści­wie jest dziew­czyń­stwo? Czym jest chło­pac­two? Czy są one z koniecz­no­ści zan­ta­go­ni­zo­wa­ne?

Podob­ne roz­wa­ża­nia nie zaj­mu­ją jed­nak autor­ki na dłu­żej: język jest ele­men­tem cia­ła, a zatem cia­łu pod­le­ga. Lewan­dow­ska bada zatem nowe moż­li­wo­ści femi­ni­zmu róż­ni­cy, testu­jąc przy tym wyświech­ta­ne poetyc­kie figu­ry: czym jest czas? Czym jest lato, sko­ro poja­wia się w nim miej­sce na ciem­ność i śmierć? I w dru­gą stro­nę: czym są ciem­ność i śmierć, sko­ro pozwa­la­ją one na przy­jaźń i wspól­no­tę?

Te i inne roz­wa­ża­nia, jak­kol­wiek orga­ni­zu­ją prze­strzeń poetyc­ką, zawsze docie­ra­ją z powro­tem do prze­strze­ni somy: dziew­czyń­stwo wchła­nia i mie­sza w sobie wszel­kie kate­go­rie, inten­sy­fi­ku­je podzia­ły: te pomię­dzy dziew­czy­na­mi a chło­pa­ka­mi, ciem­no­ścią i świa­tłem, życiem i śmier­cią. W pierw­szej ciem­no­ści… nie­ustan­nie zbie­ra się zatem na burzę, wzbie­ra­ją fale zło­ści, nabrzmie­wa­ją sut­ki, rośnie gniew, nie­zgo­da, lęk i fru­stra­cja, któ­re nie znaj­du­ją jed­nak ujścia. Całość tomu wień­czy jed­nak nie wybuch, ale – tu powra­ca­my do kul­tu­ro­wych matro­na­tów – nie­mal melan­cho­lij­ne wyco­fa­nie, tęsk­ne spoj­rze­nie na ciem­ność zapa­da­ją­cą ponad pobli­skim lasem, odczu­cie pierw­sze­go chło­du:

sąsie­dzi wycho­dzą z domu, my wszyst­kie idzie­my patrzeć
z ogro­du widać całą dro­gę, dwa domy, dalej zbi­ty las
powie­trze pach­nie jed­nym z wie­lu począt­ków

jest wie­czór
każ­de skrzyp­nię­cie furt­ki pło­szy pta­ki

od zim­na sztyw­nie­ją nam sut­ki
zaczy­na­ją przy­po­mi­nać o sobie
nie mówi­my tego gło­śno
patrzy­my za ruchem pta­ków, patrzy­my w domy i w las
jak­by­śmy były pierw­szą ciem­no­ścią tego lata

Osta­tecz­nie prze­ko­nu­je­my się bowiem, że nowa mito­lo­gia nie wystar­czy: dziew­czyn­ki nie docze­ka­ły się eman­cy­pa­cji, cia­ło i sek­su­al­ność wciąż pozo­sta­ją tabu. Wciąż nie wypa­da mówić o nich gło­śno – nie zna­czy to jed­nak, że znik­nę­ły przy­czy­ny odwiecz­ne­go kon­flik­tu dziew­cząt ze świa­tem.

Tym samym cała bra­wu­ro­wa i rady­kal­na histo­ria zary­so­wa­na w książ­ce jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata – książ­ki o dziew­czę­cej prze­mo­cy – oka­zu­je się fak­tycz­nie pew­nym mitem: krwa­wym, okrut­nym, w pewien spo­sób pięk­nym, w pewien spo­sób praw­dzi­wym. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak har­pie, syre­ny i łobu­zia­ry, tak bun­tow­ni­cze i walecz­ne, osta­tecz­nie cich­ną, fala zała­mu­je się i roz­bi­ja. Zakoń­cze­nie pozo­sta­je zatem otwar­te: zapa­da ciem­ność, koń­czy się let­ni dzień, koń­czy się lato – i sty­gnie pra­gnie­nie zemsty, pra­gnie­nie odwza­jem­nia­nia cier­pie­nia. Czy jed­nak koń­czy się histo­ria dziew­czyń­skiej opre­sji?

Wzra­sta­ją­ce dziew­czy­ny wchła­nia­ją w sie­bie wszyst­ko, co je ota­cza – a następ­nie, zgod­nie ze swą kul­tu­ro­wo narzu­co­ną rolą, repro­du­ku­ją to. Sta­ją się one tym samym mimo­wol­ny­mi, przy­mu­so­wy­mi aku­szer­ka­mi woj­ny: ich cia­ła wpi­ja­ją prze­moc i ema­nu­ją nią dooko­ła. Ola Lewan­dow­ska, pisząc tak ciche, a jed­nak tak gło­śne wier­sze, skła­da­ją­ce się na zało­ży­ciel­ski mit dziew­czyń­skiej wspól­no­ty, dała jed­nak mło­dym kobie­tom chwi­lę na oddech – safe spa­ce w sub­wer­syw­nym kolek­ty­wie – i namysł: czy prze­moc, nawet ta uży­ta w obro­nie wła­snej, sta­no­wi tu war­tość pozy­tyw­ną? A gdy­by tak było – dla­cze­go w opi­sa­nym bun­cie tyle jest melan­cho­lii?

O autorze

Agnieszka Waligóra

Literaturoznawczyni, krytyczka literacka i tłumaczka. Ukończyła filologię polską i filozofię. W 2022 roku obroniła na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu rozprawę doktorską poświęconą metarefleksyjności polskiej poezji najnowszej. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się głównie wokół metodologii badań literackich, liryki XX i XXI wieku (jej kontekstów teoretycznych, filozoficznych i politycznych) oraz przekładoznawstwa. Laureatka Diamentowego Grantu na lata 2018-2022. Redaktorka naukowa książki Nowy autotematyzm? Metarefleksja we współczesnej humanistyce (Poznań 2021). Autorka monografii Nowy autotematyzm? Metarefleksja w poezji polskiej po roku 1989 (Kraków 2023). Teksty naukowe publikowała między innymi w „Porównaniach”, „Forum Poetyki”, „Wielogłosie”, „Przekładańcu” i „Przestrzeniach Teorii” oraz w monografiach wieloautorskich. Jej teksty krytyczne można znaleźć m. in. w „Twórczości”, „ArtPapierze”, „Kontencie”, „Notatniku Literackim” czy „Czasie Kultury”. Stale współpracuje z Wydawnictwem WBPiCAK w Poznaniu oraz angażuje się w poznańskie i ogólnopolskie życie literackie i kulturalne jako animatorka czy prowadząca spotkania  autorskie. (Współ)tłumaczyła na polski teksty Elaine Showalter, Emily Apter i Rity Felski.

Powiązania

O krok od porcelany

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się 1 lip­ca 2024 roku.

Więcej

Serce poezji

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Czer­wo­ny śli­ski pałac Ievy Tole­iky­tė w tłu­ma­cze­niu Domi­ni­ki Jagieł­ki, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 lute­go 2024 roku.

Więcej

Tumblr, trzepaki i male gaze

wywiady / o książce Maria Halber Ola Lewandowska

Roz­mo­wa Marii Hal­ber z Olą Lewan­dow­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata Oli Lewan­dow­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata

utwory / zapowiedzi książek Ola Lewandowska

Frag­men­ty książ­ki Jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata Oli Lewan­dow­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Literackim15 stycz­nia 2024 roku.

Więcej