recenzje / KOMENTARZE

Słowo od autora wyboru

Zdzisław Jaskuła

Autorski komentarz Zdzisława Jaskuły do książki Nigdy samotniej i inne wiersze Gottfrieda Benna.

Choć nazwi­sko Got­t­frie­da Ben­na poja­wi­ło się w pol­skiej pra­sie lite­rac­kiej pra­wie sto lat temu, jest to u nas autor cią­gle nie­do­sta­tecz­nie zna­ny. Przed woj­ną uka­za­ło się kil­ka prze­kła­dów jego wier­szy w poznań­skim eks­pre­sjo­ni­stycz­nym „Zdro­ju” (1918) i w anto­lo­gii Ste­fa­na Napier­skie­go Liry­ka nie­miec­ka (1936). Póź­niej pisa­li o nim i tłu­ma­czy­li go w róż­nych latach m.in. Sta­ni­sław Barań­czak, Jacek St. Buras, Andrzej Kopac­ki, Jan Pro­kop, Feliks Przy­by­lak, Leszek Sza­ru­ga, Witold Wirp­sza. Były to jed­nak publi­ka­cje spo­ra­dycz­ne i wyryw­ko­we. W 1982 roku Krzysz­tof Kara­sek ogło­sił w swo­im wybo­rze i prze­kła­dzie Poezje wybra­ne. Pro­zę i ese­isty­kę Ben­na zawie­ra z kolei tom Po nihi­li­zmie (Poznań 1998), opra­co­wa­ny przez Huber­ta Orłow­skie­go. Ostat­nio „Lite­ra­tu­ra na Świe­cie” poświę­ci­ła cały zeszyt (nr 5–6/2006) posta­ci Ben­na, zesta­wia­jąc go z Brech­tem (w 50-lecie śmier­ci obu pisa­rzy).

Nie jest to wie­le. Moż­na jed­nak ocze­ki­wać, że zna­jo­mość dzie­ła poety znacz­nie się u nas pogłę­bi dzię­ki zapo­wia­da­ne­mu przez PIW wyda­niu tomu pro­zy Mózgi i inne nowe­le (w prze­kła­dzie Sła­wy Lisiec­kiej) oraz dzię­ki niniej­sze­mu wybo­ro­wi. Nigdy samot­niej to tom repre­zen­ta­tyw­ny, uwzględ­nia­ją­cy wszyst­kie fazy poetyc­kiej twór­czo­ści Ben­na. Uka­zu­ją­cy tak­że w peł­ni jego tech­ni­ki wier­szo­we, w tym twór­cze, nowo­cze­sne nawią­za­nia do tra­dy­cyj­nych form wer­sy­fi­ka­cyj­nych, czę­sto pomi­ja­ne w pol­skich pre­zen­ta­cjach tej liry­ki. Wybór uzu­peł­nia obszer­ne kalen­da­rium, pozwa­la­ją­ce prze­śle­dzić mean­dry życia i twór­czo­ści Got­t­frie­da Ben­na. Tu jesz­cze war­to może dodać kil­ka słów o ran­dze pisa­rza, nie zawsze w Pol­sce doce­nia­nej i rozu­mia­nej.

Got­t­fried Benn od poło­wy ubie­głe­go wie­ku zaj­mu­je w nie­miec­ko­ję­zycz­nej poezji taką pozy­cję, jaką bez­po­śred­nio przed nim miał może Rainer Maria Ril­ke. Co wię­cej, mimo upły­wu cza­su ta wyso­ka pozy­cja wyda­je się wciąż nie­za­gro­żo­na. Benn nadal budzi ogrom­ne zain­te­re­so­wa­nie czy­tel­ni­ków, bada­czy i samych poetów. Wciąż powsta­ją na jego temat licz­ne pra­ce nauko­we, tek­sty kry­tycz­ne, arty­ku­ły publi­cy­stycz­ne, a tak­że wier­sze i powie­ści. Na nowo bada­ny i inter­pre­to­wa­ny jest każ­dy szcze­gół jego życia i twór­czo­ści, zarów­no jego nie­zwy­kłe powo­dze­nie u kobiet, jak „wiersz abso­lut­ny” czy akcep­ta­cja prze­zeń kul­tu­ry maso­wej i pre­kur­sor­skie funk­cjo­no­wa­nie medial­ne. Przy­glą­da­ją mu się nad­to spe­cja­li­ści roz­ma­itych dzie­dzin, nie tyl­ko filo­lo­go­wie i histo­ry­cy lite­ra­tu­ry czy sztu­ki, rów­nież filo­zo­fo­wie, socjo­lo­dzy, psy­cho­lo­dzy, poli­to­lo­dzy, przed­sta­wi­cie­le nauk medycz­nych i przy­ro­do­znaw­czych, w tym ucze­ni bada­cze kolo­rów. Bo „zja­wi­sko: Benn” jest wie­lo­aspek­to­we i nie da się spro­wa­dzić do feno­me­nu czy­sto poeto­lo­gicz­ne­go.

Trud­no też prze­ce­nić wpływ Ben­na na twór­ców następ­nych gene­ra­cji. Wśród jego „uczniów” wymie­nić moż­na wie­lu zna­czą­cych nie­miec­kich poetów od Han­sa Magnu­sa Enzens­ber­ge­ra (rocz­nik 1929) po Dur­sa Grün­be­ina (ur. 1962). W latach pięć­dzie­sią­tych oddzia­ły­wa­nie Ben­na na mło­dych auto­rów było tak sil­ne, że jeden z kry­ty­ków zauwa­żył w 1958 roku, a więc dwa lata po śmier­ci poety: „Dzi­siaj więk­szość wier­szy to utwo­ry Ben­na”. W następ­nej deka­dzie fali naśla­dow­nictw prze­ciw­sta­wi­ła się fala paro­dii, ale czy­tel­ni­cy i kry­ty­cy mie­li czę­sto kło­pot z odróż­nie­niem tonu serio od poetyc­kie­go żar­tu. Jeśli dziś wpływ Ben­na wyda­je się maleć, to nie dla­te­go, że tak jest rze­czy­wi­ście. Wra­że­nie takie spra­wia upo­wszech­nie­nie ben­now­skie­go idio­lek­tu do tego stop­nia, iż stał się on wła­ści­wie „prze­zro­czy­sty”.

Cie­ka­we przy tym, że powo­jen­ne nawią­za­nia do twór­czo­ści Ben­na doty­czą wła­ści­wie jego póź­niej­szej liry­ki, „wier­szy sta­tycz­nych” i tzw. wier­szy dzien­ni­kar­skich. Zde­cy­do­wa­nie mniej­szą rolę odgry­wa­ją tu eks­pre­sjo­ni­stycz­ne począt­ki poety i gło­śny „ben­now­ski cynizm”, któ­ry wywo­ły­wał ogrom­ny entu­zjazm publicz­no­ści kaba­re­tu „Schall und Rauch” (gdzie przed publi­ka­cją debiu­tanc­kie­go zbior­ku poeta czy­tał swo­je wier­sze) i któ­ry tak zaszo­ko­wał kon­ser­wa­tyw­ną opi­nię publicz­ną po publi­ka­cji tomu Mor­gue w 1912 roku. Wpraw­dzie sam Benn lubił pod­kre­ślać cią­głość swo­je­go doświad­cze­nia poetyc­kie­go jako – widocz­ne­go od debiu­tu – nasta­wie­nia na „uni­ce­stwia­nie rze­czy­wi­sto­ści”, to jed­nak jego inspi­ro­wa­ne medycz­ną prak­ty­ką ode­bra­nie czło­wie­ko­wi mia­na „koro­ny stwo­rze­nia”, odar­cie go z dumy i wynio­sło­ści (mor­gue to po fran­cu­sku nie tyl­ko „tru­piar­nia”, ale też „pycha”), wspar­te się­ga­ją­cą baro­ku „este­ty­ką obrzy­dli­wo­ści”, cho­ro­by, śmier­ci i fizycz­ne­go roz­kła­du, nie sta­ło się szcze­gól­nym źró­dłem inspi­ra­cji dla następ­nych poko­leń. Bar­dziej istot­na oka­za­ła się póź­niej­sza nega­cja wier­sza „sera­ficz­ne­go” („muszę cią­gle prze­ciw nie­mu wyku­wać nie-wiersz”), rezy­gna­cja z wyso­kich form i wiel­kich słów oraz tech­ni­ka kola­żu poetyc­kie­go.

Duże znacz­nie dla takiej recep­cji miał też zapew­ne fakt, że Benn przy­po­mniał się w latach 1948–1949 wier­sza­mi i utwo­ra­mi już postek­spre­sjo­ni­stycz­ny­mi, pisa­ny­mi po obję­ciu go zaka­zem cen­zu­ral­nym przez nazi­stow­skie pań­stwo. I że dzie­ła te, powsta­ją­ce od dru­giej poło­wy lat trzy­dzie­stych, sta­ły się świa­dec­twem doświad­cze­nia bli­skie­go wie­lu roda­kom poety. Część kry­ty­ki dowo­dzi nie bez racji, że twór­czość Ben­na z tego okre­su, „par­lan­do­wa” i melan­cho­lij­na, tra­fia­ła po pro­stu w kli­mat powo­jen­nych, żałob­nych cza­sów w Niem­czech. Inni prze­ko­nu­ją, że o suk­ce­sie prze­są­dził ton samo­uspra­wie­dli­wie­nia. Benn tłu­ma­czył się. Z epi­zo­du nazi­stow­skie­go w latach 1933–1934 i z póź­niej­szej „ary­sto­kra­tycz­nej for­my emi­gra­cji w Wehr­mach­cie”. Ale przy oka­zji dawał wytłu­ma­cze­nie innym. Nie tyl­ko on pro­wa­dził w III Rze­szy „podwój­ne życie”. Jego tak wła­śnie zaty­tu­ło­wa­na auto­bio­gra­fia mówi­ła jed­nak jesz­cze o czymś wię­cej, o roz­cza­ro­wa­niu poli­ty­ką i histo­rią. Wzra­sta­ją­ce w RFN poko­le­nia dłu­go odbie­ra­ły to roz­cza­ro­wa­nie jako wła­sne. Nie mając – wła­ści­wie aż po 1968 rok – żad­ne­go wpły­wu na bieg rze­czy, rozu­mia­ły świet­nie „emi­gra­cję wewnętrz­ną”.

Tak­że sama kon­cep­cja poezji pozwa­la­ła Ben­no­wi wyma­zać histo­rycz­ne zaszło­ści i wyprzeć prze­szłość. Wiersz sta­tycz­ny, abso­lut­ny, usta­na­wiał auto­no­micz­ną rze­czy­wi­stość, „rze­czy­wi­stość sło­wa”, rzą­dzą­cą się wła­sny­mi pra­wa­mi. Nie cho­dzi­ło tu wyłącz­nie o sam wynio­sły gest osa­mot­nio­ne­go arty­sty i jego „przez los nazna­czo­ne Ja”. Taki gest pozwa­lał odgro­dzić się od real­ne­go świa­ta, nie­sta­łe­go i histo­rycz­nie zmien­ne­go. Pozwa­lał bana­li­zo­wać i unie­waż­niać doraź­ne uwi­kła­nia i zależ­no­ści poli­tycz­ne. Got­t­fried Benn w ostat­nich latach życia wło­żył spo­ro wysił­ku w to, by na roz­ma­ite spo­so­by – tak­że na polu teo­rii poezji – uspra­wie­dli­wiać swo­je wybo­ry i czy­ny.

Nie umniej­sza to jed­nak zna­cze­nia dzie­ła poety. Jego wier­sze, suge­styw­nie mono­lo­gu­ją­ce, u ocząt­ków dra­stycz­ne, potem czę­sto z zało­że­nia her­me­tycz­ne, na pozór mało komu­ni­ka­tyw­ne (według Brech­ta „Benn spo­ty­kał ze sobą sło­wa, któ­re kie­dy indziej w ogó­le by się nie pozna­ły”), śpiew­ne i for­mal­nie suro­we, tra­dy­cjo­twór­cze i mon­ta­żo­we, nale­żą do naj­więk­szych osią­gnięć dwu­dzie­sto­wiecz­nej liry­ki euro­pej­skiej. Pozo­sta­je mieć nadzie­ję, że w nowych prze­kła­dach, któ­re tu przed­sta­wia­my, wiel­kość i ory­gi­nal­ność tej poezji uwi­dacz­nia się z siłą wystar­cza­ją­cą, by tak­że dla pol­skie­go czy­tel­ni­ka sta­ła się ona przed­mio­tem fascy­na­cji.

O autorze

Zdzisław Jaskuła

Urodzony w 1951 roku w Łasku. Poeta, tłumacz. Studiował filologię polską najpierw na Uniwersytecie Łódzkim, potem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1992 roku został dyrektorem Teatru Studyjnego, który w tym czasie odniósł wiele sukcesów i zdobywał nagrody m.in.: „Złote Maski”, „Srebrne Łódki”. Od 2010 roku dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Nowego w Łodzi. Stały felietonista „Fabryki”. Mieszkał i pracował w Łodzi, gdzie zmarł w 2015 roku.

Powiązania

O, Craig! O, Tony! O…

recenzje / ESEJE Zdzisław Jaskuła

Szkic Zdzi­sła­wa Jasku­ły na temat Cra­iga Raine­go, towa­rzy­szą­cy wyda­niu anto­lo­gii 100 wier­szy wypi­sa­nych z języ­ka angiel­skie­go, w wybo­rze i prze­kła­dzie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 24 wrze­śnia 2018 roku.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej