recenzje / ESEJE

„Słyszę o czyimś odejściu”, czyli na temat poezji Grzegorza Kwiatkowskiego

Rafał Derda

Recenzja Rafała Derdy z książki Radości Grzegorza Kwiatkowskiego, która ukazała się w „Helikopterze”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.
Pod­sta­wo­wą cechą poezji Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go jest to, że nie pozo­sta­wia ona niko­go obo­jęt­nym. Stra­te­gie twór­cze przy­ję­te przez tego auto­ra są tak nie­spo­ty­ka­ne we współ­cze­snej mło­dej poezji pol­skiej, że już po pierw­szej lek­tu­rze jego wier­szy czy­tel­nik przyj­mu­je je cał­ko­wi­cie lub też cał­ko­wi­cie je odrzu­ca. Takie a nie inne odczu­cia zwią­za­ne są głów­nie z dwie­ma kwe­stia­mi. Pierw­szą z nich jest sty­li­sty­ka, pomi­ja­ją­ca nur­ty domi­nu­ją­ce w pol­skiej poezji od cza­sów prze­ło­mu 1989 roku. Dru­gą jest tema­ty­ka wier­szy, nie­po­ko­ją­ca, czę­sto zaha­cza­ją­ca o rze­czy, od któ­rych współ­cze­sny czy­tel­nik sta­ra się uciec.

2.
Mapa poetyc­kich wpły­wów Kwiat­kow­skie­go jest zupeł­nie odmien­na od mapy wpły­wów jego rówie­śni­ków. Nie da się wyczy­tać z wier­szy oma­wia­ne­go poety zafa­scy­no­wa­nia Andrze­jem Sosnow­skim czy też Ada­mem Wie­de­man­nem. Punk­tem odnie­sie­nia dla Kwiat­kow­skie­go są poeci co naj­mniej o dwa poko­le­nia star­si. Zarów­no wer­sy­fi­ka­cja, jak i oddech wier­szy auto­ra Osła­bić przy­po­mi­na bar­dzo doko­na­nia Róże­wi­cza, Gro­cho­wia­ka, może nawet Cela­na. Ten świa­do­my wybór może być pierw­szym powo­dem, dla któ­re­go pisa­nie Kwiat­kow­skie­go wzbu­dza skraj­nie róż­nią­ce się od sie­bie reak­cje. Nie­któ­rzy zarzu­ca­ją mu sztucz­ną pró­bę reani­mo­wa­nia nie­ak­tu­al­ne­go już obec­nie spo­so­bu pisa­nia. Wyda­je mi się, że pre­ten­sje te są zupeł­nie bez­za­sad­ne. Decy­zja o two­rze­niu w opar­ciu o wiersz bia­ły wyda­je się cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­ła w momen­cie, gdy poj­mie się całość pro­jek­tu poetyc­kie­go Kwiat­kow­skie­go. Two­rzy on bowiem liry­kę, w któ­rej wier­sze nie odsy­ła­ją do nicze­go poza nimi samy­mi, gdzie pole prze­strze­ni poetyc­kiej jest jed­no­znacz­nie toż­sa­me ze świa­tem przed­sta­wio­nym w tek­ście. Wier­sze zawar­te w tomi­kach miesz­ka­ją­ce­go w Gdań­sku twór­cy są apo­st­mo­der­ni­stycz­ne, one nawet nie negu­ją post­mo­der­ni­stycz­nej wraż­li­wo­ści, one ją po pro­stu igno­ru­ją. Natu­ral­ną kon­se­kwen­cją powyż­sze­go jest więc wybór spo­so­bu orga­ni­za­cji tek­stu, któ­ry będzie chro­no­lo­gicz­nie się­gał do cza­sów przed recep­cją post­mo­der­ni­zmu w Pol­sce, i dokład­nie to Kwiat­kow­ski czy­ni. Nie jest to manie­ra, jest to bar­dzo prze­my­śla­ny krok na dro­dze do ory­gi­nal­ne­go lirycz­ne­go idio­lek­tu. Moż­na podej­rze­wać, że Grze­gorz Kwiat­kow­ski wyszedł z zało­że­nia, że to, co było­by ana­chro­nicz­ne w latach dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głe­go stu­le­cia, może być ożyw­cze w wie­ku dwu­dzie­stym pierw­szym. Z upły­wem cza­su nale­ży skon­sta­to­wać, że zało­że­nie to sta­je się coraz bar­dziej słusz­ne.

3.
Cała twór­czość Kwiat­kow­skie­go zanu­rzo­na jest w cier­pie­niu. Cza­sem cier­pie­nie to zada­wa­ne jest przez innych (dosyć czę­sto spo­ty­ka­my ten motyw w tek­stach nawią­zu­ją­cych do dru­giej woj­ny świa­to­wej), cza­sem to indy­fe­rent­ny los spro­wa­dza cier­pie­nie na boha­te­rów wier­szy, a cza­sem jest ono po pro­stu wpi­sa­ne w sam pro­ces ist­nie­nia. Kwiat­kow­ski inten­syw­nie eks­plo­ru­je ten cięż­ki, pozba­wio­ny nadziei świat. Autor czę­sto epa­tu­je prze­mo­cą, two­rząc tekst będą­cy trud­ną do prze­brnię­cia lek­cją umie­ra­nia. Dosyć dobrym przy­kła­dem wspo­mnia­nej stra­te­gii poetyc­kiej może być nastę­pu­ją­cy krót­ki utwór:

Dora Dro­goj, ur. 1923 zm. 1941

odcię­to jej gło­wę tępą piłą
i nikt nie wie gdzie zosta­ła pocho­wa­na
gdy­by to było prze­ry­so­wa­nie
albo este­tycz­na zaba­wa
ale: odcię­to jej gło­wę tępą piłą
i nikt nie wie gdzie zosta­ła pocho­wa­na

(tomik Rado­ści, str. 14)

Nie da się ukryć, że lek­tu­ra tego utwo­ru nie nale­ży do czyn­no­ści naj­przy­jem­niej­szych. Przy­ta­cza­nej przez Kwiat­kow­skie­go sce­ny nie da się opi­sać inny­mi przy­miot­ni­ka­mi jak tyl­ko: „strasz­ne” lub „prze­ra­ża­ją­ce”. Dwa ele­men­ty czy­nią odbiór tego wier­sza jesz­cze bar­dziej nie­po­ko­ją­cym. Pierw­szym jest świa­do­mość, że to, co zosta­ło prze­ka­za­ne nam w powyż­szym tek­ście, wyda­rzy­ło się napraw­dę. Czy­tel­nik posta­wio­ny jest naprze­ciw lek­tu­ry, w któ­rej nie znaj­dzie pocie­chy, cięż­kość zary­so­wa­ne­go w utwo­rze dra­ma­tu nie jest zła­go­dzo­na przez żad­ną glo­sę lub też meta­fo­rę; wprost prze­ciw­nie, cen­tral­nym punk­tem utwo­ru są wer­sy, któ­re unie­waż­nia­ją jaki­kol­wiek nawias, w jaki kul­tu­ra mogła­by ująć zary­so­wa­ny w wier­szu fakt. Podob­ne utwo­ry moż­na zna­leźć w każ­dym z tomi­ków oma­wia­ne­go auto­ra, i są one dobrym mier­ni­kiem jego podej­ścia do mate­rii poetyc­kiej. Nale­ży podej­rze­wać, że jed­nym z głów­nych zamia­rów sta­wia­nych sobie przez auto­ra jest trak­to­wa­nie poezji jako wehi­ku­łu oca­la­nia pamię­ci o tych, któ­rych oca­lić się nie uda­ło. Dobrym dowo­dem na tak posta­wio­ną tezę mogą być, roz­sia­ne w dosyć dużej ilo­ści po każ­dej publi­ka­cji auto­ra wier­sze, któ­re moż­na by nazwać wier­sza­mi bio­gra­ficz­ny­mi (przy­to­czo­na powy­żej Dora Dro­goj, ur. 1923 zm. 1941 jest zna­ko­mi­tym przy­kła­dem tego typu tek­stów). W utwo­rach tych, cza­sem w bar­dzo lapi­dar­ny spo­sób, Kwiat­kow­ski przy­ta­cza histo­rie ludzi raczej mało zna­nych (co wca­le nie zna­czy, że prze­cięt­nych), poka­zu­jąc tra­gizm ist­nie­nia jed­nost­ki wobec obo­jęt­nych żywio­łów Wszech­świa­ta, Histo­rii, Natu­ry. War­to zapo­znać się z jesz­cze jed­nym tego typu utwo­rem, by sze­rzej pojąć zamysł auto­ra:

Auro­ra 302

bio­gra­fie: chmu­ry odbi­te w nie­spo­koj­nej wodzie

jak dale­ko nam do Wiel­kiej Spój­no­ści Losu?

Wil­liam Fal­co­ner szkoc­ki poeta
autor poema­tu „Kata­stro­fa stat­ku”
zgi­nął w kata­stro­fie fre­ga­ty Auro­ra 302

(tomik Przeprawa/Crossing, str. 104)

O szkoc­kim poecie nie wie­my nic, poza tym, że pisał wier­sze i jego życie zakoń­czy­ło się tra­gicz­nie. Nale­ży zadać sobie pyta­nie: czy to nie tyle, ile wie­my rów­nież o innych? Cała atrak­cyj­ność tego utwo­ru pole­ga na tym, że wystar­czy­ło pięć pro­stych lini­jek, by otrzy­mać utwór bar­dzo spraw­ny tech­nicz­nie i jed­no­cze­śnie nie będą­cy pustą sty­li­stycz­ną wydmusz­ką. Przy­to­czo­ny tekst, pomi­mo swej pozor­nej asce­tycz­no­ści, jest bar­dzo moc­no wypeł­nio­ny tre­ścią. Wiersz ist­nie­je w pamię­ci czy­tel­ni­ka jesz­cze dłu­go po lek­tu­rze, poru­sza on to, o czym czło­wiek nie chce myśleć, a powi­nien, czy­li entro­pię oraz prze­mi­ja­nie. Nale­ży zauwa­żyć, że poezja auto­ra Osła­bić reali­zu­je w stu pro­cen­tach moder­ni­stycz­ny postu­lat prze­ję­cia przez poezję roli filo­zo­fii, czy­li ucze­nia „sztu­ki umie­ra­nia”.

4.
Poezja Kwiat­kow­skie­go jest poezją moc­ną. Oszczęd­ność meta­fo­ry, oszczęd­ność same­go języ­ka i jego przy­le­ga­nie do przed­sta­wia­ne­go świa­ta two­rzy liry­kę będą­cą nie­zmier­nie inten­syw­nym dozna­niem. Autor budzi i nie­po­koi, jest Kasan­drą w Troi, przy­po­mi­na o tym wszyst­kim, co było złe i nie boi się mówić o nie­szczę­ściach obec­nych i przy­szłych. Naj­bar­dziej poru­sza­ją­cym mnie wier­szem oma­wia­ne­go auto­ra to utwór z ostat­nie­go jego tomi­ku. Wiersz nosi tytuł Sylvie Umu­by­eyi, ur. 1974* i poprzez swo­je umiej­sco­wie­nie w teraź­niej­szo­ści jest tek­stem, któ­ry napraw­dę potra­fi wywo­łać emo­cje. Przej­mu­ją­cy jest tutaj nawet przy­pis, tekst po gwiazd­ce, któ­ry po raz kolej­ny sta­wia nas naprze­ciw gołej, twar­dej praw­dy doty­czą­cej ludz­kiej natu­ry. Taka jest liry­ka Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go: nie uni­ka­ją­ca bólu, przez co szcze­ra, praw­dzi­wa, zobo­wią­zu­ją­ca by się z nią zapo­znać.

Sylvie Umu­by­eyi, ur. 1974*

to oczy­wi­ste że śmierć nie jest już dla mnie tym samym co kie­dyś
nie prze­ra­ża mnie już tak jak powin­na
teraz gdy sły­szę o czy­imś odej­ściu mówię:
cóż był cho­ry przy­szedł jego dzień jego czas już się skoń­czył
gdy widzę odświęt­nie ubra­nych ludzi
w kon­duk­cie pogrze­bo­wym
któ­rzy wychwa­la­ją oso­bę zmar­łe­go
nie czu­ję żad­ne­go wzru­sze­nia
nie­cier­pli­wię się
widzia­łam psy zja­da­ją­ce tru­py
dziew­czy­ny któ­re gni­ły z kijem mię­dzy noga­mi
byli czę­ścią pej­za­żu
jak drze­wa i cała resz­ta


*w wier­szu wyko­rzy­sta­no frag­men­ty auten­tycz­nej wypo­wie­dzi Sylvie Umu­by­eyi, któ­ra zna­la­zła się w książ­ce Stra­te­gia anty­lop Jeana Hatz­fel­da w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Gisz­cza­ka, Wydaw­nic­two Czar­ne, 2010.


Recen­zja uka­za­ła się w „Heli­kop­te­rze”. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi oraz Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Rafał Derda

urodził się w 1978 roku w Koninie. Autor kilkudziesięciu publikacji poetyckich, prozatorskich oraz krytycznoliterackich (publikowanych m.in. w „Odrze”, „Czasie Kultury”, „Akcencie”, „Toposie”, „Kresach”, „Imparcie”). Redaktor naczelny kwartalnika internetowego „Instynkt”. Recenzent pisma literackiego „Portret”, współpracownik pism internetowych „Szafa” oraz „Inter-”. Autor książki poetyckiej Piąte (2014).

Powiązania