recenzje / KOMENTARZE

Spadanie z poczucia pewności

Paweł Bień

Autorski komentarz Pawła Bienia, laureata 12. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Spadanie z poczucia pewności

Nina była model­ką w Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych.
– te z rzeź­by mia­ły gorzej, trud­ne usta­wie­nia.
Nina mia­ła dobrze, każ­dy znał ją z cia­ła

na pamięć. Nina pozo­wa­ła, z odku­rza­czem.
godzi­ny kolej­nych jej powie­lań na kar­to­nach,
godzi­ny i godzi­ny z kawał­kiem gestu.

idzie pro­fe­sor:

Nina w krzyk. Nina w obłęd. Nina w kaftan.
aż wszy­scy spa­dli z poczu­cia pew­no­ści cia­ła
Niny, mimo że każ­dy szki­co­wał popraw­nie.


Nina – rze­czy­wi­ście – była model­ką w Aka­de­mii Sztuk Pięk­nych, choć nie wyda­je mi się to fak­tem szcze­gól­nie zna­czą­cym; naj­ży­wiej inte­re­so­wał mnie gest, i chy­ba dla­te­go wiersz ten w ogó­le powstał. Wyci­nek dzie­jów kobie­ty pozu­ją­cej adep­tom sztuk pla­stycz­nych jest opo­wie­ścią usły­sza­ną nie­ja­ko „przez przy­pa­dek”, na mar­gi­ne­sie pry­wat­nych roz­mów, choć czę­sto impul­sem do napi­sa­nia wier­szy sta­ją się pod­słu­cha­ne w tram­wa­ju zwie­rze­nia lub ponie­wie­ra­ją­ce się w prze­strze­ni publicz­nej infor­ma­cje, roz­cho­dzą­ce się na pra­wach plot­ki. Wiersz jest moim udzia­łem w tej fascy­nu­ją­cej cyr­ku­la­cji tre­ści być może bła­hych, udzia­łem spra­wia­ją­cym nie­ma­łą przy­jem­ność.

Na pierw­szym miej­scu pozo­sta­je jed­nak dla mnie nie­odmien­nie gest, sta­no­wią­cy sed­no sytu­acji, prze­strzeń, któ­ra ją dookre­śla lub pozo­sta­je nie­mym szta­fa­żem, a w dal­szej kolej­no­ści: pamięć, jej meto­dy i prze­kształ­ce­nia. I chy­ba wszyst­kie te, klu­czo­we dla mnie tema­ty, ogni­sku­ją się w wier­szu o Ninie. Mamy więc cokol­wiek absur­dal­ny gest wie­lo­go­dzin­ne­go trzy­ma­nia rury od odku­rza­cza, pod­bar­wio­ny dodat­ko­wo tra­dy­cją spo­so­bów obra­zo­wa­nia kobiet – iko­no­gra­fią „pani domu” we współ­cze­snej kul­tu­rze popu­lar­nej, mamy ści­śle wyry­so­wa­ną prze­strzeń aka­de­mic­kiej pra­cow­ni z jej kostycz­ną atmos­fe­rą, sku­pie­niem i „poten­cja­łem sen­su­al­nym”, na któ­ry skła­da­ją się zapa­chy ter­pen­tyn, fak­tu­ry płó­cien i kar­to­nów etc.

Jest wresz­cie i pamięć. Pamięć cia­ła Niny, któ­rą rozu­miem jako utrwa­la­nie, mul­ti­pli­ko­wa­nie wize­run­ku, powie­la­nie wymu­szo­ne­go gestu narzu­co­ne­go jej jako model­ce. Trwa­łość mate­rii pla­stycz­nej zosta­nie skon­fron­to­wa­na z prze­obra­że­niem kobie­ty, któ­ra – wsku­tek ata­ku nie­roz­po­zna­nej dotąd cho­ro­by psy­chicz­nej – zmie­ni się dia­me­tral­nie, i to nie wyłącz­nie przez pod­ję­cie nagłej aktyw­no­ści, wyda­nie z sie­bie histe­rycz­ne­go gło­su, ale tak­że czy­sto fizycz­nie. Aż wszy­scy „spad­ną z pew­no­ści cia­ła”. Chcia­łem więc zapy­tać o rela­cję mię­dzy cia­łem a wize­run­kiem, mię­dzy byciem a przed­sta­wie­niem.

Wiersz zaczął się do SMS‑a, wysła­ne­go Doro­cie Zawi­le (dziel­nie radzą­cej sobie ze spa­mem moje­go autor­stwa). W zasa­dzie o więk­szo­ści swo­ich prac mogę opo­wie­dzieć za pomo­cą tego zda­nia. Była więc wia­do­mość zawie­ra­ją­ca jakąś embrio­nal­ną for­mę, skle­co­ną napręd­ce, któ­ra następ­nie (to chy­ba maj 2017) – już w moim kom­pu­te­rze – pod­le­ga­ła wie­lo­krot­nym meta­mor­fo­zom. Tak pra­cu­ję. Cza­sa­mi od sytu­acji zasły­sza­nej lub prze­ży­tej musi upły­nąć spo­ro czas. Dla przy­kła­du: bie­ga­jąc wie­czo­rem, zoba­czy­łem dwie kobie­ty jedzą­ce w samo­cho­dzie kebab. Temat od razu wydał mi się fascy­nu­ją­cy, po chwi­li „wycho­dzi­łem” puen­tę. Sym­bol rze­czy­wi­ście jest atrak­cyj­niej­szy od rze­czy­wi­sto­ści. Tele­fo­no­wa­łem więc do Doro­ty, do nie­skoń­cze­nie cier­pli­wej Doro­ty, opo­wia­da­łem w nie­skoń­czo­ność to pro­za­icz­ne zda­rze­nie, bo prze­cież „nie wyda­rzy­ło się tam nic”. Był gest jedze­nia, coś intym­ne­go, rodzin­ne­go, prze­strzeń pozor­nie neu­tral­na, choć podej­rza­na, bez­ruch, cudow­ny bez­ruch na gra­ni­cy nie­moż­li­wo­ści, i cała masa jakichś poten­cjal­nych roz­wi­nięć; przy­god­nie, w pośpie­chu widzia­na sytu­acja wyda­ła mi się nie­koń­czą­cym się wstę­pem, któ­ry nie roz­wi­nie się w żad­ną – bar­dziej spek­ta­ku­lar­ną – akcję, pozo­sta­jąc w sta­dium poten­cjal­no­ści. I to mnie uję­ło. Podob­nie było z widzia­nym w górach dziec­kiem, któ­re – na pohy­bel utar­tej meta­fo­rze – wle­wa­ło wodę do źró­dła. Nie chcę tych gestów war­to­ścio­wać, chcę za to sku­pić na nich moment uwa­gi, widząc w nich coś arcy­ludz­kie­go. Lubię Ninę. I dla­te­go chcia­łem o niej napi­sać.

Rygo­ry­stycz­ny podział wier­sza na trzy trój­wer­so­we stro­fy roz­bi­łem celo­wo wtrą­ce­niem o zbli­ża­niu się pro­fe­so­ra. Jest on prze­cież nie­ja­ko z inne­go porząd­ku, co wię­cej – to za spra­wą zoba­cze­nia arty­sty-men­to­ra w Ninie uak­tyw­nia się cho­ro­ba. Pro­fe­sor jest więc cia­łem obcym, wytrą­ca­ją­cym z rów­no­wa­gi nie tyl­ko boha­ter­kę, ale całą towa­rzy­ską kon­ste­la­cję. Wyda­ło mi się oczy­wi­ste, że nie ma dla nie­go miej­sca w któ­rej­kol­wiek z trzech strof. Postać pro­fe­so­ra nale­ża­ło – jak myślę – ogra­ni­czyć do jego klu­czo­wej roli: poja­wie­nia się. Wiersz ma prze­cież ogra­ni­czo­ną pojem­ność, któ­rą sta­ram się sza­no­wać. Cia­ło Niny prze­sta­je być cia­łem wsku­tek cho­ro­by. Oby wiersz nie prze­stał być wier­szem wsku­tek wyja­śnie­nia.

O autorze

Paweł Bień

Urodzony w 1994. Absolwent MISH Uniwersytetu Wrocławskiego (tytuł licencjata), student MISH Uniwersytetu Warszawskiego (studia magisterskie). Pola zainteresowań: antropologia gestu i wizualności, pamięć zbiorowa, kultura II Rzeczpospolitej. Skrzypek amator. Dwukrotny stypendysta artystyczny Prezydenta Wrocławia, laureat kilkunastu nagród poetyckich. Przed debiutem książkowym. Mieszka w Warszawie.

Powiązania