Spadanie z poczucia pewności
Nina była modelką w Akademii Sztuk Pięknych.
– te z rzeźby miały gorzej, trudne ustawienia.
Nina miała dobrze, każdy znał ją z ciała
na pamięć. Nina pozowała, z odkurzaczem.
godziny kolejnych jej powielań na kartonach,
godziny i godziny z kawałkiem gestu.
idzie profesor:
Nina w krzyk. Nina w obłęd. Nina w kaftan.
aż wszyscy spadli z poczucia pewności ciała
Niny, mimo że każdy szkicował poprawnie.
Nina – rzeczywiście – była modelką w Akademii Sztuk Pięknych, choć nie wydaje mi się to faktem szczególnie znaczącym; najżywiej interesował mnie gest, i chyba dlatego wiersz ten w ogóle powstał. Wycinek dziejów kobiety pozującej adeptom sztuk plastycznych jest opowieścią usłyszaną niejako „przez przypadek”, na marginesie prywatnych rozmów, choć często impulsem do napisania wierszy stają się podsłuchane w tramwaju zwierzenia lub poniewierające się w przestrzeni publicznej informacje, rozchodzące się na prawach plotki. Wiersz jest moim udziałem w tej fascynującej cyrkulacji treści być może błahych, udziałem sprawiającym niemałą przyjemność.
Na pierwszym miejscu pozostaje jednak dla mnie nieodmiennie gest, stanowiący sedno sytuacji, przestrzeń, która ją dookreśla lub pozostaje niemym sztafażem, a w dalszej kolejności: pamięć, jej metody i przekształcenia. I chyba wszystkie te, kluczowe dla mnie tematy, ogniskują się w wierszu o Ninie. Mamy więc cokolwiek absurdalny gest wielogodzinnego trzymania rury od odkurzacza, podbarwiony dodatkowo tradycją sposobów obrazowania kobiet – ikonografią „pani domu” we współczesnej kulturze popularnej, mamy ściśle wyrysowaną przestrzeń akademickiej pracowni z jej kostyczną atmosferą, skupieniem i „potencjałem sensualnym”, na który składają się zapachy terpentyn, faktury płócien i kartonów etc.
Jest wreszcie i pamięć. Pamięć ciała Niny, którą rozumiem jako utrwalanie, multiplikowanie wizerunku, powielanie wymuszonego gestu narzuconego jej jako modelce. Trwałość materii plastycznej zostanie skonfrontowana z przeobrażeniem kobiety, która – wskutek ataku nierozpoznanej dotąd choroby psychicznej – zmieni się diametralnie, i to nie wyłącznie przez podjęcie nagłej aktywności, wydanie z siebie histerycznego głosu, ale także czysto fizycznie. Aż wszyscy „spadną z pewności ciała”. Chciałem więc zapytać o relację między ciałem a wizerunkiem, między byciem a przedstawieniem.
Wiersz zaczął się do SMS‑a, wysłanego Dorocie Zawile (dzielnie radzącej sobie ze spamem mojego autorstwa). W zasadzie o większości swoich prac mogę opowiedzieć za pomocą tego zdania. Była więc wiadomość zawierająca jakąś embrionalną formę, skleconą naprędce, która następnie (to chyba maj 2017) – już w moim komputerze – podlegała wielokrotnym metamorfozom. Tak pracuję. Czasami od sytuacji zasłyszanej lub przeżytej musi upłynąć sporo czas. Dla przykładu: biegając wieczorem, zobaczyłem dwie kobiety jedzące w samochodzie kebab. Temat od razu wydał mi się fascynujący, po chwili „wychodziłem” puentę. Symbol rzeczywiście jest atrakcyjniejszy od rzeczywistości. Telefonowałem więc do Doroty, do nieskończenie cierpliwej Doroty, opowiadałem w nieskończoność to prozaiczne zdarzenie, bo przecież „nie wydarzyło się tam nic”. Był gest jedzenia, coś intymnego, rodzinnego, przestrzeń pozornie neutralna, choć podejrzana, bezruch, cudowny bezruch na granicy niemożliwości, i cała masa jakichś potencjalnych rozwinięć; przygodnie, w pośpiechu widziana sytuacja wydała mi się niekończącym się wstępem, który nie rozwinie się w żadną – bardziej spektakularną – akcję, pozostając w stadium potencjalności. I to mnie ujęło. Podobnie było z widzianym w górach dzieckiem, które – na pohybel utartej metaforze – wlewało wodę do źródła. Nie chcę tych gestów wartościować, chcę za to skupić na nich moment uwagi, widząc w nich coś arcyludzkiego. Lubię Ninę. I dlatego chciałem o niej napisać.
Rygorystyczny podział wiersza na trzy trójwersowe strofy rozbiłem celowo wtrąceniem o zbliżaniu się profesora. Jest on przecież niejako z innego porządku, co więcej – to za sprawą zobaczenia artysty-mentora w Ninie uaktywnia się choroba. Profesor jest więc ciałem obcym, wytrącającym z równowagi nie tylko bohaterkę, ale całą towarzyską konstelację. Wydało mi się oczywiste, że nie ma dla niego miejsca w którejkolwiek z trzech strof. Postać profesora należało – jak myślę – ograniczyć do jego kluczowej roli: pojawienia się. Wiersz ma przecież ograniczoną pojemność, którą staram się szanować. Ciało Niny przestaje być ciałem wskutek choroby. Oby wiersz nie przestał być wierszem wskutek wyjaśnienia.