recenzje / ESEJE

Stary poeta krytykuje

Olga Szmidt

Recenzja Olgi Szmidt z książki Margines, ale... Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

2010 rok – Tade­usz Róże­wicz wyda­je zbiór swo­ich tek­stów kry­tycz­no­li­te­rac­kich, ese­jów, listów i szki­ców. Tek­sty zebra­ne – te bar­dzo sta­re i te nie aż tak bar­dzo. Wśród nich rela­cja z podró­ży do Chin. Róże­wicz na lot­ni­sku wypeł­nia for­mu­larz – nie ma żad­ne­go zło­ta, żad­ne­go haszy­szu, żad­nych anty­ków; pisze: Na pra­wie wszyst­kie pyta­nia odpo­wia­dam ‘nie’.

Nie­zwy­kła róż­no­rod­ność tek­stów, któ­re znaj­dzie czy­tel­nik w tomie, może na pierw­szy rzut oka wyda­wać się efek­tem kapry­śne­go dobo­ru czy to auto­ra, czy wydaw­cy. Z jed­nej stro­ny frag­men­ty pro­zy, wier­sze, z dru­giej listy, szki­ce, ese­je i wykła­dy. Uło­żo­ne nie­chro­no­lo­gicz­nie i bez wygod­ne­go klu­cza czy domi­nan­ty tema­tycz­nej. Tek­sty te, jak pisze Jan Sto­lar­czyk w nocie na skrzy­deł­ku, są „przy­po­mnie­niem” tych, któ­re prze­czy­tać moż­na było w „Odrze” w sta­łej rubry­ce Róże­wi­cza. Mar­gi­nes, ale… nie jest jed­nak nużą­cym recy­klin­giem tek­stów poety, któ­ry pod­su­mo­wu­je swo­ją twór­czość, nie pisze nic nowe­go i zrzę­dzi sta­ro­cia­mi. Poja­wia­ją się tak­że wypo­wie­dzi now­sze, a te sta­re nie wyda­ją się prze­ter­mi­no­wa­ne. Róże­wicz nie dostał w tym roku prze­cież nagro­dy dla kon­ser­wa­to­ra, lecz Kre­ato­ra Kul­tu­ry.

Zasta­na­wia­łam się, o któ­rych tek­stach war­to wspo­mnieć, aby oddać cha­rak­ter zbio­ru, ale nie wska­zy­wać wyłącz­nie na te, któ­re istot­ne oka­zać się mogą pod­czas pró­by kolej­ne­go, inne­go oświe­tle­nia całej twór­czo­ści Róże­wi­cza. Sądzę, że jest to jed­nak nie­moż­li­we – każ­dy z tek­stów wyko­rzy­sta­ny może być zarów­no do szer­szej ana­li­zy lite­ra­tu­ry auto­ra Do pia­chu, jak i potrak­to­wa­ny jako – do pew­ne­go stop­nia – odręb­ny. W zebra­nych tek­stach autor sze­ro­ko komen­tu­je swo­je wła­sne wier­sze, pod­da­je je kry­ty­ce, poka­zu­je – nie bez, jak moż­na sądzić, maso­chi­stycz­nej przy­jem­no­ści – „jak to jest zro­bio­ne” i dla­cze­go nie­wła­ści­wie. Dekon­stru­ując swo­ją twór­czość, bywa Róże­wicz bez­li­to­sny: Dla­cze­go piszę o tym wier­szu? Ponie­waż uwa­żam, że jest to wiersz kon­wen­cjo­nal­ny, jeden z wie­lu wier­szy, jakie pisu­ją poeci i dru­ku­ją pisma. Jed­nym sło­wem nie jest to wiersz ulu­bio­ny ani zna­czą­cy. Być może jest to wiersz „nie­zły”, a „nie­zły” wiersz to kiep­ski wiersz. Ten wiersz jest obcy i dener­wu­je mnie. Potem jest rów­nie nie­sym­pa­tycz­nie – dogrze­bu­je się autor przy­czyn baro­ko­wo­ści wier­sza, popra­wia go, kory­gu­je i zmie­nia. Wszyst­ko na nic, pod­su­mo­wu­je: Zamiast poci­sku lirycz­ne­go powstał pla­cek. Tak więc ten „mój wiersz” nie jest „moim wier­szem”. I nie wej­dzie ani do oddziel­ne­go tomu, ani do „poezji zebra­nych”.

Dystans Róże­wi­cza, któ­ry uka­zu­je on w nie­mal każ­dym tek­ście, znaj­dzie swój wyraz tak­że wte­dy, gdy pisał będzie o swo­jej roli, eto­sie pisar­skim i swo­ich reak­cjach na krę­pu­ją­ce wypo­wie­dzi entu­zja­stów jego twór­czo­ści. Kil­ka lat temu, a więc jed­no­cze­śnie dwa­dzie­ścia lat po napi­sa­niu „Moje­go wier­sza”, z któ­re­go pocho­dzą wcze­śniej­sze cyta­ty, wspo­mni na przy­kład: Pani Dok­tor powie­dzia­ła, że dziś mają zaszczyt powi­tać wiel­kie­go pol­skie­go poetę T.R. Zawsze kie­dy sły­szę ten przy­miot­nik – epi­tet – czy okre­śle­nie (?) „wiel­ki”, kur­czę się jakoś i przy­po­mi­nam sobie tzw. aneg­do­tę z uli­cy Janu­szo­wic­kiej, gdzie miesz­ka­łem 25 lat (?) pod nr. 13. – „jakaś” dzien­ni­kar­ka zro­bi­ła wywiad chy­ba z „sąsia­dem” spod 15. – wła­ści­cie­lem magla – pyta­ła, czy widu­je, czy zna wiel­kie­go poetę T.R. – „znam, znam – odpo­wie­dział – to ten mały siwy… spod 13., cho­dzi do par­ku, widu­ję go. Na pod­sta­wie tego tek­stu moż­na by dojść do wnio­sku, że jest autor po pro­stu fał­szy­wie skrom­ny. Jed­no­cze­śnie jest jed­nak świa­do­my, jak istot­na jest jego twór­czość. Róże­wicz nie ma zani­ków pamię­ci – wie, kim jest i jak jest waż­ny. Nie widać w tym ani cie­nia fał­szu, ani para­dok­su.

Autor Kar­to­te­ki nie zaj­mu­je się w tek­stach tyl­ko sobą-arty­stą czy sobą-pry­wat­nym (choć swo­ją dro­gą to sztucz­ny podział) – ale tak­że inny­mi twór­ca­mi. Powścią­ga­jąc ocho­tę na cyto­wa­nie wyłącz­nie sma­ko­wi­tych kąsków i aneg­dot (a tu na przy­kład Simo­ne de Beau­vo­ir nazwa­na zosta­ła „prze­kup­ką inte­lek­tu­al­ną”…), zwró­cę uwa­gę – niech wol­no mi będzie wspo­mnieć, że bar­dzo trud­no się zde­cy­do­wać – na szkic o Jerzym Nowo­siel­skim. Autor nie wybie­ra pro­stej dro­gi oce­ny dzie­ła: Na pew­nym pozio­mie dzie­ło sztu­ki nie wyma­ga od nas pochwał ani ocen… Ale tyl­ko nie­licz­ni wie­dzą o tym, inni gada­ją, gada­ją, gadaj ą. Przy­glą­da się obra­zom i przy­wo­łu­je sze­reg cech, któ­re dostrze­ga zarów­no w twór­czo­ści mala­rza, jak i w nim samym. Sku­pia się na aktach kobie­cych, na samym obra­zie, nie zaś na pro­ble­mach reli­gij­nych. Pisze prze­ni­kli­wie: Nowo­siel­ski trzy­ma swo­je kobie­ty na uwię­zi, a cza­sem nawet na smy­czy. Obraz Nowo­siel­skie­go jest pułap­ką, celą, a nawet klat­ką… w któ­rej mistrz wię­zi swo­je two­ry. (…) Są to zmy­sły spę­ta­ne, unie­ru­cho­mio­ne, spo­wi­te szczel­nie nie­wi­dzial­ny­mi ban­da­ża­mi, są pro­jek­cje snów i marzeń twór­cy, któ­ry wła­ści­wie boi się, ale i pożą­da cia­ła jak grze­chu. Róże­wicz swo­ich ana­liz obra­zów nie wień­czy wer­dyk­tem suro­we­go juro­ra – nie wcho­dzi w tę rolę, nawet gdy koń­czy tekst, tłu­ma­cząc, dla­cze­go nie wypo­wia­da się na temat sakral­ne­go malar­stwa Nowo­siel­skie­go.

Prze­nie­śmy się na moment w inne rejo­ny. Róże­wicz bywa wzbu­rzo­ny, cze­mu daje wyraz ostro i bez­kom­pro­mi­so­wo. Zasko­czyć może nie­jed­ne­go czy­tel­ni­ka rzecz o krzy­żu. Mały frag­ment: Ludzie, idź­cie wresz­cie po rozum do gło­wy! Moż­na być wie­rzą­cym, nie­wie­rzą­cym, nie-wie­rzą­cym, nie­prak­ty­ku­ją­cym ale nie wol­no robić z krzy­ża zabaw­ki dyn­da­ją­cej mię­dzy cyc­ka­mi wysta­wia­ny­mi na sprze­daż na byle tar­go­wi­sku pio­sen­ki festi­wa­lu fil­mu książ­ki na pry­mi­tyw­nych por­no­gra­ficz­nych wystę­pach pół-głów­ków w TV! Ktoś powie­dzieć może, że autor tek­stu roz­ma­itych akcji arty­stycz­nych z krzy­żem w roli głów­nej nie zro­zu­miał, jest sta­rym zrzę­dzą­cym poetą i utra­cił inte­lek­tu­al­ną werwę. To jed­nak nie­po­waż­ne, nawet gdy­by wnio­ski wysnu­wać z tego jed­ne­go tek­stu – Róże­wicz pozo­sta­je prze­ni­kli­wy, nie pod­da­je się bez­kry­tycz­nie inte­lek­tu­al­nym i arty­stycz­nym modom. Nic więc pod tym wzglę­dem się nie zmie­nia – repre­zen­tu­je nie­zmien­nie nie­za­leż­ność i arty­stycz­ną odręb­ność par excel­len­ce.

Znacz­ną część zbio­ru sta­no­wią listy – zarów­no te adre­so­wa­ne do Róże­wi­cza, jak i pisa­ne przez nie­go do przy­ja­ciół. Przy­boś, May­ew­ski, Brzę­kow­ski, Swi­nar­scy. Nie wszyst­kie przy­pra­wia­ją o inte­lek­tu­al­ne czy este­tycz­ne drże­nie, ale – po pierw­sze – z więk­szo­ści wyło­wić moż­na wie­le infor­ma­cji bio­gra­ficz­nych, doty­czą­cych kon­dy­cji pisa­rza, jego oso­bo­wo­ści: Chcia­łem do Pana napi­sać dużo wię­cej. Chcia­łem napi­sać o moim życiu, o dzie­ciach, Żonie, a nawet Teścio­wej… ale nie jestem pewien, czy to wypa­da. Chciał­bym jesz­cze w życiu napi­sać trzy rze­czy: 1) powieść auto­bio­gra­ficz­ną, 2) cykl sztuk teatral­nych, 3) szkic o ero­ty­zmie (w „Lite­ra­tu­rze i Życiu”). Po dru­gie, co aku­rat nie jest zja­wi­skiem wyjąt­ko­wym, pozwa­la­ją one spoj­rzeć na zda­rze­nia histo­rycz­no­li­te­rac­kie nie­ja­ko od kuch­ni. Pisze Przy­boś do Róże­wi­cza w 1957 roku: 18. nastą­pi otwar­cie wysta­wy zbio­ro­wej nowo­cze­snych. W cza­sie jej trwa­nia pro­jek­tu­je się dwa wie­czo­ry muzy­ki nowo­cze­snej, wyświe­tla­nie fil­mów abs­trak­cyj­nych (pol­skich) i dwa wie­czo­ry poezji. Zapro­po­no­wa­no pierw­szy wie­czór poświę­co­ny Czy­żew­skie­mu, Peipe­ro­wi i mnie, dru­gi: Róże­wicz, Bia­ło­szew­ski, Her­bert. Poja­wia­ją się też pro­ble­my codzien­ne – finan­so­we, miesz­ka­nio­we, z wydaw­ca­mi. Lek­tu­ra odmów publi­ka­cji, jakie dosta­je Róże­wicz od kolej­nych wydaw­ców, jest poru­sza­ją­ca, pozo­sta­je w pamię­ci, budu­jąc kon­tekst twór­czo­ści auto­ra, uka­zu­jąc kolej­ny raz jego nie­za­leż­ność, etycz­ną posta­wę i samot­ność.

W jed­nym z ostat­nich tek­stów, napi­sa­nych nie­wie­le ponad dwa lata temu, pisze Róże­wicz: Zaczą­łem 87. rok życia, piszę wier­sze od 70 lat… i nie wiem, kim jest poeta… ale wiem, że nie jestem kapła­nem ani bła­znem. Jestem czło­wie­kiem, czło­wie­kiem, któ­ry pisze wier­sze.

Wię­cej »>

O autorze

Olga Szmidt

Urodzona w 1989 roku. Skończyła filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie aktualnie pisze doktorat. Laureatka I nagrody w konkursie im. J.J. Lipskiego za najlepszą pracę magisterską. Autorka książki Korespondent Witkacy (Universitas, 2014) oraz biografii Marii Kownackiej – Kownacka. Ta od Plastusia (Czarne, 2016). Współzałożycielka i redaktor naczelna portalu Popmoderna. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Konopnicka po szkole

recenzje / ESEJE Olga Szmidt

Recen­zja Olgi Szmidt z wybo­ru wier­szy Złot­nie­ją­cy świat Marii Konop­nic­kiej.

Więcej

Na marginesie Różewicza

recenzje / ESEJE Tadeusz Nyczek

Recen­zja Tade­usza Nycz­ka z książ­ki Mar­gi­nes, ale… Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Nauczyciel nowej poezji

recenzje / ESEJE Krzysztof Lisowski

Recen­zja z książ­ki Mar­gi­nes, ale… Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Różności Rózewicza

recenzje / ESEJE Justyna Sobolewska

Recen­zja Justy­ny Sobo­lew­skiej z książ­ki Mar­gi­nes ale… Tade­usza Róże­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się w 2011 roku na łamach „Poli­ty­ki”.

Więcej

Głosy z marginesu

recenzje / ESEJE Wojciech Browarny

Recen­zja Woj­cie­cha Bro­war­ne­go z książ­ki Mar­gi­nes, ale… Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej