recenzje / IMPRESJE

Styczeń w marcu

Marta Fox

Esej Marty Fox towarzyszący premierze książki Furia instynktu Janusza Stycznia.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

On od daw­na jest księ­ży­cem,
wie­dział jak księ­ży­cem się stać,
wszyst­ki­mi sło­wa­mi, któ­ry­mi nazwał­by noc,
nazy­wa sie­bie.

Janusz Sty­czeń

Poeta – to ktoś, kto pra­gnie w jasny dzień poka­zać świa­tło księ­ży­ca.
Jean Coc­te­au

Pół dnia prze­by­wa­łam z Janu­szem Stycz­niem, świet­nym poetą, prze­dziw­nym czło­wie­kiem, któ­ry od zawsze żyje według wła­sne­go wzor­ca i kon­se­kwent­nie odma­wia narzu­ca­nia sobie cze­go­kol­wiek, będą­ce­go w sprzecz­no­ści z jego mode­lem. Przy Janu­szu widzę wyraź­nie, w jaki kie­rat samą sie­bie zapę­dzi­łam. No, cóż, mój wybór, moje sza­leń­stwo.

Janusz jest poetą z kości i krwi, w dzień, w nocy, zawsze. Pozna­łam go w roku 1992. Od tej pory spo­ty­ka­my się nie wię­cej niż dwa razy w roku, na krót­ko. Pomię­dzy wymie­nia­my kart­ki pocz­to­we, na któ­rych zwięź­le infor­mu­je­my o wra­że­niach z bie­żą­cych lek­tur, wyda­rze­niach z codzien­no­ści, pla­nach.

Janusz miesz­ka we Wro­cła­wiu. Zazdrosz­czę mu tego mia­sta. On z kolei lubi przy­jeż­dżać do Kato­wic, bo w mło­do­ści kie­dyś tu pra­co­wał – dwa mie­sią­ce w pra­sie, pół roku w biblio­te­ce. Tyl­ko wów­czas „zhań­bił” się pra­cą na eta­cie. Potem już zawsze był od niej wol­ny. Spa­ce­ro­wa­li­śmy po mie­ście, padał mokry śnieg, z tru­dem prze­bi­ja­ło słoń­ce, wiał wiatr. W mar­cu, jak w garn­cu.

- No tak – wspo­mi­na Janusz, kie­dyś były tu praw­dzi­we pisma lite­rac­kie, w któ­rych pła­co­no naj­praw­dziw­sze hono­ra­ria. Jeśli ktoś był pra­co­wi­ty i dru­ko­wał trzy recen­zje w mie­sią­cu, do tego jesz­cze publi­ko­wał wier­sze, to mógł spo­koj­nie z tego żyć. Pań­stwo było opie­kuń­cze, a nikt z poetów nie wsty­dził się napi­sać do Związ­ku Lite­ra­tów z proś­bą o pie­nią­dze na buty zimo­we lub kurt­kę. Takie poda­nie napi­sał też Rafał Woja­czek, ale komi­sja socjal­na zasta­na­wia­ła się, jak­by tu zna­leźć inny spo­sób, by Woja­czek dostał to, o co wnio­sku­je, nie dostaw­szy pie­nię­dzy, któ­re na pew­no prze­zna­czył­by na roz­pust­ny cel.

Janusz lubi wspo­mi­nać Wojacz­ka. Grał w fil­mie Lecha Majew­skie­go („Woja­czek”) sie­bie, czy­li poetę Stycz­nia. Zży­ma się na odtwór­cę głów­nej roli, Krzy­sia Siw­czy­ka, któ­ry zagrał Wojacz­ka agre­syw­ne­go, tra­gicz­ne­go, nie­roz­dwo­jo­ne­go, mało lirycz­ne­go. Naj­bar­dziej lubię, jak Sty­czeń naśla­du­je Wojacz­ka zagu­bio­ne­go, cie­płe­go, tkli­we­go, wystra­szo­ne­go.

- Kocie, kocie – pro­sił wte­dy Stycz­nia – pro­wadź mnie do Tere­sy tere­sia­stej. Mogła­bym Janu­sza Stycz­nia słu­chać godzi­na­mi. Sły­szę brzmie­nie jego gło­su, widzę, jak w cha­rak­te­ry­stycz­ny spo­sób skła­da ręce, jak pochy­la gło­wę i powta­rza te sło­wa jak man­trę: – kocie, kocie, pro­wadź mnie do Tere­sy tere­sia­stej.

Janusz nie zmie­nił swo­je­go życia, mimo, że cza­sy się zmie­ni­ły i nikt się poeta­mi nie opie­ku­je. Zresz­tą, jak­że miał­by je zmie­nić? Trud­no to zro­bić, będąc eme­ry­tem. Od cza­su, kie­dy ma twór­czą eme­ry­tu­rę, czu­je się bez­piecz­nie. Co roku skła­da pro­jekt w mini­ster­stwie i liczy na sty­pen­dium. Co dwa lata je dosta­je. Wte­dy poło­wę cho­mi­ku­je na rok, w któ­rym nic nie dosta­nie.

Nigdy nie byłam w miesz­ka­niu Janu­sza, znam je tro­chę z opo­wie­ści Uli Ben­ki, poet­ki, jego Muzy i przy­ja­ciół­ki od zawsze, tak­że z gęste­go w kli­ma­cie opo­wia­da­nia „Bez kla­mek”: „Żył w nie­opo­wie­dzia­nym bru­dzie. Okna jego miesz­ka­nia lepi­ły się jak szy­by w pocią­gu i trze­ba było roz­dzie­rać brud pal­ca­mi, aby cokol­wiek zoba­czyć. Miał lęk prze­strze­ni i kulił się ze stra­chu, gdy otwie­ra­łam okno. Miesz­ka­nie znaj­do­wa­ło się wyso­ko, wychy­lo­ne ponad mia­sto i jego oko­li­ce, a cho­ciaż to tyl­ko dwa poko­iki, nazy­wał je Labi­ryn­tem Mino­tau­ra. […] Bałam się sia­dać na krze­słach. Krze­sła roz­la­ty­wa­ły się; on miał dzie­cin­ny zwy­czaj kiwa­nia się na nich i robie­nia przy tym tych swo­ich nie­sa­mo­wi­tych min. Ach, miał jesz­cze maszy­nę do pisa­nia i wystu­ki­wał na niej jed­nym pal­cem dłu­gie, zamglo­ne wier­sze”.

Pół roku temu Janu­szo­wi poła­ma­ło się ostat­nie krze­sło. Bar­dzo się ucie­szył, kie­dy przy­wio­złam mu całe. Do domu mnie jed­nak nie zapro­sił. Cze­ka­łam na kory­ta­rzu, aż się ubie­rze i wyj­dzie. Poszli­śmy do pobli­skiej kawiar­ni. Z Janu­szem zawsze się roz­ma­wia o książ­kach i fil­mach oraz napi­sa­nych ostat­nio wier­szach.

Cza­sem mi się wyda­je, ze Janusz żyje tyl­ko men­tal­nie. Ale tak nie jest. Lubi dobre jedze­nie, piwo, sło­dzo­ną kawę. Zawsze zabie­ra wszyst­kie nie­wy­ko­rzy­sta­ne cukry do domu. Zauwa­ża moją nową fry­zu­rę, kape­lusz, nie szczę­dzi kom­ple­men­tów. Nie zawi­ści nicze­go. Dostrze­że zarad­ność i nie uda­je, że nie czy­tał pochleb­nej recen­zji mojej książ­ki. Mało tego: sam tako­we pisze. Jest wyso­kiej kla­sy znaw­cą lite­ra­tu­ry, więc pochwa­ła Janu­sza ma war­tość podwój­ną.

Zapro­si­łam go na spo­tka­nie autor­skie do biblio­te­ki. Ucie­szył się, kon­kret­nie wyne­go­cjo­wał hono­ra­rium. – Janusz, wypięk­nij się – popro­si­łam w liście, bo tyl­ko w ten spo­sób moż­na się z nim kon­tak­to­wać. Nie ma tele­fo­nu, ani kom­pu­te­ra. Po kil­ku dniach otrzy­ma­łam kart­kę z zapew­nie­niem: – Będę pięk­ny.

Rze­czy­wi­ście, doło­żył sta­rań, by dobrze wyglą­dać: ostrzygł wło­sy, ubrał się w gar­ni­tur, koszu­lę. Manu­skryp­ty przy­wiózł w tor­bie, któ­ra sta­ła dwa lata na bal­ko­nie. Oczy­wi­ście nie zauwa­żył, że wyglą­da jak ze śmiet­ni­ka, do cze­go przy­czy­ni­ły się gołę­bie. Nie pozwo­li­łam mu jej wnieść do biblio­te­ki. Nie upie­rał się, bo mu powie­dzia­łam, że tor­ba jest bar­dzo zaku­rzo­na. – Bra­ku­je Ci kobie­cej ręki i kobie­ce­go spoj­rze­nia, Janu­szu. Poza tym nie chcę, by kto­kol­wiek oce­niał Cie­bie, genial­ne­go poetę, przez pry­zmat brud­nej tor­by – uspra­wie­dli­wi­łam swo­ją pedan­te­rię. Potem mu tę tor­bę wymy­łam, a on się ucie­szył, jak chłop­czyk.

Kie­dy Janusz czy­ta wier­sze, sala zasty­ga w ciszy. Bo czy­ta świet­nie, co rzad­kie u poety. Ale i wier­sze takie są, że potrzą­sa­ją, i potem aż strach gło­śniej ode­tchnąć. To mie­sza­ni­na magii i okru­cień­stwa, tajem­ni­cy i baro­ko­wych kli­ma­tów, rekwi­zy­tów codzien­no­ści i wszyst­kie­go, co ducho­we i księ­ży­co­we.

- Zapra­szam cię na obiad, Janu­szu, do moje­go domu, co ty na to? – zapy­ta­łam.
– Dosko­na­ły pomysł – przy­tak­nął – dosko­na­ły.

Wszyst­ko mu sma­ko­wa­ło i wszyst­ko chwa­lił. Roz­glą­dał się po miesz­ka­niu, poma­chał mojej cór­ce z bal­ko­nu (miesz­ka­my obok sie­bie). Zoba­czył, gdzie piszę, gdzie czy­tam. – ile­kroć teraz dosta­nę list od cie­bie, będę widział, gdzie go pisa­łaś – ucie­szył się.

Poda­ro­wa­łam mu tele­fon komór­ko­wy, model, któ­re­go już nie uży­wa­łam, na kar­tę. Uczy­łam, jak uży­wać, tłu­ma­czy­łam, że tele­fon powi­nien mu słu­żyć do tego, aby z nim moż­na się było skon­tak­to­wać. Potem napi­sa­łam do wspól­nych zna­jo­mych, by mu pomo­gli opa­no­wać umie­jęt­ność odbie­ra­nia tele­fo­nu. Spa­ko­wa­łam mu do tor­by instruk­cję i łado­war­kę. Upew­nił się, czy nie zuży­wa za dużo ener­gii elek­trycz­nej.

Spa­ko­wa­łam mu kanap­ki, na kola­cję, kie­dy już znaj­dzie się w hote­lu. – Genial­ny pomysł, genial­ny – pochwa­lił mnie szcze­rze.

Jakież było moje zdzi­wie­nie, gdy po trzech dniach ekra­nu moje­go tele­fo­nu wyświe­tlił się Sty­czeń. Jak dobrze, że zdą­ży­łam ode­brać i nie włą­czy­ła się sekre­tar­ka, bo omi­nę­ła­by mnie roz­mo­wa i radość Janu­sza, kie­dy mówi, że już potra­fi tele­fo­no­wać. Podzię­ko­wał za gości­nę, pochwa­lił raz jesz­cze spo­tka­nie i obiad (w tej kolej­no­ści), a tak­że moje miesz­ka­nie.

- Posta­no­wi­łem – powie­dział – odgru­zo­wać moje miesz­ka­nie na wio­snę i to two­ja zasłu­ga. Jeśli Janusz Sty­czeń dotrzy­ma posta­no­wie­nia, to będę mogła wszem i wobec roz­po­wia­dać, że doko­na­łam nie­moż­li­we­go, ze to naj­więk­sze osią­gnię­cie peda­go­gicz­ne moich ostat­nich czter­na­stu lat. Ale nie będę aż taka zachłan­na i podzie­lę się tym suk­ce­sem ze świę­tą Ritą, Świę­tą Ritą od Rze­czy Nie­moż­li­wych.

Powiązania

Ciało miesiąca

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Esej Mai Staś­ko towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Furia instynk­tu Janu­sza Sty­cze­nia.

Więcej

Furia i instynkt Janusza Stycznia

recenzje / ESEJE Magdalena Czuczwara

Recen­zja z Mag­da­le­ny Czu­wa­ry z książ­ki Furia instynk­tu Janu­sza Stycz­nia.

Więcej

Pod osłoną nocy

recenzje / ESEJE Aleksandra Zasępa

Recen­zja Alek­san­dry Zasę­py z książ­ki Furia instynk­tu Janu­sza Stycz­nia.

Więcej

Dziewczyna niosąca filiżankę kawy

recenzje / KOMENTARZE Janusz Styczeń

Autor­ski kome­natrz Janu­sza Stycz­nia do wier­sza „Dziew­czy­na nio­są­ca fili­żan­kę kawy” z książ­ki Furia instynk­tu, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 10 listo­pa­da 2011 roku.

Więcej

Wizja lokalna

recenzje / ESEJE Bogusław Kierc

Esej Bogu­sła­wa Kier­ca towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Furia instynk­tu Janu­sza Stycz­nia.

Więcej