recenzje / IMPRESJE

Świat składa się ze słów, rytmów, kobiet

Bartosz Sadulski

Bartosz Sadulski o wierszach z książki Lekkie czasy ciężkich chorób Przemysława Witkowskiego.

Biuro Literackie

Jacqu­es Ran­cie­re w Dzie­le­niu postrze­gal­ne­go pisze: „este­tycz­ny spo­sób pisa­nia jed­no­cze­śnie pocią­gał za sobą swo­ją wła­sną poli­ty­kę” i jest to myśl, któ­ra bez­u­stan­nie towa­rzy­szy­ła mojej lek­tu­rze wier­szy Prze­mka Wit­kow­skie­go.

Nie da się ukryć, że Wit­kow­ski sub­tel­nie este­ty­zu­je, upięk­sza wier­sze, jed­no­cze­śnie odbrą­za­wia­jąc rze­czy­wi­stość – tytu­ło­we „cza­sy cięż­kich cho­rób” jawią się jako okres emo­cjo­nal­ne­go wzra­sta­nia, doj­rze­wa­nia, któ­re trwa do dziś. Wobec takiej wraż­li­wo­ści na nie­sta­łość wła­snej, emo­cjo­nal­nej kon­sty­tu­cji, wiersz dla Wit­kow­skie­go ma „poświad­czać nie­szczę­ście” (tak funk­cję sztu­ki poj­mu­je Ran­cie­re). Poli­ty­ka Wit­kow­skie­go to stra­te­gia umiesz­cza­nia intym­no­ści w sfe­rze publicz­nej, spo­łecz­nej. Pod­miot lirycz­ny jego wier­szy nie jest bez­na­dziej­ne uwi­kła­ny we wła­sną cie­le­sność, emo­cjo­nal­ność czy samot­ność – „ja” lirycz­ne tej poezji jest postrze­ga­ne przez pry­zmat lirycz­ne­go „ty”, któ­rym może być kobie­ta (czyż „przej­ścia dla pie­szych, nauka jaz­dy” nie są nowo­cze­snym, post­mo­der­ni­stycz­nym ero­ty­kiem?), lub sze­rzej – spo­łe­czeń­stwo.

Jed­nak to kobie­ty są w wier­szach Wit­kow­skie­go wszech­obec­ne – bab­cie, ciot­ki, sio­stry, kochan­ki, do któ­rych autor mógł­by – za Joh­nem Ber­ry­ma­nem, jed­nym ze swych blo­omow­skich „pre­kur­so­rów” – powie­dzieć: „Umrze­my wszy­scy, a wszel­kie dowody/ mówią: potem już nic./ Kocha­nie, nie połą­czy­my się ponownie./ Tym­cza­sem cho­dzi chy­ba o to by być życz­li­wym i odważ­nym”. („prze­sła­nie”). Wit­kow­ski, świa­do­my prze­mi­ja­nia, nie eks­po­nu­je roz­pacz­li­wie wąt­ków wani­ta­tyw­nych, ale pamię­ta­jąc o prze­szło­ści, pierw­szych doświad­cze­niach – tak­że ero­tycz­nych („spo­co­na bab­cia w łazience/ ją pierw­szą z kobiet zoba­czy­łem nago”), defi­niu­je przez nie, i przy ich pomo­cy, swo­je „teraz”, któ­re czę­sto ma wymiar nie­rze­czy­wi­sty, a pust­ka, nie­obec­ność, są sil­ny­mi lejt­mo­ty­wa­mi poezji Wit­kow­skie­go: „na razie doty­kam dziew­czy­ny, lecz jak­by jej nie było/ w tym łóż­ku. jest metal w ustach i war­kot maszyn” („wyraź­ne ście­gi”) czy „śni­ły mi się cho­re, umie­ra­ją­ce zwierzęta/ albo że budzę się sam i jestem star­cem” („pre­pa­ra­ty, 2000”).

Ostat­ni cytat wpro­wa­dza nas w wątek wyob­co­wa­nia z wła­snej toż­sa­mo­ści. Wit­kow­ski, powta­rza­jąc za Rim­bau­dem, zda­je się mówić: „Ja to ktoś inny” – raz wspo­mnia­ny sta­rzec, potem pod­miot mówi: „budzę się kotem”, „wczo­raj byłeś rybą”, jest Prze­mek sze­ścio­let­ni, a czy­tel­ni­ka i auto­ra przede wszyst­kim nie opusz­cza wra­że­nie, „jak­by ktoś inny/ stał za kon­so­le­tą i pod­krę­cał gał­ki”. Nie spo­sób oce­nić, czy jest to uciecz­ka przed wła­sną toż­sa­mo­ścią, czy pró­ba jej zlo­ka­li­zo­wa­nia i okre­śle­nia w róż­nych sta­diach życia i cho­ro­by. Jakie są obja­wy nie­na­zwa­nej cho­ro­by, na któ­rą cier­pi pod­miot? Czy sama chęć komu­ni­ko­wa­nia się ze świa­tem przy pomo­cy poto­czy­stych, gęstych fraz, któ­rych trans­owy rytm od razu zamra­cza i pory­wa czy­tel­ni­ka jak naj­lep­sza melo­dia, nie jest czymś nie­zdro­wym? Nakła­da­ją­ce się na sie­bie obra­zy, sza­fra­no­we chust­ki obok szaf z ikei, tablet­ki, maści, seks i sta­rzy Niem­cy kola­bo­ru­ją wspól­nie prze­ciw­ko rze­czy­wi­sto­ści tak, że sam pod­miot zasta­na­wia się: „teraz cią­gle mówię we śnie?”; hone­tow­ska oni­rycz­ność łączy się z o’ha­ry­stycz­ną rela­cją, ale jak­by zza ścia­ny, zagłu­sza­ną nad­mia­rem wra­żeń, któ­re potę­gu­ją wra­że­nie tym­cza­so­wo­ści.

To jest poli­ty­ka lirycz­ne­go rady­ka­li­zmu, gdzie za nawias wier­sza wyrzu­co­ne są obra­zy banal­ne, nie­po­trzeb­ne w swo­jej oczy­wi­sto­ści. Lirycz­ny rady­ka­lizm obja­wia się w nie­ustan­nej wie­rze w sło­wo, w rytm, któ­ry jest nad­rzęd­ny wzglę­dem reali­zmu. Wit­kow­ski pisze: „świat skła­da się ze słów, z tych krótkich/ chwil, kie­dy nie kasz­lę”; mowa codzien­no­ści zda­je się być dla nie­go nowo­mo­wą, zakłó­ce­niem nor­mal­nej komu­ni­ka­cji, kasz­lem, na któ­ry nie ma miej­sca w wier­szach. Wobec tego pozo­sta­je życzyć zdro­wia i jak naj­dłuż­szych przerw mię­dzy ata­ka­mi kasz­lu.

O autorze

Bartosz Sadulski

Ur. 1986. Poeta, dziennikarz. Autor arkusza poetyckiego artykuły pochodzenia zwierzęcego (2009) oraz tomów wierszy post (2012) oraz tarapaty (2016). Za pierwszy z nich był nominowany w 2013 roku do Nagrody Literackiej Silesius w kategorii „debiut”. Wiersze publikował między innymi w Lampie, Odrze, Gazecie Wyborczej, Chimerze i antologii Połów. Poetyckie debiuty 2010. Autor przewodników po Malcie i Bornholmie. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania