recenzje / IMPRESJE

Lutując

Ilona Podlecka

Esej Ilony Podleckiej towarzyszący premierze książki Marcina Sendeckiego Lamety, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 16 listopada 2015 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nowa książ­ka Mar­ci­na Sen­dec­kie­go jest ze wszech miar dziw­na. Tytu­ło­we lame­ty to ozdo­by cho­in­ko­we, aniel­skie wło­sy, skrzą­ce się bły­skot­ki. Ale lamet to tak­że drob­ny język z ławi­cy etno­lin­gwi­stycz­nej Azji Połu­dnio­wo-Wschod­niej; posłu­gu­je się nim dwa­dzie­ścia tysię­cy Laotań­czy­ków – czy­li wszy­scy użyt­kow­ni­cy tego języ­ka pomie­ści­li­by się na śred­niej wiel­ko­ści sta­dio­nie pił­kar­skiej eks­tra­kla­sy. I to połą­cze­nie zda­je się dość dobrze opi­sy­wać czy­tel­ni­cze wra­że­nia z lek­tu­ry Lamet – śpiew­ny, her­me­tycz­ny język obcy, błysz­czą­ce (bły­sko­tli­we) ele­men­ty. Jeśli wpi­sze­my jesz­cze w ten krąg sko­ja­rzeń odda­lo­ne o jed­ną lite­rę lamen­ty, będzie­my już bli­sko tego, co przy­go­to­wał nam Sen­dec­ki w nowej książ­ce.

A zaczy­na się od gło­śne­go GONG! – jak począ­tek jakiejś roz­gryw­ki. Sen­dec­ki zapra­sza do gry w wier­sze, w kolej­nym utwo­rze („Jenot”) pro­po­nu­jąc zasa­dy. „To zga­duj-zga­du­la/ Sta­ro­daw­ne desz­cze ubi­ją mi pył” – pisze. I dalej: „Wiersz się dzie­li Wiersz się mnoży/ Wiersz się dzie­li Wiersz mno­ży”, co może­my potrak­to­wać jako instruk­cję dla inter­pre­tu­ją­ce­go, ale i świa­dec­two wewnętrz­ne­go życia poezji, jej opo­ru wobec czy­ta­ją­ce­go. Zwłasz­cza, że zaraz potem „Wiersz jest szczwa­ny Wiersz szczu­je”. Następ­nie poeta zgrab­nie o’haryzuje:

Pójść Pie­kar­ską i skrę­cić w Cho­cim­ską, skok w Rej­ta­na i już jest Kościusz­ki
Hamil­ton Jef­fer­son Clin­ton Stre­et Otwie­ra się bar

W całym tomie znaj­dzie­my wię­cej jesz­cze nawią­zań do Fran­ka O’Hary (naj­do­bit­niej­szym chy­ba wiersz „Lunch­ti­me”), ale za każ­dym razem alu­zje do szko­ły nowo­jor­skiej umiesz­cza­ne są w cudzy­sło­wie, bo po tym, jak prze­mie­ści­my się już z Kościusz­ki na Clin­ton Stre­et, orien­tu­je­my się, że tak napraw­dę tkwi­my w edy­to­rze tek­sto­wym. „Kur­sor w rogu ekra­nu drga prze­anie­lo­ny” – czy­li znów jeste­śmy na pozio­mie wier­sza, na pozio­mie gry.

A gra z Sen­dec­kim bywa nie­ła­twa. Nie cho­dzi nawet o to, że cza­sem moż­na mieć wra­że­nie, iż wpi­sał on w Lame­ty pro­jekt czy­tel­ni­ka nie­co mon­stru­al­ne­go – zaczy­ta­ne­go w lite­ra­tu­rze ormiań­skiej, uod­por­nio­ne­go na sza­leń­stwa lek­sy­kal­ne i skła­dnio­we, zanu­rzo­ne­go w dys­kur­sie teo­re­tycz­no­li­te­rac­kim („Powie­my dziś sobie o śmier­ci pod­mio­tu”, „Z tau­to­lo­gii w aporię/ Jeden skok”), takie­go, któ­ry zro­zu­mie uży­cie w pięt­na­stu wer­sach wyłącz­nie zna­ków inter­punk­cyj­nych i typo­gra­ficz­nych, ale i da się poecie pro­wa­dzić w świat keba­bów, Che­ster­fiel­dów i Car­re­fo­ura. Trud­ność nie pole­ga bowiem na jakiejś rady­kal­nej kon­cep­cji for­mal­nej, a raczej na bra­ku punk­tów zacze­pie­nia. Lame­ta­mi raz w roku przy­ozda­bia się cho­in­ki, ale na co dzień sto­so­wa­ne są głów­nie do wytwa­rza­nia przy­nęt przez węd­ka­rzy, Sen­dec­ki nie wabi jed­nak czy­tel­ni­ka. Tru­izmem jest twier­dze­nie, że poeci zawsze mniej lub bar­dziej osten­ta­cyj­nie piszą o sobie, sobą i sie­bie, ale momen­ta­mi mam wra­że­nie, że Sen­dec­ki idzie o krok dalej i pisze tak­że do sie­bie. No bo jak mamy odczy­tać poja­wia­ją­cą się mniej wię­cej w poło­wie tomu tra­ge­dię warzyw, przy­po­mi­na­ją­cą „Na stra­ga­nie” Brze­chwy, tyle że w wer­sji dla doro­słych? Albo prze­wi­ja­ją­cy się motyw zupy warzyw­nej? Poja­wia się już w pierw­szym utwo­rze: „Ugo­to­wa­łem zupę ze szcza­wiu i gru­szek, lep­szej nie znaj­dziesz na naj­dal­szym molo/ (Żacz­ka warzu­chów­ka roz­włó­czy­ła chrzan)/ Teraz pora”; a potem jesz­cze w wier­szu „Wąskie pasmo”:

Takiej zupy z porów nie spró­bu­jesz na kine­ma­to­gra­ficz­nych przed­mie­ściach, bez obra­zy.

Auskul­ta­cja? Zacho­dzi tu

dźwięk, głos, głód, gładź, wij, delay

Czy­li mamy zupę, zupę z ele­men­ta­mi vani­tas (szkod­nik zja­da­ją­cy liście, wsłu­chi­wa­nie się w aktyw­no­ści cia­ła), a na doda­tek pory – a może pora i porę? Może wszak cho­dzić zarów­no o warzy­wo, jak i o czas. Pokrę­co­ne? No i pięk­nie.

Bo trud­no ocze­ki­wać od czy­tel­ni­ka spój­nej lek­tu­ry, jeśli potrak­tu­je­my Lame­ty jako zapis świa­ta bez ładu i pró­bę upo­rząd­ko­wa­nia go; do takie­go odczy­ta­nia upo­waż­nia nas wers z otwie­ra­ją­ce­go książ­kę utwo­ru „GONG!”, w moim odczu­ciu klu­czo­wy dla całe­go tomu: „Co moż­na ufać o pogod­nym kłam­stwie, gdy lutu­je roz­kle­pa­ny świat?”. W wier­szu „W hote­lo­wym” czy­ta­my nato­miast:

W hote­lo­wym oknie z papie­ro­sem.
Niżej żywym ogniem repe­ru­ją tory.
Mówi się: „Do ładu”.

Pisa­nie ma taki sam cel, co luto­wa­nie szyn – cho­dzi o to, by nie dopu­ścić wię­cej do wypa­da­nia z toru, wzy­wa więc Sen­dec­ki świat do ładu takim tonem, jakim rzu­ca się psu roz­kaz: „Do nogi!”. Żywy ogień, któ­rym robot­ni­cy napro­sto­wu­ją to, co roz­pa­czo­ne, jest tym samym, któ­ry trzy­ma w swo­im ręku poeta, paląc papie­ro­sa.

Lame­ty, roz­po­czy­na­ją­ce się od nie­mal komik­so­we­go GONG!, koń­czą się jed­nak przy­ga­szo­ne jak nie­do­pa­łek, sło­wa­mi „to nic”. Taki gest zamy­ka­ją­ce­go „never­mind” wpro­wa­dza nas zręcz­nie w melan­cho­lij­ną, lecz pogod­ną prze­strzeń pomię­dzy blich­trem lamet a lamen­to­wa­niem. Jest tam miej­sce na Mic­kie­wi­cza, a nic nie wie­my o Bożym Naro­dze­niu. W tej prze­strze­ni panu­je noc, na uli­cy gra czar­ny śnieg; śnieg śpi, kwit­nie, mar­z­nie i ist­nie­je na wię­cej jesz­cze spo­so­bów, i te Sen­dec­kie­go sce­ny z życia śnie­gu to chy­ba naj­lep­sze, co moż­na prze­czy­tać u schył­ku jesie­ni. I w koń­cu to jest noc, pośrod­ku któ­rej moż­na sta­nąć i rozej­rzeć się dooko­ła:

Tędy miesz­kam Tam widzę
Tam­tę­dy jest czas

O autorze

Ilona Podlecka

Urodzona w 1994 roku. Studiuje MISH na UJ. Uwielbia góry, muzykę rockową i pociągi.

Powiązania

Wielkie zamknięcie

recenzje / ESEJE Ilona Podlecka

Recen­zja Ilo­ny Pod­lec­kiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Już otwar­te Boh­da­na Zadu­ry, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 25 stycz­nia 2016 roku.

Więcej

W nieważkość

recenzje / IMPRESJE Ilona Podlecka

Esej Ilo­ny Pod­lec­kiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Kosmo­nau­ci Grze­go­rza Wró­blew­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 stycz­nia 2015 roku.

Więcej

Komentarz do motta

recenzje / KOMENTARZE Marcin Sendecki

Komen­tarz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go do mot­ta z książ­ki Lame­ty, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 listo­pa­da 2015 roku.

Więcej

Cierpliwe słuchanie szorstkiej frazy

recenzje / IMPRESJE Andrzej Frączysty

Esej Andrze­ja Frą­czy­ste­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Mar­ci­na Sen­dec­kie­go Lame­ty, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 16 listo­pa­da 2015 roku.

Więcej