recenzje / ESEJE

Pierwszy polski Green

Jacek Gutorow

Szkic Jacka Gutorowa towarzyszący premierze książki Kochając Henry'ego Greena w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się 27 kwietnia 2015 roku nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zro­zu­mieć pięk­no nie­któ­rych opo­wie­ści, pozwo­lić im osiąść w naszej wraż­li­wo­ści i wyobraź­ni, tak, aby w obcych z począt­ku obra­zach i akcen­tach odkryć zna­jo­mo brzmią­ce tony? Nie jest to łatwe i nie zawsze wyni­ka z nar­ra­cyj­ne­go talen­tu oso­by, któ­ra opo­wia­da. Ale pisarz, któ­re­go pierw­szą książ­kę otrzy­mu­je­my wła­śnie do rąk, jak mało kto znał topo­gra­fię ludz­kie­go ser­ca. Nie­wie­lu dwu­dzie­sto­wiecz­nych gawę­dzia­rzy potra­fi­ło prze­ko­nać do sie­bie w tak dys­kret­ny, nie­zo­bo­wią­zu­ją­cy i wyco­fa­ny spo­sób. Gre­en potra­fił, i to w spo­sób wyjąt­ko­wy. Mamy do czy­nie­nia z języ­kiem cią­żą­cym ku ciszy, zawie­szo­nym w pół­mro­ku nie do koń­ca czy­tel­nych inten­cji i kru­chych, łam­li­wych sen­sów. Języ­kiem w zasa­dzie księ­ży­co­wym, choć z wyczu­wal­nym sło­necz­nym fini­szem.

Kil­ka sztam­po­wych for­mu­łek. Hen­ry Gre­en (wła­ści­wie Hen­ry Vin­cent Yor­ke, 1905–1973) to pisarz uwa­ża­ny przez nie­któ­rych kry­ty­ków i kole­gów po pió­rze za jed­ne­go z cie­kaw­szych i bar­dziej intry­gu­ją­cych powie­ścio­pi­sa­rzy angiel­skich poło­wy XX wie­ku. Autor dzie­się­ciu ksią­żek napi­sa­nych tym samym nie­fra­so­bli­wym i bez­tro­skim, a przy tym mister­nym sty­lem. Feno­men w dużej mie­rze zapo­zna­ny, pozo­sta­ją­cy na ubo­czu więk­szo­ści dys­ku­sji o współ­cze­snej pro­zie anglo­ję­zycz­nej, wspo­mi­na­ny raczej przy oka­zji i na stro­nie. Nie­wy­klu­czo­ne, że oso­by bar­dziej zain­te­re­so­wa­ne powo­jen­ną powie­ścią bry­tyj­ską potra­fi­ły­by wymie­nić jeden czy dwa tytu­ły. Ale chy­ba nie wię­cej (niżej pod­pi­sa­ny też wszyst­kie­go nie czy­tał). Gre­en pozo­sta­je auto­rem nie­spe­cjal­nie obec­nym, tro­chę wid­mo­wym, egzy­stu­ją­cym w pod­ręcz­ni­kach lite­ra­tu­ry na pra­wach zabaw­nej i uro­czej, ale jed­nak efe­me­ry­dy. Może­my spo­koj­nie pomi­nąć kon­tekst bio­gra­ficz­ny – życie Gre­ena, choć cza­sa­mi poja­wia się na kar­tach jego powie­ści, mia­ło dla nie­go sta­tus fik­cyj­ny.

Zary­zy­kuj­my tezę, że autor Kocha­jąc jest pisa­rzem, któ­re­go moż­na per­ma­nent­nie odkry­wać, sunąc po powierzch­ni tek­stu, zapusz­cza­jąc się w jego głąb, z poczu­ciem świe­żo­ści, ale i powro­tu do wspo­mnień trzy­ma­nych do tej pory w odwo­dzie. Załóż­my, że ktoś czy­ta Gre­ena pierw­szy raz, a jed­no­cze­śnie stwier­dza, że zna już spra­wę, że rzecz nie jest mu zupeł­nie obca, że pro­za angiel­skie­go auto­ra brzmi zna­jo­mo. Przyj­mij­my, że wcho­dzi­my w świat, któ­re­go kon­tu­ry zdą­ży­ły się wcze­śniej poja­wić. Mówi­my zresz­tą o sta­nach wypie­ra­nych przez język, nie do koń­ca spław­nych w for­mie słów. Nie mogę się oprzeć przy­to­cze­niu pierw­szych zdań jed­ne­go z pio­nier­skich opra­co­wań twór­czo­ści auto­ra Kocha­jąc: „Nie­omal wszy­scy, któ­rzy piszą o powie­ściach Hen­ry Gre­ena, wcze­śniej czy póź­niej nazy­wa­ją go pisa­rzem nie­okre­ślo­nym. Nie­omal wszy­scy, któ­rzy go czy­ta­ją, łatwo poj­mu­ją, skąd taki epi­tet” (Robert S. Ryf). Na tym nie­zbyt ory­gi­nal­nym roz­po­zna­niu moż­na by skąd­inąd skoń­czyć stu­dium poświę­co­ne angiel­skie­mu powie­ścio­pi­sa­rzo­wi.

Kocha­jąc to jedy­ny w swo­im rodza­ju utwór nie trak­tu­ją­cy o niczym waż­nym, ale bez zbęd­ne­go wpa­da­nia w deka­den­cję. Oczy­wi­ście może­my śle­dzić pery­pe­tie i roz­wój akcji, pozna­je­my boha­te­rów i boha­ter­ki, odga­du­je­my ich por­tre­ty psy­cho­lo­gicz­ne, nie lek­ce­wa­ży­my powie­ścio­wej ana­li­zy spo­łecz­nej, tudzież pano­ra­my ducha epo­ki. Wszyst­ko to jest jed­nak wzię­te w nawias, opa­trzo­ne cudzy­sło­wa­mi, zapi­sa­ne lek­ką kur­sy­wą i ku nasze­mu zdzi­wie­niu (choć lubi­my takie para­dok­sy) bar­dziej prze­ko­nu­ją­ce. „Nic waż­ne­go” jest zresz­tą poję­ciem względ­nym. Mamy u Gre­ena for­mę nie­na­rzu­ca­ją­cej się zbyt­nio roz­gryw­ki języ­ko­wej, fra­pu­ją­ce­go ćwi­cze­nia sty­li­stycz­ne­go, wiwi­sek­cji życia jako zja­wi­ska pozba­wio­ne­go głę­bi, a prze­cież poru­sza­ją­ce­go i zapa­da­ją­ce­go w pamięć. To powin­no wystar­czyć, i naj­czę­ściej wystar­cza, na wie­le lek­tur, z któ­rych żad­na nie będzie przy­po­mi­na­ła poprzed­niej. Ale tak już jest z wszyst­ki­mi war­to­ścio­wy­mi utwo­ra­mi lite­rac­ki­mi – pozwa­la­ją nam doro­snąć do sie­bie, a jed­no­cze­śnie rosną razem z nami.

Dosta­je­my do rąk wybor­nie napi­sa­ną i nie­źle prze­tłu­ma­czo­ną powieść, któ­ra wbrew pozo­rom (try­wial­ne i nie­co przy­pad­ko­we pery­pe­tie kil­kor­ga mało zna­czą­cych posta­ci) wcią­ga jak kry­mi­nał, bynaj­mniej nie wycho­dząc naprze­ciw naszym ocze­ki­wa­niom, za to mno­żąc moż­li­wo­ści i kom­bi­na­cje, zaska­ku­jąc nie­ocze­ki­wa­ny­mi sce­na­mi, pozo­sta­wia­jąc w naszej wraż­li­wo­ści śla­dy banal­nych, a jed­no­cze­śnie dziw­nie hip­no­tycz­nych, roz­mów i sytu­acji. O suk­ce­sie Kocha­jąc zade­cy­do­wał być może ów splot zna­jo­mo brzmią­cych melo­dii codzien­nej egzy­sten­cji i wraż­li­wo­ści pisa­rza, któ­ry z nic nie­zna­czą­cych incy­den­tów i dia­lo­gów potra­fił wyci­snąć esen­cję życia nie­ba­nal­ne­go i coraz wyraź­niej utrwa­la­ją­ce­go się w pamię­ci. Dodaj­my, że wszyst­ko to zosta­ło zacho­wa­ne w doko­na­nym przez Andrze­ja Sosnow­skie­go prze­kła­dzie, któ­ry – nie mam co do tego naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści – odda­je spra­wie­dli­wość pre­cy­zji i dys­kre­cji powie­ścio­we­go języ­ka Gre­ena (inna spra­wa, że zna­jąc gusta i dotych­cza­so­we prze­kła­dy zna­ko­mi­te­go poety w naj­mniej­szym stop­niu nie dzi­wi­my się wybo­ro­wi tego aku­rat auto­ra; czy tego chce­my czy nie, autor Życia na Korei wciąż poru­sza się w bez­piecz­nym krę­gu ulu­bio­nych pisa­rzy i języ­ków lite­rac­kich). Pozo­sta­je mieć nadzie­ję, że ta pozor­nie zwy­czaj­na powieść – bo prze­cież tyle w niej wspa­nia­łych scen zry­wa­ją­cych z jaką­kol­wiek nor­mal­no­ścią! – zosta­nie dostrze­żo­na przez tych kil­ku czy­tel­ni­ków, do któ­rych jest skie­ro­wa­na: admi­ra­to­rów dys­kret­nych, nie­prze­sad­nie melan­cho­lij­nych i ostroż­nie opo­wie­dzia­nych histo­rii ser­ca.

O autorze

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Powiązania