
Konceptualizm podwójnie fizyczny
recenzje / ESEJE Joanna OrskaRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejSzkic Joanny Orskiej towarzyszący premierze książki Rytmy jesienne Jacka Łukasiewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku.
Jacek Łukasiewicz jest dla mnie przede wszystkim nauczycielem i może dlatego nie potrafię jego wierszy czytać w odłączeniu od jego własnych lektur krytycznych. W tych lekturach, książkach takich jak Ruchome cele czy niedawno wydana monografia twórczości Tadeusza Różewicza TR, zazwyczaj z przyjemnością opowiadał on o tym, co w poezji wydawało się zajmujące, w jedyny chyba przy tym interesujący dla siebie sposób – w trybie seminarium: spokojnej, niespiesznej i życiowo istotnej rozmowy. Łukasiewicz pisząc o poezji, pozostaje z boku dzisiejszych sporów krytycznych, ideowych, filozoficzno-politycznych, próbujących uczynić z wierszy na powrót ważny element dyskusji społecznej. Nie znaczy to, że kiedykolwiek zgodziłby się z tezą, że sprawy publiczne nie są dla poezji istotne. Stroni także najczęściej od nowych metodologii lektury, wybierając z nich jedynie to, co może okazać się przydatne do warsztatu kogoś, kto wiersze czyta i pisze. Rozmowa o poezji traktować może wszak na tak rozmaite tematy, jak rozmaici są wysoko cenieni przez autora poeci (od Leopolda Staffa po Bartosza Konstrata); rozmowa taka rządzi się także własnymi, odrębnymi prawami – związane są one z rytmem, brzmieniem słów, szeroko pojętą pamięcią i nie-pamięcią języka. Rozmawianie o poezji w książkach Łukasiewicza odbywa się więc przede wszystkim w zgodzie z dobrą, hermeneutyczną tradycją uważnego czytania, podążania za wierszem, za tym, jakie on sam stawia warunki interpretacji. Podobna w tonie pozostaje poezja wrocławskiego autora – wypływająca z wewnętrznej potrzeby, z niespiesznych lektur, nieprzejawiająca jakichkolwiek pretensji do ważności czy wyjątkowości, niepretendująca do miana poezji mądrościowej. To przy tym poezja odważna w swoim tradycjonalizmie – nie ucieka przed anachronicznym dla ponowoczesnego czytelnika rymem czy ogranym poetycko, choć zapomnianym już porównaniem – przed tym więc, co u badacza wynika z wielu lat polonistycznej lektury i z jego wiedzy. Jacek Łukasiewicz tworzy wiersze, które mają działać zgodnie z zasadą nostalgii – są niczym zasłyszany gdzieś przedwojenny szlagier. Jednocześnie w jego tekstach pozostają uobecnione wszystkie istotne dla niego książki, kroje wersowe i stroficzne, oswojone przez największych polskich poetów – Kochanowskiego, Trembeckiego, Mickiewicza czy w końcu właśnie Staffa. Rozmowa o poezji jest zawsze funkcją czyjegoś literackiego talentu i wiedzy, a wynika przy tym z głębokiej chęci i uważności, z jaką słucha się rytmu wiersza czy też wprawia w ruch jego wieloaspektowe intelektualne figury. I tak samo, mam wrażenie, pisanie poezji jest dla Łukasiewicza-poety czymś wyjątkowym, bez względu na zajmujący poetę temat – przeważnie okolicznościowy, wspominkowy, codzienny, bądź całkiem pretekstowy, związany z wakacjami czy wizytą w muzeum. Wiersz, zarówno czytany, jak i pisany, stanowi okazję do święta – i wiersze Łukasiewicza takie właśnie są: świąteczne, podobnie jak świąteczne były dla mnie seminaria poetyckie, które prowadził.
Z tego punktu widzenia poezję Jacka Łukasiewicza czytać by można w kontekście dwugłosu, który dla jego późnych, ponowoczesnych wypowiedzi krytycznych wydaje się bardzo istotny. Chodzi o poetycką rozmowę pomiędzy Różewiczem a Staffem, o której autor pisał ostatnio dwukrotnie, we wspomnianym przeze mnie na początku krytycznych książkach, a w której poprzez własne wiersze bierze jakoś udział. W książce zatytułowanej TR autor przytacza słowa samego Różewicza z Przygotowania do wieczoru autorskiego: „Jestem w poezji przeciwieństwem Staffa. W poemacie, który piszę, jest dużo mojej ciemności i mało harmonii. Jest tęsknota do światła. To znaczy do wyjaśnienia. To jest wiersz o nim i o mnie. Piszę piętrząc sprzeczności” (mowa o „Niejasnym wierszu” z Form, który Łukasiewicz czyta jako tren dla Staffa). Stary Poeta, który „nie odrzucał i nie szamotał się”, który nie rozbijał świata, a przyjmował go, „łączył, wiązał i nasycał harmonią”, mógłby stanowić pewnego rodzaju wzorzec dla autora Rytmów jesiennych. Łukasiewicz z uwagą podąża za sprzecznościami ciemnej poezji Różewicza, pozostaje też pełen zrozumienia dla satyrycznej tendencji jego późnej twórczości, w której wiersze to coraz częściej komunikacyjne potwory, stanowiące skorumpowany wyraz antyhumanistycznej cywilizacji. W Ruchomych celach pisze o appendiksie do Szarej strefy, w którym Różewicz gorzko przekomarza się ze Staffem i jego poezją, „łagodną i pogodną”. Krytyk, broniąc poniekąd Staffa, stwierdza, że poetycki nauczyciel Różewicza w latach 40. i 50. zdawał sobie przecież równie mocno sprawę z „zakłóceń, niemądrych odzywek, zła” jego czasów, co Różewicz w swojej późnej twórczości. A jednak Staff pisał, wznosząc się poezją ponad te „głupie odzywki”, co dla autora Szarej strefy pozostawało sprawą wątpliwą, niepotrzebną czy też niemożliwą. Łukasiewicz, jak sądzę, jakkolwiek Różewiczowi poświęcił jedną ze swych bardziej poruszających krytycznych książek, pozostaje w tym sporze po stronie Staffa. Specyficznego Staffowskiego klasycyzmu, w zgodzie z którym poeta to ktoś, kto sięga po „lirę poezji”: „Lira to symbol poezji tak bardzo zużyty, że może zabrzmieć świeżo tylko wówczas, gdy czytelnik poczuje się zaskoczony tym, iż nowoczesny poeta potraktował ten symbol poważnie” (TR). W tych słowach dobrze odbija się pewnego rodzaju tendencja, obecna może we wszystkich tomach Łukasiewicza, choć na pewno mocno brzmiąca właśnie w ostatnim: do zaskakiwania czytelnika wyborami na rzecz harmonii, łączenia, nie rozbijania znaczeń, wspólnotowości poezji i pamięci, którą kultywować można pomimo tego, że żyjemy w czasach znacznie lepiej odbijających się w satyrycznym zwierciadle Kota w worku Różewicza. Okolicznościowy, skromny wierszyk Łukasiewicza, „Uroda świata”, przypominający formą Staffowskie piosenki z Wikliny, może stanowić w ten sposób z Różewiczem dyskretną polemikę, zwłaszcza w inicjalnych słowach: „Uroda świata się nie kończy, / kiedy przestaje być widziana”. To obstawanie przy tradycji wiersza, przy tradycji rozumienia poezji jako wzmagania harmonii – przy sensowności poetyckich opisów życia, historii, okruchów prywatności czy obrazów – może być podobnie zaskakujące, co prostota i wzniosłość późnych wierszy Staffa. Przedziwny jest nie tylko sposób, w jaki Łukasiewicz wykorzystuje tradycyjne kroje stroficzne, takie jak hiszpańska quintilla w wierszu „Odpowiedź”, z pięknie wykorzystanym rymem tautologicznym, czy jak wiersz „Gdzie te konie”, otwierający tom, podejmujący flirt ze strofą stanisławowską. Zaskakuje także właśnie anachroniczność liry, w zastosowaniach takich zbitek frazeologicznych, jak „poszum drzew oszalałych już skonał”, który kojarzy się zarówno z wczesnymi, młodopolskimi jeszcze wierszami Staffa, jak i z partyzancką piosenką. Przypływ nostalgii w samym inicjale zbioru, który stanowi właśnie utwór „Gdzie te konie”, jest prawdziwym uderzeniem we wszystko, co tylko kojarzy nam się z poetycką nowoczesnością. W ten właśnie sposób wiersze Łukasiewicza, podobnie jak wiersze późnego Staffa, są przede wszystkim odważne – idą całkowicie na przekór wszystkiemu, co moglibyśmy nazwać „stylem epoki”, także takim, jak wypracowany przez wielkich mistrzów powojennego modernizmu, o których Łukasiewicz niejednokrotnie pisał (jak Miłosz, Herbert czy właśnie Różewicz).
Jednocześnie wiersze Łukasiewicza w ostatnim tomie wydają się jakby zwrócone ku sobie. Naturalna tu tendencja rozmowy z innymi poetyckimi językami okazuje się chyba w końcu tendencją do wsłuchiwania się w rytmy własnego ciała. Szkic o nowym stylu poezji lat 60., zatytułowany Laur i ciało, krytyk z tamtych lat kończy stwierdzeniem: „Rytm poezji wyznacza nie muzyka sfer, ale rytm ludzkiego ciała i ludzkich czynności; one dają swą miarę ludzkiej sztuce”. Nie wydaje się, aby wrocławski poeta, uczony, od tego czasu zmienił swoje mniemania co do poezji; ciała ludzkie i ludzkie dzieła wpisują się u niego w pewnego rodzaju z góry zakładany, piękny, choć i kruchy porządek – a może takie przynajmniej powinny być nasze życzenia. To porządek często przyziemnych spraw, chwil, takich jak w oczywistym, a jednak dzięki tej oczywistości właśnie dobitnym wierszu „Małe figurki”, w którego puencie czytamy: „Siedzę wsparty o laskę, na poręczy mostku, / patrzę, jak płynie woda po zielonych kamieniach, / czekam na żonę, która tu podąża z pewnym trudem”. Wiersz, który od dziecinnego wspomnienia o zabawie papierowymi figurkami z pewnym trudem zdąża ku swojemu końcowi, doskonale wpisuje się w sensy, jakie nadaje Łukasiewicz poezji, rytmom, myślom nieoddzielnym od świata. Czas „zabija się rymami, oczywiście daremnie” w wierszu „Z pociągu”. „Poetykę kolei” określa „rytm kół i para” w wierszu „Pragmatyka podróży”. Zwierzęta, dźwięki, twarze bliskich, litery, z których składają się ich imiona, są znakami, w których ten świat pozostaje zaszyfrowany i uporządkowany jednocześnie. W Leśmianowskiej manierze poeta łączy swoje małe prawdy z przyrodą czy z dzielonym przez nas zwykłym, miejskim doświadczeniem. O biologicznym, irracjonalnym okrucieństwie tej pierwszej czy też o kulturalnym śmietniku, który zdominował ten drugi, poeta raczej nie chce wspominać. Wszystko nabiera u Łukasiewicza cech Staffowskiej lekkości, w związku z którą o brzydocie, bólu, starości, chorobach czy śmierci wspomina się dyskretnie, z dystansem, jakby mimochodem. Pojawiają się one bardziej dosłownie na zdjęciach czy na obrazach, oglądanych w zwiedzanych przez poetę muzeach albo poprzez zarysowanie bez mała alegorycznych obrazków, jak w wierszu „Ławka”, opowiadającym o cmentarzu na wszystkich świętych. Można byłoby powiedzieć, że przydarzają się: pomiędzy rytmami.
Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.