Po lekturze kilku ostatnich książek Darka Foksa nasuwa się wniosek, że jego pisarstwo – od czasu wydania głośnych w latach 90., anegdotycznych i narracyjnych Wierszy o fryzjerach – zdążyło przejść istotną metamorfozę. Jest to widoczne przede wszystkim na gruncie formalnym. Obecnie dominują w jego utworach tendencje minimalistyczne, które narzucają się poprzez bezwstydny ekshibicjonizm bieli kartki. Nieprzypadkowe jest motto do Tabletu taty zaczerpnięte z Katullusa: „Komu nowiutką książeczkę tę wręczyć, / oszlifowaną chropawym pumeksem?”.
W udającym regularny tomik poetycki wspomnianym już Tablecie taty zamieszczonych zostało trzydzieści siedem ascetycznych utworów, pisanych podwojonym dystychem oraz jednozdaniowe postscriptum, w Suszy z kolei – podobnie jak we wcześniejszym Kebab meistrze – ekscentryczna forma parodiująca powieść sprowadza się do zapisywania jednego, góra dwóch zdań na stronę. Te przejawy redukcjonizmu nie są tak radykalne, jak można by na początku sądzić. Za każdym razem kryje się za nimi pewien założony porządek – linearny, narracyjny, strukturalny. Jedyna różnica pomiędzy pisaniem Foksa a bardziej tradycyjną szkołą myślenia o literaturze polega na odmiennym podejściu do czytelnika. Autor Tabletu taty kpi z komunikacyjnego schematu, w oparciu o który literatura ma za zadanie „sprzedawać” życiowe prawdy, objawienia czy mądrości. „W tym wszystkim chodzi o powtórzenia” – mówi bohater utworu „Luiza” i jego słowa, mimo iż po odrobieniu lekcji z poststrukturalistycznych zaległości nie odkrywają Ameryki, to przypominają raz jeszcze o zwyczajnej schematyczności naszych codziennych modeli: literatury, życia, kontaktów międzyludzkich itd.
Utwory Foksa stawiają więc na odbiorcę w sposób cokolwiek przekorny. Z jednej strony mamią go „literaturą” rozumianą jako funkcja umysłu z dostępną instrukcją obsługi – zapraszają do wzięcia udziału w uświęconym tradycją schemacie wymiany doświadczeń pomiędzy autorem a czytelnikiem. Niezaprzeczalnie istnieje w końcu książka jako starannie wydany przedmiot użytkowy służący do czytania. Czy ktoś zakładałby inaczej? Z drugiej zaś strony, podszywające się pod regularne teksty „wycinanki” Foksa niewiele mają do zaoferowania, poza obnażeniem kompromitujących władze poznawcze człowieka uładzonych mechanizmów fabularyzacji, klisz czy konwencji, angażowanych właśnie podczas procesu odbioru. Jaki jest więc zysk z czytania książek zeszłorocznego laureata Silesiusa, skoro ich potencjał można docenić dopiero będąc wystawionym do wiatru? Wiedza o tym, że bezpośrednia komunikacja jest co najwyżej utopią, zastąpioną przez fikcję, której na imię literatura. To skądinąd wizja na wskroś demokratyczna, ponieważ wynika z niej, że wszyscy jesteśmy literatami.
Kolejną kwestią, na którą warto zwrócić uwagę w tekstach Darka Foksa, jest wyrafinowany flirt ze światem filmu. Nie od dziś wiadomo, że autor próbuje swych sił również jako scenarzysta, czego echa najwyraźniej słyszalne były dotychczas bodaj w Wielkanocy z Tygrysem, a obecnie pobrzmiewają również w Suszy – skrajnie ironicznej „opowieści” (cudzysłów konieczny) o niespełnionym scenarzyście i „kierowniku od potu” (plotu?). To ostatnie słowo – „pot” – jest kluczem do całej historii, którym autor bawi się z entuzjazmem nastolatka, tworząc zręby całkowicie nowego pola znaczeniowego wraz z kontekstami i przejęzyczoną frazeologią („Trawa po drugiej stronie potu wydaje się zieleńsza”, s. 112; „Wyłączyłem telewizor i cisnąłem potem o ścianę”, s. 125). Susza jest jak film odtwarzany na zacinającym się komputerze – widać dobrze następujące po sobie klatki, ale trudno dojść do sedna. Może to zresztą wyłącznie kwestia cierpliwości? Zwłaszcza że przy takiej intensywności cięć montażowych – przypominam, zostały pojedyncze zdania – autor paradoksalnie tym chętniej znajduje czas na chwyty retardacyjne: opisy albo uwagi dotyczące pogody.
Narrator Suszy, której „ekspozycja ciągnie się bez końca” (s. 7 i 143) mówi o sobie w pewnym momencie: „Scenarzyści są niczym gąbki. W ich umysły wsiąka wszystko, co widzą” (s. 104). Takim właśnie poetą-scenarzystą jest również bohater mówiący w utworach z Tabletu taty. To mężczyzna, który z obrazową precyzją, a nierzadko z konwencjonalnym zacięciem (vide np. kadr rodem z kryminału w Róży) przypomina sobie trzydzieści siedem widzianych bądź poznanych niegdyś kobiet z folderów. Ich imiona użyczają tytułów kolejnym tekstom. Daleko mu przy tym do Pilchowskiego narratora ze Spisu cudzołożnic – choć kontekst relacji damsko-męskich bardzo się narzuca, erotyzmu tu jak na lekarstwo (może z wyjątkiem pięknej i niejednoznacznej perełki w rodzaju: „jej niesłyszalna częstotliwość // sponiewierała moje radyjko”; „Edyta”). Czemu więc, mimo całej tej pruderyjnej przyzwoitości, na końcu książki sparafrazowana została formułka towarzysząca spowiedzi, ergo sugerująca poczucie winy – „Więcej folderów // nie pamiętam”? Być może wiąże się to z mimowolnym uprzedmiotowieniem kobiety jako dogodnego fantazmatu, znaku własnej, zaprzeszłej obecności. Trzeba bowiem stwierdzić, że choć omawiane utwory na pierwszy rzut oka poświęcają całą uwagę wspominanym paniom, to w gruncie rzeczy jest inaczej. To scalające siebie, mówiące „ja” jest głównym bohaterem tej książki, a kobiety traktowane są jak znaki legitymowane przez pamięć i słowa lirycznego narratora, są więc niby sztucznie skonstruowane drogowskazy, postawione na drodze do zapisanej przeszłości. W tym kontekście wymowne jest wieńczące całą książkę minięcie się bohatera z bohaterką ostatniego utworu – Katarzyną drugą: „wmaszerowałem prosto do pokoju jej sióstr, / gdzie dowiedziałem się, że właśnie wyszła i poszła do mnie”. Kobiety w Tablecie taty istnieją na tych samych prawach, co sensy tropione przez lirycznego podróżnika do miejsc niemożliwych, jakim okazuje się sam Foks. Nie ma ich tam, gdzie należałoby się ich spodziewać. Pomimo wielu użytych słów, pozostają konsekwentnie niezapisane.
Recenzja ukazała się w czasopiśmie „Nowe Książki” (nr 9/2015). Dziękujemy Autorowi i Redakcji za zgodę na przedruk.
O autorze
Marek Olszewski
Urodzony ostatniego dnia sierpnia 1986 roku. Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Teksty krytycznoliterackie publikuje na papierze (m.in. „Nowe Książki”, „Opcje”, „Nowa Dekada Krakowska”, „Wyspa”, „FA-Art”, „Arterie”, „Elewator”) i w sieci (m.in. dwutygodnik, artpapier). Współautor książki Literatura i kino. Polska po 1989 roku. Mieszka w Krakowie.
p>Recenzja Marka Olszewskiego z książki Kochanka Norwida Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, która ukazała się w sierpniu 2014 roku w „Nowych Książkach”.