recenzje / IMPRESJE

Ta mała na ś

Adam Wiedemann

Esej Adama Wiedemanna towarzyszący premierze książki Pozytywki i marienbadki (1987-2007) Andrzeja Sosnowskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

…na szczę­ście nie­ko­niecz­nie trze­ba rozu­mieć wier­sze, któ­re się kocha.
[Boh­dan Zadu­ra]

…nie wszyst­ko trze­ba rozu­mieć od razu i nawet w ogó­le.
[Hen­ryk Bere­za]

…wię­cej: nie wszyst­ko trze­ba chcieć rozu­mieć. To bar­dzo zdro­we i prak­tycz­ne podej­ście -
[Dariusz Nowac­ki]

1.

Pisa­nie o książ­ce, nawet jeśli mia­ło­by to być zale­d­wie pisa­nie „przy” książ­ce (jak w tej chwi­li: ja piszę, a książ­ka leży pod ręką), no więc takie pisa­nie jeśli już nie zakła­da, to w takim razie pro­wa­dzi, i jeśli nie do kon­klu­zji, to w każ­dym razie do jakichś pytań, zada­wa­nych już to bez­myśl­nie, już to z głę­bo­ką pre­me­dy­ta­cją i w poczu­ciu odpo­wie­dzial­no­ści za zna­ną każ­de­mu odpo­wiedź, zada­wa­nych sobie lub książ­ce w nagłym prze­czu­ciu, że to wła­śnie miej­sce czy też moment ugnie się pod ich cię­ża­rem w spo­sób wywo­łu­ją­cy ukar­to­wa­ną z góry, choć prze­cież nie­spo­dzie­wa­ną, nad-spo­dzie­wa­ną i jak­by tyl­ko przy­go­to­waw­czą satys­fak­cję. Tym­cza­sem jed­nak mamy na sto­le książ­kę, któ­ra w mia­rę upły­wu tzw. histo­rii lite­ra­tu­ry coraz wyraź­niej odsu­wa od sie­bie moż­li­wość, czy raczej przy­pi­sy­wa­ny książ­kom obo­wią­zek patro­no­wa­nia opi­sa­nej tu pokrót­ce pro­ce­du­rze, wypro­wa­dza się poza sfe­rę pyta­nia, sama sta­jąc się sfe­rą sie­bie, zmie­nia zatem ów stół w stół bilar­do­wy, na któ­rym spo­czy­wa niczym bia­ła bila, w każ­dym obro­cie czy też pół­ob­ro­cie widocz­na z tej samej, wła­ści­wej stro­ny, a zatem moż­na jej wca­le nie ruszać pal­cem ani kijem, albo ina­czej: moż­li­wość nie-rusze­nia wywo­łu­je te same dresz­cze bądź skur­cze, co i każ­da inna, bar­dziej zło­żo­na, inny­mi sło­wy z góry zało­żo­na jako nie­aku­rat­na aktyw­ność lek­tu­ro­wa.

Powstrzy­maj­my się zatem na razie od wysił­ku otwar­cia książ­ki w celu otwar­cia tej jak­by gry z samym sobą i nie­obec­nym Innym, któ­ra wszak w każ­dym momen­cie gro­zi wpad­nię­ciem do czar­nej dziu­ry w sobie czy też w sto­le, gdzie kry­je się sens bądź też bez­sens, albo co gor­sza nie kry­je się nic poza ilu­zją wygra­nej lub prze­gra­nej roz­gryw­ki, potycz­ki względ­nie par­tii, nie pod­le­ga­ją­cej skąd­inąd żad­nym, a raczej, i co gor­sza, pra­wie żad­nym prze­pi­som i regu­la­mi­nom. Książ­ka leży i nie poru­sza się, i niech­by już tak zosta­ło na zawsze. Na razie obej­rzyj­my ją sobie ostroż­nie z zewnątrz, szu­ka­jąc moż­li­wych do wykry­cia (przy obec­nym sta­nie urzą­dzeń, któ­ry wszak nigdy nie jest sta­nem zamknię­tym) zadzior­ków i nie­rów­no­ści na jej gład­kiej powierzch­ni, bądź­my w tym niby mucha idą­ca po szy­bie, a więc nie­ja­ko każ­dy krok sta­wiaj­my w dają­cą nam nie­zro­zu­mia­łe opar­cie prze­paść albo nicość.

Okład­ka książ­ki zawie­ra napi­sy, któ­re ją wpraw­dzie raczej „zdo­bią” niż „opi­su­ją”, cóż nam jed­nak zaszko­dzi, jeśli je prze­czy­ta­my. Mniej­szy­mi lite­ra­mi napi­sa­ne jest nie­miec­kie sło­wo „Got­tlieb” (a raczej „ottlieb”, bez ini­cjal­ne­go „G”, któ­re­go moż­na czy też trze­ba się domy­ślić, sko­ro zosta­ło prze­sło­nię­te przez coś, o czym za chwi­lę), poni­żej zaś, więk­szy­mi – angiel­skie wyra­że­nie „Devi­l’s Dare” (zno­wu oka­le­czo­ne, tym razem jed­nak bra­ku­je liter­ki ostat­niej, rów­nież łatwej do odtwo­rze­nia, gdyż sło­wo „Dare” zja­wia się jesz­cze raz, poni­żej, tym razem w peł­nym brzmie­niu). Cało­ści dopeł­nia rząd pię­ciu zer, zakłó­co­ny poje­dyn­czą trój­ką, i być może jesz­cze jakieś lite­ry lub cyfry, któ­rych nie­ste­ty nie dam rady odcy­fro­wać, bo ktoś na moim egzem­pla­rzu zga­sił kie­dyś papie­ro­sa. Pierw­szy napis mógł­by być czymś w rodza­ju „nazwy auto­ra”, dru­gie­mu zaś przy­pi­sać moż­na rolę „tytu­łu”, są to wszak­że teo­rie nader wąt­pli­we i wątłe, zwłasz­cza gdy wziąć pod uwa­gę pol­skie zna­cze­nia obu, a zatem „miłość Bożą” i „dia­bel­ną śmia­łość”. Takie koin­cy­den­cje zda­rza­ją się tyl­ko w baśniach, np. w baśni o pisar­ce nazwi­skiem Danu­ta Mucha, któ­ra wyda­ła książ­kę zaty­tu­ło­wa­ną „Moty­le słów”, ulu­bio­nej baśni Sko­la­sa, któ­ra zresz­tą zda­rzy­ła się napraw­dę. Zwróć­my raczej uwa­gę na dwie zasło­nię­te, a przez to zasło­nię­cie jak gdy­by spe­cjal­nie pod­kre­ślo­ne lite­ry: „G” i „e”. Może­my o nich powie­dzieć tyle, że są one w muzy­ko­lo­gicz­nym żar­go­nie skró­ta­mi nazw dwóch enhar­mo­nicz­nych tona­cji: G‑dur i e‑moll, o któ­rych cha­rak­te­rze prze­ko­nać się może­my, porów­nu­jąc np. IV Kon­cert for­te­pia­no­wy Beetho­ve­na (zwa­ny nie bez racji „Skow­ron­ko­wym”) z II Triem Szo­sta­ko­wi­cza, gdzie dają się sły­szeć licz­ne tań­ce szkie­le­tów i ich gro­bo­we przy­śpiew­ki. Nie­co waż­niej­sza oka­zać się może infor­ma­cja, że pierw­sza z owych liter zasło­nię­ta zosta­ła przez czu­bek ostrza kosy opar­tej o auto­mat do gry w kul­ki (tzw. fli­pe­rek, na któ­rym skąd­inąd wid­nie­ją wspo­mnia­ne wyżej napi­sy, jak rów­nież gęba uśmiech­nię­te­go czy może roze­śmia­ne­go szy­der­czo Dia­bła), dru­ga zaś – przez gło­wę Zbi­gnie­wa Stel­ma­szew­skie­go, ubra­ne­go w czar­ną pele­ry­nę z kap­tu­rem i bia­łe ręka­wicz­ki, któ­ra to postać sta­no­wi sub­tel­ne połą­cze­nie tra­dy­cyj­ne­go wyobra­że­nia śmier­ci (kosa i pele­ry­na) z podob­nie zako­rze­nio­ną w zbio­ro­wej pod­świa­do­mo­ści figu­rą Magi­ka (pele­ry­na i ręka­wicz­ki). I cóż robi owa dziw­na oso­ba? – ano gra sobie na tym fli­per­ku, wyka­zu­jąc się pew­nie „dia­bel­ną śmi­gło­ścią”; wyglą­da na pogrą­żo­ną w grze. Odpo­czy­nek po pra­cy? Roz­grzew­ka?

Naresz­cie jakieś pyta­nia, wypa­da zatem z roz­pę­du otwo­rzyć książ­kę i trosz­kę w niej pobu­szo­wać, zagłę­bić się w poszu­ki­wa­niu scho­wa­nej tam porząd­nie, po har­cer­sku odpo­wie­dzi. Pierw­szy wiersz nazy­wa się „Trop w trop” i jest o śmier­ci. Tak samo było w innej książ­ce, któ­ra zaczy­na się sło­wa­mi: „A było tak, że two­ja śmierć usia­dła w moim cie­niu, / żeby się o mnie oprzeć, ode­tchnąć moimi myśla­mi”. Moż­na sobie to zda­nie rozu­mieć zupeł­nie zwy­czaj­nie: ludzie, któ­rzy są ze sobą bli­sko, „wymie­nia­ją się” swo­imi śmier­cia­mi, śmierć wła­sna „sia­da” w cie­niu tej dru­giej oso­by, któ­ra w związ­ku z tym musi się sta­rać przede wszyst­kim żyć, uzbro­jo­na „w humor i wita­mi­ny”. To taka dość opty­mi­stycz­na wykład­nia, choć moż­na prze­cież odwo­łać się do inter­pre­ta­cji Julii Fie­dor­czuk, któ­ra pisze: „poja­wia się śmierć. To jedy­ny pew­nik. Nie oca­lą nas wita­mi­ny ani samo­dy­scy­pli­na” itd. Nie oca­lą, choć jed­nak oca­la­ją. Bo cze­mu two­ja śmierć? Czy dla­te­go tyl­ko, że o swo­jej wła­snej […] nigdy nie mamy nic do powie­dze­nia? Co za róż­ni­ca? Ogól­nie rzecz bio­rąc mało mamy do powie­dze­nia o śmier­ci, ale gada­my o niej i gada­my, pew­nie dla­te­go, że poja­wia się już w pierw­szej linij­ce.

Skąd nasza pew­ność, że śmier­ci (nie tej samej, tym razem zary­zy­ku­ję pogląd, że cho­dzi o śmierć wła­sną, mimo iż pierw­sza oso­ba licz­by mno­giej zwra­ca się tu do dru­giej oso­by licz­by poje­dyn­czej) doty­czy tak­że wiersz „Trop w trop”? Czyż­by aż nazbyt oczy­wi­sty trop dan­tej­ski był tro­pem wystar­cza­ją­cym? „No i ogień dogo­nił nas w poło­wie dro­gi”, dro­gi dokąd? o żad­nym celu nic się nie wspo­mi­na, a zatem, by się wyra­zić sło­wa­mi pra­co­wi­te­go Flo­rent­czy­ka, w poło­wie życia wędrów­ki, pro­wa­dzą­cej nie­omyl­nie ku śmier­ci (autor, pisząc tę książ­kę, był wła­śnie w wie­ku uzna­nym przez Ali­ghie­rie­go za poło­wę cza­su, do cze­go przy­zna się w wier­szu „Ruch lokal­ny”, a potem w „Wier­szu dla J.S.” tłu­mek ludzi kłę­bią­cych się w knaj­pie sko­ja­rzy mu się z dan­tej­ską selva oscu­ra). „świe­ci­my nie­obec­no­ścią”, to ład­ne, ha, pust­ka po nas prze­świ­tu­je już przez nas, i dalej: „Ten dźwięk, / bur­don, kie­dy zaczą­łeś go sły­szeć / pod słyn­ną melo­dią do snu” – śmierć wyszła z „cie­nia”, sta­ła się zauwa­żal­nym „tłem” i moż­na co naj­wy­żej przy­jąć, że tło nie gra roli. A jed­nak.

Postać Śmier­ci-Magi­ka z okład­ki odwró­co­na jest do nas tyłem, trud­no nam zatem dostrzec jej-jego twarz, chy­ba że widocz­ną na szy­bie fli­per­ka twarz Dia­bła uzna­my za jej iro­nicz­ne, „krzy­we” lub też nega­ty­wo­we odbi­cie. Odwró­co­na śmierć (jak infor­mu­je znaw­czy­ni tema­tu, Elż­bie­ta Moty­ka) ozna­cza w taro­cie „sta­gna­cję”, a odwró­co­ny Mag – „nie­świa­do­mość sie­bie”. Dia­beł (tu jak naj­bar­dziej w pozy­cji pro­stej) to przede wszyst­kim „ener­gia”, pie­nięż­na, sek­su­al­na i towa­rzy­ska, lecz za to (co zda­wa­ło się być dla mojej infor­ma­tor­ki szcze­gól­nie waż­ne) „nie ma płci”. Płeć śmier­ci była przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia wie­lu bada­czy i myśli­cie­li, a tak­że poetów, choć­by Ada­ma Waży­ka, któ­ry w jed­nym z ostat­nich swo­ich wier­szy przed­sta­wił śmierć i Miłość jako parę akro­ba­tów na tram­po­li­nie, wymie­nia­ją­cych się swo­imi płcia­mi w zależ­no­ści od języ­ka, jakim chcie­li­by­śmy o nich mówić. Sko­ja­rze­nie cyr­ko­we jest tu nie od para­dy, zwłasz­cza gdy wziąć pod uwa­gę usta­no­wio­ną przez auto­ra okład­ki wymien­ność bądź wie­lo­funk­cyj­ność kostiu­mów śmier­ci i Mag(ik)a. Takie np. ręka­wicz­ki: czyż nie nosi ich kat, nakła­da­ją­cy pętlę na szy­ję ska­zań­ca? O pętli i wie­sza­niu mówi się w książ­ce wie­lo­krot­nie, a wymie­rza­nie „kary śmier­ci” było do nie­daw­na (i zresz­tą jest nadal) rodza­jem przed­sta­wie­nia, godzi­wej choć nie­przy­zwo­itej roz­ryw­ki dla zgro­ma­dzo­nych widzów. Kosa to zaś atry­but Żeń­ca, nie­gdy­siej­sze­go Siew­cy, kon­ce­le­bran­sa rytu­ału wiecz­nych Prze­mian, Powro­tów i cyklicz­ne­go zapę­tle­nia Cza­su.

Ważyk, pisząc swój wiersz, był sie­dem­dzie­się­cio­pa­ro­let­nim „star­cem”, co do auto­ra zaś, auto­ra wewnętrz­ne­go naszej książ­ki, zwa­ne­go tu prze­zor­nie „Got­tlie­bem”, jest on „męż­czy­zną w sile wie­ku”, jak może­my wno­sić, stu­diu­jąc „Zasa­dy ruchu lokal­ne­go”, napi­sa­ne na zamó­wie­nie redak­cji „Odry” i zawie­ra­ją­ce to oso­bli­wie pro­ste wyzna­nie: „idąc dalej […] myśla­łem już o Höl­der­li­nie […] i 36 roku życia”. Czy­je­go życia? – może­my się tyl­ko domy­ślać, być może Höl­der­li­na wła­śnie, któ­ry w tych wła­śnie leciech został osa­dzo­ny w wie­ży jako osob­nik nie speł­nia­ją­cy warun­ków a raczej ocze­ki­wań żywio­nych wobec „męż­czyzn w sile wie­ku”. Tak, ale może tak­że życia wła­sne­go, sta­wia­ją­ce­go „Got­tlie­ba” wła­śnie wobec wyzwań, któ­rym Frie­drich nie spro­stał, osią­ga­ją­ce­go ten pułap, na któ­rym dal­sze „mło­dzie­żo­we”, by tak rzec, myśle­nie o śmier­ci (i innych spra­wach) może spro­wa­dzić na czło­wie­ka sze­reg zna­nych z histo­rii nie­szczęść.

Co robi „męż­czy­zna w sile wie­ku” ze śmier­cią? Prze­sta­je się nią przej­mo­wać, jak Wokul­ski w „Lal­ce”? A może myśli o niej wprost tyl­ko po pija­ne­mu, jak ów pod­miot lirycz­ny „Wier­sza dla J.S.”, któ­ry po dru­gim czy trze­cim piwie pozwa­la sobie na taką oto „bez­tro­ską” reflek­sję: „Noc […] jak ćma klei się / do lam­py: tak my pod­pro­wa­dza­my się pod śmierć? Jesz­cze krok / w stro­nę ognia, nie bój się, wystaw / Palec, poczuj, krzyk­nij i uśmiech­nij się: to tyl­ko taka drob­nost­ka / bo prze­cież nie tutaj i jesz­cze nie teraz / Obró­cisz się lek­ko na pię­cie i ze śmie­chem odej­dziesz od ogni­ska / w mrok?” Wiersz był­by zatem tra­dy­cyj­ną kieł­ba­ską na kiju, któ­rą „wysta­wia­my” na dzia­ła­nie pło­mie­ni, by zoba­czyć jak sami będzie­my się sma­żyć, a potem jesz­cze nie bez delek­ta­cji żywi­my się nią. Ale to tyl­ko po pija­ne­mu. Taki np. (przy­wo­ła­ny parę zdań póź­niej) Boh­dan Zadu­ra w ogó­le nie wywo­łu­je po imie­niu tego skrom­ne­go sło­wa na „ś”, któ­re jest wszech­obec­ne. Zauważ­my, że rów­nież, poza owym „pod­chmie­lo­nym” frag­men­tem, sło­wo to nie poja­wia się w opi­sy­wa­nej tutaj książ­ce, a w słyn­nym „Wywia­dzie” Miro­na Bia­ło­szew­skie­go wystar­czy, że enig­ma­tycz­na Pani Gość powie, jak się napraw­dę nazy­wa – i już jest po wszyst­kim. Imie­nia śmier­ci lepiej nie wywo­ły­wać nada­rem­no („lepiej od razu / Się powie­sić” – kon­klu­du­je Rafał Woja­czek).

Ale wróć­my do usta­leń Waży­ka. Śmierć jest w języ­ku pol­skim rodza­ju żeń­skie­go, wobec cze­go poeci pol­scy są w znacz­nie lep­szej sytu­acji niż (hete­ro­sek­su­al­ni) poeci nie­miec­cy: mogą ją naj­zwy­czaj­niej potrak­to­wać jak kobie­tę. A jak trak­tu­je kobie­tę „męż­czy­zna w sile wie­ku”? Kocha się w niej? Gwał­ci ją? Uwo­dzi? Poetów zako­cha­nych w śmier­ci mie­li­śmy już wie­lu, paru też takich, co z mar­nym skut­kiem usi­ło­wa­li ją zgwał­cić. Autor opi­sy­wa­nej tu książ­ki jest, co tu dużo mówić, este­tą, wybie­ra zatem tę trze­cią moż­li­wość i reali­zu­je ją wzor­co­wo, wir­tu­ozow­sko i z zacho­wa­niem naj­lep­szych manier, na jakie stać doj­rza­łą ludz­kość. Cóż to za „pani”, któ­ra „wycho­dzi na bal” w czar­nej sukien­ce? W suk­ni to co inne­go, ale w sukien­ce? na bal?

„Bal to naj­dłuż­szy, na jaki nas pro­szą. / Nie gra­ją na bis, cho­ciaż żal”. W zasa­dzie cho­dzi o to, żeby celu­jąc w nada­rza­ją­cy się otwór, potrą­cić po dro­dze jesz­cze jakąś bilę, ina­czej tra­ci się wszyst­kie punk­ty. W sukien­kach cho­dzą dziew­czyn­ki, pew­nie tak­że i ta z żylet­ką pomię­dzy zęba­mi. Tak się skła­da, że ostat­ni­mi cza­sy byli­śmy zawie­sze­ni, w meta­fi­zycz­nym i histo­rycz­no­li­te­rac­kim sen­sie, mię­dzy „uśmie­chem” („świat zasty­ga niby luź­na twarz / powo­li zasty­ga wokół czy­je­goś uśmie­chu”) a „poca­łun­kiem” („Co to / za wier­ni, któ­rym nie wystar­czy / ten nie­prze­rwa­nie wiecz­ny poca­łu­nek bez ust?”). Próż­no się zasta­na­wiać, co mogło­by odnieść lep­szy sku­tek, sko­ro i tak „wygra ten kto pierw­szy nie zła­pie odde­chu”.

Docho­dząc teraz nie­śpiesz­nie do stro­ny tytu­ło­wej, zasta­nów­my się raczej, co w kon­tek­ście całej książ­ki (tak­że obec­nych na jej okład­ce słów „Got­tlieb” i „Devi­l’s Dare” wraz z przy­pi­sa­ny­mi im tona­cja­mi) może zna­czyć nie­ja­sne sło­wo „Stan­cje”. Czy poprzez swo­je kono­ta­cje wło­skie wzmac­nia ów ewi­dent­ny, ener­ge­tycz­ny „trop dan­tej­ski”, czy może jest wyra­zem „sta­gna­cji” i „nie­świa­do­mo­ści sie­bie”, poczu­cia wiecz­ne­go dys­kom­for­tu, z jakim przy­cho­dzi nam „iść przez życie”, dzwo­niąc sobie potrup­ne blasz­ka­mi od butów. Sko­ro tak napi­sa­li­śmy, to widać obie moż­li­wo­ści są w mocy. Autor sytu­uje swo­ją wypo­wiedź „poza Bogiem i Dia­błem” (czy „Oddech zamknię­ty” jest wier­szem reli­gij­nym? – myślę, że to raczej wiersz otwar­ty na reli­gij­ne odczy­ta­nie, jeśli to komuś na rękę), miej­sce zatem meta­fi­zycz­nie uwa­run­ko­wa­nej moral­no­ści zaj­mu­je tu zako­rze­nio­ny w este­ty­ce (sło­wa) savo­ir vivre, zamiast „sen­su Wszyst­kie­go” poja­wia się „sens pięk­ne­go obco­wa­nia ze Wszyst­kim”. Jeśli ktoś kon­se­kwent­nie prze­strze­ga Form, For­my go nigdy nie zdra­dzą, i cho­dzi tu już nie o to, by mieć do kogo „wołać z głę­bo­ko­ści”, lecz by się prze­ciw temu woła­niu uzbro­ić, choć­by z pomo­cą tego, co już napi­sa­ne.
Odręb­nie będą omó­wio­ne „Oce­any”.


Tekst pocho­dzi z książ­ki Lek­cja żywe­go języ­ka. O poezji Andrze­ja Sosnow­skie­go, red. Grze­gorz Jan­ko­wicz, Kra­ków 2003.

O autorze

Adam Wiedemann

Poeta, prozaik, eseista, tłumacz. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Odrze”, „Kresach”, „Nowym Wieku”, „Czasie Kultury”. Był stałym felietonistą w „Res Publice Nowej” i „Przekroju”. W 2008 r. otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia. Laureat Nagrody im. Kościelskich (1999), trzykrotnie nominowany do nagrody Nike. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Trzech poetów słoweńskich

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Aloj­za Iha­na, Mikla­vža Komel­ja, Pete­ra Semo­li­cia, Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas Por­tu Lite­rac­kie­go 2004.

Więcej

Koty. Podręcznik użytkownika i Bajki zwierzęce

dzwieki / WYDARZENIA Adam Wiedemann Tomasz Majeran

Zapis całe­go spo­tka­nia Toma­sza Maje­ra­na i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas festi­wa­lu Port Legni­ca 2002.

Więcej

Uroki macheizmu

recenzje / ESEJE Adam Wiedemann

Szkic Ada­ma Wie­de­man­na opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Daj mi tam, gdzie jem kurę w poście, Środa, bar Zdrowie, Plaster (2)

recenzje / KOMENTARZE Adam Wiedemann

Szkic Ada­ma Wie­de­man­na opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Wiersze ludowe i Konwalia

dzwieki / WYDARZENIA Adam Wiedemann Wojciech Bonowicz

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Woj­cie­cha Bono­wi­cza i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas festi­wa­lu Port Legni­ca 2001.

Więcej

Dyskusja „Poeci a ikonosfera współczesności”

nagrania / z fortu do portu Różni autorzy

Krzysz­tof Siw­czyk, Mar­cin Świe­tlic­ki, Andrzej Sosnow­ski, Adam Wie­de­mann i Boh­dan Zadu­ra spie­ra­ją się o iko­nos­fe­rę współ­cze­sno­ści. Port Legni­ca 2002.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o książce Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim.

Więcej

Filtry i Zima w małym mieście na granicy

nagrania / między wierszami Adam Wiedemann Zbigniew Machej

O książ­kach Zbi­gnie­wa Mache­ja i Ada­ma Wie­de­man­na roz­ma­wia­ją Mar­ta Pod­gór­nik, Krzysz­tof Siw­czyk, Tomasz Maje­ran i Andrzej Fra­na­szek.

Więcej

Dyskusja „Co to jest barbarzyństwo w poezji?”

nagrania / między wierszami Różni autorzy

Mitycz­ne pyta­nie o kla­sy­cy­stów i bar­ba­rzyń­ców zada­ne Dar­ko­wi Fok­so­wi, Tade­uszo­wi Pió­rze, Ada­mo­wi Wie­de­man­no­wi i Boh­da­no­wi Zadu­rze.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze jego książ­ki Gdy­bym wie­dział wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Gładkość slajdu

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann

Nota Ada­ma Wie­de­man­na o książ­ce Lek­kie cza­sy cięż­kich cho­rób Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go.

Więcej

O Bez stempla

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Jac­ka Guto­ro­wa, Ada­ma Wie­de­man­na, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Pio­tra Boga­lec­kie­go.

Więcej

O Hurtowni ran i Wierszach ludowych

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Karol Maliszewski Marcin Świetlicki

Komen­ta­rze Ada­ma Wie­de­man­na, Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go, Karo­la Mali­szew­skie­go.

Więcej

O Wyborze większości i Wierszach z okolic

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Ada­ma Wie­de­man­na, Maria­na Sta­li, Artu­ra Gra­bow­skie­go, Rado­sła­wa Kobier­skie­go, Karo­la Mali­szew­skie­go, Rafa­ła Rża­ne­go.

Więcej

O Listopadzie nad Narwią

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Andrzej Sosnowski Bartłomiej Majzel

Komen­ta­rze Bar­tło­mie­ja Maj­zla, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na.

Więcej

Nie opowiadam już historyjek

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marta Podgórnik

Kla­sycz­nie­je­my? I kto to mówi! Pew­nie, że kla­sycz­nie­je­my, bo się sta­rze­je­my. Mnie coraz mniej rze­czy doko­ła prze­szka­dza, w zasa­dzie jeże­li coś mnie nie doty­ka bez­po­śred­nio, to niech sobie będzie. Nie pod­ję­ła­bym się urzą­dze­nia ide­al­nej rze­czy­wi­sto­ści, gdzie nie ma wojen i wszy­scy czy­ta­ją dobrą poezję…

Więcej

Cztery wiersze

recenzje / KOMENTARZE Andrzej Sosnowski

Autor­ski komen­tarz Andrze­ja Sosnow­skie­go, opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Pozytywki i marienbadki

nagrania / między wierszami Różni autorzy

O twór­czo­ści Andrze­ja Sosnow­skie­go wypo­wia­da­ją się Woj­ciech Bono­wicz, Jacek Guto­row, Anna Kału­ża, Joan­na Orska, Piotr Śli­wiń­ski, Kamil Zając.

Więcej

Rozkosz z nieznajomą panią

recenzje / ESEJE Paweł Mackiewicz

Recen­zja Paw­ła Mac­kie­wi­cza z książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007) Andrze­ja Sosnow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w książ­ce Pisa­ne osob­no. O poezji pol­skiej lat pierw­szych (WBPi­CAK, Poznań 2010).

Więcej

Czas to biurokracja którą tworzą wszyscy

recenzje / IMPRESJE Tadeusz Pióro

Esej Tade­usza Pió­ry o książ­ce Kon­wój. Ope­ra Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Księga astygmacji – ZOOM

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o książ­ce ZOOM Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Poetyka rygoru

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Jankowicz

Esej Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007) Andrze­ja Sosnow­skie­go.

 

Więcej

Dziewczynka z zapałkami (wypisy okolicznościowe)

recenzje / NOTKI I OPINIE Kuba Mikurda

Esej Kuby Mikur­dy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007) Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Latem 1987, Chodź, Tachymetria, Glossa

recenzje / KOMENTARZE Andrzej Sosnowski

Autor­ski komen­tarz Andrze­ja Sosnow­skie­go do wier­szy z książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007).

Więcej

Wiersz (Trackless), Dalekowidz, Tańczące maleństwa

recenzje / KOMENTARZE Andrzej Sosnowski

Autor­ski komen­tarz Andrze­ja Sosnow­skie­go do wier­szy „Wiersz (Trac­kless)”, „Dale­ko­widz”, „Tań­czą­ce maleń­stwa” z książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007).

Więcej