recenzje / IMPRESJE

Tętent spalonej awangardy

Dawid Mateusz

Jakub Skurtys

Impresja Dawida Mateusza i Jakuba Skurtysa na temat poezji Bartosza Horyzy, laureata 16. edycji Połowu poetyckiego.

Biuro Literackie

Wiersz jako blet­ka? Wiersz jako iskra? Nie, wiersz jako wiel­ki, roga­ty niedź­wiedź. Z począt­ku myśle­li­śmy, że Bar­tosz Hory­za jest poetą, któ­ry przede wszyst­kim prze­twa­rza neo­awan­gar­do­we i posta­wa­na­gr­do­we paten­ty: wier­sza kon­cep­tu­al­ne­go, słów na wol­no­ści, kon­kre­ty­zmu, wier­sza-par­ty­tu­ry, lirycz­ne­go flow, pro­ce­du­ra­la w duchu Roz­dziel­czo­ści Chle­ba, a przy tym idzie kil­ka kro­ków „po Tom­ku Puł­ce” i jego remik­sach (choć­by świet­ny remiks „Kal­cy­tu” Alek­san­dry Byr­skiej). Potem oka­za­ło się, że nie tyl­ko w tych reje­strach jest mu wygod­nie, bo nie ma w Hory­zie żad­nej inte­lek­tu­al­nej pozy, żad­ne­go uczniow­skie­go doświad­cze­nia, któ­re zmu­sza czy­tel­ni­ka do odra­bia­nia lek­cji z histo­rii lite­ra­tu­ry, a tym samym skut­ku­je poezją odtwór­czą i reak­cyj­ną, a co gor­sza – szkol­ną.

On po pro­stu jest natu­ral­nym spad­ko­bier­cą lite­rac­kie­go eks­pe­ry­men­tu, kimś, kto przede wszyst­kim ceni żywioł mowy i pra­cę w żywym języ­ku. Dzię­ki temu jego wier­sze mogą przy­brać roz­lew­ną, iro­nicz­no-gro­te­sko­wą for­mę, któ­ra zbli­ża się do rapu i freestyle’u, do poetyc­kiej nawij­ki, ale mogą też być skon­den­so­wa­ną minia­tu­rą lub obra­zem z liter. Istot­na jest rela­cja tego, co zapi­sa­ne, do samej mowy, a tej zda­rza się wie­lo­krot­nie odkształ­cać w wyko­na­niach (wyko­nach?) auto­ra goto­we już ukła­dy. Stąd wra­że­nie par­ty­tu­ro­wo­ści, ale też nie­by­wa­łej swo­bo­dy i komu­ni­ka­tyw­no­ści tych wier­szy. Hory­za nie pró­bu­je mówić do dwu­na­stu i nie pró­bu­je być poetą awan­gar­do­wym. On napraw­dę zda­je się wie­rzyć w natu­ral­ność eks­pe­ry­men­tu i moż­li­wość poro­zu­mie­nia ponad nim, w „takie ruchy”, jak odchy­le­nie, meta­lep­sja, zakłó­ce­nie seman­tycz­ne, ale też w siłę opo­wie­ści lirycz­nej, w nie­na­rzu­ca­ją­cą się kon­fe­syj­ność pod­mio­tu lub w moż­li­wość jego usu­nię­cia się poza tekst. „Nutru­je mnie odsła­nia­nie wier­sza w ska­li mowy” – powie­dział nam autor, któ­ry – jak się oka­za­ło – choć gra jak natursz­czyk, to dosko­na­le zda­je sobie spra­wę z tego, co chce osią­gnąć, jakich manew­rów w swo­ich utwo­rach zamie­rza bro­nić i dla­cze­go.

Sma­gła swo­bo­da – taki tytuł nosił zbiór debiu­tanc­kich próz poetyc­kich Maria­na Pan­kow­skie­go, wcze­śniej poety, póź­niej głów­nie pro­za­ika, któ­ry wła­śnie z mowy, sztucz­nej i sza­leń­czo nie­po­kor­nej, uczy­nił żywioł swo­jej twór­czo­ści. W poetyc­kich pró­bach Hory­zy chcie­li­by­śmy zoba­czyć jego następ­cę, bez wzglę­du na to, czy aku­rat zosta­wi nam poemat o „Gru­bym wró­blu i śli­skim gołę­biu”, czy lirycz­ną cegieł­kę pod nową kon­struk­cję świa­ta. Podob­nej bra­wu­ry cza­sem nam w naj­now­szej poezji bra­ku­je – wzię­tej bez­po­śred­nio z uli­cy, z prze­strze­ni miej­skiej, ale też z nie­okieł­zna­nej wyobraź­ni auto­ra, w któ­rej „kibi­ce o kar­kach jak rożen” spo­ty­ka­ją „wiel­kie­go, roga­te­go niedź­wie­dzia” i wciąż „coś się może od sło­wa zaja­rać”. Za taką umie­jęt­no­ścią pój­ścia za wier­szem tęsk­ni­my – nie­oczy­wi­stą, goto­wą na wszyst­ko, świa­do­mą kon­se­kwen­cji, ale też nie­prze­sad­nie dzi­wacz­ną, nie­si­lą­cą się na este­tycz­ne zdob­ni­ki. Szy­kuj­cie się, bo będzie tego wię­cej.

O autorach i autorkach

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Jakub Skurtys

Ur. 1989, krytyk i historyk literatury; doktor literaturoznawstwa; pracuje na Wydziale Filologicznym UWr; autor książek o poezji najnowszej Wspólny mianownik (2020) oraz Wiersz… i cała reszta (2021).

Powiązania