recenzje / ESEJE

To i owo z Różewicza

Joanna Lisiewicz

Recenzja Joanna Lisiewicz z książki to i owo Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Głos poety jest chro­po­wa­ty. Bywa stłu­mio­ny, popę­ka­ny. W zetknię­ciu z praw­dą poeta tra­ci mowę, sta­je się bez­bron­ny i nie­udol­ny, ubo­gi w środ­ki, za pomo­cą któ­rych mógł­by swo­im doświad­cze­niem, olśnie­niem podzie­lić się ze świa­tem lub się przed nim bro­nić. Poeta, poru­sza­jąc się w mate­rii języ­ka, nie dopo­wia­da, robi pau­zę, ury­wa w pół sło­wa, nie znaj­du­je sło­wa, opusz­cza sło­wo, milk­nie. Róże­wicz pozo­sta­je wier­ny sobie, swo­jej poety­ce, mimo że wypo­wia­da zale­d­wie „to i owo”, gło­sem led­wo sły­szal­nym wśród natło­ku przy­wo­ła­nych słów innych, dal­szych i bliż­szych zna­jo­mych – przy­ja­ciół. I wciąż, mimo słusz­ne­go już wie­ku, nie zawo­dzi go szó­sty zmysł, któ­ry od zawsze pra­cu­je z naj­wyż­szą ostro­ścią. Jest nim, rzecz jasna, oko poety, któ­re nie­zmien­nie od lat postrze­ga rze­czy­wi­stość w for­ma­cie 3D, postrze­ga i fil­tru­jąc przez sie­bie, odsła­nia i komen­tu­je świat. „Widzę i opi­su­ję, czu­ję i opi­su­ję, myślę i opi­su­ję […] mil­cze­nie i wście­kłość” – tak okre­śla swo­je powin­no­ści w roz­po­czy­na­ją­cym tom wier­szu pod zna­mien­nym tytu­łem zawód – lite­rat. Widzi byle­ja­kość wypeł­nia­ją­cą rze­czy­wi­stość, widzi tych, któ­rzy chcą robić to, co lubią. A ponie­waż nie wie­dzą jesz­cze, co lubią naj­bar­dziej, lub lubią wszyst­ko, bez opo­ru i namy­słu robią wszyst­ko, jak ona z wier­sza „To lubię”, któ­ra „lubi sie­bie, lubi też pisać, malo­wać, reży­se­ro­wać, spać”. Poeta widzi teatr cia­ła, w któ­rym „każ­da panien­ka jest dyrek­to­rem, dra­ma­tur­giem, kie­row­ni­kiem arty­stycz­nym teatru swo­je­go cia­ła”. Czu­je postę­pu­ją­cą kru­chość życia, odczu­wa smu­tek (zauwa­żal­ny wyraź­nie już w Sza­rej stre­fie) i doj­mu­ją­cą samot­ność w świe­cie, z któ­re­go ode­szli i wciąż odcho­dzą bli­scy, waż­ni ludzie. To bodaj naj­bar­dziej przej­mu­ją­ce wyzna­nie w to i owo: „Boha­ter – lat 91, sam ze swo­imi myśla­mi, któ­rych nie sły­chać, wszy­scy i wszyst­kie oso­by wymar­ły”. Ze świa­ta, zre­du­ko­wa­ne­go do tap­cza­nu i obser­wa­cji sie­dzą­cej na sufi­cie muchy, gdzie przed ocza­mi tyl­ko „czar­ny punk­cik, plam­ka”, nie ma wyj­ścia. „Ostat­nia Kar­to­te­ka” koń­czy się bowiem prze­ko­na­niem, że tak już będzie: „i tak dalej, i tak dalej”. Poeta prze­czu­wa nie­udol­ność lite­ra­tu­ry, bez­sil­ność słów, któ­re nie mają mocy stwór­czej, by „jesz­cze raz powo­łać do życia”. Przy­glą­da się wspo­mnie­niom, mgnie­niom, „zdję­ciom zro­bio­nym swo­imi ocza­mi”. Jak zawsze, wycho­dząc od szcze­gó­łu, zasły­sza­ne­go, wyło­wio­ne­go z zewnętrz­ne­go cha­osu śla­du, potra­fi cel­nie sko­men­to­wać osa­cza­ją­cy go świat – nachal­ny roz­wój języ­ka nie­na­wi­ści, pozor­ną wal­kę o praw­dę i sens histo­rii, zara­ża­nie przez star­ców „tru­pim jadem nie­na­wi­ści mło­dych serc i głów wnu­ków”. W wier­szu, któ­ry mimo wie­lo­let­niej pra­cy nad nim (2007–2011) wciąż pozo­sta­je bez tytu­łu, poeta wyro­ku­je: „mor­do­wa­li się, mor­du­ją i będą mor­do­wać […] urzą­dza­ją bez prze­rwy rzeź nie­wi­nią­tek”. Nie­ustan­nie od 1947 roku Tade­usz Róże­wicz afir­mu­je i budzi nie­po­kój.

Trud­no tym razem powie­dzieć, że bawi, cho­ciaż to czło­wiek i twór­ca o nie­zwy­kłym poczu­ciu humo­ru. Z pew­no­ścią jed­nak, prze­glą­da­jąc kolej­ne stro­ny tomu, moż­na się cza­sem deli­kat­nie uśmiech­nąć, choć nie są to już Uśmie­chy. Stoi za nimi czu­łość dla sta­re­go poety, dla star­sze­go czło­wie­ka, któ­ry „przy­że­ka Wydaw­cy (w trzech oso­bach płci żeń­skiej) wier­ność miłość i posłu­szeń­stwo do Gro­bo­wej Deski”, któ­rej roz­mia­ry usta­lą obie stro­ny. Co istot­ne, „przy­że­ka”, a nie „przy­rze­ka”. W tym orto­gra­ficz­nym zanie­cha­niu (a może nie­fra­so­bli­wo­ści) poeta ujaw­nia swój sto­su­nek do urzę­do­wych for­mal­no­ści, for­muł, for­mu­łek, do pod­pi­sy­wa­nia umów, czy­ta­nia urzę­do­wych pism i pise­mek. Ten zapis ilu­stru­je rów­nież jego wyzna­nie już z Sza­rej stre­fy, gdzie w wier­szu „Regres­sion in die Ursup­pe” wyzna­wał: „po skoń­cze­niu / 80 roku życia nie obo­wią­zu­je / mnie orto­gra­fia / …mój Tade­uszu / cze­mu się tak tru­dzisz?”. Tak waż­na dla poety for­ma zawsze kore­spon­do­wa­ła z tre­ścią, deter­mi­no­wa­ła zna­cze­nia, lub to wła­śnie zna­cze­nia wymu­sza­ły for­mę. Trze­ba też pamię­tać, że Róże­wicz zwykł okre­ślać sie­bie nie tyl­ko jako poetę osob­ne­go, ale też awan­gar­do­we­go, by nie powie­dzieć: zanu­rzo­ne­go w absur­dzie ujaw­nia­ją­cym jakość życia i zacho­dzą­cych w tym życiu rela­cji. Dosko­na­łym przy­kła­dem kon­ty­nu­acji takiej posta­wy jest wła­śnie „Pro­po­zy­cja dodat­ko­wej umo­wy”.

Lek­tu­ra całe­go tomu nasu­wa pyta­nie zasad­ni­cze: do kogo to i owo jest skie­ro­wa­ne? Kto jest adre­sa­tem tych dwu­dzie­stu jeden utwo­rów (z któ­rych czte­ry są prze­dru­ka­mi), reprin­tów ręko­pi­sów, komen­ta­rza koń­czą­ce­go tom? Czy­tel­ni­cy mło­dzi, do któ­rych zwra­ca się wydaw­ca w swo­im omó­wie­niu? Naukow­cy, bada­cze i histo­ry­cy lite­ra­tu­ry? Ama­to­rzy ręko­pi­sów? Się­ga­jąc po ósmy tom Biu­ra Lite­rac­kie­go, moż­na poczuć się nie­swo­jo. Nowe wier­sze? Świet­nie. Jed­nak część z nich czy­ta­li­śmy już wcze­śniej w „Odrze” lub „Topo­sie”. Ręko­pi­sy? To też powtó­rze­nie. I choć cie­szą kopie reprin­tów, ma się nie­od­par­te poczu­cie cha­osu w ich wybo­rze i uło­że­niu. Z nie­po­ko­jem zwra­ca­li już na ten fakt uwa­gę Piotr Brat­kow­ski („New­swe­ek” 10–16.12.2012) i Andrzej Fra­na­szek („Tygo­dnik Powszech­ny” 16.12.2012), któ­ry okre­śla tom to i owo jako „pat­chwork tek­stów naj­roz­ma­it­sze­go auto­ra­men­tu, zespo­lo­nych kate­go­rią poczu­cia humo­ru”. Brat­kow­ski słusz­nie zauwa­ża, że „tak pomy­śla­nych ksią­żek zwy­kle nie mamy oka­zji czy­tać za życia ich twór­ców. Publi­ku­ją je zwy­kle wydaw­cy po śmier­ci auto­ra. Albo chcą zdys­kon­to­wać towa­rzy­szą­cy jej medial­ny roz­głos i wycią­ga­ją z jego szu­fla­dy wszyst­ko, co się jesz­cze da wycią­gnąć”. Koniec koń­ców, gdy czy­ta się komen­tarz dopo­wia­da­ją­cy to i owo, już na dobre robi się smut­no. Jeśli, jak twier­dzi wydaw­ca, „III część książ­ki doma­ga­ła się słow­ne­go uzu­peł­nie­nia o bio­gra­ficz­no-lite­rac­kie tło zna­jo­mo­ści i przy­jaź­ni pisar­skich auto­ra”, to może wystar­czy­ło po pro­stu (co wydaw­ca zresz­tą czy­ni) ode­słać czy­tel­ni­ka – kim­kol­wiek jest – do kon­kret­nych utwo­rów auto­ra, do jego pro­zy, wier­szy, do listów. Po co oma­wiać to i owo z życia poety, sko­ro on sam opo­wie­dział już o tym naj­le­piej. Dla­cze­go – poza wszyst­kim – zakła­dać, że mło­dy czy­tel­nik szcze­gól­nie potrze­bu­je komen­ta­rza? A jeśli nawet już ten komen­tarz mu się poda­je, to niech­że on będzie kom­plet­ny. Jeśli przyj­mie­my zapro­po­no­wa­ne zało­że­nie, że mło­dy czy­tel­nik nie jest zorien­to­wa­ny w histo­rycz­no-lite­rac­kich kon­tek­stach, to po lek­tu­rze komen­ta­rza nadal nie wie, kim był Jerzy Piór­kow­ski czy Zbi­gniew Bień­kow­ski, bo o Tade­uszu Borow­skim czy Wisła­wie Szym­bor­skiej w naj­lep­szym wypad­ku powi­nien był sły­szeć w szko­le.

Tym, co zasta­na­wia, jest rów­nież brak jakie­goś nad­rzęd­ne­go kry­te­rium wybo­ru, klu­cza porząd­ku­ją­ce­go dedy­ka­cje zamiesz­czo­ne w tomie. Dla­cze­go na przy­kład nie poja­wił się reprint dedy­ka­cji Cze­sła­wa Miło­sza na Wier­szach wybra­nych o przy­ja­znych spo­rach, jakie łączy­ły poetów przez lata? Prze­cież w tomie znaj­du­je­my dosko­na­le ilu­stru­ją­cy ten wpis wiersz na ty z Cze­sła­wem. Zbi­gniew Maj­chrow­ski, znaw­ca twór­czo­ści Róże­wi­cza, poka­zu­je tę dedy­ka­cję w swo­jej mono­gra­fii z 2002 roku. Zasta­na­wia rów­nież moty­wa­cja umiesz­cze­nia dedy­ka­cji dla żony poety przez Tade­usza Borow­skie­go. Czy war­tość tego reprin­tu ujaw­nia się w tym, że oglą­da­my odręcz­ne pismo auto­ra Poże­gna­nia z Marią? Czy o wadze sta­no­wi adre­sat­ka? Każ­dy, kto czy­ta uważ­nie Róże­wi­cza i śle­dzi jego lite­rac­kie przy­jaź­nie na kar­tach lite­ra­tu­ry, wie, że na mapie jego przy­ja­ciel­skich rela­cji znaj­du­je się przy­kła­do­wo Ryszard Przy­byl­ski, zna­ko­mi­ty ese­ista, tłu­macz, histo­ryk lite­ra­tu­ry. Autor cho­ciaż­by Baśni zimo­wej. Ese­ju o sta­ro­ści, Wta­jem­ni­cze­nia w los czy wresz­cie Magicz­nej prze­strze­ni naszych uczuć­po­świę­ca spo­ro uwa­gi Róże­wi­czo­wi, „jego myśli bez­dom­nej, któ­ra nie tęsk­ni za przy­tul­nym schro­ni­skiem dla wyra­cho­wa­nych syba­ry­tów”. To prze­cież w wyda­nej wła­śnie przez Biu­ro Lite­rac­kie Nauce cho­dze­nia (2007) czy­ta­my opo­wieść „tem­pus fugit”, któ­rej waż­nym boha­te­rem jest wła­śnie wymie­nio­ny z imie­nia i nazwi­ska Ryszard Przy­byl­ski, zamiesz­ku­ją­cy „pustel­nię bra­ta Ryszar­da nie­do­stęp­ną dla bał­wa­nów pew­ne­go gatun­ku lite­ra­tów „arty­stek””. Twór­ca Roz­hu­ka­ne­go konia jest z pew­no­ścią rów­nież auto­rem wie­lu nie­ba­nal­nych wpi­sów do ksią­żek znaj­du­ją­cych się w Róże­wi­czow­skiej biblio­te­ce. Nato­miast zamiesz­czo­ne w tomie to i owo wypi­sy z ksią­żek Tade­usza Róże­wi­cza dają wra­że­nie przy­pad­ko­wo­ści, mimo że Sto­lar­czyk dekla­ru­je, iż „nie­ja­ko echem nie­speł­nio­nej chę­ci pisar­skiej [Róże­wi­cza] jest kil­ka­na­ście zamiesz­czo­nych tutaj wpi­sów”. Jaki jest jed­nak zwią­zek mię­dzy nie napi­sa­ny­mi dra­ma­ta­mi o Goethem, Łuka­siń­skim czy Modrze­jew­skiej a wybo­rem dedy­ka­cji w to i owo?

To kry­te­rium wybo­ru speł­nia chy­ba jedy­nie kom­plet­ny reprint dedy­ka­cji Leopol­da Staf­fa. Szko­da, bo bio­rąc pod uwa­gę ilość i jakość kore­spon­den­cji pro­wa­dzo­nej przez poetę, moż­na by naj­pew­niej opo­wie­dzieć zaj­mu­ją­cą histo­rię mądre­go i cie­ka­we­go dia­lo­gu poety z inny­mi twór­ca­mi, z któ­ry­mi pozo­stał w wie­lo­let­nim kon­tak­cie, a jakość tych kon­tak­tów ujaw­nia się już w samych wpi­sach do daro­wa­nych sobie wza­jem­nie ksią­żek. Trze­ba by się im jed­nak z namy­słem i kon­cep­tem poprzy­glą­dać.

Jeśli w przy­szło­ści wyda­ne dotąd przez Biu­ro Lite­rac­kie książ­ki Tade­usza Róże­wi­cza, tak zwa­nej czer­wo­nej serii nie wyłą­cza­jąc, mia­ły­by docze­kać się wzno­wień, war­to było­by pod­dać je raz jesz­cze reflek­sji wydaw­ni­czej oraz korek­tor­skie­mu oglą­do­wi. Szcze­gól­nie doma­ga się tych dzia­łań tom Mar­gi­nes, ale… O nie­do­stat­kach redak­tor­skich tego tomu pisa­ła już Joan­na Bier­nac­ka w gru­dnio­wym nume­rze „Teatru” w 2012 roku. Wąt­pli­wo­ści w to i owo budzi na przy­kład wie­le róż­nic w zapi­sie ręko­pi­su „Pro­po­zy­cji dodat­ko­wej umo­wy” oraz jej wer­sji w posta­ci maszy­no­pi­su. Jak na „mija­ją­cą w mar­cu 2012 roku swo­istą rocz­ni­cę 25-lecia wza­jem­ne­go pozna­nia się” – jak opo­wia­da Jan Sto­lar­czyk Mał­go­rza­cie Matu­szew­skiej w „Gaze­cie Wro­cław­skiej” – to szmat cza­su na zwe­ry­fi­ko­wa­nie fak­tów bio­gra­ficz­no-histo­rycz­nych. Dodat­ko­wo, jeśli w naj­now­szej luto­wej „Odrze” czy­tam u Jac­ka Łuka­sie­wi­cza, że pan redak­tor i wydaw­ca „[…] jest oso­bą szcze­gól­nie kom­pe­tent­ną. O jego twór­czo­ści wie pra­wie wszyst­ko, o nim samym bar­dzo wie­le. Ma dostęp do jego szu­flad (poetyc­kich) i z tego korzy­sta” – to odczu­wam lek­ki nie­po­kój. Jeże­li – jak twier­dzi redak­tor – łączy go wie­lo­let­nia zaży­łość z poetą, jeśli może – jak nikt! – zaglą­dać do jego szu­flad, to rów­nież nikt tak bar­dzo jak on nie jest wobec tych źró­deł zobo­wią­za­ny.

Nale­ży pod­kre­ślić, że Sto­lar­czyk inte­re­su­ją­co i z ser­decz­ną życz­li­wo­ścią opo­wia­da zabaw­ne cie­ka­wost­ki, na przy­kład o „13. ławecz­kach ku czci TR”, o wspól­nych z poetą spa­ce­rach w Ogro­dzie Bota­nicz­ny m oraz w par­ku Szczyt­nic­kim i o poczy­nio­nych tam obser­wa­cjach. To rze­czy­wi­ście ład­ne aneg­do­ty, któ­rych z lite­ra­tu­ry nie wyczy­ta­my. Trze­ba też zauwa­żyć, że wszyst­kie Róże­wi­czow­skie tomy są przez Biu­ro Lite­rac­kie pięk­nie wyda­ne:

świet­ny papier, mięk­ka i twar­da opra­wa do wybo­ru, wyra­zi­ste i nasy­co­ne kolo­ry, dobry for­mat, a solid­ne zszy­cia zapew­nia­ją wolu­mi­nom dłu­gi czy­tel­ni­czy żywot. W to i owo pomy­sło­wo wyko­rzy­sta­no też minia­tu­rę plakatu/pocztówki, będą­cej jed­no­cze­śnie zapro­sze­niem na spo­tka­nie z poetą w Pol­skim Insty­tu­cie w Pra­dze w 2001 roku. Pocztówkę/plakat z pro­gra­mem spo­tkań autor­skich Róże­wi­cza w Pra­dze przy­wio­złam kil­ka lat temu z Wro­cła­wia, ze spo­tka­nia z Marią Dębicz, kie­dy zbie­ra­łam mate­ria­ły do bada­nia recep­cji zagra­nicz­nej twór­czo­ści poety. Utrwa­lo­ny w pamię­ci wize­ru­nek roz­po­zna­ję na okład­ce książ­ki. Rze­czy­wi­ście, zarów­no zdję­cie, jak i por­tret podwój­ny wyko­na­ny przez Janu­sza Szyn­dle­ra dobrze kom­po­nu­ją się z zawar­to­ścią tomu.

Od lat czy­tam Róże­wi­cza. Chcę czy­tać Róże­wi­cza, rów­nież z jego gra­fik, obra­zów, szki­ców, pół­wier­szy, paro­dii. Odczu­wam jed­nak nie­po­kój i jakąś zwy­czaj­ną ludz­ką tro­skę, powta­rza­jąc za Andrze­jem Fra­nasz­kiem: „aż strach (a może wstyd?)”, na myśl o kolej­nej zapo­wie­dzi tego, co i jak może zostać opu­bli­ko­wa­ne z Tade­usza Róże­wi­cza pod szyl­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go. Wyglą­da na to, że wydaw­ca nie powie­dział jesz­cze ostat­nie­go sło­wa, nawet gdy­by wypo­wie­dział je już sam Róże­wicz…


Szkic uka­zał się w maga­zy­nie „Teatr”, nr 4/2013. Dzię­ku­je­my autor­ce i redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Joanna Lisiewicz

Doktor nauk humanistycznych, autorka książki Milczenie w teatrze Samuela Becketta i Tadeusza Różewicza, nauczycielka i wykładowczyni akademicka, teatrolożka; od lat związana z Katedrą Teatru Dramatu i Widowisk Uniwersytetu Gdańskiego; członkini Zespołu Badań nad Twórczością Samuela Becketta na  wydziale Anglistyki i Amerykanistyki Uniwersytetu Gdańskiego; na stałe współpracuje z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim oraz Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w realizacji projektów edukacyjnych. Badaczka i popularyzatorka twórczości Tadeusza Różewicza. Jurorka Alternatywnej Nagrody Dramaturgicznej podczas 10. edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Inicjatorka, organizatorka i kuratorka wystawy Tadeusz Różewicz w Karkonoszach na IX Festiwalu Literatury i Teatru Between.Pomiędzy 2018 na Uniwersytecie Gdańskim; prelegentka na wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych; autorka artykułów o współczesnym teatrze; publikuje w miesięczniku „Teatr” oraz kwartalniku  „Tekstualia”.

Powiązania

Człowiek uśmiechu

wywiady / o książce Jean Ward Joanna Lisiewicz

Roz­mo­wa Joan­ny Lisie­wicz i Jean Ward, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze ostat­nie Tade­usza Róże­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 30 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

Furtka do realności

recenzje / ESEJE Krystyna Dąbrowska

Recen­zja Kry­sty­ny Dąbrow­skiej z książ­ki to i owo Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Ewangeliczny połów

recenzje / KOMENTARZE Jan Stolarczyk

Komen­tarz Jana Sto­lar­czy­ka do wier­sza „Połów” Tade­usza Róże­wi­cza z książ­ki to i owo, któ­ra uka­za­ła się 29 listo­pa­da 2012 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej