Człowiek uśmiechu
wywiady / o książce Jean Ward Joanna LisiewiczRozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRecenzja Joanna Lisiewicz z książki to i owo Tadeusza Różewicza.
Głos poety jest chropowaty. Bywa stłumiony, popękany. W zetknięciu z prawdą poeta traci mowę, staje się bezbronny i nieudolny, ubogi w środki, za pomocą których mógłby swoim doświadczeniem, olśnieniem podzielić się ze światem lub się przed nim bronić. Poeta, poruszając się w materii języka, nie dopowiada, robi pauzę, urywa w pół słowa, nie znajduje słowa, opuszcza słowo, milknie. Różewicz pozostaje wierny sobie, swojej poetyce, mimo że wypowiada zaledwie „to i owo”, głosem ledwo słyszalnym wśród natłoku przywołanych słów innych, dalszych i bliższych znajomych – przyjaciół. I wciąż, mimo słusznego już wieku, nie zawodzi go szósty zmysł, który od zawsze pracuje z najwyższą ostrością. Jest nim, rzecz jasna, oko poety, które niezmiennie od lat postrzega rzeczywistość w formacie 3D, postrzega i filtrując przez siebie, odsłania i komentuje świat. „Widzę i opisuję, czuję i opisuję, myślę i opisuję […] milczenie i wściekłość” – tak określa swoje powinności w rozpoczynającym tom wierszu pod znamiennym tytułem zawód – literat. Widzi bylejakość wypełniającą rzeczywistość, widzi tych, którzy chcą robić to, co lubią. A ponieważ nie wiedzą jeszcze, co lubią najbardziej, lub lubią wszystko, bez oporu i namysłu robią wszystko, jak ona z wiersza „To lubię”, która „lubi siebie, lubi też pisać, malować, reżyserować, spać”. Poeta widzi teatr ciała, w którym „każda panienka jest dyrektorem, dramaturgiem, kierownikiem artystycznym teatru swojego ciała”. Czuje postępującą kruchość życia, odczuwa smutek (zauważalny wyraźnie już w Szarej strefie) i dojmującą samotność w świecie, z którego odeszli i wciąż odchodzą bliscy, ważni ludzie. To bodaj najbardziej przejmujące wyznanie w to i owo: „Bohater – lat 91, sam ze swoimi myślami, których nie słychać, wszyscy i wszystkie osoby wymarły”. Ze świata, zredukowanego do tapczanu i obserwacji siedzącej na suficie muchy, gdzie przed oczami tylko „czarny punkcik, plamka”, nie ma wyjścia. „Ostatnia Kartoteka” kończy się bowiem przekonaniem, że tak już będzie: „i tak dalej, i tak dalej”. Poeta przeczuwa nieudolność literatury, bezsilność słów, które nie mają mocy stwórczej, by „jeszcze raz powołać do życia”. Przygląda się wspomnieniom, mgnieniom, „zdjęciom zrobionym swoimi oczami”. Jak zawsze, wychodząc od szczegółu, zasłyszanego, wyłowionego z zewnętrznego chaosu śladu, potrafi celnie skomentować osaczający go świat – nachalny rozwój języka nienawiści, pozorną walkę o prawdę i sens historii, zarażanie przez starców „trupim jadem nienawiści młodych serc i głów wnuków”. W wierszu, który mimo wieloletniej pracy nad nim (2007–2011) wciąż pozostaje bez tytułu, poeta wyrokuje: „mordowali się, mordują i będą mordować […] urządzają bez przerwy rzeź niewiniątek”. Nieustannie od 1947 roku Tadeusz Różewicz afirmuje i budzi niepokój.
Trudno tym razem powiedzieć, że bawi, chociaż to człowiek i twórca o niezwykłym poczuciu humoru. Z pewnością jednak, przeglądając kolejne strony tomu, można się czasem delikatnie uśmiechnąć, choć nie są to już Uśmiechy. Stoi za nimi czułość dla starego poety, dla starszego człowieka, który „przyżeka Wydawcy (w trzech osobach płci żeńskiej) wierność miłość i posłuszeństwo do Grobowej Deski”, której rozmiary ustalą obie strony. Co istotne, „przyżeka”, a nie „przyrzeka”. W tym ortograficznym zaniechaniu (a może niefrasobliwości) poeta ujawnia swój stosunek do urzędowych formalności, formuł, formułek, do podpisywania umów, czytania urzędowych pism i pisemek. Ten zapis ilustruje również jego wyznanie już z Szarej strefy, gdzie w wierszu „Regression in die Ursuppe” wyznawał: „po skończeniu / 80 roku życia nie obowiązuje / mnie ortografia / …mój Tadeuszu / czemu się tak trudzisz?”. Tak ważna dla poety forma zawsze korespondowała z treścią, determinowała znaczenia, lub to właśnie znaczenia wymuszały formę. Trzeba też pamiętać, że Różewicz zwykł określać siebie nie tylko jako poetę osobnego, ale też awangardowego, by nie powiedzieć: zanurzonego w absurdzie ujawniającym jakość życia i zachodzących w tym życiu relacji. Doskonałym przykładem kontynuacji takiej postawy jest właśnie „Propozycja dodatkowej umowy”.
Lektura całego tomu nasuwa pytanie zasadnicze: do kogo to i owo jest skierowane? Kto jest adresatem tych dwudziestu jeden utworów (z których cztery są przedrukami), reprintów rękopisów, komentarza kończącego tom? Czytelnicy młodzi, do których zwraca się wydawca w swoim omówieniu? Naukowcy, badacze i historycy literatury? Amatorzy rękopisów? Sięgając po ósmy tom Biura Literackiego, można poczuć się nieswojo. Nowe wiersze? Świetnie. Jednak część z nich czytaliśmy już wcześniej w „Odrze” lub „Toposie”. Rękopisy? To też powtórzenie. I choć cieszą kopie reprintów, ma się nieodparte poczucie chaosu w ich wyborze i ułożeniu. Z niepokojem zwracali już na ten fakt uwagę Piotr Bratkowski („Newsweek” 10–16.12.2012) i Andrzej Franaszek („Tygodnik Powszechny” 16.12.2012), który określa tom to i owo jako „patchwork tekstów najrozmaitszego autoramentu, zespolonych kategorią poczucia humoru”. Bratkowski słusznie zauważa, że „tak pomyślanych książek zwykle nie mamy okazji czytać za życia ich twórców. Publikują je zwykle wydawcy po śmierci autora. Albo chcą zdyskontować towarzyszący jej medialny rozgłos i wyciągają z jego szuflady wszystko, co się jeszcze da wyciągnąć”. Koniec końców, gdy czyta się komentarz dopowiadający to i owo, już na dobre robi się smutno. Jeśli, jak twierdzi wydawca, „III część książki domagała się słownego uzupełnienia o biograficzno-literackie tło znajomości i przyjaźni pisarskich autora”, to może wystarczyło po prostu (co wydawca zresztą czyni) odesłać czytelnika – kimkolwiek jest – do konkretnych utworów autora, do jego prozy, wierszy, do listów. Po co omawiać to i owo z życia poety, skoro on sam opowiedział już o tym najlepiej. Dlaczego – poza wszystkim – zakładać, że młody czytelnik szczególnie potrzebuje komentarza? A jeśli nawet już ten komentarz mu się podaje, to niechże on będzie kompletny. Jeśli przyjmiemy zaproponowane założenie, że młody czytelnik nie jest zorientowany w historyczno-literackich kontekstach, to po lekturze komentarza nadal nie wie, kim był Jerzy Piórkowski czy Zbigniew Bieńkowski, bo o Tadeuszu Borowskim czy Wisławie Szymborskiej w najlepszym wypadku powinien był słyszeć w szkole.
Tym, co zastanawia, jest również brak jakiegoś nadrzędnego kryterium wyboru, klucza porządkującego dedykacje zamieszczone w tomie. Dlaczego na przykład nie pojawił się reprint dedykacji Czesława Miłosza na Wierszach wybranych o przyjaznych sporach, jakie łączyły poetów przez lata? Przecież w tomie znajdujemy doskonale ilustrujący ten wpis wiersz na ty z Czesławem. Zbigniew Majchrowski, znawca twórczości Różewicza, pokazuje tę dedykację w swojej monografii z 2002 roku. Zastanawia również motywacja umieszczenia dedykacji dla żony poety przez Tadeusza Borowskiego. Czy wartość tego reprintu ujawnia się w tym, że oglądamy odręczne pismo autora Pożegnania z Marią? Czy o wadze stanowi adresatka? Każdy, kto czyta uważnie Różewicza i śledzi jego literackie przyjaźnie na kartach literatury, wie, że na mapie jego przyjacielskich relacji znajduje się przykładowo Ryszard Przybylski, znakomity eseista, tłumacz, historyk literatury. Autor chociażby Baśni zimowej. Eseju o starości, Wtajemniczenia w los czy wreszcie Magicznej przestrzeni naszych uczućpoświęca sporo uwagi Różewiczowi, „jego myśli bezdomnej, która nie tęskni za przytulnym schroniskiem dla wyrachowanych sybarytów”. To przecież w wydanej właśnie przez Biuro Literackie Nauce chodzenia (2007) czytamy opowieść „tempus fugit”, której ważnym bohaterem jest właśnie wymieniony z imienia i nazwiska Ryszard Przybylski, zamieszkujący „pustelnię brata Ryszarda niedostępną dla bałwanów pewnego gatunku literatów „artystek””. Twórca Rozhukanego konia jest z pewnością również autorem wielu niebanalnych wpisów do książek znajdujących się w Różewiczowskiej bibliotece. Natomiast zamieszczone w tomie to i owo wypisy z książek Tadeusza Różewicza dają wrażenie przypadkowości, mimo że Stolarczyk deklaruje, iż „niejako echem niespełnionej chęci pisarskiej [Różewicza] jest kilkanaście zamieszczonych tutaj wpisów”. Jaki jest jednak związek między nie napisanymi dramatami o Goethem, Łukasińskim czy Modrzejewskiej a wyborem dedykacji w to i owo?
To kryterium wyboru spełnia chyba jedynie kompletny reprint dedykacji Leopolda Staffa. Szkoda, bo biorąc pod uwagę ilość i jakość korespondencji prowadzonej przez poetę, można by najpewniej opowiedzieć zajmującą historię mądrego i ciekawego dialogu poety z innymi twórcami, z którymi pozostał w wieloletnim kontakcie, a jakość tych kontaktów ujawnia się już w samych wpisach do darowanych sobie wzajemnie książek. Trzeba by się im jednak z namysłem i konceptem poprzyglądać.
Jeśli w przyszłości wydane dotąd przez Biuro Literackie książki Tadeusza Różewicza, tak zwanej czerwonej serii nie wyłączając, miałyby doczekać się wznowień, warto byłoby poddać je raz jeszcze refleksji wydawniczej oraz korektorskiemu oglądowi. Szczególnie domaga się tych działań tom Margines, ale… O niedostatkach redaktorskich tego tomu pisała już Joanna Biernacka w grudniowym numerze „Teatru” w 2012 roku. Wątpliwości w to i owo budzi na przykład wiele różnic w zapisie rękopisu „Propozycji dodatkowej umowy” oraz jej wersji w postaci maszynopisu. Jak na „mijającą w marcu 2012 roku swoistą rocznicę 25-lecia wzajemnego poznania się” – jak opowiada Jan Stolarczyk Małgorzacie Matuszewskiej w „Gazecie Wrocławskiej” – to szmat czasu na zweryfikowanie faktów biograficzno-historycznych. Dodatkowo, jeśli w najnowszej lutowej „Odrze” czytam u Jacka Łukasiewicza, że pan redaktor i wydawca „[…] jest osobą szczególnie kompetentną. O jego twórczości wie prawie wszystko, o nim samym bardzo wiele. Ma dostęp do jego szuflad (poetyckich) i z tego korzysta” – to odczuwam lekki niepokój. Jeżeli – jak twierdzi redaktor – łączy go wieloletnia zażyłość z poetą, jeśli może – jak nikt! – zaglądać do jego szuflad, to również nikt tak bardzo jak on nie jest wobec tych źródeł zobowiązany.
Należy podkreślić, że Stolarczyk interesująco i z serdeczną życzliwością opowiada zabawne ciekawostki, na przykład o „13. ławeczkach ku czci TR”, o wspólnych z poetą spacerach w Ogrodzie Botaniczny m oraz w parku Szczytnickim i o poczynionych tam obserwacjach. To rzeczywiście ładne anegdoty, których z literatury nie wyczytamy. Trzeba też zauważyć, że wszystkie Różewiczowskie tomy są przez Biuro Literackie pięknie wydane:
świetny papier, miękka i twarda oprawa do wyboru, wyraziste i nasycone kolory, dobry format, a solidne zszycia zapewniają woluminom długi czytelniczy żywot. W to i owo pomysłowo wykorzystano też miniaturę plakatu/pocztówki, będącej jednocześnie zaproszeniem na spotkanie z poetą w Polskim Instytucie w Pradze w 2001 roku. Pocztówkę/plakat z programem spotkań autorskich Różewicza w Pradze przywiozłam kilka lat temu z Wrocławia, ze spotkania z Marią Dębicz, kiedy zbierałam materiały do badania recepcji zagranicznej twórczości poety. Utrwalony w pamięci wizerunek rozpoznaję na okładce książki. Rzeczywiście, zarówno zdjęcie, jak i portret podwójny wykonany przez Janusza Szyndlera dobrze komponują się z zawartością tomu.
Od lat czytam Różewicza. Chcę czytać Różewicza, również z jego grafik, obrazów, szkiców, półwierszy, parodii. Odczuwam jednak niepokój i jakąś zwyczajną ludzką troskę, powtarzając za Andrzejem Franaszkiem: „aż strach (a może wstyd?)”, na myśl o kolejnej zapowiedzi tego, co i jak może zostać opublikowane z Tadeusza Różewicza pod szyldem Biura Literackiego. Wygląda na to, że wydawca nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, nawet gdyby wypowiedział je już sam Różewicz…
Doktor nauk humanistycznych, autorka książki Milczenie w teatrze Samuela Becketta i Tadeusza Różewicza, nauczycielka i wykładowczyni akademicka, teatrolożka; od lat związana z Katedrą Teatru Dramatu i Widowisk Uniwersytetu Gdańskiego; członkini Zespołu Badań nad Twórczością Samuela Becketta na wydziale Anglistyki i Amerykanistyki Uniwersytetu Gdańskiego; na stałe współpracuje z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim oraz Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w realizacji projektów edukacyjnych. Badaczka i popularyzatorka twórczości Tadeusza Różewicza. Jurorka Alternatywnej Nagrody Dramaturgicznej podczas 10. edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Inicjatorka, organizatorka i kuratorka wystawy Tadeusz Różewicz w Karkonoszach na IX Festiwalu Literatury i Teatru Between.Pomiędzy 2018 na Uniwersytecie Gdańskim; prelegentka na wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych; autorka artykułów o współczesnym teatrze; publikuje w miesięczniku „Teatr” oraz kwartalniku „Tekstualia”.
Rozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRecenzja Krystyny Dąbrowskiej z książki to i owo Tadeusza Różewicza.
WięcejKomentarz Jana Stolarczyka do wiersza „Połów” Tadeusza Różewicza z książki to i owo, która ukazała się 29 listopada 2012 roku nakładem Biura Literackiego.
Więcej