1
Jeżeli istnieje poetycki mainstream, Jacek Dehnel jest dziś bez wątpienia, obok Tomasza Różyckiego i święcącego większe tryumfy za granicą niż w kraju Adama Zagajewskiego, jednym z tego mainstreamu głównych reprezentantów. I wydawałoby się, że to proste: napisać elegancki, klasycznie skrojony wiersz czy cykl wierszy, nawiązując do najlepszych tradycji liryki polskiej (i nie tylko). W istocie jednak, zważywszy jak niewiele osób robi to na odpowiednio wysokim poziomie, proste to wcale nie jest. Tymczasem Dehnel w swojej kolejnej książce pokazuje, że on, owszem, potrafi. Jemu wychodzi twardy, chciałoby się powiedzieć, klasycyzm i niestraszne mu nawet najtrudniejsze i najbardziej ograne formy. A co ze współczesnością, o której nierozumienie bywa Dehnel podejrzewany? Weźmy pod lupę język. Weźmy język, jakim pisze Dehnel i zobaczmy, że na przykład użycie słów slangowych, zwrotów potocznych wychodzi temu autorowi, to prawda, sztucznie, lecz przecież słychać, że on sam czuje tę sztuczność i rozbraja ją, gra nią, sugerując tu i ówdzie wyraźnie, że oczywiście on też może napisać czy powiedzieć np. „Git. Nara” (jak w wierszu „KFC”), ale dla niego to raczej nigdy nie będzie sztuka. Ponieważ sztuką jest w jego rozumieniu stały transfer tradycji w teraźniejszość. Transfer wieczności w codzienność. I to teraźniejszość, to codzienność muszą poradzić sobie jakoś z tym, co z przeszłości (tradycji, wieczności) przeniesione – a nie odwrotnie. Nie ma zresztą u Dehnela żadnego „odwrotnie”.
2
Liryka Dehnela – widać to od momentu debiutu tego poety – to gra z tradycją poetycką podjęta w sposób świadomy w innym miejscu niż podejmuje ją większość polskich poetów Dehnelowi współczesnych. Po Czesławie Miłoszu, po Zbigniewie Herbercie, po Szymborskiej, Rymkiewiczu, Zagajewskim czy wczesnym Zadurze używać idiomu klasycznego i pokazać, że sporo jeszcze nieopisanego świata można nim uchwycić – nie będąc przy tym jawnym epigonem, nie serwując wariacji na temat wierszy poprzedników – to trudność i sztuka. I tu Jacek Dehnel radzi sobie nieźle. Stylizując, jak w prozie poetyckiej „Taka karma” (gdzie pisze Dehnel o „przyjemnościach stołu i łoża”, bawiąc się archaicznością tego sformułowania); grając z motywami już sklasyczniałymi (jak w „Hotelu Rzeszów”, gdzie znajdujemy echo znanego wiersza Herberta); czy wręcz tworząc w oparciu o sprawdzone wzorce, jak w wierszu „Urartu”, będącym medytacją nad losem ginącej nacji. Medytacją, można dodać od razu, jakiej nie powstydziliby się mistrzowie Dehnela z Wisławą Szymborską na czele. Widać wyraźnie: Jacek Dehnel nie pisze pod taką czy inną publiczkę. Dehnel pisze, by sprawić przyjemność kilku swoim wielkim poprzednikom, kilku cieniom i naprawdę niewielu dzisiejszym żywym, konkurującym z nim o poetyckie laury (ci obchodzą go najmniej).
3
Wróćmy do wierszy. Sporo w Ekranie kontrolnym liryki maski. Te wszystkie wiersze typu „ktoś ogląda coś” albo „ktoś słucha czegoś” – tu Dehnel znajduje często ujście dla subtelniejszych wrażeń czy uczuć, a jednocześnie jest w tym wyraźna chęć obiektywizacji tych stanów, pragnienie złapania cennego dystansu. Który jest – że przypomnę – duszą piękna. To pewnie wielu czytelnikom, zaznajomionym i oswojonym z tego typu niebezpośredniością, będzie się podobać. Ja jednak zwróciłbym uwagę na te utwory, gdzie, jak w poemacie „www.gaydar.pl”, podmiot liryczny poezji Jacka Dehnela odsłania się bardziej, gdzie poeta zrzuca te swoje maski. To właśnie w tego typu utworach, a jest ich w tym zbiorze kilka, padają, moim zdaniem, najważniejsze deklaracje, zjawiają się najciekawsze stwierdzenia. Tak, jak na koniec „www.gajdar.pl”, gdzie pojawiają się ważne dla całej tej książki słowa, wskazujące, co tak naprawdę interesuje Jacka Dehnela, gdy pisze on swoje historie: „A rzeka płynie głębiej i rozpuszcza less,/ przecieka przez profile i reguły gry,/ i szemrze, że są ludzie, ich domy i psy,/ i że nic nie wynika z tego, że jest brzuch,/ firana, gg, email. Bo pod wszystkim jest/ inna rzeka, najgłębsza, i płynie bez słów”.
4
Na osobne omówienie zasługuje poemat tytułowy. „Ekran kontrolny” to jeden z ambitniejszych dotychczasowych projektów Dehnela, który od dawna już mierzyć się musi z doprawianą mu gębą autora dla babć i ciotek. Próba moralizatorstwa, próba odnalezienia sensu w jawnym bezsensie nie powodzi się w „Ekranie kontrolnym” na pewno, lecz ukazując, wręcz obnażając trudność, na jaką natknąć się musi każdy poeta współczesny, który wyjdzie poza słowiarstwo, groteskę, banał i intelektualny surfing – pokazuje Dehnel, do czego jeszcze może się dzisiaj przydać poezja. Pokazuje – na swój sposób – cóż po poecie „w świecie marnym”. To ważne, zwłaszcza dzisiaj, kiedy poezja dla wielu to tylko kolekcjonowanie słówek i co bardziej niecodziennych zwrotów. I myślę, że dobrze się stało, że Jacek Dehnel taki poemat – bardzo trudnych kwestii dotykający i przez to nie w każdym wersie tak mocny, jakim by się go chciało widzieć – spróbował napisać. Choćby nawet nie do końca był to utwór przekonujący, to i tak wersy: „I tak siedzicie obaj w pokoju, jak w sztolni: / ty i lament najgłębszy. I ekran kontrolny” – znaczą wiele. Przynajmniej dla mnie. Pokazują bowiem te wersy, że mainstream to w poezji wcale nie musi znaczyć – łatwizna.
5
Co jeszcze zainteresować może czytelników Ekranu kontrolnego? Naprawdę, myślę, wiele. Choćby „zabawki-niezbawki” z „Piosenki o garstkach”. Albo zdziwienie poety (z prozy „Hör ich das liedchen klingen”) tym momentem, którym jest krótki „błysk między dzieciństwem a starością, między rośnięciem włosów na klacie a łysieniem, moment, w którym jest się udzielnym panem życia”. Czy takie na przykład pytanie (z wiersza „Ph. Glass: Glassworks – S. Façades”): „Ale co jest prawdziwsze: czy to, co przeżyte,/ czy to, co przeczytane? Sprawa nie jest łatwa”. Ewentualnie „zwierzątko człowiek” z wiersza „[Goła kiść dłoni, włosie na głowie]”. To „zwierzątko”, dodajmy, którego opisaniu sposobów życia, tęsknot i obyczajów Jacek Dehnel oddaje się od czasu swojego debiutu z pasją i autoironią. Z dużym wyczuciem kruchości tego „zwierzątka”.
6
Na koniec: dla smakoszy liryki Dehnela jest jeszcze utwór „Posterity” – wiersz jak najbardziej science-fiction. I całkiem serio. Taki to i z Dehnela klasycysta.