Dystanse i diapazony
debaty / ankiety i podsumowania Maciej WoźniakGłos Macieja Woźniaka w debacie „Biurowe książki 2018 roku”.
WięcejRecenzja Macieja Woźniaka książki Serce Chopina Jacka Dehnela, wydanej nakładem Biura Literackiego 11 czerwca 2018 roku.
W poezji najlepsze jest to, że nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Bardzo wiadomo w tabloidach, instrukcjach obsługi, teoriach spisku. W poezji im mniej bardzo, im mniej od razu – tym lepiej. I to jest właśnie przypadek Serca Chopina. Przypadek tym ciekawszy, że autor poematu cieszy się – skądinąd godną i sprawiedliwą – opinią poety zrozumiałego. Albo, jak kto woli, tymże epitetem. Jeżeli w dzień premiery nowego tomu Jacka Dehnela poczujecie się tak, jak profesor Henryk Markiewicz poczuł się w dzień wprowadzenia stanu wojennego („Włączam radio. Słyszę: Chopin. Myślę: niedobrze”), to od razu uspokajam: Dehnel nie robi z Chopinem nic, czego można by się obawiać. A nie robi, ponieważ robi z nim nie bardzo wiadomo co. I to jest w jego nowej książce najlepsze.
Niby wszystko mamy tu jak zwykle. Poszczególne fragmenty poematu wydają się po pierwsze łatwe do intelektualnego czy emocjonalnego ogarnięcia (rzecz dzieje się głównie w centrum współczesnej Warszawy, na Tamce, na Świętokrzyskiej, aczkolwiek zdarzają się i dygresje przestrzenne, kiedy trafiamy do pociągu jadącego przez Słowację albo na leningradzki bazarek, i krótkie wypady w przeszłość, a to po niezbyt wiarygodną plotkę o homoseksualnych westchnieniach Chopina do Tytusa Wyciechowskiego, a to po przebłysk jakichś wojennych warszawskich historii), po drugie stanowią nader zwarty i zwięzły przegląd Dehnelowskich stylistycznych patentów oraz tematycznych „programów obowiązkowych” (na czele z moim ulubionym: obrazkami z życia pary gejów w sztafażu tradycyjnie mieszczańskim, arcypolsko rodzinnym, mogącym służyć za małżeński wzór do wskazania z ambony albo sejmowej mównicy prawicowego posła).
Wielbiciele poety dostają to, co lubią: klarowność stylu, modernistyczną sztamę między słowem a rzeczą, miarowo jak wentylator w upalny dzień pracujący trzynastozgłoskowiec, narratora-szwenkiera z efektownie długimi ujęciami obejmującymi ciągi przedmiotów, zdarzeń, mikroanegdot (najbardziej lubię tę o Matce Boskiej pomagającej typować numery totka). Serce Chopina jest napisane tak, by móc trafić do czytelnika nieuzbrojonego w wiedzę teoretycznoliteracką, nieoczytanego w poezji współczesnej, korzystającego z wiersza jak z iPhona – bez znajomości zasad działania. Ci, którym Dehnel od lat gra na nerwach, też będą usatysfakcjonowani, czyli zirytowani wielowersowymi wyliczankami, słownictwem i składnią (pierwszym żachmistrzem był bodaj Rafał Wawrzyńczyk na swoim fejso-blogu), zafiksowaniem autora na śmiertelno-miłosnej antynomii.
O ile jednak wydarzenia czy też sceny poematu (podtytuł sugeruje: kolejne pieśni) są względnie proste do odczytania, o tyle trudno uchwycić jego ramę nośną – tę sensotwórczą, związaną z tytułem oraz otwierającym i zamykającym fragmentem. Zaczyna się wszystko niepozornie:
Czasem myślę o sercu Chopina. Nie często,
a właśnie czasem. Zwłaszcza w tym bezmiarze grudnia,
kiedy noce się ciągną pod chmurnym nawisem,
bez koloru, bez śniegu i smakują kurzem
ale potem wątek serca kompozytora – tego zawłaszczonego przez sentymentalną propagandę, osiągającą w porywach stan narodowo-romantycznej histerii i tego konkretnego, skromnego (acz podobno zanurzonego w koniaku) wmurowanego w filar kościoła Świętego Krzyża – zostaje przepuszczony przez konsoletę pełną suwaków z efektami i samplami, skutkiem czego już mniej więcej w jednej trzeciej tomu tracimy orientację, gdzie jesteśmy. Bo Dehnel nie dobiera się ani do struktur muzyki Chopina (choć z tradycyjnym trzynastozgłoskowcem mógłby, ponieważ naturalne kadencje języka polskiego – co przekonująco wykazał swego czasu Krzysztof Bilica – są jednym ze źródeł jego fortepianowej frazy), ani do ludowych źródeł jej podświadomości (Chopin podkpiwał sam z siebie: „prawdziwy ślepy Mazur”, Dehnel jest na to zbyt europejski, internacjonalny, żadne „zu polnish” mu nie grozi), ani do samego kompozytora osobiście (aczkolwiek „bezmiar grudnia” z początku poematu da się skojarzyć z grudniem 1838 roku, w którym poczta wiozła: „Niebo śliczne jak Twoja dusza, ziemia czarna jak moje serce” z Majorki do Wojciecha Grzymały).
Może gdzieś w okolicach poetyckiego pasażu na wskroś dzielnicy („Trzysta metrów od biurka, trzysta w linii prostej”) przez mury kamienic, szpital, pomnik Kopernika, a może przy malowniczo detalicznych opisach mieszkań i mieszkańców Tamki (w których niewątpliwa straszność mieszczaństwa zostaje raptem zdjęta jednym gestem bezprotekcjonalnej czułości czy braterstwa w istnieniowej grotesce), albo może przy rentgenowskich wglądach w przeszłość miasta, tę najzupełniej fizyczną, zasypaną gruzem, zarośniętą chwastem i liszajem (kiedy przychodzi myśl „o wszystkich pustostanach miasta stołecznego”) przypomniała mi opowiadana w którymś wywiadzie z Dehnelem anegdota o tradycji słuchaniu Chopina w jego rodzinie i zderzone ze sobą „gra tego walca, jakby ciskał perły o aksamit” z „jakby ciskał kluchami o podłogę”. Styl Serca Chopina pozostaje perłowy, staroświecko brillant, ale plaskania kluchów, które słychać w opisach najpierw podpatrzonych scen i zdarzeń, a w drugiej części poematu także miłosnych westchnień i funeralnych obaw narratora wyłania się mapa życia kreślona z wysoka o zarysach Chopinowskich w całkiem inny sposób.
Intensywne i nieraz mroczne społeczne emocje, zaskakujące światłych tego świata (bo wiążą się jak nie z wyborami politycznymi, to z piłką nożną) nie biorą się, wbrew neoliberałom i marksistom, jedynie z przyczyn ekonomicznych. Źródło tego, że ktoś jest „sercem Polak”, nawet jeśli czymkolwiek innym „świata obywatel”, jest zbyt mocne, by mogło bić jedynie w głowie czy w portfelu (zaambarasowana George Sand napomykała o Chopinie „zasklepionym w katolickich dogmatach”, wątki religijnego rozczarowania znajdziemy chyba w każdej książce Dehnela). Osadzona w historycznych resentymentach, wojennych tragediach, religijnej tradycji i romantycznej edukacji polska emocjonalność ukazuje się w Sercu Chopina stopniowo. Perły nie zagłuszają kluchów ani na odwrót. Westchnienia miłosne narratora u Dehnela mogą niejednego czytelnika peszyć swoją egzaltacją. Lutosławski jako dziecko słuchał Chopina pod stołem, ze wstydu, że targał nim płacz. Wilhelm von Lenz sugerował, że „Chopin to jedyny kompozytor polityczny swego czasu”. Może nie tylko swego czasu. Może o tym jest poemat Jacka. Ale najlepsze, że równie dobrze o czymś innym.
Urodzony w 1969 r.. Autor książek z wierszami oraz felietonista muzyczny i literacki. Okazjonalnie redaktor, tłumacz, sprawca wydarzeń poetyckich. Autor dziewięciu książek z wierszami oraz współautor albumu foto-poetyckiego o Wiśle. Wiosną 2017 r. ukazał się jego najnowsza książka Obywatelstwo podwójnego kraju. Mieszka w Płocku i okolicach.
Głos Macieja Woźniaka w debacie „Biurowe książki 2018 roku”.
WięcejRecenzja Macieja Woźniaka z Zimnej książki Marty Podgórnik, wydanej w Biurze Literackim 15 maja 2017 roku.
WięcejZ Jackiem Dehnelem o książce Języki obce rozmawia Maciej Woźniak.
WięcejGłos Macieja Woźniaka w debacie „Kto w Odsieczy”.
WięcejRecenzja Macieja Woźniaka z książki Duchy dni Dariusza Suski.
WięcejRecenzja Macieja Woźniaka z książki Rezydencja surykatek Marty Podgórnik.
WięcejKomentarze Mariusza Grzebalskiego, Grzegorza Jankowicza, Marka K. E. Baczewskiego, Macieja Roberta, Łukasza Jarosza, Grzegorza Wysockiego oraz Macieja Woźniaka do książki Antypody Sławomira Elsnera.
WięcejRozmowa Anny Adamowicz z Jackiem Dehnelem towarzysząca wydaniu książki Serce Chopina, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 11 czerwca 2018 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Serce Chopina Jacka Dehnela, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 11 czerwca 2018 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Serce Chopina Jacka Dehnela, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 11 czerwca 2018 roku.
Więcej