recenzje / ESEJE

Trochę poety

Inga Iwasiów

Recenzja Ingi Iwasiów z książki Soma Łukasza Jarosza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Soma – tomik uho­no­ro­wa­ny I nagro­dą w „Kon­kur­sie Mło­dych Twór­ców” Fun­da­cji Kul­tu­ry, reko­men­do­wa­ny na skrzy­deł­ku okład­ki przez Boh­da­na Zadu­rę – zatrzy­mał mnie w ruchu zgod­nie z poetyc­ką instruk­cją do świa­ta, jaką moż­na w nim zna­leźć. Jestem tym fak­tem nie­co zasko­czo­na, ponie­waż nie spo­dzie­wa­łam się w wier­szach Łuka­sza Jaro­sza, rocz­nik 1978, daw­ki reflek­sji, spo­ko­ju, prze­ni­kli­wo­ści, prze­ma­wia­ją­cych do mnie gło­sem, z któ­rym mogę się nie­mal utoż­sa­mić, na pew­no dia­lo­go­wać, chęt­nie podą­żyć za nim. Tym bar­dziej to cen­ne, że tema­tem prze­wod­nim nie jest jakaś „uni­wer­sal­na reflek­sja”, lecz po cichu prze­ży­wa­na pry­wat­ność, z ini­cja­cja­mi wła­ści­wy­mi wie­ko­wi – w miłość, seks, roz­sta­nie, umie­ra­nie bli­skich. Tak więc jeśli się z tymi wier­sza­mi mogę sko­mu­ni­ko­wać (a nie idzie tym­cza­sem o ich poety­kę – z tą komu­ni­ko­wać moż­na się zawsze), wycho­dząc ku doświad­cze­niu mło­de­go poety, jeśli mogę prze­żyć je jak wła­sne, ozna­cza to, że w ści­szo­nym gło­sie zawar­ta jest nie­prze­cię­ta siła. W rezul­ta­cie, bez dekla­ra­cji, Soma staj się uni­wer­sal­na.

Zatrzy­mał mnie w ruchu – napi­sa­łam – mając na myśli czy­tel­ni­czą satys­fak­cję (raczej: egzy­sten­cjal­ną pokrew­ność, co jed­nak brzmi może nie­co gór­no­lot­nie), ale jest to tak­że zasa­da opi­su chęt­nie sto­so­wa­na przez poetę. Zamiesz­czo­ny na począt­ku frag­ment „Rodo­wo­du maj­stra” Pła­to­no­wa opo­wia­da o oczach mar­twych ryb, któ­re „wie­dzą wszyst­ko” o śmier­ci, a więc i o życiu. Ten motyw pod­glą­da­nia życia-śmier­ci powta­rza się w wie­lu miej­scach tomu: „Myślę o zna­mio­nach cza­su, któ­rym świad­ku­je­my – / cza­sem zosta­je tro­chę tego w puchu, ple­śni na mary­na­cie, / na nie­do­kład­nie ogry­zio­nych kościach, w sit­ku na dnie wan­ny / lub mokrych liściach, na któ­re teraz patrzę”. Żeby je zoba­czyć, trze­ba wejść na strych, odejść od ludz­kich sie­dzisk albo popa­trzeć na nie ze zmie­nio­nej per­spek­ty­wy. Poeta notu­je wów­czas odczu­cia pobu­dzo­ne przez sce­ny zabi­ja­nia wygra­we­ro­wa­ne na myśliw­skim nożu, ostrze­nie brzy­twy, przy­go­to­wa­nia do świ­nio­bi­cia, ale też wdzięcz­ną obec­ność psa, „świe­ży, paru­ją­cy świat”. Radość wędrów­ki przez ten świat, a wier­sze Jaro­sza są tak­że dzien­ni­kiem swo­bod­nych pere­gry­na­cji z ple­ca­kiem, namio­tem, dziew­czy­ną – nie tyle jest zakłó­ca­na, ile musi się mie­rzyć ze sta­łą obec­no­ścią śmier­ci.

Jed­nak moty­wu śmier­ci nie moż­na tu nazwać „obse­syj­nym”, nie tyl­ko dla­te­go, że brzmia­ło­by to pusto i nie­wie­le zna­czy­ło, ale też nie ma w jego reali­za­cji nachal­nej dosłow­no­ści, zbyt oczy­wi­stych odwo­łań do tra­dy­cji albo pod­kła­du kon­flik­tu wewnętrz­ne­go, któ­ry cha­rak­te­ry­zu­je wie­lu poetów, tak­że naj­młod­szych (co każe zada­wać pyta­nia o ich wia­ry­god­ność lub tro­skać się sta­nem psy­chicz­nym Pola­ków). „W lesie prze­cho­dzi­my nie­opo­dal paśni­ka. Strzał jesz­cze nie padł – / myśli­wy na rze­mie­niu ostrzy brzy­twę, sar­na w ciszy liże sól” – czy­ta­my w wier­szu, któ­ry zaczy­na się od opi­su prę­żą­ce­go grzbiet pod­czas polo­wa­nia kota, ale mówi tak­że o ludziach, któ­rzy zgi­nę­li w „obła­wach augu­stow­skich”, cza­sem w wie­ku nie­mow­lę­cym; mimo to w pod­pi­sach pod zdję­cia­mi mają lat tyle, ile mogli­by mieć w jakimś prze­szłym „teraz”.

Śmierć jest w tym tomie pod­sta­wo­wym doświad­cze­niem życia, co nie budzi sprze­ci­wu, lęku i nie każe szu­kać, poży­czać wywro­to­wych meta­for, zdol­nych udźwi­gnąć ten egzy­sten­cjal­ny hor­ror. Egzy­sten­cjal­ne­go hor­ro­ru też po pro­stu nie ma – jest życie uważ­ne, opi­sy­wa­ne spo­koj­nym, ści­szo­nym gło­sem, ale jed­no­cze­śne istot­nie przy­ła­pa­ne na swych naj­waż­niej­szych prze­ja­wach.

Być może tajem­ni­ca tej uważ­no­ści pole­ga na tym, „że trud­no pisać o sobie, o tej, któ­rej dedy­ku­je się wier­sze”. Ta dekla­ra­cja wyda­je mi się szcze­ra, nie tyl­ko kon­wen­cjo­nal­na, jak bywa w poezji, któ­ra pisa­na jest w męce impe­ra­ty­wu nie­moż­no­ści. Jaro­szo­wi wie­rzę, gdy jego lirycz­ny boha­ter wta­jem­ni­cza mnie w zbie­ra­nie okru­chów i histo­rię miło­ści, któ­rą tra­ci. Jest to opo­wieść dys­kret­na, ale dość wyraź­na, by robić na czy­tel­ni­ku wra­że­nie. Nie jest też tak, że wcho­dzi w łatwą sym­bio­zę z prze­ży­wa­niem prze­mi­jal­no­ści wszyst­kie­go. Raczej prze­mi­jal­ność jest matry­cą, dowo­dem wraż­li­wo­ści poety, a histo­ria miło­sna jed­nym z przy­pad­ków życia i naj­waż­niej­szym zda­rze­niem tego tomu. Nie dzi­wi więc, że jej opi­sa­niu słu­żą nie­zwy­kłe meta­fo­ry. Nie będę ich cyto­wać, żeby nie odbie­rać czy­tel­ni­kom przy­jem­no­ści odkry­wa­nia, ale na pew­no zapa­mię­tam.

Może poetyc­ką traf­ność osią­ga poeta dzię­ki temu, że nie lamen­tu­je ani nad zbęd­no­ścią słów, ani nad prze­mi­jal­no­ścią życia? Ani pisa­nia, ani prze­ży­wa­nia nie trak­tu­je jako posłan­nic­twa. I nie bun­tu­je się prze­ciw temu, że jed­nak pisze. Nie kamu­flu­je lirycz­nej potrze­by posta­wą anty­po­etyc­ką. „Wła­śnie powsta­je wiersz dla cie­bie. Jesz­cze go nie spi­szę, pono­szę w sobie, choć sło­wa nicze­go / nie zwra­ca­ją, przej­mie je upływ cza­su”. Ta doj­rza­ła reflek­sja nie­wąt­pli­wie poma­ga pisać wier­sze. Czy­tel­ni­kom tomu zaś przez „tro­chę poety”, skraw­ki, frag­men­ty cia­ła, chwi­le – pozna­wać świat, w któ­rym chce się być. Moim zda­niem tyl­ko tak poezja bywa uni­wer­sal­na.


Tekst pier­wot­nie uka­zał się w „Nowych Książ­kach” (8/2006). Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na ponow­ną publi­ka­cję.

O autorze

Inga Iwasiów

Profesorka Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni, krytyczka literacka, poetka i prozaiczka. W latach 1999–2012 redaktorka naczelna Szczecińskiego Dwumiesięcznika Kulturalnego „Pogranicza”. Pomysłodawczyni oraz była przewodnicząca kapituły Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej dla Autorki Gryfia, zasiada w kapitule Poznańskiej Nagrody Literackiej im. A. Mickiewicza. Członkini jury Nagrody Literackiej Nike, prezeska Polskiego Towarzystwa Autobiograficznego. W pracy naukowej specjalizuje się w zagadnieniach z zakresu historii literatury polskiej, historii literatury XX wieku i teorii literatury. Odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi (2001) oraz Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2005). W 2010 roku została uhonorowana tytułem Ambasadora Szczecina. Wyróżniona Nagrodą Artystyczną Miasta Szczecin (2008) i Zachodniopomorskim Noblem (2009).

Powiązania