
Rozmowy z Kanonu: odcinek 12 Jan Škrob
nagrania / nowy europejski kanon literacki Grzegorz Jankowicz Jan ŠkrobDwunasty odcinek z cyklu „Rozmowy z Kanonu”.
WięcejRecenzja Grzegorza Jankowicza z książki Dni i noce Piotra Sommera.
Sommer wielokrotnie podkreślał, że u podstaw jego pisania nie leży żaden projekt poetycki, żaden plan, który domaga się pieczołowitej realizacji. Wiersz jest poszukiwaniem, które poeta prowadzi wespół z językiem. I bardzo często to sam język sprawdza, na ile może sobie pozwolić, jaką woltę może wykonać, jaką przestawką się popisać, by nie utracić zwinności i wdzięku (czy raczej: wydźwięku). Impulsem do pisania jest także to, co Sommer nazywa „rzeczowymi chwilami poezji”, których nie da się opisać inaczej niż za pomocą wiersza, które taki opis wymuszają. Utwory autora Piosenki pasterskiej zawsze są zakorzenione w namacalnym kontekście, wyrastają z konkretnej chwili, z detalu, szczegółu, słowa, emocji, przejęzyczenia, miejsca, a to wzrastanie posiada swój własny rytm, własny czas. Piotr Śliwiński zauważył kiedyś, że głównym przeciwnikiem Sommera jest językowy fałsz – „najwyższa i ostateczna przegrana w literackiej grze w codzienność, zmieniająca zabawę w żenujący nałóg pisania”. U Sommera o nałogu pisania nie ma mowy (o czym świadczy fakt, że na swą nową książkę kazał nam czekać dekadę), choć od sposobu, w jaki z codziennej mowy wyłuskuje językowe odkrycia, można się uzależnić.
W znakomitym szkicu o poezji Jerzego Ficowskiego Sommer napisał, że gdyby miał skomponować książkę o twórczości autora Inicjałów, podzieliłby ją na dwie części. Pierwsza opowiadałaby o języku jako łączniku między przeszłością i teraźniejszością, dzięki któremu teraźniejsza chwila może nawiązać rozmowę z chwilą niegdysiejszą. Druga część dotyczyłaby czasu, choć rozdzielność języka i czasu – powiadał Sommer – jest u Ficowskiego wątpliwa, dlatego taki podział może mieć jedynie umowny charakter.
Przypomniałem sobie ten fragment podczas lektury Dni i nocy, traktując go jako przestrogę przed zbyt pochopnym rozdzielaniem tego, co u obu poetów jest ze sobą ściśle splecione. W nowym tomie Sommera nie ma bodaj ani jednego wiersza, który w ten czy inny sposób nie odnosiłby się do czasu. Już sam tytuł sugeruje, że wszystko będzie się obracać wokół czasowości. Ale ta czasowość rozgrywa się w języku, albo bezpośrednio za jego sprawą, albo przy jego asyście. Język nigdy nie staje się narzędziem analizy tzw. zjawiska czasu czy neutralnym nośnikiem refleksji o czasie.
Cioran napisał gdzieś, że gdy przysiadamy na skraju chwil, by przyglądać się ich biegowi, by poznać istotę czasu, prędzej czy później tracimy z oczu pojedynczy moment i splecione z nim zdarzenie. Przed naszymi oczami rozciąga się czas pozbawiony substancji, abstrakcyjny, będący odmianą pustki. W tym sensie można nieco przewrotnie powiedzieć, że Dni i noce nie są opowieścią o czasie, choć każdy z wierszy tej książki zaczepiony jest o skraj jakiejś chwili. Sommera nie interesuje czas jako taki, nie docieka jego istoty, nie próbuje pochwycić jego ostatecznego sensu, nie uprawia poetyckiej filozofii czasu, a nawet efekty jego upływu pokazuje z niezwykłą subtelnością, nie wprost, jakby przy okazji. Czas i język współistnieją tutaj ze sobą, ale nie na zasadzie umownego powinowactwa (chwila odbita w języku, wieczny moment przechowany w słowie lub słowo dokumentujące przebieg czasu), lecz jako nieodzowne składniki jednej substancji, substancji wiersza. Zajmując się językiem (np. wtedy, gdy przechwytuje pierwsze łamisłówka swojego syna – „Są dwie księżycy”) Sommer nieuchronnie pisze o czasie. I odwrotnie, kiedy wprost mówi o czasie, zawsze dochodzi do języka, do relacji między słowami a nami i do sposobu, w jaki wiersz wychyla się w stronę świata, w którym już nas nie ma. To poezja chronograficzna, uzależniona od czasu, od pisania w czasie i od tego, co w czasie i z czasem się dzieje.
A co się dzieje? Czasem przeszłość rozpycha się w teraźniejszości, wracają obrazy, powraca detal, punkt, chwila. Innym razem język igra znaczeniami, pojawia się sztubacki ton (którego Sommer nigdy się nie bał i którym zawsze z finezją potrafił się posłużyć), a wtedy przeszłość zostaje na chwilę odcięta, odesłana na margines teraźniejszych zdarzeń. Dni i noce układają się w opowieść, w której swoje miejsce znajdują podsłuchane brzmienia, zagadkowe (a czasem po prostu przypadkowe) związki między ludźmi i słowami, intymność, wspomnienia (o matce, o zmarłych, którzy nie opuszczają pamięci i ciągną język w swoją stronę), a także bolesne doświadczenie językowej i społecznej ksenofobii, o którym Sommer pisze z niezwykłą subtelnością, rezygnując z „gotowej” myśli (wiersze, w których pojawiają się te wątki, nie są „głosem w dyskusji”, lecz częścią osobistej historii, przez co jeszcze uważniej powinniśmy je czytać).
Pamiętamy zdanie ze Smaku detalu o wiarygodności poezji, której miarą jest rozpoznawalny język, wyrazisty głos. Poezję bliską mowie, poezję, która koncentruje się na głosie, trudniej podrobić – pisał Sommer. W jego przypadku, w przypadku jego wiersza, podróbka jest po prostu niemożliwa. Mistrz powrócił i jest w formie.
Urodzony w 1978 roku. Krytyk, filozof literatury i tłumacz. Redaktor serii krytycznoliterackiej „Punkt Krytyczny” czasopisma „Studium”. Wykładał literaturę polską na Uniwersytecie Indiana w Bloomington. Współpracownik Centre for Advanced Studies in the Humanities UJ. Prowadził audycję „Czytelnia” w TVP Kultura. Jest wiceprezesem i redaktorem w Fundacji Korporacja Ha!Art. Redaktor działu kultura „Tygodnika Powszechnego”. Juror Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. Dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada. Mieszka w Krakowie.