recenzje / ESEJE

Uroki macheizmu

Adam Wiedemann

Szkic Adama Wiedemanna opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.

Nie wie­dząc, co napi­sać o Mache­ju w ogól­no­ści, posta­no­wi­łem raz jesz­cze prze­czy­tać sobie „całe­go Mache­ja” i wypi­sać tu z jego ksią­żek wszyst­kie frag­men­ty, któ­re za każ­dym razem witam jak „sta­rych zna­jo­mych”, któ­re mi się z czymś tam koja­rzą lub któ­re po pro­stu podzi­wiam, następ­nie zaś każ­dy z nich opa­trzyć zwię­złym komen­ta­rzem.

1

Sma­ko­sze, kochan­ko­wie i płat­ni mor­der­cy (1984). Kupił tę książ­kę Jarek Gór­nic­ki nie­dłu­go po tym, jak Marian Sta­la ogło­sił słyn­ną tra­idę „Maj, Machej i Polkow­ski”. Poży­czy­łem ją sobie od Jar­ka i trzy­ma­łem przez parę lat, aż wresz­cie uda­ło mi się nabyć dupli­kat, któ­ry odda­łem Jar­ko­wi, bo do tam­te­go egzem­pla­rza byłem już zbyt przy­wią­za­ny.

zna­czek
na nie­bie­skiej koper­cie
przed­sta­wia rybę

Dzie­ci rysu­ją nie­bo jako błę­kit­ny pasek tuż pod gór­ną kra­wę­dzią kart­ki. Kart­ka jest świa­tem, zie­mia znaj­du­je się u dołu, pomię­dzy zie­mią a nie­bem jest powie­trze. Teraz nie pro­du­ku­je się już w Pol­sce nie­bie­skich kopert, a znacz­ki przed­sta­wia­ją papie­ża i zna­ki zodia­ku.

w gaze­cie na szó­stej stro­nie
tygo­dnio­wy pro­gram

Kie­dyś pro­gram tele­wi­zyj­ny uka­zy­wał się raz na tydzień i zaj­mo­wał jed­ną stro­nę gaze­ty. Dziś prze­czy­ta­łem w gaze­cie, że w Pol­sce nie zacho­wa­ła się żad­na auten­tycz­na sala tor­tur, a jedy­ną nie­au­ten­tycz­ną wyko­na­no dla potrzeb seria­lu „Jano­sik”.

za szy­bą drze­mie
tłu­sty prę­go­wa­ny kot

Pies jest sym­bo­lem przy­ja­cie­la, kot jest sym­bo­lem kochan­ka. Kotu mówi się „sło­wa, któ­re nic nie zna­czą”. O myszy w cią­ży mówi się, że jest kot­na.

Trup, trup, jak powia­da­ją
sta­re baby owi­nię­te w szma­ty,
leży pod każ­dym
hote­lo­wym łóż­kiem.

Pierw­szy „trup” brzmi jak z Mic­kie­wi­cza, dru­gi – jak z Gogo­la. Gdy­bym był nie­co żyw­szy, nie dał­bym ci zasnąć. Pozwól, że wsta­nę z mar­twych i wsta­wię wodę na her­ba­tę.

Jego naga japoń­ska żona
obser­wu­je muchę.

Cho­dzi oczy­wi­ście o Yoko Ono i jej film „Mucha”, któ­re­go wciąż jesz­cze nie uda­ło mi się obej­rzeć (nie wystę­pu­je w nim Yoko, tyl­ko jakaś ano­ni­mo­wa nar­ko­man­ka). Ścież­ka dźwię­ko­wa opu­bli­ko­wa­na na pły­cie „Fly” (1971) trwa pra­wie 23 minu­ty, nie­ste­ty posia­da­ny prze­ze mnie ONO BOX zawie­ra tyl­ko kil­ku­se­kun­do­wy frag­ment. Ale ostat­nio zadzwo­nił Artur z N. Yor­ku z wia­do­mo­ścią, że poznał maki­ja­ży­stę Yoko. Więc jest jakaś nadzie­ja…

I oto nagle nad naszy­mi gło­wa­mi prze­pły­nął zapach sma­żo­nych
kotle­tów scha­bo­wych. Prze­pły­nął pysz­nie od zakry­stii, wzdłuż
rzeź­bio­nych sta­cji dro­gi krzy­żo­wej, ponad kon­fe­sjo­na­łem i,
zanim jesz­cze skoń­czy­ło się kaza­nie, ulot­nił się gdzieś za
otwar­ty­mi drzwia­mi kościo­ła.

Jadło­spis Ostat­niej Wie­cze­rzy nie uwzględ­niał mięs, mimo że odby­ła się ona w czwar­tek.

Tym­cza­sem w łazien­ce Bri­git­te Bar­dot pie­rze swo­ją bie­li­znę.
Och, żeby tyl­ko z roz­pa­czy nie popeł­ni­ła jesz­cze przed świ­tem
samo­bój­stwa.

Zacy­tuj­my Paw­ła Fila­sa: „X (Daniel Olbrych­ski) jest zroz­pa­czo­ny / Czy Maja Komo­row­ska umrze?” W bok­sie wszyst­ko pole­ga na umie­jęt­nej wymia­nie cio­sów. Dłoń pisa­rza poru­sza się wła­ści­wie tyl­ko po to, by tra­fić inne­mu pisa­rzo­wi w oko.

Być może jest to coś w rodza­ju nie­chę­ci
do nie­któ­rych potraw, na przy­kład
do szpi­na­ku.

Opo­wia­dam Sko­la­so­wi o jed­nym swo­im kole­dze. Nie lubię go – mówię – bo jak mnie ktoś z nim widzi, to czu­je się, jak­bym został przy­ła­pa­ny na jedze­niu szpi­na­ku w Vedze. Poza tym uwa­żam, że jest cał­kiem faj­ny i nie ma powo­du nie odpo­wia­dać na jego listy.

2

Dwa zbio­ry wier­szy (1990) prze­czy­ta­łem na samym koń­cu. Przy­słał mi je Zby­szek skse­ro­wa­ne, żebym się mógł lepiej przy­go­to­wać do wywia­du z nim. Do wywia­du nie były mi oczy­wi­ście potrzeb­ne, ale chcia­łem sobie prze­czy­tać. Pocho­dzą­ca z tej książ­ki „Mate­rial Girl” była pierw­szym wier­szem Mache­ja (wte­dy jesz­cze Mache­ja), z jakim mia­łem się przy­jem­ność zapo­znać, co praw­da nie bez­po­śred­nio, tyl­ko w rela­cji ust­nej Paw­ła Borow­ca, któ­ry z kolei usły­szał go pod­czas jed­nej z sesji mówio­ne­go NaGło­su. Idea wier­sza o Madon­nie wyda­ła mi się wte­dy czymś, jak by to powie­dzieć, nie­by­wa­le wywro­to­wym i god­nym naśla­do­wa­nia, co być może nie nastą­pi­ło­by, gdy­bym natra­fił na ten wiersz nor­mal­nie, prze­glą­da­jąc tomik.

ma na ple­cach sina­wy, hebraj­ski tatu­aż,
któ­ry darem­nie czy­tam swo­ją szorst­ką war­gą.

Poca­łu­nek, będą­cy dla pisa­rza rodza­jem lek­tu­ry (lub jej bez­po­śred­nią kon­se­kwen­cją), dla kucha­rza zapew­ne jest niczym degu­sta­cja, pił­ka­rzo­wi zaś przy­po­mi­nać musi spraw­nie wyko­na­ny rzut wol­ny. Każ­dy poj­mu­je uko­cha­ne cia­ło jako coś, co sam stwo­rzył, i każ­de­go dopa­da w koń­cu pyta­nie, co kry­je się pod panier­ką skó­ry?, za podwój­nym murem bia­łych zębów?

Wczo­raj­szy pora­nek i dzi­siej­sze popo­łu­dnie
to dwa płat­ki sadzy, któ­re spa­dły
na zamar­z­nię­ty asfalt z jakie­goś komi­na

Sko­ro już powie­dzia­no, że „róż­ni­my się od sie­bie / jak dwie kro­ple czy­stej wody”, nie pozo­sta­je nam nic inne­go jak zauwa­żyć taką lub inną toż­sa­mość. Piszę o tym tyl­ko dla­te­go, że kie­dy jadłem dziś obiad, przy sąsied­nim sto­li­ku usia­dła Wan­da War­ska i oczy­wi­ście pozna­łem ją po oku­la­rach.

Gorą­cej wody, krwi i pie­rza
peł­na jest na podwó­rzu balia -
broj­le­ry padły pod sie­kie­rą

Bab­cia Ire­ny Kli­mek zabi­ja­ła kie­dyś kogu­ta, a kie­dy ten usi­ło­wał uciec jej spod noża, powie­dzia­ła do nie­go spo­koj­nie: „No i cze­go się tak rzu­casz, prze­cież ci nic nie robię”. Pisa­nie o śmier­ci zwie­rząt wypa­da trak­to­wać jako nie­win­ną eks­tra­wa­gan­cję wraż­li­we­go arty­sty albo znaj­do­wać w nim odnie­sie­nie do śmier­ci w ogó­le, czy­li do naszej wła­snej.

Sły­chać gło­śne prze­kleń­stwa,
to chłop­cy dro­czą się z kotem

W uzna­niu zasług Rada Mia­sta Kra­ko­wa przy­zna­ła Andrze­jo­wi Waj­dzie tytuł Hono­ro­we­go Oby­wa­te­la Kra­ko­wa ’99 i bez­płat­ny, doży­wot­ni bilet na wszyst­kie środ­ki komu­ni­ka­cji miej­skiej – dono­si Zie­lo­na Gaze­ta. Wia­do­mo­ści z dzie­dzi­ny poli­ty­ki nie­odmien­nie tra­fia­ją na pierw­sze stro­ny gazet, dzię­ki cze­mu dla prze­cięt­ne­go odbior­cy sta­ją się znacz­nie cie­kaw­sze.

Daw­ne piesz­czo­ty w bia­łej wan­nie
wspo­mi­na sobie pani bla­da.

W pew­nym momen­cie mówią na cie­bie „pani” i od tej pory prze­sta­jesz rosnąć.

Dziś, gdy ma lat dwa­dzie­ścia czte­ry,
chce być po pro­stu sobie wier­na.

„Rzecz naj­waż­niej­sza: iść za cio­sem” -
mówi do repor­te­ra Ster­na
sie­dząc na łóż­ku z papie­ro­sem.

Sztu­ka jest jak papie­ros – słu­ży chwi­lo­wej, bez­in­te­re­sow­nej przy­jem­no­ści, a gro­zi nie wia­do­mo czym. Tyl­ko nie­licz­nym uda­je się two­rzyć sztu­kę, któ­rą się po pro­stu oddy­cha.

Więc naj­wy­tr­wal­sza, cho­ciaż mimo­wol­nie,
jest chy­ba tyl­ko para mili­cjan­tów,
któ­ra nie­pew­nie krą­ży w oko­li­cy.

Tak dłu­go zale­ca­no poetom pisa­nie o mili­cjan­tach, że gdy ci wresz­cie zaczę­li to robić, ich wier­sze oka­za­ły się nie­cen­zu­ral­ne.

3

Trze­ci brzeg (1992) kupi­łem w Kato­wi­cach i prze­czy­ta­łem jakiś czas potem, czę­ścio­wo nawet od razu, w pocią­gu.

Bez­wstyd­na
i kró­lew­ska lśni­ła bluź­nier­czo ponad gol­go­tą
trzech słu­pów wyso­kie­go napię­cia.

Ten frag­ment nada­je się świet­nie do demon­stra­cji zauwa­żo­ne­go przez Karo­la Irzy­kow­skie­go związ­ku mię­dzy dow­ci­pem i meta­fo­rą. Naj­śmiesz­niej­sze jest tu oczy­wi­ście sło­wo „gol­go­ta”, ale ponie­waż jest to poważ­ne sło­wo, nie śmie­je­my się, tyl­ko czu­je­my ów roz­kosz­ny dresz­czyk nazy­wa­ny przez nie­któ­rych wznio­sło­ścią.

Ale są kobie­ty, któ­re z tego potra­fią
wybrnąć i jak dziec­ko już nie potrze­bu­je
wóz­ka, zacho­dzą zno­wu w cią­żę. I tak
moż­na w nie­skoń­czo­ność.

Wszy­scy wie­my, jak się zaczę­ła poezja lat 90. Ale czy ktoś wie, jak się skoń­czy­ła poezja sta­nu wojen­ne­go?

Trzy­ma­jąc się zim­ne­go uchwy­tu spoj­rzał w głąb pojaz­du i nagle
zamarł w bez­ru­chu. Zamiast pasa­że­rów w auto­bu­sie wisia­ły
pół­tu­sze świń­skie.

Osłu­pie­nie, w jakie wpa­da­my widząc, cośmy naro­bi­li, bywa cza­sem zabaw­ne. Nie­szczę­ście jest wszak domem, ku któ­re­mu wszy­scy zmie­rza­my.

Prze­mi­ną pory roku, lata i deka­dy. Pew­ne­go wie­czo­ru
zaśniesz jak zwy­kle, a naza­jutrz otwo­rzysz oczy
i los nie­ocze­ki­wa­nie odsło­ni się przed tobą jak kra­jo­braz
przed sie­dem­na­sto­let­nim chłop­cem, któ­ry w przed­ostat­ni dzień
waka­cji wybrał się na rowe­rze za mia­sto, dale­ko
jak nigdy przed­tem, w nie­zna­ną oko­li­cę.

Tam, pod sierp­nio­wym nie­bem, zachwy­ci­ły go sta­wy
w doli­nie i gro­ble mię­dzy nimi, i tata­rak,
i ciem­ne świer­ki na dru­gim brze­gu, któ­rych cie­nie
spo­ty­ka­ły się na lustrze wody z tań­czą­cy­mi
odbla­ska­mi słoń­ca. A tak­że zło­ta­we brzu­chy kar­pi
pod wodą, pohu­ki­wa­nie ropuch i nie­bie­skie waż­ki.

To oczy­wi­ście „Los”, naj­czyst­sza wspa­nia­łość, i przy­to­czył­bym go tu w cało­ści, ale dopa­dła mnie chęt­ka, by go tym razem zakoń­czyć innym czte­ro­wier­szem, prze­pi­sa­nym od Sta­ni­sła­wa Gro­cho­wia­ka, któ­ry pod koniec życia napi­sał wiersz o tym samym – jak się zda­je – chłop­cu: „Trzy­mam go w pal­cach – w bursz­ty­no­wej kuli – / Gestem tak smut­nym, jak on sam, gdy pora / Porzu­cić kościół wiel­kie­go jezio­ra. / Zatrza­snąć furt­kę – kra­cia­stą – koszu­li”.

ruchli­we cie­nie klo­nów
i opa­li­zu­ją­ce w bla­sku popo­łu­dnia tra­wy
sta­ły się tłem dla ich poca­łun­ków.

Ileż to razy chce­my, żeby było po pro­stu bar­dzo miło, a tym­cza­sem robi się tak ponu­ro i nie­po­ko­ją­co, że aż ciar­ki prze­cho­dzą po ple­cach.

Popie­la­ty szal
dusi się
w jego pra­wym
ręka­wie

Wyobraź­my sobie Adol­fa Hitle­ra, któ­ry odro­dził się pod posta­cią sza­la. Płaszcz to rzecz jasna Sta­lin.

Moje pal­ce
już nie są
takie weso­łe
jak nie­gdyś.

Pomyśl­my: Sta­rość nie radość. A teraz pomyśl­my to poważ­nie.

dwa rzę­dy
tabo­re­tów
poło­żo­nych
jeden na dru­gim
czer­nie­ją jak
przed­po­to­po­wy
krę­go­słup.

W sma­żal­niach nie jada się zatem gadów, tyl­ko się na nich sie­dzi.

4

Legen­dy pra­skie­go metra (1996) uka­za­ły się razem z moim Sam­czy­kiem. Dosta­łem je od Rafa­ła Gru­piń­skie­go na rze­ko­mej pro­mo­cji Sam­czy­ka, któ­ra oka­za­ła się jakimś nie wia­do­mo czym, za to jadąc potem z Pozna­nia do Kar­pa­cza prze­czy­ta­łem sobie te Legen­dy i zaraz obmy­śli­łem recen­zję, dzię­ki któ­rej jakoś nie­dłu­go póź­niej pozna­łem się ze Zbysz­kiem, o któ­rym mówio­no mi, że to facet poważ­ny i bar­dzo kłó­tli­wy.

Moż­na było prze­stra­szyć się jego wyglą­dem.

Powierz­chow­ny prze­strach, któ­ry budzą w nas demo­ny trud­no porów­nać z głę­bo­ką trwo­gą, jaka ogar­nia nas na myśl o spo­tka­niu z Bogiem.

Wła­śnie pod wiatr pró­bu­je lecieć jakaś wro­na,
lecz swo­im mar­nym skrzy­dłem wia­tru nie prze­bi­je.
Pod­da­je się i spa­da w dół jak zestrze­lo­na
wstręt­nym kra­ka­niem dając znak, że jesz­cze żyje.

- Dobry wie­czór, pani Wro­no! – A, to pan, panie Lisie. – Czy pamię­ta­cie jesz­cze baj­kę o Pia­sko­wym Dziad­ku i roz­mo­wy pani Wro­ny z panem Lisem? Pelisz­ko umie świet­nie naśla­do­wać te ich poga­węd­ki; jak się teraz spo­tka­my, to znów ją o to popro­szę.

W tym kadrze raz po raz poja­wia się
para obszar­pa­nych gołę­bi,
któ­re ner­wo­wo dzio­bią beton.

Nie lubię gołąb­ków…

Nie­któ­re jesz­cze bia­łe jak kościel­ne świe­ce,
inne już czer­wo­na­we, nawet heba­no­we,
gdzie­nie­gdzie dla ozdo­by obwie­szo­ne zło­tem.
Te wycią­gnię­te na wznak z peł­zną­cym w bok biu­stem,
tam­te leżą na brzu­chu opa­la­jąc ple­cy.

…ale cza­sa­mi zjem parę, dla świę­te­go spo­ko­ju.

Chło­piec toczył do wody dęt­kę więk­szą od nie­go,
by ska­kać z niej na głów­kę na złość swo­im kole­gom.

Z kolei sta­re opo­ny napeł­nia­no zie­mią i robio­no z nich klom­by. Oddaj­my głos Krzysz­to­fo­wi Koeh­le­ro­wi: „Gan­ki, bal­ko­ny, klom­by przed / Okna­mi, któ­re sadzi­ła mat­ki jesz­cze bab­ka, / Oraz te, któ­re pamię­ta­my, / Jak powsta­wa­ły w samym ser­cu mia­sta”. To tak­że przy­kład poezji neo­kla­sy­cy­stycz­nej.

Do ciem­nych sal kino­wych
wró­cił ksią­żę Dra­cu­la.
Nowa czar­na sukien­ka
leży na nim jak ulał.

W kinie nigdy nie może­my mieć pew­no­ści, kto za nami usią­dzie i co będzie jadł. Mimo to woli­my cho­dzić do kina, niż do kościo­ła.

od kostek aż po szy­ję na czar­no ubra­na
i dokład­nie zapię­ta słu­cha­ła… Schu­man­na.

Po „Paris, Texas” Nastas­sja Kin­ski wysta­pi­ła już tyl­ko w fil­mie „Sym­fo­nia wio­sen­na”, w któ­rym tań­czy­ła czar­da­sza z Cyga­na­mi. To był począ­tek koń­ca – pomy­śla­łem sobie dziś rano idąc do pra­cy. A tak chęt­nie bym poszedł na jakiś nowy film z Nastas­sją.

(…) sto­ją i palą papie­ro­sy.
(…)
mają już dziś ser­decz­nie dosyć.

Ten rym prze­do­stał się jakimś cudem do wier­sza, któ­ry napi­sa­łem po jubi­le­uszu Kon­kur­su im. Hali­ny Poświa­tow­skiej. Miesz­ka­łem wte­dy na Szla­ku i codzien­nie wie­czo­rem wra­ca­jąc do domu mija­łem ileś takich pań – oto jedy­ne uspra­wie­dli­wie­nie.

Bar­dziej wykre­sy
star­czej fizjo­lo­gii
niż zna­ki dla przy­szłych
poko­leń wróż­bia­rzy

„Czło­wiek szla­chet­ny oglą­da to, co przej­ścio­we, w bla­sku wiecz­no­ści” – mówi księ­ga I Cing.

O autorze

Adam Wiedemann

Poeta, prozaik, eseista, tłumacz. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Odrze”, „Kresach”, „Nowym Wieku”, „Czasie Kultury”. Był stałym felietonistą w „Res Publice Nowej” i „Przekroju”. W 2008 r. otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia. Laureat Nagrody im. Kościelskich (1999), trzykrotnie nominowany do nagrody Nike. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Trzech poetów słoweńskich

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Aloj­za Iha­na, Mikla­vža Komel­ja, Pete­ra Semo­li­cia, Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas Por­tu Lite­rac­kie­go 2004.

Więcej

Koty. Podręcznik użytkownika i Bajki zwierzęce

dzwieki / WYDARZENIA Adam Wiedemann Tomasz Majeran

Zapis całe­go spo­tka­nia Toma­sza Maje­ra­na i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas festi­wa­lu Port Legni­ca 2002.

Więcej

Daj mi tam, gdzie jem kurę w poście, Środa, bar Zdrowie, Plaster (2)

recenzje / KOMENTARZE Adam Wiedemann

Szkic Ada­ma Wie­de­man­na opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Wiersze ludowe i Konwalia

dzwieki / WYDARZENIA Adam Wiedemann Wojciech Bonowicz

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Woj­cie­cha Bono­wi­cza i Ada­ma Wie­de­man­na pod­czas festi­wa­lu Port Legni­ca 2001.

Więcej

Dyskusja „Poeci a ikonosfera współczesności”

nagrania / z fortu do portu Różni autorzy

Krzysz­tof Siw­czyk, Mar­cin Świe­tlic­ki, Andrzej Sosnow­ski, Adam Wie­de­mann i Boh­dan Zadu­ra spie­ra­ją się o iko­nos­fe­rę współ­cze­sno­ści. Port Legni­ca 2002.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o książce Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim.

Więcej

Filtry i Zima w małym mieście na granicy

nagrania / między wierszami Adam Wiedemann Zbigniew Machej

O książ­kach Zbi­gnie­wa Mache­ja i Ada­ma Wie­de­man­na roz­ma­wia­ją Mar­ta Pod­gór­nik, Krzysz­tof Siw­czyk, Tomasz Maje­ran i Andrzej Fra­na­szek.

Więcej

Dyskusja „Co to jest barbarzyństwo w poezji?”

nagrania / między wierszami Różni autorzy

Mitycz­ne pyta­nie o kla­sy­cy­stów i bar­ba­rzyń­ców zada­ne Dar­ko­wi Fok­so­wi, Tade­uszo­wi Pió­rze, Ada­mo­wi Wie­de­man­no­wi i Boh­da­no­wi Zadu­rze.

Więcej

Gdybym to ja wiedział…

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marcin Baran Ryszard Krynicki

Roz­mo­wa Mar­ci­na Bara­na i Ada­ma Wie­de­man­na z Ryszar­dem Kry­nic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze jego książ­ki Gdy­bym wie­dział wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Ta mała na ś

recenzje / IMPRESJE Adam Wiedemann

Esej Ada­ma Wie­de­man­na towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007) Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Gładkość slajdu

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann

Nota Ada­ma Wie­de­man­na o książ­ce Lek­kie cza­sy cięż­kich cho­rób Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go.

Więcej

O Bez stempla

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Jac­ka Guto­ro­wa, Ada­ma Wie­de­man­na, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Pio­tra Boga­lec­kie­go.

Więcej

O Hurtowni ran i Wierszach ludowych

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Karol Maliszewski Marcin Świetlicki

Komen­ta­rze Ada­ma Wie­de­man­na, Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go, Karo­la Mali­szew­skie­go.

Więcej

O Wyborze większości i Wierszach z okolic

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Ada­ma Wie­de­man­na, Maria­na Sta­li, Artu­ra Gra­bow­skie­go, Rado­sła­wa Kobier­skie­go, Karo­la Mali­szew­skie­go, Rafa­ła Rża­ne­go.

Więcej

O Listopadzie nad Narwią

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Andrzej Sosnowski Bartłomiej Majzel

Komen­ta­rze Bar­tło­mie­ja Maj­zla, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na.

Więcej

Nie opowiadam już historyjek

wywiady / o pisaniu Adam Wiedemann Marta Podgórnik

Kla­sycz­nie­je­my? I kto to mówi! Pew­nie, że kla­sycz­nie­je­my, bo się sta­rze­je­my. Mnie coraz mniej rze­czy doko­ła prze­szka­dza, w zasa­dzie jeże­li coś mnie nie doty­ka bez­po­śred­nio, to niech sobie będzie. Nie pod­ję­ła­bym się urzą­dze­nia ide­al­nej rze­czy­wi­sto­ści, gdzie nie ma wojen i wszy­scy czy­ta­ją dobrą poezję…

Więcej