Nie wiedząc, co napisać o Macheju w ogólności, postanowiłem raz jeszcze przeczytać sobie „całego Macheja” i wypisać tu z jego książek wszystkie fragmenty, które za każdym razem witam jak „starych znajomych”, które mi się z czymś tam kojarzą lub które po prostu podziwiam, następnie zaś każdy z nich opatrzyć zwięzłym komentarzem.
1
Smakosze, kochankowie i płatni mordercy (1984). Kupił tę książkę Jarek Górnicki niedługo po tym, jak Marian Stala ogłosił słynną traidę „Maj, Machej i Polkowski”. Pożyczyłem ją sobie od Jarka i trzymałem przez parę lat, aż wreszcie udało mi się nabyć duplikat, który oddałem Jarkowi, bo do tamtego egzemplarza byłem już zbyt przywiązany.
znaczek
na niebieskiej kopercie
przedstawia rybę
Dzieci rysują niebo jako błękitny pasek tuż pod górną krawędzią kartki. Kartka jest światem, ziemia znajduje się u dołu, pomiędzy ziemią a niebem jest powietrze. Teraz nie produkuje się już w Polsce niebieskich kopert, a znaczki przedstawiają papieża i znaki zodiaku.
w gazecie na szóstej stronie
tygodniowy program
Kiedyś program telewizyjny ukazywał się raz na tydzień i zajmował jedną stronę gazety. Dziś przeczytałem w gazecie, że w Polsce nie zachowała się żadna autentyczna sala tortur, a jedyną nieautentyczną wykonano dla potrzeb serialu „Janosik”.
za szybą drzemie
tłusty pręgowany kot
Pies jest symbolem przyjaciela, kot jest symbolem kochanka. Kotu mówi się „słowa, które nic nie znaczą”. O myszy w ciąży mówi się, że jest kotna.
Trup, trup, jak powiadają
stare baby owinięte w szmaty,
leży pod każdym
hotelowym łóżkiem.
Pierwszy „trup” brzmi jak z Mickiewicza, drugi – jak z Gogola. Gdybym był nieco żywszy, nie dałbym ci zasnąć. Pozwól, że wstanę z martwych i wstawię wodę na herbatę.
Jego naga japońska żona
obserwuje muchę.
Chodzi oczywiście o Yoko Ono i jej film „Mucha”, którego wciąż jeszcze nie udało mi się obejrzeć (nie występuje w nim Yoko, tylko jakaś anonimowa narkomanka). Ścieżka dźwiękowa opublikowana na płycie „Fly” (1971) trwa prawie 23 minuty, niestety posiadany przeze mnie ONO BOX zawiera tylko kilkusekundowy fragment. Ale ostatnio zadzwonił Artur z N. Yorku z wiadomością, że poznał makijażystę Yoko. Więc jest jakaś nadzieja…
I oto nagle nad naszymi głowami przepłynął zapach smażonych
kotletów schabowych. Przepłynął pysznie od zakrystii, wzdłuż
rzeźbionych stacji drogi krzyżowej, ponad konfesjonałem i,
zanim jeszcze skończyło się kazanie, ulotnił się gdzieś za
otwartymi drzwiami kościoła.
Jadłospis Ostatniej Wieczerzy nie uwzględniał mięs, mimo że odbyła się ona w czwartek.
Tymczasem w łazience Brigitte Bardot pierze swoją bieliznę.
Och, żeby tylko z rozpaczy nie popełniła jeszcze przed świtem
samobójstwa.
Zacytujmy Pawła Filasa: „X (Daniel Olbrychski) jest zrozpaczony / Czy Maja Komorowska umrze?” W boksie wszystko polega na umiejętnej wymianie ciosów. Dłoń pisarza porusza się właściwie tylko po to, by trafić innemu pisarzowi w oko.
Być może jest to coś w rodzaju niechęci
do niektórych potraw, na przykład
do szpinaku.
Opowiadam Skolasowi o jednym swoim koledze. Nie lubię go – mówię – bo jak mnie ktoś z nim widzi, to czuje się, jakbym został przyłapany na jedzeniu szpinaku w Vedze. Poza tym uważam, że jest całkiem fajny i nie ma powodu nie odpowiadać na jego listy.
2
Dwa zbiory wierszy (1990) przeczytałem na samym końcu. Przysłał mi je Zbyszek skserowane, żebym się mógł lepiej przygotować do wywiadu z nim. Do wywiadu nie były mi oczywiście potrzebne, ale chciałem sobie przeczytać. Pochodząca z tej książki „Material Girl” była pierwszym wierszem Macheja (wtedy jeszcze Macheja), z jakim miałem się przyjemność zapoznać, co prawda nie bezpośrednio, tylko w relacji ustnej Pawła Borowca, który z kolei usłyszał go podczas jednej z sesji mówionego NaGłosu. Idea wiersza o Madonnie wydała mi się wtedy czymś, jak by to powiedzieć, niebywale wywrotowym i godnym naśladowania, co być może nie nastąpiłoby, gdybym natrafił na ten wiersz normalnie, przeglądając tomik.
ma na plecach sinawy, hebrajski tatuaż,
który daremnie czytam swoją szorstką wargą.
Pocałunek, będący dla pisarza rodzajem lektury (lub jej bezpośrednią konsekwencją), dla kucharza zapewne jest niczym degustacja, piłkarzowi zaś przypominać musi sprawnie wykonany rzut wolny. Każdy pojmuje ukochane ciało jako coś, co sam stworzył, i każdego dopada w końcu pytanie, co kryje się pod panierką skóry?, za podwójnym murem białych zębów?
Wczorajszy poranek i dzisiejsze popołudnie
to dwa płatki sadzy, które spadły
na zamarznięty asfalt z jakiegoś komina
Skoro już powiedziano, że „różnimy się od siebie / jak dwie krople czystej wody”, nie pozostaje nam nic innego jak zauważyć taką lub inną tożsamość. Piszę o tym tylko dlatego, że kiedy jadłem dziś obiad, przy sąsiednim stoliku usiadła Wanda Warska i oczywiście poznałem ją po okularach.
Gorącej wody, krwi i pierza
pełna jest na podwórzu balia -
brojlery padły pod siekierą
Babcia Ireny Klimek zabijała kiedyś koguta, a kiedy ten usiłował uciec jej spod noża, powiedziała do niego spokojnie: „No i czego się tak rzucasz, przecież ci nic nie robię”. Pisanie o śmierci zwierząt wypada traktować jako niewinną ekstrawagancję wrażliwego artysty albo znajdować w nim odniesienie do śmierci w ogóle, czyli do naszej własnej.
Słychać głośne przekleństwa,
to chłopcy droczą się z kotem
W uznaniu zasług Rada Miasta Krakowa przyznała Andrzejowi Wajdzie tytuł Honorowego Obywatela Krakowa ’99 i bezpłatny, dożywotni bilet na wszystkie środki komunikacji miejskiej – donosi Zielona Gazeta. Wiadomości z dziedziny polityki nieodmiennie trafiają na pierwsze strony gazet, dzięki czemu dla przeciętnego odbiorcy stają się znacznie ciekawsze.
Dawne pieszczoty w białej wannie
wspomina sobie pani blada.
W pewnym momencie mówią na ciebie „pani” i od tej pory przestajesz rosnąć.
Dziś, gdy ma lat dwadzieścia cztery,
chce być po prostu sobie wierna.
„Rzecz najważniejsza: iść za ciosem” -
mówi do reportera Sterna
siedząc na łóżku z papierosem.
Sztuka jest jak papieros – służy chwilowej, bezinteresownej przyjemności, a grozi nie wiadomo czym. Tylko nielicznym udaje się tworzyć sztukę, którą się po prostu oddycha.
Więc najwytrwalsza, chociaż mimowolnie,
jest chyba tylko para milicjantów,
która niepewnie krąży w okolicy.
Tak długo zalecano poetom pisanie o milicjantach, że gdy ci wreszcie zaczęli to robić, ich wiersze okazały się niecenzuralne.
3
Trzeci brzeg (1992) kupiłem w Katowicach i przeczytałem jakiś czas potem, częściowo nawet od razu, w pociągu.
Bezwstydna
i królewska lśniła bluźnierczo ponad golgotą
trzech słupów wysokiego napięcia.
Ten fragment nadaje się świetnie do demonstracji zauważonego przez Karola Irzykowskiego związku między dowcipem i metaforą. Najśmieszniejsze jest tu oczywiście słowo „golgota”, ale ponieważ jest to poważne słowo, nie śmiejemy się, tylko czujemy ów rozkoszny dreszczyk nazywany przez niektórych wzniosłością.
Ale są kobiety, które z tego potrafią
wybrnąć i jak dziecko już nie potrzebuje
wózka, zachodzą znowu w ciążę. I tak
można w nieskończoność.
Wszyscy wiemy, jak się zaczęła poezja lat 90. Ale czy ktoś wie, jak się skończyła poezja stanu wojennego?
Trzymając się zimnego uchwytu spojrzał w głąb pojazdu i nagle
zamarł w bezruchu. Zamiast pasażerów w autobusie wisiały
półtusze świńskie.
Osłupienie, w jakie wpadamy widząc, cośmy narobili, bywa czasem zabawne. Nieszczęście jest wszak domem, ku któremu wszyscy zmierzamy.
Przeminą pory roku, lata i dekady. Pewnego wieczoru
zaśniesz jak zwykle, a nazajutrz otworzysz oczy
i los nieoczekiwanie odsłoni się przed tobą jak krajobraz
przed siedemnastoletnim chłopcem, który w przedostatni dzień
wakacji wybrał się na rowerze za miasto, daleko
jak nigdy przedtem, w nieznaną okolicę.
Tam, pod sierpniowym niebem, zachwyciły go stawy
w dolinie i groble między nimi, i tatarak,
i ciemne świerki na drugim brzegu, których cienie
spotykały się na lustrze wody z tańczącymi
odblaskami słońca. A także złotawe brzuchy karpi
pod wodą, pohukiwanie ropuch i niebieskie ważki.
To oczywiście „Los”, najczystsza wspaniałość, i przytoczyłbym go tu w całości, ale dopadła mnie chętka, by go tym razem zakończyć innym czterowierszem, przepisanym od Stanisława Grochowiaka, który pod koniec życia napisał wiersz o tym samym – jak się zdaje – chłopcu: „Trzymam go w palcach – w bursztynowej kuli – / Gestem tak smutnym, jak on sam, gdy pora / Porzucić kościół wielkiego jeziora. / Zatrzasnąć furtkę – kraciastą – koszuli”.
ruchliwe cienie klonów
i opalizujące w blasku popołudnia trawy
stały się tłem dla ich pocałunków.
Ileż to razy chcemy, żeby było po prostu bardzo miło, a tymczasem robi się tak ponuro i niepokojąco, że aż ciarki przechodzą po plecach.
Popielaty szal
dusi się
w jego prawym
rękawie
Wyobraźmy sobie Adolfa Hitlera, który odrodził się pod postacią szala. Płaszcz to rzecz jasna Stalin.
Moje palce
już nie są
takie wesołe
jak niegdyś.
Pomyślmy: Starość nie radość. A teraz pomyślmy to poważnie.
dwa rzędy
taboretów
położonych
jeden na drugim
czernieją jak
przedpotopowy
kręgosłup.
W smażalniach nie jada się zatem gadów, tylko się na nich siedzi.
4
Legendy praskiego metra (1996) ukazały się razem z moim Samczykiem. Dostałem je od Rafała Grupińskiego na rzekomej promocji Samczyka, która okazała się jakimś nie wiadomo czym, za to jadąc potem z Poznania do Karpacza przeczytałem sobie te Legendy i zaraz obmyśliłem recenzję, dzięki której jakoś niedługo później poznałem się ze Zbyszkiem, o którym mówiono mi, że to facet poważny i bardzo kłótliwy.
Można było przestraszyć się jego wyglądem.
Powierzchowny przestrach, który budzą w nas demony trudno porównać z głęboką trwogą, jaka ogarnia nas na myśl o spotkaniu z Bogiem.
Właśnie pod wiatr próbuje lecieć jakaś wrona,
lecz swoim marnym skrzydłem wiatru nie przebije.
Poddaje się i spada w dół jak zestrzelona
wstrętnym krakaniem dając znak, że jeszcze żyje.
- Dobry wieczór, pani Wrono! – A, to pan, panie Lisie. – Czy pamiętacie jeszcze bajkę o Piaskowym Dziadku i rozmowy pani Wrony z panem Lisem? Peliszko umie świetnie naśladować te ich pogawędki; jak się teraz spotkamy, to znów ją o to poproszę.
W tym kadrze raz po raz pojawia się
para obszarpanych gołębi,
które nerwowo dziobią beton.
Nie lubię gołąbków…
Niektóre jeszcze białe jak kościelne świece,
inne już czerwonawe, nawet hebanowe,
gdzieniegdzie dla ozdoby obwieszone złotem.
Te wyciągnięte na wznak z pełznącym w bok biustem,
tamte leżą na brzuchu opalając plecy.
…ale czasami zjem parę, dla świętego spokoju.
Chłopiec toczył do wody dętkę większą od niego,
by skakać z niej na główkę na złość swoim kolegom.
Z kolei stare opony napełniano ziemią i robiono z nich klomby. Oddajmy głos Krzysztofowi Koehlerowi: „Ganki, balkony, klomby przed / Oknami, które sadziła matki jeszcze babka, / Oraz te, które pamiętamy, / Jak powstawały w samym sercu miasta”. To także przykład poezji neoklasycystycznej.
Do ciemnych sal kinowych
wrócił książę Dracula.
Nowa czarna sukienka
leży na nim jak ulał.
W kinie nigdy nie możemy mieć pewności, kto za nami usiądzie i co będzie jadł. Mimo to wolimy chodzić do kina, niż do kościoła.
od kostek aż po szyję na czarno ubrana
i dokładnie zapięta słuchała… Schumanna.
Po „Paris, Texas” Nastassja Kinski wystapiła już tylko w filmie „Symfonia wiosenna”, w którym tańczyła czardasza z Cyganami. To był początek końca – pomyślałem sobie dziś rano idąc do pracy. A tak chętnie bym poszedł na jakiś nowy film z Nastassją.
(…) stoją i palą papierosy.
(…)
mają już dziś serdecznie dosyć.
Ten rym przedostał się jakimś cudem do wiersza, który napisałem po jubileuszu Konkursu im. Haliny Poświatowskiej. Mieszkałem wtedy na Szlaku i codziennie wieczorem wracając do domu mijałem ileś takich pań – oto jedyne usprawiedliwienie.
Bardziej wykresy
starczej fizjologii
niż znaki dla przyszłych
pokoleń wróżbiarzy
„Człowiek szlachetny ogląda to, co przejściowe, w blasku wieczności” – mówi księga I Cing.