recenzje / ESEJE

„Uspokajać niepokój. Niepokoić spokój”. „Nakarmić kamień” Bronki Nowickiej

Klaudia Muca

Recenzja Klaudii Mucy książki Nakarmić kamień Bronki Nowickiej, towarzysząca nowemu i rozszerzonemu wydaniu książki, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 11 września 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Są to trzy twar­de, błysz­czą­ce kamie­nie, zesła­ne mi przez naj­wyż­szą instan­cję, na któ­rą nawet mój ojciec nie ma wpły­wu, i ja jed­na wiem, jaką nowi­nę przy­no­si każ­dy kamień. Pierw­szy, czer­wo­na­wy kamień, któ­ry spadł do celi z nie­ba, w któ­rym nie­ustan­nie drga­ją mło­de bły­ska­wi­ce, mówi: Dzi­wiąc się żyć. Dru­gi, nie­bie­ski kamień, w któ­rym drga­ją wszyst­kie błę­ki­ty, mówi: Pisać w zdzi­wie­niu. A ja trzy­mam już w dło­ni trze­ci, bia­ły, pro­mie­niu­ją­cy kamień, któ­re­go spa­da­nia nikt, nawet mój ojciec, nie zdo­łał powstrzy­mać, ale wte­dy w celi robi się tak ciem­no, że nowi­na trze­cie­go kamie­nia nie zosta­je wyja­wio­na. Kamie­nia już nie widać. Ostat­nią nowi­nę poznam już po uwol­nie­niu.
Inge­borg Bach­mann, Mali­na, przeł. S. Błaut, War­sza­wa 1980.

Poza stre­fą kom­for­tu

Jest kamień, jest pod­miot­ka, jest ojciec, poja­wia się wątek „życia w zdzi­wie­niu” i ocze­ki­wa­nia na ujaw­nie­nie się jakiejś tajem­ni­cy – to wystar­cza­ją­ce powo­dy, żeby mot­to z Mali­ny Inge­borg Bach­mann roz­po­czę­ło tekst o debiu­cie Bron­ki Nowic­kiej. Nie­prze­ko­na­nych zapew­niam: pokre­wieństw jest wię­cej. Autor­ki piszą zda­nia­mi – to jed­no z nich. Jak bar­dzo oczy­wi­ste jest to stwier­dze­nie w kon­tek­ście powie­ści! Jak bar­dzo nie­oczy­wi­ste w odnie­sie­niu do książ­ki poetyc­kiej… Jak bar­dzo wszyst­ko się skom­pli­ku­je, kie­dy otwie­ra się tomik i zaczy­na te zda­nia czy­tać! Zda­nie – wystar­cza­ją­ca prze­strzeń dla ujaw­nie­nia tajem­ni­cy, wystar­cza­ją­co dużo miej­sca, żeby utrud­nić jej odkry­cie, zmy­lić śla­dy, narzę­dzie wytrą­ca­nia z rów­no­wa­gi i przy­wra­ca­nia spo­ko­ju.

Mój tekst nie będzie (wbrew pozo­rom) ana­li­zą porów­naw­czą; nie będzie też recen­zją, któ­ra ogól­nie scha­rak­te­ry­zu­je, wska­że jakiś kon­tekst i wyda opi­nię. To tekst, któ­ry ma za dłu­gie mot­to i pozwa­la sobie tro­chę za dużo, klu­czem do Nakar­mić kamień czy­niąc Mali­nę. Bez tego typu klu­czy bar­dzo łatwo pew­ne kwe­stie prze­oczyć. Kon­tekst pozwa­la na dystans, zmie­nia per­spek­ty­wę lek­tu­ry, roz­sze­rza ją i uela­stycz­nia. Nie wol­no mu jed­nak pozwo­lić na zdo­mi­no­wa­nie inter­pre­ta­cji. Niech będzie tłem, niech otwie­ra na sło­wa i pod­su­wa je, kie­dy zabrak­nie nazw na okre­śle­nie lek­tu­ro­wych odkryć i olśnień; niech wtrą­ci się od cza­su do cza­su, utrud­ni czy­ta­nie, umoż­li­wi dostrze­że­nie cze­goś wię­cej (jed­nak nie ma pew­no­ści, że to „coś” da się roz­po­znać i nazwać).

Mali­na wła­śnie w ten spo­sób się wtrą­ci­ła. Nie jest oczy­wi­stym kon­tek­stem, choć podob­nie jak Nakar­mić kamień powsta­je dzię­ki tajem­ni­cy, nara­sta wokół niej. Tajem­ni­ca jest zawsze czy­jąś wła­sno­ścią. W debiu­cie Bron­ki zmie­nia ona swo­ich wła­ści­cie­li, a czy­tel­nik sta­je się świad­kiem tej zmia­ny. Jej sym­bo­lem (widzial­nym zna­kiem) jest kamień, któ­ry dziec­ko – głów­ny boha­ter tomi­ku – sta­ra się nakar­mić. Kamień zastę­pu­je dziec­ku zabaw­ki; cała tro­ska, do jakiej tyl­ko dzie­ci są zdol­ne, kie­dy w grę wcho­dzą pospo­li­te przed­mio­ty, któ­rym wyobraź­nia nada­je wyjąt­ko­wy sta­tus, zosta­je prze­nie­sio­na na nie­wiel­ką brył­kę jakiejś ska­ły. Ta brył­ka sta­je się fun­da­men­tem fan­ta­zma­tycz­ne­go świa­ta, jaki dziec­ko sobie two­rzy. Rzecz przy­na­le­ży do tego świa­ta i dzię­ki temu zysku­je jakieś zna­cze­nie, prze­sta­je być pospo­li­tą rze­czą, po któ­rej ludz­ki wzrok szyb­ko się prze­śli­zgu­je. Dzie­ci są spe­cja­li­sta­mi od „nad­bu­do­wy fan­ta­zma­tycz­nej”. Ta szcze­gól­na umie­jęt­ność kre­owa­nia „świa­tów moż­li­wych” w mia­rę dora­sta­nia zda­je się zani­kać. Czło­wie­ka zaczy­na wte­dy przy­cią­gać świat mate­rial­ny, jego narzu­ca­ją­ca się, doświad­czal­na poprzez bez­po­śred­ni kon­takt obec­ność.

Tak wła­śnie jest w przy­pad­ku ojca dziec­ka, któ­ry zaczy­na dora­stać, dla­te­go trze­ba mu kupić nowe buty i poka­zać, jak się golić. „Cho­dzi o to, że on chce do świa­ta. Tyl­ko nie wie jak. Myśle­nie o tym odkła­da na póź­niej, ale już przy­mie­rza cia­ło odpo­wied­nie na tę oka­zję” (Zlew). Jak dotrzeć do świa­ta? Pyta­nie o spo­sób jest w Nakar­mić kamień pod­sta­wo­we. Kto może na nie odpo­wie­dzieć? To pro­ste – ktoś, kto ma już za sobą dora­sta­nie i wie, jakie rekwi­zy­ty i rodza­je zacho­wa­nia czy­nią czło­wie­ka doro­słym i w jaki spo­sób nale­ży zazna­ja­miać się ze świa­tem. W Nakar­mić kamień nikt jesz­cze nie potra­fi odpo­wie­dzieć na to pyta­nie. Ojciec, mat­ka, dziec­ko, pra­bab­ka, bab­ka – oni wszy­scy jesz­cze nie doro­śli do bez­po­śred­niej kon­fron­ta­cji ze świa­tem, z ogro­mem. Na razie wystar­czy im ich wła­sny, podzie­lo­ny na rze­czy i ich miej­sca kom­for­to­wy świa­tek, w któ­rym pła­ci się guzi­ka­mi i gro­ma­dzi w pudeł­kach cen­ne arte­fak­ty wspo­mnień. Nie jest on jed­nak zamknię­ty i odse­pa­ro­wa­ny – wymie­nie­ni wyżej boha­te­ro­wie chcie­li­by, żeby taki był, jed­nak to, co wobec nie­go zewnętrz­ne, inge­ru­je w jego trwa­nie („nie­po­koi spo­kój”). Rela­cje mię­dzy tymi dwo­ma prze­strze­nia­mi nie są jasne. Fan­ta­zmat musi zostać skon­fron­to­wa­ny z życiem. U jed­nej tyl­ko posta­ci ta kon­fron­ta­cja nie powo­du­je smut­ku ani nie pro­wa­dzi do kapi­tu­la­cji (bez­ru­chu, mara­zmu) – mowa o mat­ce, „któ­ra się nie dzi­wi – zna rze­czy, któ­re daje życie” (Lataw­ce).

Nie­od­łącz­nym towa­rzy­szem dziec­ka jest smu­tek. Wystę­pu­je on w roli men­to­ra i prze­wod­ni­ka, „uczy życia”. Jest też „rekwi­zy­tem” autor­ki, któ­re­mu przy­pi­sa­na zosta­je okre­ślo­na funk­cja. Smu­tek przed­sta­wia dziec­ku pew­ne praw­dy na temat ist­nie­nia w ogó­le. Dzię­ki temu „rekwi­zy­to­wi” Nowic­ka w osten­ta­cyj­ny spo­sób, już w pierw­szym tek­ście książ­ki, wpro­wa­dza zna­ne filo­zo­ficz­ne pro­ble­ma­ty – Nakar­mić kamień ma więc dru­gie, dys­kur­syw­ne dno. Czy to jest jesz­cze poezja? To zasad­ne pyta­nie, jeśli weź­mie­my pod uwa­gę takie cechy tego tomi­ku, jak nar­ra­cyj­ność czy brak podzia­łu na wer­sy. Odpo­wiedź na to pyta­nie zale­ży od tego, jak bar­dzo przy­wią­za­ni jeste­śmy to struk­tu­ra­li­stycz­nej teo­rii wier­sza. Nawet w świe­tle tej now­szej teo­rii, opar­tej na prze­ko­na­niu, że o wier­szo­wo­ści tek­stu roz­strzy­ga arbi­tral­ne uży­cie pau­zy wer­sy­fi­ka­cyj­nej, tomik Nowic­kiej wyda­je się mało poetyc­ki. Autor­ka odzie­ra swo­je tek­sty z wier­szo­wo­ści – taka była­by ogól­na kon­klu­zja. Jest kon­se­kwent­na, co ozna­cza, że to celo­wy i prze­my­śla­ny zabieg. Dla mnie to jest jesz­cze poezja, może w nie­co innym sta­nie sku­pie­nia, ale jed­nak. Jej hory­zont myślo­wy jest sze­ro­ki, choć bar­dzo łatwo go zlek­ce­wa­żyć, sku­pia­jąc się na przy­kład tyl­ko na wąt­ku rze­czy i ich funk­cji – w takim wypad­ku zarzut bra­ku odkryw­czo­ści („to już było”) poja­wia się auto­ma­tycz­nie. Opty­ka antro­po­lo­gii rze­czy w inter­pre­ta­cji Nakar­mić kamień to za mało. Opty­ka filo­zo­fii ana­li­tycz­nej to znów zbyt wie­le – nie da się zmie­ścić całej teo­rii pozna­nia w kil­ku­na­stu krót­kich tek­stach. Nowic­ka nie pró­bo­wa­ła; przy­wo­ła­ła tyl­ko eks­trak­ty z tej teo­rii. To poezja, któ­ra rodzi się ze świa­do­mo­ści, że obszar nie­do­po­wie­dzeń w filo­zo­fii i poezji jest ogrom­ny, i że ten obszar daje wie­le moż­li­wo­ści. Nowic­ka z nich korzy­sta, nie­do­po­wie­dzeń przy­by­wa. Jeste­śmy już dale­ko poza stre­fą poznaw­cze­go kom­for­tu.

Rze­czy są…

Nakar­mić kamień to książ­ka o pró­bie nawią­za­nia kon­tak­tu ze świa­tem mate­rial­nym, pró­bie włą­cze­nia tego świa­ta w jakiś fan­ta­zma­tycz­ny porzą­dek. Dla­cze­go dziec­ko pró­bu­je nakar­mić kamień? Bo nie rozu­mie jego isto­ty, sta­ra się przy­sto­so­wać kamień do tego spo­so­bu ist­nie­nia, jaki zna naj­le­piej:

Dziec­ko mar­twi się, bo nie umie nakar­mić kamie­nia. Nie dla­te­go, że nie znaj­du­je w nim ust. Wie – cały jest usta­mi. Nie wie, do cze­go je przy­sta­wić, żeby chciał jeść.
(…)
Teraz nie­sie kamień. Tak ostroż­nie nio­sło tyl­ko pisklę. Kuca i kła­dzie go na brze­gu spodka. Popy­cha deli­kat­nie, jak śle­pe zwie­rzę, żeby prze­su­nął się tam, gdzie leży krew. Toczy się i krzep­nie. Nie ruszy.
(Podusz­ka do igieł)

Dziec­ko, przy­go­to­wu­jąc spodek dla kamie­nia, zra­ni­ło się – stąd krew. Kamień pozo­sta­je nie­wzru­szo­ny, „rów­ny same­mu sobie/ pil­nu­ją­cy swych granic// wypeł­nio­ny dokładnie/ kamien­nym sen­sem” (Z. Her­bert, Kamyk). Obec­ność rze­czy w ogó­le – nie­za­leż­nie od tego, czy są to rze­czy takie jak kamień, czy tak zwa­ne przed­mio­ty codzien­ne­go użyt­ku – narzu­ca się wzro­ko­wi; kie­dy rzecz pozo­sta­je na dłu­żej w polu widze­nia, narzu­ca się też rozu­mie­niu (zaczy­na­my na przy­kład zasta­na­wiać się nad ich funk­cją). Ta obec­ność rze­czy i ich onto­lo­gicz­na sta­bil­ność „uspo­ka­ja­ją nie­po­kój”, two­rzą „stre­fę kom­for­tu”; posłu­gu­je­my się nimi intu­icyj­nie, rytu­ał ich uży­wa­nia zwy­kle prze­bie­ga w ten sam spo­sób. Rze­czy repre­zen­tu­ją typ ist­nie­nia prze­ciw­ny temu ludz­kie­mu, któ­ry opie­ra się na mate­rial­nej pod­sta­wie, ale zasad­ni­czym jego wyznacz­ni­kiem jest to, co mate­rię prze­kra­cza (np. świat fan­ta­zma­tycz­ny). Rela­cja czło­wiek-rzecz i czło­wiek-świat nigdy nie będzie syme­trycz­na – to raczej rela­cja pod­le­gło­ści czy zależ­no­ści od rze­czy-narzę­dzi i świa­ta-żywi­cie­la.

Tekst otwie­ra­ją­cy Nakar­mić kamień przed­sta­wia wła­śnie tę asy­me­trię. Opi­su­je też jeden ze zna­nych pro­ble­mów teo­rii pozna­nia, doty­czą­cy rela­cji cia­ła i ducha (świa­do­mo­ści), mate­rii i tego, co nie­ma­te­rial­ne. Jest bez tytu­łu i poprze­dza „spis rze­czy”, któ­ry jest jed­no­cze­śnie spi­sem tre­ści. W tym tek­ście smu­tek uczy pod­miot lirycz­ny, że słu­ży do życia. Jak wyglą­da ta służ­ba?

(…) wło­sy rosną bez two­jej pomo­cy, samo się oddy­cha i samo śpi, oczy wie­dzą, co zro­bić, żeby się zamknąć. W zasa­dzie jesteś sobie potrzeb­na pra­wie do nicze­go.
Więc idąc, tyl­ko prze­bie­ram noga­mi, a sie­dząc, uci­skam sto­łek, któ­ry skrzy­pi. Kie­dy tak sie­dzę, widok cały­mi godzi­na­mi uży­wa mnie do patrze­nia.

Nowic­ka opi­su­je doświad­cze­nie nie­peł­no­ści wła­dzy nad sobą samym, wyłą­cze­nia cia­ła spod kon­tro­li świa­do­mo­ści. To rodzaj ini­cja­cyj­ne­go doświad­cze­nia; od nie­go też zaczy­na się nar­ra­cja o życiu. Nar­ra­cja ta opo­wia­da dzie­je eman­cy­po­wa­nia się świa­do­mo­ści i pró­by obu­do­wa­nia życia jako fak­tu bio­lo­gicz­ne­go czymś, co je usen­sow­ni i nada mu jed­nost­ko­wy cha­rak­ter (wyłą­czy z porząd­ku powszech­no­ści życia). Nakar­mić kamień scho­dzi w tym momen­cie na nie­bez­piecz­ny grunt – to grzą­ski grunt apo­rii, nie­zmien­nych pro­ble­mów ludz­kie­go ist­nie­nia, zawsze nie­do­po­wie­dzia­nych, znaj­du­ją­cych nie­ustan­nie swo­ich nowych nar­ra­to­rów. Miej­sca­mi Nowic­ka wikła się w te apo­rie i nie mówi na ich temat nic nowe­go, ale nada­je opo­wie­ści nowy kształt języ­ko­wy – tyl­ko w ten spo­sób apo­rie da się oswo­ić.

W cyto­wa­nym wyżej frag­men­cie mowa tak­że o asy­me­trii rela­cji czło­wiek-świat (widok, czy­li to wszyst­ko, co znaj­du­je się wokół). Świat to ogrom. W per­spek­ty­wie tego ogro­mu czło­wiek to skoń­czo­ność, isto­ta o łatwych do okre­śle­nia gra­ni­cach. „[D]ziecko wie: jedy­ną rze­czą, któ­ra oddzie­la czło­wie­ka od świa­ta, jest skó­ra. Dzię­ki niej nie wsią­ka się w bez­miar rze­czy” (Raj­tu­zy). W tych dwóch zda­niach bio­lo­gia („skó­ra”) wystę­pu­je obok meta­fi­zy­ki („bez­miar rze­czy”). To cha­rak­te­ry­stycz­ne dla Nowic­kiej przej­ście do quasi-meta­fi­zycz­nej reflek­sji znaj­du­je się zwy­kle na koń­cu utwo­ru i zawie­ra w jed­nym, krót­kim zda­niu. To rodzaj impre­sji lub rewe­la­cji, pod­su­mo­wu­ją­cy cały tekst, wpro­wa­dza­ją­cy jakąś zewnętrz­ną, trans­cen­dent­ną per­spek­ty­wę.

Przed „bez­mia­rem rze­czy” chro­ni nas tyl­ko skó­ra, nic wię­cej. Gdy­by nie skó­ra, połą­cze­nie ze świa­tem było­by moż­li­we, jed­nak nie może­my się jej pozbyć – ta skó­ra-gra­ni­ca jest warun­kiem nasze­go ist­nie­nia i jego auto­no­mii. Dzię­ki skó­rze moż­li­we jest jed­nak pozna­nie zmy­sło­we. Dotyk dzia­ła podob­nie, jak wzrok – z „bez­mia­ru rze­czy” wyod­ręb­nia jakiś przed­miot i czy­ni go przed­mio­tem pozna­nia. W Nakar­mić kamień nie cho­dzi jed­nak o pozna­nie jakie­goś wycin­ka rze­czy­wi­sto­ści; cel jest bar­dziej mak­sy­ma­li­stycz­ny – cho­dzi o pozna­nie wszyst­kie­go, odkry­cie tajem­ni­cy ist­nie­nia:

Dziec­ko wie, skądś wie: żad­na rzecz nie nale­ży do sie­bie. Ani pasek na odwło­ku psz­czo­ły, ani włos konop­ne­go sznur­ka, ani liść, któ­ry spa­da. Są czę­ścią wszyst­kie­go. Jak zoba­czyć wszyst­ko, jeśli wokół widać tyl­ko rze­czy i każ­da chce być pozna­na? (…) Wie: chce wszyst­kie­go. Wie też – nie dosię­gnie go bez pozna­nia każ­dej rze­czy osob­no. Takie­go ogro­mu nikt nie prze­pu­ści przez młyn rąk i zmy­słów. Nie­moż­li­we. Kula smut­ku pasie się na mroź­nym sło­wie „nie­moż­li­we”.
Dziec­ko zamy­ka usta. Wle­cze się do domu. Po dro­dze znaj­du­je kamień.
(Kamień)

Kolej­na apo­ria: jak odkryć tajem­ni­cę ist­nie­nia rze­czy w ogó­le, jeśli nie da się poznać każ­dej z osob­na? Dziec­ko napo­ty­ka na swo­jej dro­dze kamień, poświę­ca mu wie­le uwa­gi, ale nie odkry­wa tajem­ni­cy jego trwa­nia. Poja­wia się Nie­moż­li­we, któ­re­mu zade­dy­ko­wa­ne jest Nakar­mić kamień. Ten pisa­ny dużą lite­rą rze­czow­nik nazy­wa pew­ną abs­trak­cję, ele­ment fan­ta­zma­tycz­ne­go świa­ta, któ­ry nie zaist­nie­je. Wnio­sek jest jeden: nie da się odkryć tajem­ni­cy ist­nie­nia, mate­ria­łu do ana­li­zy jest zbyt wie­le.

Istot­ny jest w tym kon­tek­ście koniec histo­rii dziec­ka i kamie­nia. Ojciec wrzu­cił kamień do stud­ni. Usta dziec­ka, gdzie pod języ­kiem powsta­ło dla kamie­nia gniaz­do, są puste, jed­nak kie­dy prze­to­czy się czas, dziec­ko odnaj­dzie utra­co­ną rzecz (Stud­nia). Gest ojca nicze­go nie koń­czy, ist­nie­je wyż­sza instan­cja, któ­ra decy­du­je o ist­nie­niu i nie­ist­nie­niu, czło­wiek nie może zmie­nić bie­gu „rze­ki rze­czy” (Kasz­tan). Obraz dziec­ka sto­ją­ce­go na brze­gu tej rze­ki jest jed­nym z ostat­nich obra­zów w Nakar­mić kamień. Trud­no wyobra­zić sobie bar­dziej suge­styw­ne przed­sta­wie­nie sytu­acji, w któ­rej jest się cał­ko­wi­cie bez­sil­nym, nie moż­na się poru­szyć, moż­na tyl­ko cze­kać. Cze­ka się nie na zda­rze­nie cze­goś nowe­go, ale raczej na ponow­ne ujrze­nie tego, co było, co zosta­ło utra­co­ne. Kamień uto­nął w „rze­ce rze­czy”, zosta­ła po nim tyl­ko nazwa, pamięć i puste miej­sce pod języ­kiem – ide­al­ne warun­ki dla nar­ra­cji.

Trzy kamie­nie

W Nakar­mić kamień wystę­pu­ją trzy nar­ra­cyj­ne per­spek­ty­wy. Pierw­sza z nich to per­spek­ty­wa pod­mio­to­wa; wypo­wia­da­ją­cym się w wier­szu jest kobie­ce „ja”. Nie wia­do­mo do koń­ca, czy to „ja” moż­na utoż­sa­mić z dziec­kiem, o któ­rym opo­wia­da się za pomo­cą nar­ra­cji trze­cio­oso­bo­wej (to dru­ga nar­ra­cyj­na per­spek­ty­wa). Wie­my, że dziec­ko jest dziew­czyn­ką, choć łatwo ten fakt prze­oczyć, ponie­waż żeń­ska for­ma cza­sow­ni­ko­wa poja­wia się w tomi­ku Nowic­kiej dwa, może trzy razy. Trze­cia per­spek­ty­wa nar­ra­cyj­na jest bez­oso­bo­wa albo ina­czej: uni­wer­sal­na (doty­czy każ­dej z osób, for­mu­łu­je jakieś ogól­ne pra­wa, czę­sto za pomo­cą sło­wa „trze­ba”). To głos zni­kąd, nie moż­na okre­ślić jego miej­sca, jest wszę­dzie, jego źró­dła nale­ży szu­kać poza tek­stem, poza nar­ra­cja­mi o dziec­ku i jego rodzi­nie.

Nar­ra­cja trze­cio­oso­bo­wa zdo­mi­no­wa­ła tomik Nowic­kiej, co w kon­tek­ście przed­sta­wio­nych wyżej uwag na temat quasi-filo­zo­ficz­ne­go cha­rak­te­ru tego zbio­ru nie powin­no dzi­wić. Mówie­nie o czymś lub kimś w trze­ciej oso­bie jest wska­zy­wa­niem przed­mio­tu naszej uwa­gi. Uwa­ga ta przy­bie­ra postać nar­ra­cji. W ten sam spo­sób dzia­ła pamięć: jest wywo­ły­wa­niem jakie­goś przed­mio­tu z prze­szło­ści, jed­nak nie w takiej posta­ci, w jakiej ist­niał, ale w posta­ci hipo­sta­zy, czy­li nasze­go umy­sło­we­go wyobra­że­nia, któ­re umoż­li­wia zapa­mię­ty­wa­nie i – w kon­se­kwen­cji – oca­la­nie. W posta­ci hipo­sta­zy wła­śnie ist­nie­je dla dziec­ka kamień, po tym jak ojciec wrzu­cił go do stud­ni. Sto­ją­ce nad „rze­ką rze­czy” dziec­ko cze­ka na przy­wró­ce­nie hipo­sta­zie – fan­to­mo­wi wyobraź­ni – mate­rial­nej posta­ci. Tym utra­co­nym, co ma powró­cić, jest mate­rial­na for­ma – nie­pod­wa­żal­ny dowód ist­nie­nia.

W swo­jej książ­ce Nowic­ka gro­ma­dzi te dowo­dy. Uda­ło jej się stwo­rzyć mak­sy­ma­li­stycz­ne poetyc­kie dzie­ło, któ­re mie­sza bio­lo­gię i meta­fi­zy­kę, codzien­ność i powszech­ność, fan­to­my (ducha) z ato­ma­mi (mate­rią), poety­kę dora­sta­nia i zmia­ny z filo­zo­fią trwa­nia (kamień). Dla tego dzie­ła zna­la­zła odpo­wied­nią for­mę, któ­ra wyżej nazwa­na zosta­ła for­mą dys­kur­syw­ną, ze wzglę­du na swój nie­wier­szo­wy cha­rak­ter. Nowic­ka pisze pięk­ny­mi zda­nia­mi, wpro­wa­dza­ją­cy­mi w dziw­ny stan onie­mie­nia tym pięk­nem. Ich pięk­no pole­ga na tym, że orze­ka­ją o Nie­moż­li­wym lub Nie­praw­do­po­dob­nym. Aser­cja tych zdań wpro­wa­dza nie­pew­ność i nie­po­kój – jak moż­na mówić o umar­łych, że są, sko­ro wie­my, że ich nie ma? Ten szcze­gól­ny efekt obco­ści wzmac­nia­ją okre­śle­nia wła­ści­wo­ści przed­mio­tów, zja­wisk, ludzi i nazw, zwra­ca­ją­ce uwa­gę na jakiś rodzaj nie­na­tu­ral­no­ści tych wszyst­kich rze­czy lub ich nie­do­strze­ga­ny wcze­śniej aspekt, na przy­kład o nocy mówi się, że jest cięż­ka, w sło­wie „cze­re­śnie” odnaj­du­je się śnie­nie, kamień jest kar­mio­ny chry­zan­te­ma­mi, któ­re są chru­pią­ce i mają smak cmen­ta­rza. Poezja Nowic­kiej jest sen­su­al­na (miej­sca­mi nawet soma­tycz­na) i obra­zo­wa. Nakar­mić kamień czy­ta się „w zdzi­wie­niu” i pisze się o nim w nie­zmie­nio­nym sta­nie. Two­rzy się zda­nia, w któ­rych jest wie­le napięć i nie­do­po­wie­dzeń. Nie zna­my nawet koń­ca histo­rii dziec­ka i kamie­nia; wie­my tyl­ko, że boha­ter nad „rze­ką rze­czy” też cze­ka na jakieś zakoń­cze­nie.


Pier­wot­nie recen­zja uka­za­ła się w „Waka­cie”. Dzię­ku­je­my redak­cji i autor­ce za zgo­dę na prze­druk.

 

 

O autorze

Klaudia Muca

Urodzona w 1991 roku na Lubelszczyźnie, doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ, pracowniczka Instytutu Książki w Krakowie.

Powiązania

Zamieszkaj w tekście, który czytasz

wywiady / o książce Joanna Mueller Klaudia Muca

Roz­mo­wa Klau­dii Mucy z Joan­ną Muel­ler.

Więcej

Wiersz i jego ważność (polemiki, interpretacje)

recenzje / ESEJE Klaudia Muca

Recen­zja Klau­dii Mucy towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Sta­cja wie­ży ciśnień Dawi­da Mate­usza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 26 lip­ca 2015 roku.

Więcej

Polska szkoła montażu literackiego. Przypadek Darka Foksa

recenzje / IMPRESJE Klaudia Muca

Esej Klau­dii Mucy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dar­ka Fok­sa Histo­ria kina pol­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 7 grud­nia 2015 roku.

Więcej
Nieobecni i niepewni właściciele źrenic. Na marginesie Dwupłatu Szymona Słomczyńskiego

Nieobecni i niepewni właściciele źrenic. Na marginesie Dwupłatu Szymona Słomczyńskiego

recenzje / IMPRESJE Klaudia Muca

Esej Klau­dii Mucy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dwu­płat Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 1 czerw­ca 2015 roku.

Więcej

Językowe obrazowanie świata

wywiady / o książce Aleksandra Olszewska Bronka Nowicka

Roz­mo­wa Alek­san­dry Olszew­skiej z Bron­ką Nowic­ką, towa­rzy­szą­ca nowe­mu i roz­sze­rzo­ne­mu wyda­niu książ­ki Nakar­mić kamień. Obra­zy rze­czy, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 wrze­śnia 2017 roku.

Więcej

Przedmioty i ich ludzie? „Nakarmić kamień” Bronki Nowickiej

recenzje / ESEJE Antoni Zając

Recen­zja Anto­nie­go Zają­ca książ­ki Nakar­mić kamień Bron­ki Nowic­kiej, towa­rzy­szą­ca nowe­mu i roz­sze­rzo­ne­mu wyda­niu książ­ki, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 wrze­śnia 2017 roku.

Więcej

Fotografia, Łyżka

recenzje / KOMENTARZE Bronka Nowicka

Autor­ski komen­tarz Bron­ki Nowic­kiej w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go tek­stu”, towa­rzy­szą­cy nowe­mu i roz­sze­rzo­ne­mu wyda­niu książ­ki Nakar­mić kamień. Obra­zy rze­czy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 11 wrze­śnia 2017 roku.

Więcej