
Poezja na nowy wiek
nagrania / wydarzenia Różni autorzyDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRecenzja Anny Kałuży z książki Piosenka o zależnościach i uzależnieniach Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.
W najnowszej książce, Piosence o zależnościach i uzależnieniach, Tkaczyszyn-Dycki pisze, że „istotą poezji jest nie tyle zasadność/ co bezzasadność napomknień i powtórzeń” i, rzecz jasna, nie mamy powodu mu nie wierzyć. Bo właśnie „bezzasadność” pewnych powracających fraz w jego poezji robi wielkie wrażenie. Tłumaczy też, jak to się dzieje, że Tkaczyszyn, cały czas robiąc to samo i w taki sam sposób, uwodzi, niepokoi i ekscytuje. W Piosence o zależnościach i uzależnieniach, po niezbyt udanych Dziejach rodzin polskich, w których „zasadność” użytych słów odbierała im sporo uroku, znowu bezzasadność napomknień – uwodzicielska, olśniewająca – gra pierwsze skrzypce, a my staramy się uchwycić to, co tak bardzo nie ma znaczenia, że aż staje się konieczne.
Tkaczyszyn jako poeta jest bowiem uzależniony i usiłuje całkiem skutecznie (przynajmniej niektórych) uzależnić od takich właśnie „bezzasadnych” wątków, słów, zawołań, z których wyprowadza długą narrację, cykliczne warianty fraz, zafiksowane (akurat w tym zbiorze) na podobnych słowach: matka, przyjaciel, ksiądz, księgozbiory, nekrologii, poezja, ślimaki. Gdy pisze: „jestem/ Dycki z tych, co niepokoją sobą” w „Kołysance”, to jakby dokonywał najlepszej autoprezentacji. Gdy w wierszu XXXVI pojawiają się dwie zagubione po śmierci matki łyżeczki, o których podmiot nie może zapomnieć, gdy w szpitalu rozmawia o ślimakach, a najbardziej, gdy „definiuje” osobę, która spełnia kryteria „bycia przyjacielem” – wszędzie tam mamy do czynienia z zwodniczą arbitralnością, która w wyniku powtórzeń, metamorfoz i różnych innych odkształceń wydaje się absolutnie konieczna. Nawet jesteśmy w stanie uwierzyć, że nekrologii powinny zastąpić księgozbiory.
W jego książkach, które należy traktować jak projekt całościowy, rozpisany na kilkadziesiąt lat, sprawdzają się słowa opowieści o czerwonym kolorze lisiego ogona: wróżka obiecała chłopczykowi, że spełnią się wszystkie jego życzenia, jeśli tej nocy nie pomyśli ani raz o czerwonym kolorze lisiego ogona. Jak łatwo się domyślić, chłopczyk całą noc myślał o czerwonej lisiej kicie. Jean Baudrillard, przywołujący tę historię, komentuje ją jednym zdaniem: „nie zapomnieć czegoś, co nic nie znaczy”. W gruncie rzeczy mogłaby to być definicja pewnych koncepcji poezji, a poezję Tkaczyszyna, jak sądzę, to zdanie określa w miarę adekwatnie. On także stara się bezzasadność wciągnąć na listę spraw „do zapamiętania”.
A co dalej z tym projektem? – można się zastanawiać. Autor Peregrynarza stworzył tak obsesyjną, klaustrofobiczną wizję świata, że wszystkie elementy jego układanki w jakimkolwiek nie byłyby miejscu – i tak są na swoim. Od początku jego pisanie było zastawianiem na siebie pułapki, liczba kombinacji w zamkniętym układzie jest skończona, ruchy polegające na dodawaniu nowych elementów – nie zmieniają wiele w systemie, innowacyjność to stawka w poezji, która nie pociąga Tkaczyszyna. Jednak w projekcie, w którym dobrowolnie „skazał” się na mikroruchy, jego głos jest tak pewny i tak łatwo rozpoznawalny, że każdy poeta mógłby o tym pomarzyć, a akurat w Piosence o zależnościach i uzależnieniach pokazuje, że pułapki to jego żywioł.
Urodzona w 1977 roku. Krytyczka literacka. Pracownik Zakładu Literatury Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego. Mieszka w Jaworznie.