A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu”.
1 Księga Królewska 19:11–12, Biblia Tysiąclecia.
Myśl o okolicznościach biblijnej rozmowy Boga z Eliaszem uparcie powraca po lekturze wiersza otwierającego nowy tom poetycki Jacka Łukasiewicza, Stojącą na ruinie. Oszczędny w formie, rytmiczny ośmiozgłoskowiec, niepodobny do solennych wierszowanych traktatów teologicznych, jest zarówno konfesyjnym rozrachunkiem podmiotu mówiącego z życiem – „Co ja z tym życiem zrobiłem?” ; medytacją teologiczną – o „Tym”, którego obecność pozwala przeczuwać „Zapisany na kolanie / sen”, niekoniecznie literacko (czyli dosłownie) spisane koleje losu; jak i dyskretnym rozważaniem metapoetyckim – wszak wiadomo, że „w każdej zwrotce jest inny / raz starczy a raz dziecinny / raz winny a raz niewinny / krok” (wszystkie cytaty pochodzą z utworu o incipicie, „Co ja z tym życiem zrobiłem?”).
Wiersz ten zapowiada jednocześnie tematykę książki, obu jej części: Spojrzeń i Rogu. Poświadcza wybór tradycji teologicznej i filozoficznej – nie dość powiedzieć, że judeochrześcijańskiej, starotestamentowej: personie lirycznej wiersza (i tomu) bliżej bowiem do Boga miłosiernego, opiekuńczego i rozumiejącego (jak w przywołanym fragmencie Księgi Królewskiej) niż do Sędziego, karzącego i wynagradzającego, ustanawiającego prawa i egzekwującego je z całą surowością. „Na chrześcijańskim pogrzebie / choć naprawdę nikt nic nie wie / jeden Bóg czeka na ciebie / w lekkim wietrzyka powiewie // Ten” – tak brzmi koda utworu.
Utwór ów wiele mówi o istocie i użyteczności poezji – czy może nawet o istocie twórczości artystycznej w ogóle. Sztuka pozostaje w bliskich związkach z metafizyką, choć relacji tych nie należy utożsamiać z egzegezą: sztuka – także literatura – niczego nie wyjaśnia. Ktoś, kto przyjmuje jej języki (kody), musi wiedzieć, że nie pomogą mu one osiągnąć pełni poznania (przecież – powtórzmy – „naprawdę nikt nic nie wie”…), co najwyżej wyposażą go w umiejętność sublimowania tego, co nierozpoznane – (prawdo-podobną) iluzją: „W czymś się to życie zawarło. / Co było żywe umarło / w grze”. W Stojącej na ruinie gra ma co najmniej trojakie znaczenie. Grą bywa życie, jego rozliczne obszary i domeny poddają się rozumieniu dzięki regułom, którym są podległe. Życie – nie jest to wszak myśl nowa – przypomina partię szachów, człowiek zaś wprawnego (lub nie) szachistę albo zaledwie figurę na szachownicy: „skoczek skacze / skocznym skokiem / dużo wyżej // patrzę na to / krzywym okiem: /pójdą swym / tanecznym krokiem / jeszcze chyżej”. Jedną z gier w życie jest gra miłosna (sprawność bardzo drobiazgowego, uważnego postrzegania zmysłowego nie od tego tomu wyróżnia persony liryczne wierszy Jacka Łukasiewicza): „lubię twojej / wargi drżenie / twoich bioder / długie cienie / pragnę tego / wciąż szalenie / wciąż goręcej” (cytaty pochodzą z wiersza o incipicie „[skacze skoczek]”).
Dalej – grą jest sama literatura. Ta gra idzie o wysoką stawkę: o widzenie rzeczywistości. Wiersz jest bowiem rzeczywistością, choć nie tą fizykalną – co więcej, nawet do takiej nie prowadzi. W utworze „Moje – twoje” (ze Stojącej… ) autor Mojego i twojego (tomu z 1959 r.) pisze o głodzie „w moim twoim bólu”, o braku pokarmu – lecz nie pożywnej strawy: „łakniesz / łaknę / łakniemy / wzajemności”. To głód postrzegania pokrewnego cudzemu postrzeganiu rzeczy. Niedosyt uzgodnionych kategorii opisu rzeczywistości. Niczym u Pielewina – „jak muchy” szukamy „grudek pokarmu”, jak owady – przelotni w czasie, jak one – pozbawieni orientacji w swojej przestrzeni, na pozór bezładni w działaniu, mimo to uparci. Każdy – w sobie właściwym rytmie: wiersz jest rytmem, rytmem jest rzeczywistość. Tą intuicją, jak sądzę, wolno tłumaczyć łatwo uchwytną w najnowszej poezji Jacka Łukasiewicza (mniej więcej od tomu Deszczyk i inne wiersze z 2005 r.) aprecjację rytmu – już wcześniej ważnego dla autora (bardzo zrytmizowanych) Zabaw zimowych – rymu, współbrzmień. Józef Czechowicz był w polskiej poezji wynalazcą obrazów rytmicznie po sobie następujących. Rytm może być zasadą ontologiczną, lecz jest również epistemologiczną koniecznością. Postrzeganie (poznanie) możliwe jest dzięki rozkładowi (i powtarzalności) akcentów rejestrowanych zmysłami. Zmienność i podobieństwo umożliwiają zmysłom orientację w rzeczywistości. Tę poznaje się ciałem, jak rytm mowy wiązanej: „śnieg jest / rytmem / grą płatków / bryłą jest / przestrzenią” („Na otwarcie Olimpiady Zimowej w Vancouver”).
I wreszcie, gra w Stojącej na ruinie jest – literalnie – grą na instrumentach, zwłaszcza na jednym: na rogu waltomisty Richarda Burdicka. Ta gra jest nie tylko słyszalna, jest także przestrzenna, barwna, termiczna – synestezyjna. Na przykład w dwóch wierszach z Rogu , które tytuły zawdzięczają dwóm utworom z płyty White Tape Burdicka. Jeden z nich, napisany regularnym czterostopowcem trocheicznym katalektycznym (wyjątkiem wers ostatni, pięciosylabowy) próbuje zaburzyć tę regularność graficznym i intonacyjnym łamaniem wersu: „biała bruzda – rżnięta biel / jęk / cichnący / w dalszą biel” („Biała taśma”). Zabieg ten pozwala wzmocnić brzmienie wygłosów – biel, widzialna, pozwala się usłyszeć (jak jęk). Podobnie w wierszu „Rzeźba III”, którego podmiot opisuje drzewo, słup, „niebiosa z różową chmurą”, by w ostatnich strofoidach rozpoznać dwa kosmiczne żywioły: „po prawej ‑jeszcze pusto / rozwija się biała / taśma Burdicka / owijając / na razie / powietrze // po lewej pusto / rozwija się biała / taśma Burdicka / owijając / na razie / ogień”. Możliwe, że zmysłowe objawienie kosmicznego porządku ma dalsze (przekraczające epistemologię i poetykę) konsekwencje.
W ogniu (gorejącym krzewie) objawił się Bóg Mojżeszowi, w lekkim ruchu powietrza zaś – Eliaszowi. Skojarzenie to niczego nie rozstrzyga, niczego nie musi tłumaczyć. Może poza jednym: w Stojącej na ruinie trzy wątki – epistemologiczny, metapoetycki i eschatologiczny – splotły się w warkocz, którego rozplątywanie nie byłoby proste, nie wydaje się też zasadne.
Tekst opublikowany na łamach „Nowych Książek” (2/2012). Dziękujemy za udostępnienie materiału.