Zahaczyła się chwila
recenzje / ESEJE Adam PoprawaRecenzja Adama Poprawy towarzysząca premierze książki Z dnia robię noc Mirona Białoszewskiego, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2022.
WięcejRecenzja Adama Poprawy, towarzysząca premierze książki Puste trybuny, która ukazała się w Biurze Literackim 14 czerwca 2021 roku.
Poprzedni tom Bohdana Zadury, Po szkodzie, miał na okładce fragment orła z godła, tyle że ptak był podwójnie odwrócony, geometrycznie i kolorystycznie: wyciągnięte w górę łapy i ogon czerwieniły się na białym tle. Nie wiem, czy ktoś przy tej okazji przypomniał, że w 1975 roku w Chorzowie Polska wygrała mecz z Holandią 4:1. Jest on uznawany za najlepszy w ogóle występ polskich piłkarzy. Nie wiem co prawda, jak można ustanawiać taką hierarchię, skoro nie da się zobaczyć rejestracji wszystkich zawodów (spikerzy na stadionach mówili dawniej o zawodach piłki nożnej) wartych wzięcia pod uwagę, niemniej wtedy, w Chorzowie, drużyna wystąpiła właśnie z negatywem narodowego godła: piłkarze mieli na koszulkach naszywki z czerwonym orłem na białym tle. Podobno gdzieś obstalowano na tę okazję porządne koszulki z dodatkami, ale producentom coś się przestawiło. Nikt widać nie wpadł na pomysł, żeby skoczyć do najbliższej składnicy harcerskiej i sprawę załatwić.
Motywy polskie w ich przejawach aktualnych pojawiają się również w najnowszej książce Zadury, w Pustych trybunach. Nie wykluczałbym jednak tezy, w myśl której autora bardziej rusza polszczyzna niż Polska. Nie żeby bieżące publiczne kwestie go nie obchodziły, tyle że zarówno sytuacja polityczna w tym/naszym kraju, jak i wypowiedzi (głównie) obu stron na jej temat są przewidywalne, a oczywistość wierszowi nie sprzyja. Tak więc nawet satyryczne filipiki przeciw prezydentowi są w całości książki osłabiane (co znaczy tu: uwieloznaczniane) przez bardziej złożoną konstrukcję podmiotu – autobiograficznego bohatera. Poeta Zadura podporządkowuje sobie obywatela Zadurę, i inaczej w przestrzeni książki być nie powinno.
Już zatem w pierwszym wierszu mówiące „ja” wystawia się na niepewność, mimo ironicznego niewątpliwie tytułu „Dzień dobry, Polsko”:
mądrale którzy zjedli wszystkie
rozumy znają odpowiedzi
na wszystkie pytania na śniadanie pierwsze
i drugie lunch obiad
podwieczorek i kolację
Obiektem szyderstwa jest tu dyskurs medialny. Podmiot-bohater obecny jest natomiast wyłącznie w głosie czy tekście, skoro nie ma tu czasownika ani zaimka wskazującego na pierwszą osobę liczby pojedynczej. Sytuacja otwarcia jest jednak jasna: rozpoznajemy dobrze „ja” Zadury, gdyż mamy w pamięci jego poprzednie tomy. Niemniej, skoro wypowiedzi innych zostały, bez różnicy, odrzucone, to przemawiające „ja” musi wybrać odmienny sposób językowej egzystencji, żeby nie popaść w sprzeczność i nie zostać jeszcze jednym mądralą. Odpowiedzią Zadury jest mocny, wyrazisty głos, jednostkowy (oryginalny) punkt widzenia oraz ironia, na którą składają się również pozornie jasne wiersze, odsłaniające coraz bardziej złożoną niepewność.
Drugi wiersz jest krótszy od swego tytułu: „(z cyklu »100 przysłów na 100-lecie niepodległości«)”, sam utwór zaś składa się z dwóch linijek: „101 / co za dużo, to niezdrowo”. Chyba nie było takiego cyklu, Zadura najpewniej sam wymyślił, wzorując się na wielu jubileuszowych setkach. Krytyka aktualnego stanu RP? Owszem, może i nawiązanie do fatalistycznych koncepcji losu polskiego, w każdym razie odwołanie się tutaj do przysłowia obraca cały problem w żart. (Przy okazji: wśród typowych cech przypisywanych chłopstwu nie ma rozgarniętych dyspozycji intelektualnych, gdyż włościanie traktują przysłowia serio.) Poza tym zaś: jakie stulecie niepodległości? Pomińmy dyskusje na temat stopnia suwerenności PRL‑u, nikt jednak nie będzie bronił tezy, że w okresie 1939‒1945 Polska była państwem niepodległym, tak że w sumie sto lat jeszcze nie minęło.
A tak naprawdę poważnie zaczyna się dziać w innych wierszach. Oto niedługi utwór „Korekt(ork)a”, więc mowa zarazem o korekcie i kobiecie ją robiącej.
Ołówek krótszy niż przeniesienie
oczu z twarzy
na kartkę
Krótki ołówek jest niewygodnym – niestosownym? – narzędziem pracy. W każdym razie opis jego długości wymaga kategorii przestrzennych, patrzenie zaś najpierw na twarz, potem na kartkę też dzieje się w przestrzeni, ale również trwa w czasie. A zatem obiekt przestrzenny porównany został do zjawiska czasowego. W języku fizyki byłaby to nieprzystawalność, w języku poezji – złożona zbieżność. Czy korektorka popatrzyła dłużej na kogoś (na poetę?), a potem wróciła do stawiania znaków na papierze, na tekście wiersza? Czy poeta spoglądał na korektorkę i sam coś zaznaczył? Co więcej, ołówkami nazywa się również poczynione grafitem uwagi na maszynopisie czy wydruku, więc może poeta pracuje nad korektą, ale bardziej zajmuje go czyjaś twarz? Celowo wyjaskrawiam, wiedząc, że na takie pytania nie sposób raz a dobrze odpowiedzieć. I nie da się prosto (i z sensem) opowiedzieć o wierszach Zadury. Całkiem możliwe, że zaszyfrował on w ten sposób jakieś w miarę zwykłe zdarzenie, ale właśnie: zaszyfrował. Nie po raz pierwszy jego gnomiczne wiersze stają się, po kolejnych czytaniach, coraz gęstsze. A tu dodatkowo – ołówek krótszy niż ruch oczu – autor trochę popeiperyzował.
Przyzwyczaił też Zadura swoich czytelników do dłuższych wierszy autobiograficznych, w których wspomnienia bohatera łączyły się z wydarzeniami znanymi z historii, w tym oczywiście historii kultury i sportu (jasny gwint, cokolwiek ministerialnie to zabrzmiało), w znajomych zaś poety rozpoznawaliśmy tych, których pamiętamy z literatury czy z ekranów. W Pustych trybunachznalazł się wiersz-nekrolog poświęcony koledze występującemu niegdyś w zespole Mazowsze; szczególnie zaś intryguje obszerny niemal poemat „Dwudziestego pierwszego”, zaczynający się oglądaniem Poirota z Davidem Sutchetem, po czym tematem staje się śmierć Adama Zagajewskiego, poetycka polemika z nim, na koniec zaś przechodzi Zadura do zmian w języku. Pointa wcale konsekwentna, choć cokolwiek tu zmyłkowa. Koniecznie trzeba zauważyć, że cały utwór napisany został wierszem stychicznym o długich wersach, dość u Zadury wyjątkowym – jakby tego, o czym autor zamierza mówić, było za dużo. Może to zresztą przewrotna aluzja do długich, afirmatywnych wierszy i linijek Zagajewskiego?
Najbardziej bodaj niesamowitym fragmentem tego wiersza jawi się komentarz:
[Poirot] tym razem miał odejść
na zawsze ale jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie
robił w Kurtynie kapitan Arthur Hastings to jak on się
straszliwie zestarzał i jak bardzo przeżywał śmierć Herkulesa
napady kaszlu Poirota (któremu lekarz podawał jakiś środek
o nazwie nie do zapamiętania bo przecież nie tlen w ponurym pensjonacie w Styles i w ogóle nigdzie
wtedy nie używano respiratorów) trudno było nam
znieść szczególnie w czasach pandemicznej niewydolności oddechowej
Grający przyjaciela belgijskiego detektywa Hugh Fraser urodził się w 1945 roku, tak jak poeta. Ostatni odcinek Kurtynanakręcony został wprawdzie osiem lat temu, niemniej wygląd i (zwłaszcza?) charakteryzacja aktora doprawdy robią wrażenie. Tym bardziej że Fraser w tym odcinku, by tak rzec, nie jest tak zupełnie niepodobny do Zadury. Widok postaci kapitana Hastingsa okazał się zatem czymś w rodzaju egzystencjalnego lustra.
Całkiem jednak możliwe, że inne miejsce z „Dwudziestego pierwszego” wywoła największą sensację, a może i skandal. Otóż podmiot-bohater mówi o odchodzeniu, starając się jednocześnie ten temat odsuwać czy, dopóki się da, jeszcze tę kwestię obchodzić w możliwym oddaleniu. Tak więc „o Darku [F.] / myślę żeby nie myśleć o tym kto tu jeszcze został” – i rozpoznawalnie, z imienia oraz inicjału nazwiska, wymienia Zadura kilkoro poetów, którzy przekroczyli (no przecież nie napiszę kilku poetów i kilka poetek, którzy przekroczyli i które przekroczyły) siedemdziesiąt lat, co najmniej siedemdziesiąt. Nie wykluczam zatem, że iluś innych – pominiętych – uzna się za odtrąconych. Stary poeta mówi: Bohdanie, a ja?
W przedostatnim wierszu tomu mamy opis transmisji tenisowego meczu, z powodu pandemii rozgrywanego przy „pustych trybunach”, które dały tytuł całej książce. Na koniec zaś:
głuchoniememu zawiązać oczy
to jak odciąć ponownie uszy
rękami coś jeszcze powie
ale nie usłyszy
pociąg kończy bieg Złomiarze
czekają z palnikami Ktoś był cyklonem
któremu wypadło oko
o uchu nic nie wiadomo
Przyznam, że zrazu chciałem mejlować do autora o literówce, bo wypaść oko mogło raczej cyklopowi niż cyklonowi. Ale spokojnie, jest oko cyklonu (w którym podobno właśnie najspokojniej). Oko nawiązuje zresztą do kamer z poprzedniego wiersza, tam porównanych do oka opatrzności. Amfiteatralny z kolei owal pustych trybun (zapomnijmy na chwilę, że bywają również korty tenisowe z rzędami ustawionymi prostokątnie) ujawnia podobieństwo do okręgu oka cyklonu, i byłoby to, raz jeszcze, zestawienie nieoczywiste, na modłę Peipera. Jakiekolwiek rekonstruować sensy, wiodą one w stronę mroczną i trwożną. I raczej głuchą.
(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.