recenzje / ESEJE

W owalu cyklonu, w oku stadionu

Adam Poprawa

Recenzja Adama Poprawy, towarzysząca premierze książki Puste trybuny, która ukazała się w Biurze Literackim 14 czerwca 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Poprzed­ni tom Boh­da­na Zadu­ry, Po szko­dzie, miał na okład­ce frag­ment orła z godła, tyle że ptak był podwój­nie odwró­co­ny, geo­me­trycz­nie i kolo­ry­stycz­nie: wycią­gnię­te w górę łapy i ogon czer­wie­ni­ły się na bia­łym tle. Nie wiem, czy ktoś przy tej oka­zji przy­po­mniał, że w 1975 roku w Cho­rzo­wie Pol­ska wygra­ła mecz z Holan­dią 4:1. Jest on uzna­wa­ny za naj­lep­szy w ogó­le występ pol­skich pił­ka­rzy. Nie wiem co praw­da, jak moż­na usta­na­wiać taką hie­rar­chię, sko­ro nie da się zoba­czyć reje­stra­cji wszyst­kich zawo­dów (spi­ke­rzy na sta­dio­nach mówi­li daw­niej o zawo­dach pił­ki noż­nej) war­tych wzię­cia pod uwa­gę, nie­mniej wte­dy, w Cho­rzo­wie, dru­ży­na wystą­pi­ła wła­śnie z nega­ty­wem naro­do­we­go godła: pił­ka­rze mie­li na koszul­kach naszyw­ki z czer­wo­nym orłem na bia­łym tle. Podob­no gdzieś obsta­lo­wa­no na tę oka­zję porząd­ne koszul­ki z dodat­ka­mi, ale pro­du­cen­tom coś się prze­sta­wi­ło. Nikt widać nie wpadł na pomysł, żeby sko­czyć do naj­bliż­szej skład­ni­cy har­cer­skiej i spra­wę zała­twić.

Moty­wy pol­skie w ich prze­ja­wach aktu­al­nych poja­wia­ją się rów­nież w naj­now­szej książ­ce Zadu­ry, w Pustych try­bu­nach. Nie wyklu­czał­bym jed­nak tezy, w myśl któ­rej auto­ra bar­dziej rusza pol­sz­czy­zna niż Pol­ska. Nie żeby bie­żą­ce publicz­ne kwe­stie go nie obcho­dzi­ły, tyle że zarów­no sytu­acja poli­tycz­na w tym/naszym kra­ju, jak i wypo­wie­dzi (głów­nie) obu stron na jej temat są prze­wi­dy­wal­ne, a oczy­wi­stość wier­szo­wi nie sprzy­ja. Tak więc nawet saty­rycz­ne fili­pi­ki prze­ciw pre­zy­den­to­wi są w cało­ści książ­ki osła­bia­ne (co zna­czy tu: uwie­lo­znacz­nia­ne) przez bar­dziej zło­żo­ną kon­struk­cję pod­mio­tu – auto­bio­gra­ficz­ne­go boha­te­ra. Poeta Zadu­ra pod­po­rząd­ko­wu­je sobie oby­wa­te­la Zadu­rę, i ina­czej w prze­strze­ni książ­ki być nie powin­no.

Już zatem w pierw­szym wier­szu mówią­ce „ja” wysta­wia się na nie­pew­ność, mimo iro­nicz­ne­go nie­wąt­pli­wie tytu­łu „Dzień dobry, Pol­sko”:

mądra­le któ­rzy zje­dli wszyst­kie
rozu­my zna­ją odpo­wie­dzi
na wszyst­kie pyta­nia na śnia­da­nie pierw­sze
i dru­gie lunch obiad
pod­wie­czo­rek i kola­cję

Obiek­tem szy­der­stwa jest tu dys­kurs medial­ny. Pod­miot-boha­ter obec­ny jest nato­miast wyłącz­nie w gło­sie czy tek­ście, sko­ro nie ma tu cza­sow­ni­ka ani zaim­ka wska­zu­ją­ce­go na pierw­szą oso­bę licz­by poje­dyn­czej. Sytu­acja otwar­cia jest jed­nak jasna: roz­po­zna­je­my dobrze „ja” Zadu­ry, gdyż mamy w pamię­ci jego poprzed­nie tomy. Nie­mniej, sko­ro wypo­wie­dzi innych zosta­ły, bez róż­ni­cy, odrzu­co­ne, to prze­ma­wia­ją­ce „ja” musi wybrać odmien­ny spo­sób języ­ko­wej egzy­sten­cji, żeby nie popaść w sprzecz­ność i nie zostać jesz­cze jed­nym mądra­lą. Odpo­wie­dzią Zadu­ry jest moc­ny, wyra­zi­sty głos, jed­nost­ko­wy (ory­gi­nal­ny) punkt widze­nia oraz iro­nia, na któ­rą skła­da­ją się rów­nież pozor­nie jasne wier­sze, odsła­nia­ją­ce coraz bar­dziej zło­żo­ną nie­pew­ność.

Dru­gi wiersz jest krót­szy od swe­go tytu­łu: „(z cyklu »100 przy­słów na 100-lecie nie­pod­le­gło­ści«)”, sam utwór zaś skła­da się z dwóch lini­jek: „101 / co za dużo, to nie­zdro­wo”. Chy­ba nie było takie­go cyklu, Zadu­ra naj­pew­niej sam wymy­ślił, wzo­ru­jąc się na wie­lu jubi­le­uszo­wych set­kach. Kry­ty­ka aktu­al­ne­go sta­nu RP? Owszem, może i nawią­za­nie do fata­li­stycz­nych kon­cep­cji losu pol­skie­go, w każ­dym razie odwo­ła­nie się tutaj do przy­sło­wia obra­ca cały pro­blem w żart. (Przy oka­zji: wśród typo­wych cech przy­pi­sy­wa­nych chłop­stwu nie ma roz­gar­nię­tych dys­po­zy­cji inte­lek­tu­al­nych, gdyż wło­ścia­nie trak­tu­ją przy­sło­wia serio.) Poza tym zaś: jakie stu­le­cie nie­pod­le­gło­ści? Pomiń­my dys­ku­sje na temat stop­nia suwe­ren­no­ści PRL‑u, nikt jed­nak nie będzie bro­nił tezy, że w okre­sie 1939‒1945 Pol­ska była pań­stwem nie­pod­le­głym, tak że w sumie sto lat jesz­cze nie minę­ło.

A tak napraw­dę poważ­nie zaczy­na się dziać w innych wier­szach. Oto nie­dłu­gi utwór „Korekt(ork)a”, więc mowa zara­zem o korek­cie i kobie­cie ją robią­cej.

Ołó­wek krót­szy niż prze­nie­sie­nie
oczu z twa­rzy
na kart­kę

Krót­ki ołó­wek jest nie­wy­god­nym – nie­sto­sow­nym? – narzę­dziem pra­cy. W każ­dym razie opis jego dłu­go­ści wyma­ga kate­go­rii prze­strzen­nych, patrze­nie zaś naj­pierw na twarz, potem na kart­kę też dzie­je się w prze­strze­ni, ale rów­nież trwa w cza­sie. A zatem obiekt prze­strzen­ny porów­na­ny został do zja­wi­ska cza­so­we­go. W języ­ku fizy­ki była­by to nie­przy­sta­wal­ność, w języ­ku poezji – zło­żo­na zbież­ność. Czy korek­tor­ka popa­trzy­ła dłu­żej na kogoś (na poetę?), a potem wró­ci­ła do sta­wia­nia zna­ków na papie­rze, na tek­ście wier­sza? Czy poeta spo­glą­dał na korek­tor­kę i sam coś zazna­czył? Co wię­cej, ołów­ka­mi nazy­wa się rów­nież poczy­nio­ne gra­fi­tem uwa­gi na maszy­no­pi­sie czy wydru­ku, więc może poeta pra­cu­je nad korek­tą, ale bar­dziej zaj­mu­je go czy­jaś twarz? Celo­wo wyja­skra­wiam, wie­dząc, że na takie pyta­nia nie spo­sób raz a dobrze odpo­wie­dzieć. I nie da się pro­sto (i z sen­sem) opo­wie­dzieć o wier­szach Zadu­ry. Cał­kiem moż­li­we, że zaszy­fro­wał on w ten spo­sób jakieś w mia­rę zwy­kłe zda­rze­nie, ale wła­śnie: zaszy­fro­wał. Nie po raz pierw­szy jego gno­micz­ne wier­sze sta­ją się, po kolej­nych czy­ta­niach, coraz gęst­sze. A tu dodat­ko­wo – ołó­wek krót­szy niż ruch oczu – autor tro­chę pope­ipe­ry­zo­wał.

Przy­zwy­cza­ił też Zadu­ra swo­ich czy­tel­ni­ków do dłuż­szych wier­szy auto­bio­gra­ficz­nych, w któ­rych wspo­mnie­nia boha­te­ra łączy­ły się z wyda­rze­nia­mi zna­ny­mi z histo­rii, w tym oczy­wi­ście histo­rii kul­tu­ry i spor­tu (jasny gwint, cokol­wiek mini­ste­rial­nie to zabrzmia­ło), w zna­jo­mych zaś poety roz­po­zna­wa­li­śmy tych, któ­rych pamię­ta­my z lite­ra­tu­ry czy z ekra­nów. W Pustych try­bu­nachzna­lazł się wiersz-nekro­log poświę­co­ny kole­dze wystę­pu­ją­ce­mu nie­gdyś w zespo­le Mazow­sze; szcze­gól­nie zaś intry­gu­je obszer­ny nie­mal poemat „Dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go”, zaczy­na­ją­cy się oglą­da­niem Poiro­ta z Davi­dem Sut­che­tem, po czym tema­tem sta­je się śmierć Ada­ma Zaga­jew­skie­go, poetyc­ka pole­mi­ka z nim, na koniec zaś prze­cho­dzi Zadu­ra do zmian w języ­ku. Poin­ta wca­le kon­se­kwent­na, choć cokol­wiek tu zmył­ko­wa. Koniecz­nie trze­ba zauwa­żyć, że cały utwór napi­sa­ny został wier­szem sty­chicz­nym o dłu­gich wer­sach, dość u Zadu­ry wyjąt­ko­wym – jak­by tego, o czym autor zamie­rza mówić, było za dużo. Może to zresz­tą prze­wrot­na alu­zja do dłu­gich, afir­ma­tyw­nych wier­szy i lini­jek Zaga­jew­skie­go?

Naj­bar­dziej bodaj nie­sa­mo­wi­tym frag­men­tem tego wier­sza jawi się komen­tarz:

[Poirot] tym razem miał odejść
na zawsze ale jesz­cze bar­dziej przy­gnę­bia­ją­ce wra­że­nie
robił w Kur­ty­nie kapi­tan Arthur Hastings to jak on się
strasz­li­wie zesta­rzał i jak bar­dzo prze­ży­wał śmierć Her­ku­le­sa
napa­dy kasz­lu Poiro­ta (któ­re­mu lekarz poda­wał jakiś śro­dek
o nazwie nie do zapa­mię­ta­nia bo prze­cież nie tlen w ponu­rym pen­sjo­na­cie w Sty­les i w ogó­le nigdzie
wte­dy nie uży­wa­no respi­ra­to­rów) trud­no było nam
znieść szcze­gól­nie w cza­sach pan­de­micz­nej nie­wy­dol­no­ści odde­cho­wej

Gra­ją­cy przy­ja­cie­la bel­gij­skie­go detek­ty­wa Hugh Fra­ser uro­dził się w 1945 roku, tak jak poeta. Ostat­ni odci­nek Kur­ty­nanakrę­co­ny został wpraw­dzie osiem lat temu, nie­mniej wygląd i (zwłasz­cza?) cha­rak­te­ry­za­cja akto­ra dopraw­dy robią wra­że­nie. Tym bar­dziej że Fra­ser w tym odcin­ku, by tak rzec, nie jest tak zupeł­nie nie­po­dob­ny do Zadu­ry. Widok posta­ci kapi­ta­na Hasting­sa oka­zał się zatem czymś w rodza­ju egzy­sten­cjal­ne­go lustra.

Cał­kiem jed­nak moż­li­we, że inne miej­sce z „Dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go” wywo­ła naj­więk­szą sen­sa­cję, a może i skan­dal. Otóż pod­miot-boha­ter mówi o odcho­dze­niu, sta­ra­jąc się jed­no­cze­śnie ten temat odsu­wać czy, dopó­ki się da, jesz­cze tę kwe­stię obcho­dzić w moż­li­wym odda­le­niu. Tak więc „o Dar­ku [F.] / myślę żeby nie myśleć o tym kto tu jesz­cze został” – i roz­po­zna­wal­nie, z imie­nia oraz ini­cja­łu nazwi­ska, wymie­nia Zadu­ra kil­ko­ro poetów, któ­rzy prze­kro­czy­li (no prze­cież nie napi­szę kil­ku poetów i kil­ka poetek, któ­rzy prze­kro­czy­li i któ­re prze­kro­czy­ły) sie­dem­dzie­siąt lat, co naj­mniej sie­dem­dzie­siąt. Nie wyklu­czam zatem, że iluś innych – pomi­nię­tych – uzna się za odtrą­co­nych. Sta­ry poeta mówi: Boh­da­nie, a ja?

W przed­ostat­nim wier­szu tomu mamy opis trans­mi­sji teni­so­we­go meczu, z powo­du pan­de­mii roz­gry­wa­ne­go przy „pustych try­bu­nach”, któ­re dały tytuł całej książ­ce. Na koniec zaś:

głu­cho­nie­me­mu zawią­zać oczy
to jak odciąć ponow­nie uszy
ręka­mi coś jesz­cze powie
ale nie usły­szy

pociąg koń­czy bieg Zło­mia­rze
cze­ka­ją z pal­ni­ka­mi Ktoś był cyklo­nem
któ­re­mu wypa­dło oko

o uchu nic nie wia­do­mo

Przy­znam, że zra­zu chcia­łem mej­lo­wać do auto­ra o lite­rów­ce, bo wypaść oko mogło raczej cyklo­po­wi niż cyklo­no­wi. Ale spo­koj­nie, jest oko cyklo­nu (w któ­rym podob­no wła­śnie naj­spo­koj­niej). Oko nawią­zu­je zresz­tą do kamer z poprzed­nie­go wier­sza, tam porów­na­nych do oka opatrz­no­ści. Amfi­te­atral­ny z kolei owal pustych try­bun (zapo­mnij­my na chwi­lę, że bywa­ją rów­nież kor­ty teni­so­we z rzę­da­mi usta­wio­ny­mi pro­sto­kąt­nie) ujaw­nia podo­bień­stwo do okrę­gu oka cyklo­nu, i było­by to, raz jesz­cze, zesta­wie­nie nie­oczy­wi­ste, na modłę Peipe­ra. Jakie­kol­wiek rekon­stru­ować sen­sy, wio­dą one w stro­nę mrocz­ną i trwoż­ną. I raczej głu­chą.

O autorze

Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Powiązania