Wiersz doprawdy potrafi sponiewierać dotkliwiej niż niejeden trunek. Ale musi przyjść do ciebie we właściwym czasie, właściwego dnia. Skupić twoją uwagę nagle, niespodziewanie i jednocześnie z pełną mocą. Jak niesforny wiatr we włosach nieznajomej kobiety, która mijając cię na ulicy, rzuca przelotne spojrzenie, o które potykasz się brnąc, w zasadzie nie wiadomo dokąd i po co. Dokładnie tak wpadły na mnie Duchy dni. Potknąłem się i nie byłem w stanie uniknąć upadku. „Trudno będzie się podnieść” – pomyślałem. A w zasadzie, po co się podnosić? Leżmy więc i pozwólmy, by całe to niebo gwiaździste nad nami zasnuły duchy.
Bez tych duchów „w życiu, być może nie daje się żyć” („Duchy”) – stwierdza bohater nowej książki Suski i wiersz po wierszu wywołuje zjawy, obłapuje się z nimi, to znowu odpycha je od siebie, porównuje, napełnia własnym oddechem jak wydmuszki. Pokonać czasoprzestrzeń, unieważnić jej prawa, móc uchylić ją jak koc, którym nakryta śpi nasza naga przeszłość – oto jedno z pragnień wpisujących się w, powtórzę to raz jeszcze, piękną książkę Suski. „Paliliśmy czasem paliliśmy czas” („Powietrze”, s. 5) – rozpoczyna ceremonię bohater, by później postawić pytanie: „Czujesz nieczas czasu?” („Kolejny dzień ferii”, s. 51). Wykiwać czas, „podjechać pod podstawówkę godzinę przed świtem // chcieć żywych zobaczyć wszystkich zmarłych chłopców // którymi byłem wcześniej […]” („Duża przerwa”, s. 10). Cóż byłby to za widok! Móc kadr po kadrze oglądać film z lat naiwnych. Poczuć znowu zawstydzenie, zdziwienie, jedyną taką pewność co do własnych racji. Snuć znowu mocarstwowe plany, uściskiem dłoni wyznaczać wieczne przymierza. Wierzyć, że zawsze będą liczyć się tylko bracia i siostry. Pić zawsze na pohybel skurwysynom.
Bohater Suski raz po raz zadaje pytanie: „pamiętasz?” Sprawdza, na ile pojemną i skuteczną kategorią jest pamięć. Bo to nie w pamięci i pamiętaniu jesteśmy najlepsi, „jesteśmy dobrzy w śmierci, może i najlepsi” („Jesteśmy dobrzy w śmierci”, s. 13). Suska staje po stronie Heideggera i jego „bycia-ku śmierci”, tej będącej tematem tabu, przemilczanej: „Parkuję pod podstawówką milimetr przed świtem, // nikt nas w niej nie uczył, że jest śmierć, a życie // Może” („Duża przerwa”, s. 10).
Rozchodzi się o trwogę, strach, który kiedy raz wejdzie w krew, nie przestaje w niej krążyć, mnoży się, wybija swoje własne tętno, pulsuje w skroniach. Jak pisze Katarzyna Gurczyńska: „Trwoga stawia nas przed nami samymi. Spełnia metodologiczny warunek położenia, w którym jesteśmy postawieni sami przed sobą […]. Przedmiot trwogi – to, czego boimy się w trwodze – nie jest czymś bytowo określonym, czymś spotykanym na gruncie świata (por. 263). To, co budzi przerażenie, nie jest ani osobą, ani rzeczą. […] W trakcie ucieczki nie zostaje doświadczone to, przed czym się ucieka. Dlatego też ewentualny odwrót – powrót do siebie – też nie doświadcza ja w postaci osoby czy rzeczy. […] Jaki sposób bycia jestestwa zostaje odsłonięty w trwodze? Czego trwoży się trwoga? […] Strach przed nieokreślonym, odróżniający trwogę od lęku, to strach przed niczym. Owo bytowo nieokreślone nic – to śmierć właśnie„1. W rewelacyjnym wierszu „Paul Celan” Suska wpisuje się w idee Heideggera: „żyliśmy nie żyliśmy // Roiliśmy śmierć” (s. 9), a całe Duchy dni są wywoływane właśnie po to, by w zwolnionym tempie przyglądać się temu, jak życie zamienia się w śmierć (lub w wersji całkowicie pesymistycznej coś takiego jak życie nie istnieje w ogóle, istnieje tylko śmierć, która stopniowo się ujawnia, powoli odsłania swoje prawdziwe oblicze).
Alina Świeściak pisząc o poezji autora Duchów dni stwierdza: „Obrazy świata przypominają tu alegoryczne, wyizolowane z czasu skamieliny, których funkcja nie jest daleka od znanego przypomnienia: memento mori, jakkolwiek bez jego etycznych i eschatologicznych implikacji. […] To obraz zastygłego niepokoju […]. Niepokoju, który jak w melancholii, jest formułą obrazu życia nieznającego rozwoju. Tam, gdzie nie ma rozwoju, gdzie jeden stan rzeczy nie powoduje następnego i nie wpływa na zmianę całości, nie ma konsekwencji w przyszłości, świat staje się kolekcją. W przypadku Suski – kolekcją śladów„2. Suska w swojej najnowszej książce dalej tropi te ślady, tym razem koncentrując się na tych wydeptanych w czasie i przestrzeni, wydeptanych w pamięci.
Najbardziej potrafi boleć pustka, wrażenie, że niczego nie było i niczego nie ma, że to, na co patrzymy i co przeżywamy, to jedynie różne manifestacje NICZEGO. Świat Suski też pełen jest takich plotek: „świat jest pusty, śnieg szeptał, chodzą takie słuchy” („Świat jest pusty, śnieg szeptał”, s. 11). W Duchach dni można zresztą znaleźć wiele podobnych fraz, które łączy swoista gnomiczność, mogą one bowiem z powodzeniem odrywać się od wierszy i funkcjonować autonomicznie. Gnomą taką mogą być także krótkie wiersze, takie jak „Pina Bausch”:
Świat nie ma serca, świat jest sercem,
które bez zastanowienia bije w cieniu,
w które bez zastanowienia bije cień.
O wartości książki poetyckiej, moim zdaniem, świadczy przede wszystkim to, czy nadaje się ona do wielokrotnego użytku. Duchy dni bezsprzecznie są książką wielokrotnego użytku, tak samo jak zjawy wywołane przez autora, które zagoszczą z pewnością w niejednym śnie, również tym na jawie. „Napatrzyliśmy się na znikanie i jeszcze się napatrzymy” (s. 16), póki sami nie znikniemy, czekając aż i nas wyłowi skądś jakiś „łapiduch” dni.
Przypisy:
[1] Zob. K. Gurczyńska, Samopoznanie na gruncie „Bycia i czasu” Martina Heideggera, „Nowa Krytyka. Czasopismo filozoficzne” 2006, nr 10, s. 109–126.
[2] A. Świeściak, Melancholia w poezji polskiej po 1989 roku, Kraków 2010, s. 255.