recenzje / ESEJE

Wersy kłębią się jak płotki

Ewa Chruściel

Recenzja Ewy Chruściel z książki Prześwity Jorie Graham.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zna­cze­nie w wier­szach Jorie Gra­ham jest tym­cza­so­we i opóź­nio­ne. Gra­ham osią­ga ten efekt tym­cza­so­wo­ści i bra­ku dopeł­nie­nia poprzez łama­nie skład­ni, luki, myśl­ni­ki, nawia­sy oraz nagłe zmia­ny zaim­ków oso­bo­wych. Dzię­ki tym zabie­gom czy­tel­nik bie­rze udział w akcie myśle­nia, jak­by ten akt odgry­wa­ny był na jego oczach. Jej wier­sze wyra­ża­ją rów­no­cze­śnie pra­gnie­nie speł­nie­nia, jak też zawie­sze­nie tego pra­gnie­nia. Te dwie potrze­by kine­tycz­nie zazę­bia­ją się w jej utwo­rach. Przy­kła­dem tego kine­tycz­ne­go oraz dia­lek­tycz­ne­go zazę­bia­nia się jest wiersz „Modlitwa”[1], któ­ry otwie­ra się obra­zem kłę­bią­cych się pło­tek, nie mogą­cych utwo­rzyć wła­sne­go nur­tu:

Modli­twa

Zza porę­czy na nad­brze­żu przy­pa­tru­ję się tysiąc­om pło­tek, jak roz­wi­ro­wu­ją się
wza­jem­nie, każ­da jest maleń­kim mię­śniem, ale też, nie
mogąc stwo­rzyć nur­tu, ze swo­je­go uni­so­no wytwa­rza­ją (zakrę­ca­jąc, za-
wra­ca­jąc w śro­dek,
wcho­dząc i wycho­dząc ze swo­je­go uni­so­no w uni­so­no) z samych sie­bie
nurt widzial­ny, taki, któ­ry nie jest w sta­nie wsz­cząć ani zabu­rzyć
w naj­drob­niej­szym stop­niu wirów wody, por­to­we­go cyklu
kil­wa­te­rów, tam, gdzie napo­ty­ka­ją głęb­szy opór, wody, jak­by
zde­rza­ją­cej się ze sobą (są w niej takie war­stwy), praw­dzi­we­go nur­tu,
któ­ry, nie­mal nie­wi­dzial­ny, prze­ka­zu­je widzial­ne­mu (płot­kom) strzał­kę
ruchu, wymu­sza­ją­ce­go zmia­nę -
to jest wol­ność. To jest siła wia­ry. Nikt nie otrzy­mu­je
tego, co chce. Nigdy nie sta­jesz się taki sam. Pra­gnie
się czy­sto­ści. Dane ci są prze­mia­ny. Coraz bar­dziej,
z każ­dą z lśnią­cych minut, przez któ­re prze­wle­czo­no wiecz­ność,
rów­nież zapo­mnie­nie, oczy­wi­ście, reper­ku­sje tego,
co na morzu. Tu, z peł­ny­mi pia­sku dłoń­mi, pozwa­la­jąc, by prze­sie­wał się
na wie­trze, zaglą­dam do środ­ka i mówię: „weź to, oto,
co oca­li­łam, weź to, pospiesz się”. A jeśli teraz
słu­cham? Słu­chaj, nie mówi­łam nic. To tyl­ko
coś, co zro­bi­łam. Nie zdo­ła­łam wybrać słów. Mogę teraz odejść.
Oczy­wi­ście nie jestem w sta­nie wró­cić. Nie do tego. Nigdy.
To jest duch upo­zo­wa­ny na moich war­gach. Tutaj: nigdy.

Płot­ki we wier­szu Gra­ham przy­wo­łu­ją na myśl ude­rza­ją­co podob­ny obraz z wier­sza A.R. Ammon­sa „Cor­so­n’s Inlet”:

W brzu­chach pło­tek: połknię­te kawał­ki ładu
Poła­ma­ne, prze­pusz­czo­ne przez bło­ny
Aże­by wzmoc­nić łady wyż­sze: lecz z dal­szej per­spek­ty­wy, nie
Ist­nie­ją linie lub nie­zmien­ne kształ­ty: oddzia­ły­wa­nie do wewnątrz
I na zewnątrz, razem i prze­ciw­ko, milio­nów zda­rzeń: to,
Że nie kształt
Two­rzę
Z bezkształtności:[2]

Powyż­sze wier­sze Gra­ham i Ammon­sa ewo­ku­ją rów­no­cze­sność sprzecz­nych ze sobą ruchów. W wier­szu Ammon­sa jest to tra­jek­to­ria „do wewnątrz i na zewnątrz, razem i prze­ciw­ko”; pod­czas gdy u Gra­ham jest to: „(zakrę­ca­nie, zawra­ca­nie w śro­dek, wcho­dze­nie i wycho­dze­nie ze swo­je­go uni­so­no w uni­so­no)”. Uży­cie nawia­sów we wier­szu Gra­ham dodat­ko­wo wzmac­nia efekt symul­ta­nicz­no­ści tych sprzecz­nych tra­jek­to­rii poprzez iko­nicz­ne odzwier­cie­dle­nie ruchu pło­tek. Podob­nie też w dzie­sią­tej linij­ce nawia­sy iko­nicz­nie obra­zu­ją war­stwy wody oraz czyn­ność „zawra­ca­nia w śro­dek” (infol­ding): „wody, jak­by zde­rza­ją­cej się ze sobą (są w niej takie war­stwy)…”.

Sprzecz­ność ruchów odno­si się tak­że do pozio­mu meta­tek­sto­we­go, gdyż odzwier­cie­dla współ­ist­nie­nie pozor­nie wyklu­cza­ją­ce­go się dąże­nia do domknię­cia tek­stu i jego nie nie­do­my­ka­nia.

W wier­szach Gra­ham wer­sy kłę­bią się jak płot­ki. Migo­tli­wie wiru­ją­ce kru­pin­ki, dro­bin­ki, iskry odda­ją spo­sób postrze­ga­nia świa­ta. Gra­ham obra­zu­je takie widze­nie świa­ta w innym wier­szu „To więk­sze niż nic” nastę­pu­ją­cy­mi sło­wa­mi: „naoko­ło cie­bie, wałę­sa­ją się, […]/ prze­gru­po­wu­ją ziar­no po ziar­nie […]/ ponad bez­kształ­tem – roz­sze­rza­ją­cym się”. W rezul­ta­cie nie ma jed­nej wer­sji rze­czy­wi­sto­ści, lecz nawar­stwia­ją­ca się do wewnątrz rze­czy­wi­stość. Nie ma odpo­wie­dzi, lecz nie­ustan­nie nawar­stwia­ją­ce się pyta­nia. Gra­ham roz­bu­do­wu­je każ­dą chwi­lę i sekun­dę, zagęsz­cza ją, tak jak roz­ra­sta­ją­ce się komór­ki lub pędy kłą­cza, roz­wi­ja­ją­ce się bez usta­lo­ne­go kie­run­ku. Każ­da chwi­la roz­ra­sta się we wszyst­kich kie­run­kach. Każ­de sło­wo poprzez swo­ją poli­se­micz­ność sta­je się kłą­czem, noma­dem zna­cze­nia. Nie­któ­re sło­wa powta­rza­ją się tak jak „to” w wier­szu „Nigdy”. Jak pisze For­rest Gan­der: „to, co roz­wi­ja się poprzez powtó­rze­nia nie jest jed­no­ścią zna­cze­nia, lecz nie­ustan­ną pro­po­zy­cją znaczenia”[3]. Poprzez ten „kłą­czo­wy” kra­jo­braz wier­sze Gra­ham zawie­ra­ją nawar­stwia­ją­ce się pla­ny nar­ra­cyj­ne. Jak twier­dzi Gan­der te symul­ta­nicz­ne repre­zen­ta­cje są rezul­ta­tem nara­sta­ją­cej skład­ni:

Jej zda­nia umoż­li­wia­ją nie­zli­czo­ną licz­bę korekt („trzy­ma­ło świa­tło w sobie,/ albo, nie, wykrę­ci­ło do tyłu, zeszło pła­ta­mi, tro­chę świa­tła”) oraz roz­wi­nię­cia bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ne dla języ­ków romań­skich, z któ­ry­mi Gra­ham obco­wa­ła już w dzie­ciń­stwie, niż dla angiel­skie­go. Aże­by zro­zu­mieć te współ­ist­nie­ją­ce sfe­ry, świa­do­mość zaślu­bio­ną sumie­niu, czy­tel­ni­cy muszą zdać sobie spra­wę, jak zło­żo­na jest ta obecność.[4]

Zło­żo­ność obec­no­ści w wier­szach Gra­ham odzwier­cie­dla się w skład­ni, któ­ra nara­sta i kłę­bi się. Roz­war­stwie­nia i skłę­bie­nie skład­ni odda­ne jest poprzez nagłe prze­su­nię­cia zaim­ków per­cep­cyj­nych („to”) i prze­strzen­nych („tu”). rze­su­nię­cia w wier­szu Gra­ham „Modli­twa” z tomu Never sta­no­wią lin­gwi­stycz­ne odzwier­cie­dle­nie pło­tek, sym­bo­li­zu­ją nie­ustan­ną zmia­nę, jak też oscy­la­cję i napię­cie pomię­dzy domknię­ciem i nie­do­mknię­ciem. W wier­szu „Modli­twa” nastę­pu­ją cią­głe zmia­ny czło­nów odnie­sie­nia ego, hic, nunc, cho­ciaż­by wska­zań okre­ślo­nych, czy­li zaim­ków oso­bo­wych, ale rów­nież zaim­ka nie­okre­ślo­ne­go „nikt” (nobo­dy). Te zmia­ny odzwier­cie­dla­ją zarów­no migo­tli­wy ruch pło­tek, jak i pro­ces myśle­nia.

Cią­głe oscy­la­cje zaim­ków oso­bo­wych odzwier­cie­dla­ją też labil­ność toż­sa­mo­ści lub cią­gły brak jej dopeł­nie­nia. Co wię­cej, zaimek „to” powtó­rzo­ny jest czte­ry razy w rzę­dzie, odda­jąc w ten spo­sób nie­okre­ślo­ny ruch pło­tek. Nawet jeśli prąd wod­ny deter­mi­nu­je kie­ru­nek, w jakim pły­ną płot­ki, same płot­ki nie są w sta­nie stwo­rzyć nur­tu, gdyż poprzez nagłe „zawra­ca­nie w śro­dek” niwe­lu­ją nurt, któ­ry wła­śnie zaczy­na­ły two­rzyć. Ławi­ce pło­tek dążą zatem ku „dopeł­nie­niu”, ale nigdy tego dopeł­nie­nia nie osią­ga­ją. Dopeł­nie­nie i brak dopeł­nie­nia współ­ist­nie­ją w bły­skach. Gra­ham koń­czy swój wiersz:

Oczy­wi­ście nie jestem w sta­nie wró­cić. Nie do tego. Nigdy.
To jest duch upo­zo­wa­ny na moich war­gach. Tutaj: nigdy.

W ostat­niej linij­ce wier­sza nastę­pu­je kolej­ne zrów­na­nie zaim­ka prze­strzen­ne­go „tutaj” z zaim­kiem cza­so­wym „nigdy”. W rezul­ta­cie mamy dwu­kro­pek, ale i rów­na­nie, któ­re para­dok­sal­nie sta­je się też nega­cją. „Tu” rów­na się „nigdy”, ale z dru­giej stro­ny „tu” nie jest nigdy osią­gal­ne. „Nigdy” jest wska­za­niem nie­okre­ślo­nym, nega­tyw­nym, lecz dzię­ki zrów­na­niu z „to” i dzię­ki nie­osią­gal­ne­mu „tu,” „nigdy” sta­je się wska­za­niem pozy­tyw­nym, wska­za­niem nie­skoń­czo­no­ści. Rów­na­nie, któ­re wpi­su­je Gra­ham w swój wiersz sta­je się zaprze­cze­niem domknię­cia, jak też pod­wa­że­niem binar­ne­go podzia­łu „in/out”. Ta binar­ność jest tak­że zakwe­stio­no­wa­na w trze­ciej linij­ce wier­sza poprzez zamie­rzo­ną sepa­ra­cję pre­fik­su „re-” w sło­wie „re-infol­ding”, gdzie oby­dwa sło­wa „infol­ding” i „re-infol­ding” są złą­czo­ne. W ten oto spo­sób Gra­ham roz­pra­wia się z myśle­niem duali­stycz­nym: albo / albo, na rzecz dia­lo­gicz­no­ści: „zarów­no / jak i.”


Przy­pi­sy:
[1] J. Gra­ham, Never, Har­per­Col­lins, New York 2002, s. 3. Prze­kład: M. Bie­drzyc­ki i E. Chru­ściel.
[2] A. R. Ammons, Col­lec­ted Poems. NY: Nor­ton & Com­pa­ny Inc., 1972. s.150. Prze­kład: E. Chru­ściel.
[3] F. Gan­der, „Liste­ning fo a Divi­ne Word”, [w]: Jorie Gra­ham. Essays on the Poetry, ed. T. Gard­ner, Madi­son 2005, s. 78. Prze­kład: E. Chru­ściel.
[4] Tam­że.

O autorze

Ewa Chruściel

Poetka, tłumaczka. Wykłada literaturę w Colby-Sawyer College w New Hampshire. Wiersze publikowała m.in. w „Odrze”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Studium”, „Zeszytach Literackich” oraz w „Boston Review”, „Colorado Review”, „American Letters and Commentary”. Ostatnio wydała tom wierszy w języku angielskim "Strata" (2011). Mieszka w Stanach Zjednoczonych.

Powiązania

Koczowniczość znaczeń i wykopalisk. Kilka refleksji o poezji Jorie Graham

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Na granicy poznania, zawsze pomiędzy

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Dialog ze wszystkimi

recenzje / ESEJE Alicja Piechucka

Recen­zja Ali­cji Pie­chuc­kiej z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Wpatrywać się w szczyt

recenzje / ESEJE Tomasz Fijałkowski

Recen­zja Toma­sza Fijał­kow­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Dwanaście notatek o Jorie Graham

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Koczowniczość znaczeń i wykopalisk. Kilka refleksji o poezji Jorie Graham

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Na granicy poznania, zawsze pomiędzy

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej