recenzje / ESEJE

Widzenie księdza Romana? Antologia Poeci na nowy wiek

Marcin Jurzysta

Recenzja Marcina Jurzysty z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Któż ten mąż? – To namiest­nik na ziem­skim pado­le.
Zna­łem go, – był dziec­kiem – zna­łem,
Jak urósł duszą i cia­łem!
On śle­py, lecz go wie­dzie anioł pacho­lę.
Mąż strasz­ny – ma trzy obli­cza,
On ma trzy czo­ła.
Jak bal­da­kim roz­pię­ta księ­ga tajem­ni­cza
Nad jego gło­wą, osła­nia lice.
Pod­nó­żem jego są trzy sto­li­ce.
Trzy koń­ce świa­ta drżą, gdy on woła;
I sły­szę z nie­ba gło­sy jak gro­my:
To namiest­nik wol­no­ści na zie­mi wido­my!
On to na sła­wie zbu­du­je ogro­my
Swe­go kościo­ła!
Nad ludy i nad kró­le pod­nie­sio­ny;
Na trzech stoi koro­nach, a sam bez koro­ny;
A życie jego – trud tru­dów,
A tytuł jego – lud ludów;
Z mat­ki obcej, krew jego daw­ne boha­te­ry,
A imię jego dwa­dzie­ścia i jeden.
Sła­wa! sła­wa! sła­wa!”

Tak, tak, na koń­cu tej eks­ta­tycz­nej para­fra­zy sta­ry rym i rytm deli­kat­nie się nad­kru­szył, lecz takie jest wła­śnie nowe imię bestii – dwa­dzie­ścia i jeden. Dwu­dzie­stu jeden poetów na XXI wiek. Z tomi­ków i ksią­żek los poezji „wró­żył” ksiądz Roman, zna­ny wizjo­ner z kościo­ła „ośmie­lo­nej wyobraź­ni”, któ­ry ongiś „ali­cję zapę­dził do pie­kła po ser­ce”, a ostat­nio „bawił się przy­wra­ca­jąc, mie­sza­jąc pokar­my, mil­cząc, zaglą­da­jąc do trum­ny, pły­wa­jąc w jezio­rze żar­tów tudzież śpiąc”.

Moc­ną stro­ną tej anto­lo­gii jest wła­śnie nie­skry­wa­ny subiek­ty­wizm. Fakt, że pod Poeta­mi na nowy wiek pod­pi­sał się jeden, kon­kret­ny czło­wiek, a nie ano­ni­mo­wy zespół, ukry­ty pod szyl­dem „redak­cji” lub inne­go cia­ła spraw­cze­go, jest gestem odważ­nym
i odpo­wie­dzial­nym. Dia­gno­zy takie jak ta w posta­ci anto­lo­gii poezji „nowe­go wie­ku”, z góry ska­za­ne są na pyta­nia i wąt­pli­wo­ści – dla­cze­go aku­rat ci, a nie inni, dla­cze­go pomi­nię­to tego, a wspo­mnia­no aku­rat o tym, itd. Z Poeta­mi na nowy wiek spra­wa jest uczci­wa, wybie­rał Roman Honet, wybór swój uza­sad­nił i pod­pi­sał „wła­sną krwią”, fir­mu­jąc anto­lo­gię swo­im nazwi­skiem. Co wię­cej, anto­lo­gi­sta w posło­wiu o zna­mien­nym tytu­le „21”, wymie­nia rów­nież innych debiu­tan­tów XXI wie­ku, któ­rzy co praw­da „odpa­dli w przed­bie­gach”, lecz na tyle wyraź­nie zazna­czy­li swo­ją obec­ność, że war­to było wymie­nić ich nazwi­ska i tytu­ły ksią­żek.

Całość przy­po­mi­na nie­co wyścig kolar­ski: bio­rąc pod uwa­gę, że mowa o kra­jo­wej pro­duk­cji poetyc­kiej, jest to praw­do­po­dob­nie Tour de Polo­gne. I jak na każ­dym wyści­gu kolar­skim mamy pele­ton i ucie­ki­nie­rów. Na chwi­lę obec­ną ucie­ki­nie­rów jest dwu­dzie­stu jeden: Justy­na Bar­giel­ska, Mag­da­le­na Biel­ska, Jacek Deh­nel, Sła­wo­mir Elsner, Julia Fie­dor­czuk, Kon­rad Góra, Łukasz Jarosz, Bar­tosz Kon­strat, Szcze­pan Kopyt, Joan­na Lech, Agniesz­ka Mira­hi­na, Joan­na Muel­ler, Edward Pase­wicz, Anna Pod­cza­szy, Tomasz Puł­ka, Bian­ka Rolan­do, Robert Rybic­ki, Paweł Sar­na, Julia Szy­cho­wiak, Joan­na Wajs i Prze­my­sław Wit­kow­ski. Ale skład pele­to­nu i uciecz­ki może się w każ­dej chwi­li zmie­nić – komuś zabrak­nie sił, ktoś zła­pie kon­tu­zję, ktoś inny przy­spie­szy, wygra gór­ską pre­mię lub odnaj­dzie nowe siły wraz z kolej­nym łykiem z bido­nu. To, kto prze­trwa, kto przy­je­dzie jako pierw­szy, kto będzie tuż za nim, a kogo zdys­kwa­li­fi­ku­ją za sto­so­wa­nie nie­do­zwo­lo­ne­go dopin­gu, dowie­dzieć się będzie moż­na dopie­ro na mecie, gdy „nowy wiek” zamie­ni się w „sta­ry”.
To, że taka i podob­ne anto­lo­gie są potrzeb­ne, jest dla mnie bar­dziej niż oczy­wi­ste. Ktoś musi prze­cież czu­wać, obser­wo­wać nasze Tour de Polo­gne, być komen­ta­to­rem, zda­wać rela­cję, by potem koń­co­wa kla­sy­fi­ka­cja na mecie była osa­dzo­na w kon­tek­ście całej „rywa­li­za­cji”, by było wia­do­mo, co z kim się dzia­ło po dro­dze. Twier­dze­nie, nie­ste­ty wciąż bar­dzo czę­ste, że nie war­to „towa­rzy­szyć”, że szko­da cza­su na aktu­alia, gdy na pół­ce szlo­cha­ją arcy­dzie­ła, było i jest dużym błę­dem. To wszyst­ko nie roze­gra się prze­cież samo, a przy­naj­mniej nie powin­no się tak roz­gry­wać. Ryby w akwa­rium, do któ­re­go ode­tnie się dopływ tle­nu, bar­dzo szyb­ko zaczną pły­wać brzu­cha­mi do góry lub wyko­ny­wać samo­bój­cze sko­ki. A po co komu akwa­rium bez ryb?

Nim przyj­rzy­my się bli­żej boha­te­rom Poetów na nowy wiek, zanim pogrą­ży­my się w widze­niu księ­dza Roma­na, pozwól­my sobie na małą, uro­czą i wymow­ną dygre­sję. W roku 1913 Xawe­ry Glin­ka w popeł­nio­nym przez sie­bie felie­to­nie „Dola i nie­do­la pol­skie­go poety”, zamie­szo­nym w „Zło­tym Rogu. Ilu­stro­wa­nym tygo­dni­ku lite­rac­kim, arty­stycz­nym i spo­łecz­nym” (cóż za wymow­ny tytuł!) pisał m.in.:

„Ludzi piszą­cych wier­sze w Pol­sce jest spo­ra licz­ba. Ludzi piszą­cych
‘poezje’ – jest znacz­nie mniej. Ludzi czy­ta­ją­cych poezje nie ma pra­wie
wca­le.
W Pol­sce, każ­da panien­ka uwa­ża obec­nie za słusz­ne pisy­wać wier­szy­ki o
‘roz­bi­tem ser­dusz­ku’ albo ‘sło­wi­ku’, każ­dy zako­cha­ny uczniak ‘ubie­ra w rymy’
swe ‘czar­ne myśli’ o ‘nie­wdzięcz­nej’, któ­ra go poko­chać nie chcia­ła czy nie
chce, a nawet i nie­je­den sta­ru­szek koły­sząc wnu­czę­ta, roz­rzew­nia się cza­sem
poetycz­nie na temat ‘sta­rych, dobrych cza­sów’. […]„1.

Czy Xawe­ry Glin­ka pisząc te sło­wa przy­pusz­czał, że poja­wią się one bli­sko sto lat póź­niej, w szki­cu poświę­co­nym poezji XXI wie­ku? Widać bowiem, że nie tyl­ko kara­lu­chy mają zdol­ność do prze­trwa­nia w każ­dych, nawet arcy­trud­nych warun­kach. Podział na tych, co „piszą wier­sze” i tych, któ­rzy „piszą poezję” oraz lament nad tymi, któ­rzy ani wier­szy, ani poezji nie czy­ta­ją „pra­wie wca­le”, prze­trwał – jak widać – nie­jed­ne­go poetę i wier­szo­ro­ba, nie­jed­ną panien­kę i nie­jed­ne­go ucznia­ka, wie­lu sta­rusz­ków i ich wdzięcz­ne wnu­czę­ta. Oka­zał się trwal­szy i sil­niej­szy od nie­jed­ne­go cza­so­pi­sma (w tym śp. „Zło­te­go Rogu”), a nawet od dwóch wojen świa­to­wych. Nic dodać, nic ująć, Panie Glin­ka!

Powróć­my tym­cza­sem do roku 2010 i Poetów na nowy wiek. Śred­ni wiek „poety na nowy wiek” to oko­ło 31 lat. Wca­le nie musi być to męż­czy­zna. W gro­nie dwu­dzie­stu jeden auto­rów mamy bowiem dzie­sięć poetek, któ­re nie tra­fi­ły tu bynaj­mniej dzię­ki pary­te­tom lecz o wła­snych siłach. Bio­rąc pod uwa­gę miej­sce zamiesz­ka­nia i pra­cy, wska­zać moż­na osiem miast, w któ­rych (i w pobli­żu któ­rych) „poetów na nowy wiek” moż­na spo­tkać. Aż szóst­ka repre­zen­tu­je War­sza­wę, czwór­ka zwią­za­na jest z Wro­cła­wiem, trój­ka z Kra­ko­wem. Po dwóch repre­zen­tan­tów mają Olkusz, Kato­wi­ce i Poznań. Na tej mapie jest rów­nież Lublin bro­nio­ny przez jed­ne­go poetę. O ile mapa linii kole­jo­wych wyraź­nie uka­zu­je podział na roz­bu­do­wa­ną sieć kole­jo­wą na zacho­dzie i dużo mniej roz­bu­do­wa­ną sieć wschod­nią, to gra­ni­ca dzie­lą­ca mapę poetyc­ką prze­bie­ga przez Poznań i War­sza­wę, dzie­ląc kraj nad Wisłą na Połu­dnie, gdzie poeci są widocz­ni, i zim­ną Pół­noc, gdzie widocz­nie poeci lepiej się masku­ją, wta­pia­ją w kra­jo­braz (lub emi­gru­ją na Połu­dnie i tam sta­ją się widocz­ni).

Pró­ba syn­te­ty­zu­ją­cej ana­li­zy i inter­pre­ta­cji wier­szy, któ­re zna­la­zły się w Poetach na nowy wiek, poszu­ki­wa­nie arché, któ­ra pozwo­li­ła­by stwo­rzyć obraz mło­dej poezji XXI wie­ku, to zada­nie wykra­cza­ją­ce poza anto­lo­gię. „Wizja księ­dza Roma­na” powin­na być raczej trak­to­wa­na jako waż­ny przy­czy­nek do takiej pró­by. Kry­tyk i lite­ra­tu­ro­znaw­ca ma teraz kon­kret­ną pod­sta­wę w posta­ci ogra­ni­czo­nej licz­by nazwisk (co wię­cej – na koń­cu anto­lo­gii odna­leźć może rów­nież kom­plet­ną biblio­gra­fię poszcze­gól­nych poetów i poetek). Teraz nale­ża­ło­by przyj­rzeć się każ­de­mu auto­ro­wi z osob­na, każ­dej napi­sa­nej przez nich książ­ce. Orze­ka­nie o kształ­cie i kon­dy­cji poezji „nowe­go wie­ku” w opar­ciu o same tyl­ko wier­sze z anto­lo­gii, było­by wyso­ce zawę­żo­ne. Co nie­co moż­na jesz­cze na tej pod­sta­wie powie­dzieć.

Po pierw­sze, kra­jo­braz ostat­nie­go dzie­się­cio­le­cia jest dosyć uroz­ma­ico­ny. W Poetach na nowy wiek swo­ich repre­zen­tan­tów odnaj­dą zarów­no miło­śni­cy ima­gi­na­ry­zmu, neo­kla­sy­cy­zmu, inty­mi­zmu, neo­awan­gar­dy­zmu, nur­tu gender/queer/feminizm, lite­ra­tu­ry zaan­ga­żo­wa­nej spo­łecz­nie czy neo­lin­giw­zmu [2]. To, co jed­nak rzu­ca się w oczy, to fakt, że żaden z tych „nur­tów” nie wystę­pu­je tu w for­mie „czy­stej”, „raso­wej”, pozba­wio­nej domie­szek innej maści. Może być to dowód na trwa­ją­ce, w przy­pad­ku wie­lu auto­rów, poszu­ki­wa­nia naj­wy­god­niej­szych dla sie­bie butów. Raczej jed­nak po raz kolej­ny dowo­dzi to, że nurt defi­nio­wa­ny z per­spek­ty­wy czy­sto­te­ore­tycz­nej, mode­lo­wej ist­nie­je tyl­ko i wyłącz­nie w teo­rii, zwłasz­cza, gdy nurt ten jest bar­dzo wąski i nie dopusz­cza róż­nych wewnętrz­nych waria­cji. Two­rze­nia ety­kiet i przy­pi­sy­wa­niu poetów do okre­ślo­nych zbio­rów unik­nąć się nie da. Co wię­cej – jest to zja­wi­sko natu­ral­ne (dowo­dzą­ce, że dąży­my do har­mo­nii a nie cha­osu). Lepiej jest jed­nak two­rzyć zbio­ry szer­sze, w ramach któ­rych będzie się bada­ło róż­ne autor­skie warian­ty, niż zbio­ry wąskie jak pętla, któ­ra – zaci­ska­jąc się zarów­no na szyi kry­ty­ka, jak i auto­ra – utrud­niać będzie pisa­nie.

Z pew­no­ścią nie mówił­bym tu o jakiej­kol­wiek poko­le­nio­wo­ści, któ­rej sam moment debiu­tu nie czy­ni. Bio­rąc pod uwa­gę sam wiek auto­rów, to (tyl­ko i wyłącz­nie teo­re­tycz­nie, oczy­wi­ście) uro­dzo­ny w 1988 roku Tomasz Puł­ka mógł­by być synem Edwar­da Pase­wi­cza, a i Anna Pod­cza­szy mogła­by być mu mat­ką. Mamy tu zatem tyl­ko i aż auto­rów, dla któ­rych wspól­ny był moment debiu­tu, od roku 2000 poczy­na­jąc. Zgo­da, że wspól­ne były pew­ne warun­ki, w któ­rych pisa­li, takie a nie inne realia śro­do­wi­ska lite­rac­kie­go, itd. Ale to wciąż za mało, by mówić o poko­le­nio­wo­ści, któ­rą tym razem pozo­staw­my na pastwę Grze­go­rza Ska­wiń­skie­go i zespo­łu Kom­bi.

W wier­szu „Mówię do cie­bie” Sła­wo­mi­ra Elsne­ra poja­wia się wers: „Wchła­niam świat, odda­ję go w nie­zmie­nio­nej posta­ci”. Tak czy­nią wszy­scy boha­te­ro­wie anto­lo­gii, z tą jed­nak sub­tel­ną róż­ni­cą, że „odda­jąc świat”, kła­dą akcent na inny aspekt jego „nie­zmien­no­ści”. Bar­dzo czę­sto jest to sen i oni­rycz­na aura, a zatem rów­nież dekon­struk­cja i roz­bi­cie obra­zu. Oczy­wi­ście odnaj­dzie­my rów­nież cia­ło, cie­le­sność i fizjo­lo­gię. Inni akcen­tu­ją rekwi­zy­ty tra­dy­cji, kul­tu­ry, histo­rii lub poli­ty­ki. Da się tak­że odna­leźć opo­zy­cję dzie­ciń­stwa i doro­sło­ści oraz opo­zy­cję pamię­ci i nie­pa­mię­ci oraz sta­łe, nie­śmier­tel­ne moty­wy: miło­ści, śmier­ci, samot­no­ści, lęku. To, co wyda­je mi się wspól­ne, to utwier­dzo­na świa­do­mość, że nie ma tema­tów i słów, któ­rych pisać nie wypa­da. Cho­dzi mi o pewien spo­kój wypo­wie­dzi, brak koniecz­no­ści udo­wad­nia­nia, że tak a nie ina­czej pisać moż­na. Ci, któ­rzy debiu­to­wa­li na począt­ku lat 90. do tego stop­nia oczy­ści­li teren, „wyry­wa­jąc poezję z jedy­nych i praw­dzi­wych her­ber­tow­sko-miło­szo­wych kole­in”, że teraz „poeci na nowy wiek” roz­py­chać się już aż tak nie muszą. Miej­sca ci u nas dosta­tek, star­czy go i dla tego, któ­ry pochy­la się nad zie­lo­nym list­kiem, widząc jak w poran­nej kro­pli rosy odbi­ja się Praw­da, Dobro i Pięk­no, dla tego, któ­ry ma jesz­cze ocho­tę pona­pier­da­lać się z rze­czy­wi­sto­ścią, dla tego, któ­ry scho­dzi do piw­ni­cy swo­jej wyobraź­ni i wycią­ga „pięk­nie i strasz­nie wyima­gi­no­wa­ne świa­ty”, i dla każ­de­go inne­go tutaj nie­wy­mie­nio­ne­go. Kolej­ną wspól­ną ten­den­cją jest chy­ba zwrot w kie­run­ku meta­fo­ry i wywa­żo­ne­go liry­zmu, i deli­kat­ne, jeśli nie odwró­ce­nie, to przy­naj­mniej sta­nię­cie bokiem do kolo­kwia­li­zmu.

Tym­cza­sem w stro­nę księ­dza Roma­na „scho­dzą wido­mie” Anio­ło­wie:

„Usnął – Wyj­mij­my z cia­ła duszę, jak dzie­ci­nę
Sen­ną z koleb­ki zło­tej, i zmy­słów sukien­kę
Lek­ko zwlecz­my; ubierz­my w świa­tło jak jutrzen­kę
I leć­my. Jasną duszę nie­śmy w nie­bo trze­cie,
Ojcu nasze­mu zło­żyć na kola­nach dzie­cię;
Niech uświę­ci sen­ne­go ojcow­ską piesz­czo­tą,
A przed ran­ną modli­twą duszę wró­cim życiu,
I zno­wu w czy­stych zmy­słów otu­lim powi­ciu,
I zno­wu zło­żym w cia­ło, jak w koleb­kę zło­tą.
Uśnij­że księ­że Roma­nie, stru­dzo­ny robo­tą.”


[1] X. Glin­ka, „Dola i nie­do­la pol­skie­go poety”, „Zło­ty Róg. Ilu­stro­wa­ny tygo­dnik lite­rac­ki, arty­stycz­ny i spo­łecz­ny”, nr 27 z 6 VII 1913 roku, s. 2.
[2] Przy­wo­ła­ne ter­mi­ny zaczerp­nię­te są z mapy poetyc­kiej rocz­ni­ków 80. i osób debiu­tu­ją­cych po roku 2000. B. Sadul­ski, P. Wit­kow­ski, „Roz­po­zna­nie pola wal­ki. O poezji rocz­ni­ków 80.”, „Rita Baum” 2009, nr 13.

O autorze

Marcin Jurzysta

Urodzony 23 grudnia 1983 roku w Elblągu. Literaturoznawca, poeta, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor tomów poetyckich: ciuciubabka (2011), Abrakadabra (2014), Chatamorgana (2018) oraz Spin-off (2021) wydanych przez Dom Literatury i łódzki oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie.

Powiązania