recenzje / ESEJE

Wielkie zamknięcie

Ilona Podlecka

Recenzja Ilony Podleckiej towarzysząca premierze książki Już otwarte Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 25 stycznia 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Otwie­ram Już otwar­te.
Tak zaty­tu­ło­wa­na jest nowa książ­ka Boh­da­na Zadu­ry; na okład­ce oznaj­mia to neo­no­wy napis, nie pozo­sta­je więc nic inne­go, jak wejść i zapo­znać się z zawar­to­ścią. W środ­ku znaj­dzie­my dwa­dzie­ścia osiem wier­szy róż­nej dłu­go­ści. Od kil­ku­wer­so­wych, trzy­ma­ją­cych sło­wa moc­no w gar­ści, po takie, w któ­rych poeta sze­ro­kim gestem kon­stru­uje roz­bu­do­wa­ne wizje.

Zasad­ni­czo w Już otwar­tym wyróż­nia­ją się trzy gru­py utwo­rów. Pierw­szą two­rzy­ły­by mikro­opo­wie­ści wyję­te z życia codzien­ne­go – pod­szy­te zro­zu­mie­niem dla tego, co ludz­kie, spo­strze­że­nia wraż­li­we­go oka, takie jak opis menel­ki grze­bią­cej w koszu na śmie­ci przy cof­fe­ehe­aven w Cze­ka­jąc na 127 albo nie­sły­cha­nie pre­cy­zyj­ne 3 wier­sze z puław­skie­go SOR‑u. Całą książ­kę zresz­tą otwie­ra­ją sło­wa: „jeśli wsłu­chać się / w to co mówią ludzie” i to wła­śnie robi w tej gru­pie utwo­rów Zadu­ra – wsłu­chu­je się w rze­czy­wi­stość, by ją nam następ­nie powtó­rzyć. Wier­sze nie są jed­nak wobec świa­ta słu­żeb­ne, nie są tak­że osten­ta­cyj­nie auto­no­micz­ne; wię­cej reflek­sji o tym, jak poeta prze­kształ­ca doświad­cze­nie w poetyc­ką mate­rię, dostar­cza lek­tu­ra wier­sza Dwa jedwab­ne kra­wa­ty, roz­po­czy­na­ją­ce­go się nastę­pu­ją­co:

Dro­gi Ral­phie co by Pan powie­dział na to
gdy­bym Pań­ski list potrak­to­wał tak jak Mar­cel Duchamp
koło rowe­ro­we wide­lec i sto­łek albo jak suszar­kę do bute­lek czy szu­flę
do śnie­gu albo jak pisu­ar któ­re­mu ten fran­cu­ski sza­chi­sta nadał tytuł Fon­tan­na?

Mówią­cy zasta­na­wia się, czy by nie uczy­nić wier­szem dosłow­ne­go cyta­tu z rze­czy­wi­sto­ści – listu rekla­mu­ją­ce­go tytu­ło­we jedwab­ne kra­wa­ty, roz­wa­ża ogra­ni­cze­nie swo­jej roli do wład­cze­go fiat! i nada­nia tytu­łu. Jak jed­nak widzi­my, nie obie­ra tej dro­gi, na co dowo­dem jest cho­ciaż­by obec­ność powyż­sze­go frag­men­tu; osta­tecz­nie utwór to wyim­ki z listu, wple­cio­ne w tok roz­wa­żań poety – Zadu­ra opie­ra się poku­sie poezji ready-made, nie sta­je też po stro­nie dzieł abs­trak­cyj­nych, ale wybie­ra roz­wią­za­nie pośred­nie, wyty­cza ścież­kę bar­dzo wła­sną, prze­ci­na­ją­cą jed­nak prze­strze­nie real­no­ści.

Osią­gnię­cie takie­go wra­że­nia poetyc­kiej wier­no­ści świa­tu moż­li­we jest mię­dzy inny­mi dzię­ki moc­ne­mu zako­twi­cze­niu w kon­kret­nym miej­scu i cza­sie, a trud­no o dobit­niej­szy przy­kład posta­wie­nia na „tu i teraz” niż zwrot w kie­run­ku cie­le­sno­ści; bar­dzo cie­ka­we są zresz­tą te frag­men­ty książ­ki, w któ­rych poprzez to, co tek­sto­we, Zadu­ra pro­wa­dzi czy­tel­ni­ka do tego, co bli­skie cia­łu. Tak dzie­je się na przy­kład w wier­szu Hagit Gros­sman, opo­wia­da­ją­cym o spo­tka­niu na lot­ni­sku w Kijo­wie izra­el­skiej poet­ki:

haczyk „h” w Hagit
wbił mi się w pod­nie­bie­nie
ucha jak har­pun

Jed­nost­ka języ­ko­wa, jaką jest fonem, tra­fia w ucho, har­pu­nem lite­ry upo­lo­wa­ne zosta­ją jego zmy­sły, a język wyprze­dza spo­tka­nie się ludzi.

Kwe­stia języ­ka jest rów­nież klu­czo­wa dla dru­giej gru­py włą­czo­nych w Już otwar­te utwo­rów – ta zawie­ra­ła­by tek­sty testu­ją­ce wypor­ność mowy. Wier­sze takie jak Serve and vol­ley, Demo­kra­cja czy Bez dwóch zdań to języ­ko­we odpo­wied­ni­ki gita­ro­wych sprzę­żeń, przy czym sprzę­że­nie jest tu okre­śle­niem ade­kwat­nym, bo ozna­cza zarów­no wyko­rzy­sta­ne w celach arty­stycz­nych zakłó­ce­nie, jak rów­nież sprzę­gnię­cie, seman­tycz­ne zespo­le­nie. Wspo­mnia­ne utwo­ry zbu­do­wa­ne są bowiem na grach słow­nych – siat­ka na kor­cie teni­so­wym oka­zu­je się być sie­cią do poło­wu dor­sza, ci, któ­rzy powin­ni rzą­dzić, potra­fią nas nie­źle urzą­dzić, a zda­nia prze­ista­cza­ją się w dania, przy­go­to­wa­ne przez zapra­co­wa­ną gospo­dy­nię domo­wą.
Oprócz zaj­mo­wa­nia się zaba­wa­mi słow­ny­mi, Zadu­ra eks­plo­ru­je rów­nież obsza­ry języ­ka dzi­kie­go, naje­żo­ne­go błę­da­mi – języ­ka inter­ne­tu. I z tych wypraw przy­no­si czy­tel­ni­ko­wi Bukie­cik inter­ne­to­wych kwiat­ków, któ­ry­mi są w więk­szo­ści kurio­zal­ne frag­men­ty arty­ku­łów o tema­ty­ce spor­to­wej. Wszyst­kie te tek­sty reali­zu­ją głów­nie funk­cję ludycz­ną, jed­nak cza­sa­mi roz­ła­ma­ny nie­po­praw­no­ścią język odsła­nia coś wię­cej i nagle oka­zu­je się, że to ludycz­ność w mino­ro­wej ska­li. Jak w inter­ne­to­wym kwiat­ku zaty­tu­ło­wa­nym Kon­wer­sja:

Foto­graf uciekł z nie­wo­li w Syrii. Był tor­tu­ro­wa­ny tak, że nie mógł cho­dzić. Aż w koń­cu prze­szedł na islam.

Na tym wła­śnie pole­ga głów­ny chwyt poety – sen­sy dry­fu­ją i ule­ga­ją prze­su­nię­ciom, wiersz na naszych oczach zmie­nia swo­ją postać, tak bar­dzo na prze­strze­ni trzech zale­d­wie zdań zmie­nia się cha­rak­ter ruchu tor­tu­ro­wa­ne­go foto­gra­fa… Naj­pierw „ucie­ka”, widzi­my więc ruch dyna­micz­ny, skie­ro­wa­ny na zewnątrz; ale już po kil­ku sło­wach ruch ten zosta­je zamro­żo­ny, bo prze­cież „nie mógł cho­dzić”. Pod koniec nato­miast foto­graf nie­ja­ko wra­ca do punk­tu wyj­ścia, z wła­snej woli prze­no­sząc się z powro­tem w nie­wo­lę kate­go­rii, od któ­rych ucie­kał.

Taki spo­sób kon­stru­owa­nia zmien­nych sen­sów cha­rak­te­ry­zu­je zwłasz­cza trze­cią gru­pę utwo­rów, do któ­rych moż­na było­by zali­czyć kil­ka zawar­tych w książ­ce poema­tów, takich jak Rova­nie­mi, Nasi milu­siń­scy czy tytu­ło­we Już otwar­te. Tek­sty te na róż­ne spo­so­by opi­su­ją pro­ces powsta­wa­nia wier­szy – „ja” wystę­pu­ją­ce w poema­tach to przede wszyst­kim „ja piszą­ce”. Lecz o ile pierw­szy z wspo­mnia­nych wier­szy ma swój począ­tek w prze­szło­ści i w pra­cy pamię­ci, a dru­gi rodzi się dzię­ki marze­niu sen­ne­mu, o tyle Już otwar­te odno­si się do przy­szło­ści. Jest to jed­nak przy­szłość nie­uchron­nie powią­za­na z prze­mi­ja­niem, a cały utwór, któ­ry z począt­ku wyda­je się opo­wia­dać o uro­czy­stym otwar­ciu jakiejś insty­tu­cji (mowy ofi­cje­li, szam­pan i tar­tin­ki), w pew­nym momen­cie nie­po­ko­ją­co zaczy­na przy­po­mi­nać pogrzeb. Mówią­cy widzi z dale­ka

wiel­ki baner
rado­śnie oznaj­mia­ją­cy
już otwar­te
i numer tele­fo­nu
508 232 863

I wyda­je się, że rado­sny baner rekla­mu­je nowy cmen­tarz. (Tu przy­po­mi­nam sobie, że widzia­łam w dzień Wszyst­kich Świę­tych wywie­szo­ną na gro­bie tablicz­kę z napi­sem „do wyna­ję­cia”.) Oczy­wi­ście żad­ne­go w tym tanie­go egzy­sten­cja­li­zmu, poeta gra sub­tel­ny­mi prze­su­nię­cia­mi seman­tycz­ny­mi i przy­ga­szo­ną iro­nią. Nie­mniej jed­nak tak moż­na prze­czy­tać nową książ­kę Boh­da­na Zadu­ry – jako opo­wieść o byciu w świe­cie, o życiu w lite­ra­tu­rze i o prze­czu­ciu nie­ist­nie­nia.
Bo już otwar­te jest to, co ma być wiel­kim zamknię­ciem.

O autorze

Ilona Podlecka

Urodzona w 1994 roku. Studiuje MISH na UJ. Uwielbia góry, muzykę rockową i pociągi.

Powiązania