recenzje / KOMENTARZE

Wiersz (Trackless), Dalekowidz, Tańczące maleństwa

Andrzej Sosnowski

Autorski komentarz Andrzeja Sosnowskiego do wierszy „Wiersz (Trackless)”, „Dalekowidz”, „Tańczące maleństwa” z książki Pozytywki i marienbadki (1987-2007).

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wiersz (Trackless)

Wiersz tra­ci pamięć za rogiem uli­cy
W czar­nym powie­trzu brzmią woła­nia stra­ży
Szu­ka­łem sio­stry i nie mogłem zna­leźć
Nie mia­łem sio­stry więc nie mogłem szu­kać

Nie mia­łem sio­stry jak się­gnąć pamię­cią
Wstecz wzdłuż uli­cy któ­rej daw­no nie ma
W naszej oko­li­cy zgu­bi się w podwór­kach
Nie zna bia­łe­go ran­ka Pije w sute­re­nach

Marzy godzi­na­mi przy mur­ku śmiet­ni­ka
Moje ciem­ne powie­ki cięż­kie są od wina
Wiersz wycho­dzi z domu i nigdy nie wra­ca
Wiersz nie pamię­ta domu któ­re­go nie było

Dla tej ciem­nej miło­ści dzi­kie­go gatun­ku
Wstecz wzdłuż uli­cy któ­rej daw­no nie ma
Idzie bez pamię­ci i zni­ka bez śla­du
Nie ma wier­sza pamię­ci sio­stry ani domu


Dalekowidz

Jak olśnie­wa­ło sło­wo dale­ko­widz
kie­dy sły­sza­łem je daw­no na waka­cjach
kie­dy trze­ba było coś dobrze zoba­czyć
moimi ocza­mi bez wysił­ku i lor­net­ki

Mło­dy­mi ocza­mi jak oczy­wi­ście póź­niej
rozu­mia­łem bez lor­net­ki ale bądź co bądź
z wysił­kiem przy­bli­ża­jąc sobie las i ślu­zę
szczę­śli­wie dziś prze­cho­dząc obok par­ku

Cof­nąć się? W sen? W zapo­mnie­nie?
Nicze­go nie mówić czy mówić tyl­ko
przez sen? Przez zanie­wi­dze­nie

tyl­ko pamię­tać, słu­chać? Szum jed­na­ki,
gdy śnieg stop­niał i park stoi w wodzie,
co nic nie zna­czy, bo to koniec grud­nia.


Tańczące maleństwa

Jakie pięk­ne są tań­czą­ce maleń­stwa
w rogu sali. Skoń­cze­ni tan­ce­rze
wiru­ją cen­tral­nie i to nie jest wca­le,

kot­ki, ale­go­ria, jeno praw­da,
cokol­wiek zna­czy dziw­ny wyraz jeno,
bo zapo­mnia­łem. Czy zapo­mnia­łem

jak tań­czą maleń­stwa? Może
I can’t shim­my like my sister Kate?
Czy zapo­mnia­łem, co zna­czy słów­ko praw­da?

Ależ defi­ni­tyw­nie nigdy w życiu.

I dra­pią pazur­ka­mi i wysu­wa­ją łap­kę,
i kom­bi­nu­ją, ach, jak despo­tycz­nie.
Maleń­stwa lecą na śro­dek par­kie­tu
i giną.


Trzy wier­sze mówią o opusz­cza­niu jakie­goś miej­sca i wypro­wadz­ce z jakie­goś cza­su, co wła­ści­wie na jed­no wycho­dzi. Czas i miej­sce akcji stop­nio­wo się kur­czą. Wiersz musi znik­nąć bez śla­du, maleń­stwa muszą szyb­ko zgi­nąć, a dale­ko­widz nic już nie widzi, tyl­ko sły­szy „szum jed­na­ki” – nie ma żad­nej nadziei, bo roz­to­py w grud­niu to nie wio­sna. Jed­nak „szum jed­na­ki” zazna­cza sła­be przy­wią­za­nie do poezji, gdyż jest echem słów „szum wód głu­chy, zim­ny i jed­na­ki” z jed­ne­go z ostat­nich wier­szy Mic­kie­wi­cza. I can’t shim­my like my sister Kate to tytuł słyn­ne­go prze­bo­ju.

O autorze

Andrzej Sosnowski

Poeta, tłumacz. Pracownik redakcji "Literatury na Świecie". Laureat nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1992), Fundacji Kultury (1994 i 1999), Kościelskich (1997), "Odry" za całokształt twórczości (1998), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2008) oraz Nagrody Literackiej Gdynia – specjalne wyróżnienie (2011). Mieszka w Warszawie.

Powiązania