
Wiersz polski średniej długości
dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Darka Foksa, Krzysztofa Jaworskiego, Zbigniewa Macheja i Tomasza Majerana podczas Portu Wrocław 2007.
WięcejAutorski komentarz Darka Foksa poświęcony książce Przecena map.
„Chodź, Lolitko, szepcze
czule, szarpiąc
paczkę z plutonem
Lolitek, bo człowiek
o wyglądzie właściciela
większej ilości ogródków
strasznie potrzebuje jednej
na jutro. Mogą być dwie”.
Jezu, żeby ten, który wnosi
paczki z Lolitkami
z ulicy, wniósł tu jeszcze
łóżko z ciepłą pościelą,
i żebym się w nim położył
i żeby ona usiadła w nogach,
w szlafroku, i żeby powiedziała
tym samym szeptem: „Skłamałam,
mówiąc, że pan Puzyna chyba
wyniósł wszystkie. Skłamałam,
a ty wyszedłeś stąd bez Kamyków”.
I żebym zasnął, zapominając
o egzemplarzu, którego nie zdążył
wynieść, i który już od lat
stoi tam, za mną, pośród czegoś,
o co nigdy bym nie zapytał.
I żeby Mogą Być Dwie
choć raz zapomniał reszty.
17 VII 91
Historia prawdziwa. Konstanty Puzyna, wielki krytyk teatralny i świetny poeta, wydał debiutancki zbiór wierszy pod tytułem „Kamyki”. Chciałem go nabyć w firmowej księgarni jego wydawcy. Nie nabyłem za pierwszym razem, bo pani powiedziała mi, że pan Puzyna wyniósł wszystkie egzemplarze. Kilka tygodni później znalazłem na półce egzemplarz, bo już nie pytałem, lecz szukałem. No i znalazłem. W tle występuje „Lolita” Vladimira Nabokova, bo akurat się po raz pierwszy po polsku ukazała i ściągnęła do księgarni nawet tych, którzy rzadko tam zaglądają. Ponieważ nie chcę po raz kolejny oddać za darmo pomysłu na pracę licencjacką czy magisterską jakiegoś polonisty czy polonistki, zdradzę jedynie, że rzeczywiście można ułożyć malutką antologię pod tytułem, który umieściłem w tytule tego wiersza. Niech jeden z drugą pójdą do biblioteki i nawdychają się kurzu. Dłużej będą pamiętać.
Najprawdopodobniej
Gałczyńscy nie sypiali
w tym łóżku. To samo
można powiedzieć
o rodzinie Watów.
Maria Dąbrowska
w ogóle mało spała
(opieram się
na badaniach kumpli
z podstawówki,
którym Noce i dnie
znalazły pracę na kolei).
Człowiek przy bramie
długo szukał
naszego nazwiska
na swojej liście. Widział
twoje spojrzenie,
gdy wczoraj dotykałaś
drzwi. I wspomniał
coś o powrocie
dawnego właściciela.
Nie śpij z młotkiem.
Wyjmij gwoździe z ust,
bo zardzewieją.
Właśnie wracam
od stukniętego starca,
zwanego dalej
grawerem. Grawer
popija, więc
to musi trochę potrwać.
Trafiłem kiedyś na warsztaty literackie do pałacu Radziwiłłów w Nieborowie. W pałacu tym bywali najwięksi. Nie na warsztaty tam jeździli, lecz by sobie w spokoju tworzyć, bo do tego między innymi celu pałac służył i chyba nadal służy. Bardzo miłe miejsce. Cisza, spokój, park, roślinki. Wciąż mam wrażenie, że ten pobyt zaowocował tym, czym miał zaowocować. I właśnie przypomniałem sobie nazwisko szkolnego kolegi, który pracuje na kolei. Próbowaliśmy założyć punkową kapelę Transplantacja Człona (jakoś tak w okolicach 1983 roku). Mieliśmy gitarę, kawałek perkusji, parę „kawałków” zarejestrowanych na grundigu (pamiętam jeden tytuł – „Praca”) i dwa znaczki, które z dumą przypinaliśmy przed wyjściem do szkoły. Trzy ostatnie strofy tego wiersza to zupełnie inna historia.
Chryste, kotuś, zawsze ci się kończy,
Kiedy dojeżdżamy. Zawsze ci się kończy,
kiedy garncarstwo daje zatrudnienie
licznym wieśniakom i zaczyna przynosić
znaczne dochody. Zawsze ci się kończy,
kiedy polewam wodą wieloryba.
Zawsze ci się kończy, kiedy pytam:
„Nie ma tam gdzieś stacji benzynowej?”
Zawsze ci się kończy, kiedy mówię:
„Przydałaby się jakaś stacja benzynowa”.
Zawsze ci się kończy, kiedy krzyczę:
„Poszukaj jakiejś stacji benzynowej!”
Zawsze ci się kończy, kiedy proszę:
„Jeżeli zauważysz jakąś stację benzynową,
to mi powiedz”. Zawsze ci się kończy,
kiedy tłumaczę to wszystko na angielski
i japoński. Zawsze ci się kończy,
kiedy mijamy dom ginekologa,
u którego siedzą co najmniej
trzy pacjentki, a kierowcy
w samochodach przed furtką rozmyślają
każdy o swoim pełnym baku,
bez którego wszystkiego mniej,
bez którego ani rusz (im się mapa
nie skończy). Zawsze ci się kończy,
kiedy trzeba zapisać dwie strony
(bo trzeba zapisać dwie strony,
a tobie się mapa kończy). Zawsze
mogła ci się skończyć wcześniej.
2 VII 94
Wiersz powstał z potrzeby. Kiedy „Wiersze o fryzjerach” były już prawie gotowe do druku, okazało się, że są jeszcze dwie strony do zapełnienia. Wśród tekstów, które zostały po ułożeniu książki, nie było nic takiego, co nadawałoby się na tę okoliczność. Napisałem szybko ten wiersz i do dzisiaj bardzo go lubię. Jest do właściwie utwór tytułowy „Przeceny map”, gromadzącej teksty z lat 1987–1997, bo wiersz pod tytułem „Przecena map”, który powstał po 1997 roku, znajdzie się pewnie w następnej książce. Jak łatwo zauważyć, wciąż nie mam prawa jazdy.
Urodzony w Skierniewicach. Poeta, prozaik, redaktor i scenarzysta. Studiował na Wydziale Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, ukończył scenopisarstwo w łódzkiej Filmówce. Laureat m.in. głównej nagrody Konkursu na Brulion Poetycki (1993), Nagrody im. Natalii Gall (1999), Nagrody TVP Kultura (2006) za książkę Co robi łączniczka (przygotowaną wraz ze Z. Liberą), nominowaną również do Nagrody Literackiej Gdynia (2006). Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2014) za całokształt twórczości. Dwukrotnie nominowany do Paszportu Polityki (2000, 2004). Redaktor działu prozy w „Twórczości”. Mieszka w Skierniewicach.