recenzje / KOMENTARZE

WNP: Warszawa – Nieborów – Polska

Darek Foks

Autorski komentarz Darka Foksa poświęcony książce Przecena map.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wiersz do antologii „Księgarnia Państwowego Instytutu Wydawniczego przy ulicy

Foksal w Warszawie w współczesnej poezji polskiej”

„Chodź, Lolit­ko, szep­cze
czu­le, szar­piąc
pacz­kę z plu­to­nem
Loli­tek, bo czło­wiek
o wyglą­dzie wła­ści­cie­la
więk­szej ilo­ści ogród­ków
strasz­nie potrze­bu­je jed­nej
na jutro. Mogą być dwie”.

Jezu, żeby ten, któ­ry wno­si
pacz­ki z Lolit­ka­mi
z uli­cy, wniósł tu jesz­cze
łóż­ko z cie­płą poście­lą,
i żebym się w nim poło­żył
i żeby ona usia­dła w nogach,
w szla­fro­ku, i żeby powie­dzia­ła
tym samym szep­tem: „Skła­ma­łam,

mówiąc, że pan Puzy­na chy­ba
wyniósł wszyst­kie. Skła­ma­łam,
a ty wysze­dłeś stąd bez Kamy­ków”.
I żebym zasnął, zapo­mi­na­jąc
o egzem­pla­rzu, któ­re­go nie zdą­żył
wynieść, i któ­ry już od lat
stoi tam, za mną, pośród cze­goś,
o co nigdy bym nie zapy­tał.

I żeby Mogą Być Dwie
choć raz zapo­mniał resz­ty.

17 VII 91


Histo­ria praw­dzi­wa. Kon­stan­ty Puzy­na, wiel­ki kry­tyk teatral­ny i świet­ny poeta, wydał debiu­tanc­ki zbiór wier­szy pod tytu­łem „Kamy­ki”. Chcia­łem go nabyć w fir­mo­wej księ­gar­ni jego wydaw­cy. Nie naby­łem za pierw­szym razem, bo pani powie­dzia­ła mi, że pan Puzy­na wyniósł wszyst­kie egzem­pla­rze. Kil­ka tygo­dni póź­niej zna­la­złem na pół­ce egzem­plarz, bo już nie pyta­łem, lecz szu­ka­łem. No i zna­la­złem. W tle wystę­pu­je „Loli­ta” Vla­di­mi­ra Nabo­ko­va, bo aku­rat się po raz pierw­szy po pol­sku uka­za­ła i ścią­gnę­ła do księ­gar­ni nawet tych, któ­rzy rzad­ko tam zaglą­da­ją. Ponie­waż nie chcę po raz kolej­ny oddać za dar­mo pomy­słu na pra­cę licen­cjac­ką czy magi­ster­ską jakie­goś polo­ni­sty czy polo­nist­ki, zdra­dzę jedy­nie, że rze­czy­wi­ście moż­na uło­żyć malut­ką anto­lo­gię pod tytu­łem, któ­ry umie­ści­łem w tytu­le tego wier­sza. Niech jeden z dru­gą pój­dą do biblio­te­ki i nawdy­cha­ją się kurzu. Dłu­żej będą pamię­tać.


Państwa nie ma

Naj­praw­do­po­dob­niej
Gał­czyń­scy nie sypia­li
w tym łóż­ku. To samo
moż­na powie­dzieć
o rodzi­nie Watów.
Maria Dąbrow­ska

w ogó­le mało spa­ła
(opie­ram się
na bada­niach kum­pli
z pod­sta­wów­ki,
któ­rym Noce i dnie
zna­la­zły pra­cę na kolei).

Czło­wiek przy bra­mie
dłu­go szu­kał
nasze­go nazwi­ska
na swo­jej liście. Widział
two­je spoj­rze­nie,
gdy wczo­raj doty­ka­łaś

drzwi. I wspo­mniał
coś o powro­cie
daw­ne­go wła­ści­cie­la.
Nie śpij z młot­kiem.
Wyj­mij gwoź­dzie z ust,
bo zardze­wie­ją.

Wła­śnie wra­cam
od stuk­nię­te­go star­ca,
zwa­ne­go dalej
gra­we­rem. Gra­wer
popi­ja, więc
to musi tro­chę potrwać.


Tra­fi­łem kie­dyś na warsz­ta­ty lite­rac­kie do pała­cu Radzi­wił­łów w Nie­bo­ro­wie. W pała­cu tym bywa­li naj­więk­si. Nie na warsz­ta­ty tam jeź­dzi­li, lecz by sobie w spo­ko­ju two­rzyć, bo do tego mię­dzy inny­mi celu pałac słu­żył i chy­ba nadal słu­ży. Bar­dzo miłe miej­sce. Cisza, spo­kój, park, roślin­ki. Wciąż mam wra­że­nie, że ten pobyt zaowo­co­wał tym, czym miał zaowo­co­wać. I wła­śnie przy­po­mnia­łem sobie nazwi­sko szkol­ne­go kole­gi, któ­ry pra­cu­je na kolei. Pró­bo­wa­li­śmy zało­żyć pun­ko­wą kape­lę Trans­plan­ta­cja Czło­na (jakoś tak w oko­li­cach 1983 roku). Mie­li­śmy gita­rę, kawa­łek per­ku­sji, parę „kawał­ków” zare­je­stro­wa­nych na grun­di­gu (pamię­tam jeden tytuł – „Pra­ca”) i dwa znacz­ki, któ­re z dumą przy­pi­na­li­śmy przed wyj­ściem do szko­ły. Trzy ostat­nie stro­fy tego wier­sza to zupeł­nie inna histo­ria.


Mapa mi się kończy

Chry­ste, kotuś, zawsze ci się koń­czy,
Kie­dy dojeż­dża­my. Zawsze ci się koń­czy,

kie­dy garn­car­stwo daje zatrud­nie­nie
licz­nym wie­śnia­kom i zaczy­na przy­no­sić

znacz­ne docho­dy. Zawsze ci się koń­czy,
kie­dy pole­wam wodą wie­lo­ry­ba.

Zawsze ci się koń­czy, kie­dy pytam:
„Nie ma tam gdzieś sta­cji ben­zy­no­wej?”

Zawsze ci się koń­czy, kie­dy mówię:
„Przy­da­ła­by się jakaś sta­cja ben­zy­no­wa”.

Zawsze ci się koń­czy, kie­dy krzy­czę:
„Poszu­kaj jakiejś sta­cji ben­zy­no­wej!”

Zawsze ci się koń­czy, kie­dy pro­szę:
„Jeże­li zauwa­żysz jakąś sta­cję ben­zy­no­wą,

to mi powiedz”. Zawsze ci się koń­czy,
kie­dy tłu­ma­czę to wszyst­ko na angiel­ski

i japoń­ski. Zawsze ci się koń­czy,
kie­dy mija­my dom gine­ko­lo­ga,

u któ­re­go sie­dzą co naj­mniej
trzy pacjent­ki, a kie­row­cy

w samo­cho­dach przed furt­ką roz­my­śla­ją
każ­dy o swo­im peł­nym baku,

bez któ­re­go wszyst­kie­go mniej,
bez któ­re­go ani rusz (im się mapa

nie skoń­czy). Zawsze ci się koń­czy,
kie­dy trze­ba zapi­sać dwie stro­ny

(bo trze­ba zapi­sać dwie stro­ny,
a tobie się mapa koń­czy). Zawsze

mogła ci się skoń­czyć wcze­śniej.

2 VII 94


Wiersz powstał z potrze­by. Kie­dy „Wier­sze o fry­zje­rach” były już pra­wie goto­we do dru­ku, oka­za­ło się, że są jesz­cze dwie stro­ny do zapeł­nie­nia. Wśród tek­stów, któ­re zosta­ły po uło­że­niu książ­ki, nie było nic takie­go, co nada­wa­ło­by się na tę oko­licz­ność. Napi­sa­łem szyb­ko ten wiersz i do dzi­siaj bar­dzo go lubię. Jest do wła­ści­wie utwór tytu­ło­wy „Prze­ce­ny map”, gro­ma­dzą­cej tek­sty z lat 1987–1997, bo wiersz pod tytu­łem „Prze­ce­na map”, któ­ry powstał po 1997 roku, znaj­dzie się pew­nie w następ­nej książ­ce. Jak łatwo zauwa­żyć, wciąż nie mam pra­wa jaz­dy.

O autorze

Darek Foks

Urodzony w Skierniewicach. Poeta, prozaik, redaktor i scenarzysta. Studiował na Wydziale Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, ukończył scenopisarstwo w łódzkiej Filmówce. Laureat m.in. głównej nagrody Konkursu na Brulion Poetycki (1993), Nagrody im. Natalii Gall (1999), Nagrody TVP Kultura (2006) za książkę Co robi łączniczka (przygotowaną wraz ze Z. Liberą), nominowaną również do Nagrody Literackiej Gdynia (2006). Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2014) za całokształt twórczości. Dwukrotnie nominowany do Paszportu Polityki (2000, 2004). Redaktor działu prozy w „Twórczości”. Mieszka w Skierniewicach.

Powiązania