recenzje / ESEJE

Wnuk rezuna, syn banderówki

Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Imię i znamię Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Już pierw­szy wiersz w naj­now­szej książ­ce poetyc­kiej Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go Imię i zna­mię anon­su­je for­mal­no-tema­tycz­ną zasa­dę, jaka będzie obo­wią­zy­wa­ła w całym tomie. (Co zresz­tą dzi­wić nie powin­no, jako że cała twór­czość poety jest nie­zwy­kle jed­no­rod­na, a jej ewo­lu­cja, choć zauwa­żal­na i istot­na, odby­wa się w ogra­ni­czo­nym jed­nak zakre­sie). Dla jasno­ści wywo­du pozwa­lam sobie przy­to­czyć go w cało­ści: „mia­łem wiel­kie szczę­ście do ludzi / i to nie tyl­ko w Wól­ce Kro­wic­kiej / i nie tyl­ko w Kro­wi­cy Hoło­dow­skiej / a naj­więk­sze do sta­re­go Ilnic­kie­go // choć jabłusz­ka otrzy­my­wa­łem wyłącz­nie / od Lubu­ni Hry­niaw­skiej (ale co to były / za jabłusz­ka) któ­rej na sam koniec / pomie­sza­ły się wszyst­kie języ­ki świa­ta // nie wyklu­cza­jąc ukra­iń­skie­go fran­cu­skie­go / nie­miec­kie­go i nie uszczu­pla­jąc pol­skie­go / ale co to były za jabłusz­ka któ­ry­mi mnie / wyna­gra­dza­ła odkąd ucho­dzi­łem // za naj­lep­sze­go w jej oczach pastusz­ka” [„I. Gniaz­do”, s. 5].

Wiersz jak­by o niczym, napi­sa­ny w tonie jed­no­cze­śnie sie­lan­ko­wym (przy­wo­łu­je się tu siel­ską arka­dię dzie­ciń­stwa), melan­cho­lij­nym (arka­dia ta, o czym wie­my skąd­inąd, zosta­ła utra­co­na) i sen­ty­men­tal­nym („ale co to były / za jabłusz­ka”), zabu­rzo­nym nie­znacz­nym zgrzy­tem w czę­ści środ­ko­wej w posta­ci dygre­syj­nej wzmian­ki o Lubu­ni Hry­niaw­skiej, „któ­rej na sam koniec / pomie­sza­ły się wszyst­kie języ­ki świa­ta”. Nie wie­my, czy to „pomie­sza­nie” nastą­pi­ło wsku­tek cho­ro­by psy­chicz­nej, bar­dziej pospo­li­tej star­czej demen­cji czy to może tyl­ko jakaś bli­żej nie­okre­ślo­na meta­fo­ra. W każ­dym razie nastrój bez­tro­ski uległ zakłó­ce­niu, poja­wi­ło się pod­skór­ne, bo cokol­wiek nie­jed­no­znacz­ne, napię­cie. Ów dygre­syj­ny wtręt, co zna­mien­ne, wpro­wa­dzo­ny został w mate­rię wier­sza nie­ja­ko „bez­bo­le­śnie”, płyn­nie, bez afek­ta­cji, z zacho­wa­niem tego same­go reje­stru uczu­cio­we­go. Zupeł­nie jak­by mówi­ło się o czymś mało istot­nym, powsze­dnim, nor­mal­nym. To jeden z bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­nych chwy­tów kon­sty­tu­ują­cych tę poety­kę – rów­na­nie do jed­ne­go mia­now­ni­ka nor­my i jej prze­kro­cze­nia, co nie­rzad­ko pro­wa­dzi do ujęć para­dok­sal­nych: „siłą rze­czy hnił­ki były / naj­waż­niej­sze (choć nie tak / istot­ne jak ciem­na cho­ro­ba / mat­ki) bziucz­ki i hnił­ki // waż­niej­sze nawet ani­że­li / nie­jed­no jabłusz­ko któ­re / otrzy­ma­łem od Hry­niaw­skiej” [„XXVIII.”, s. 32]. Hnił­ki były, a jak­że, naj­waż­niej­sze, choć znów nie tak istot­ne…

Cza­sa­mi owe dygre­sje wpro­wa­dza­ne są w spo­sób bar­dziej eks­ce­syw­ny i demon­stra­cyj­ny, czę­sto w posta­ci dyso­nan­so­wej puen­ty: „mat­ka nato­miast dla­te­go że przy­szła zni­kąd / posta­no­wi­ła poka­zać mi i prze­ka­zać pol­sz­czy­znę // od naj­pięk­niej­szej stro­ny […] i tyl­ko przez nie­ro­zum któ­ry na nią spa­dał / krzy­cza­ła o strasz­nej depor­ta­cji [„XXX.”, s. 34]. Innym razem znów jak­by mimo­cho­dem, bo z wyko­rzy­sta­niem nawia­su: „(mię­dzy nami / mówiąc nie wie­dzia­łem że jestem // wnu­kiem rezu­na) i tym samym wyznam / i przy­znam się do imie­nia mojej mat­ki / do jej wszyst­kich imion (łącz­nie / z ban­de­rów­ką)” [„V.”, s. 9]. Odno­si się wra­że­nie, że to, o czym się mówi jako­by „nawia­sem”, jest w isto­cie waż­niej­sze od tego, co umiesz­cza się poza nim.

Nie­kie­dy taka dyso­nan­so­wa dygre­sja prze­ła­mu­je nar­ra­cję wier­sza i sta­je się jego zasad­ni­czym tema­tem albo też (rza­dziej) wiersz w cało­ści ma taki – bar­dziej lub mniej nazna­czo­ny trau­mą – cha­rak­ter, cał­ko­wi­cie rezy­gnu­jąc z sie­lan­ko­we­go szta­fa­żu na rzecz ujęć zde­cy­do­wa­nie bar­dziej dra­ma­tycz­nych: „każ­da agre­sja mojej mat­ki (w domu / w szpi­ta­lu) mia­ła miej­sce w języ­ku / ukra­iń­skim nie muszę powia­dać jak bar­dzo / bałem się reak­cji leka­rzy pie­lę­gnia­rzy // któ­rzy patrzy­li na mnie wil­kiem / każ­da agre­sja moje­go spo­lo­ni­zo­wa­ne­go / ojca to ten wście­kły pies pomy­lo­ny / z innym psem co w sumie daje dwa ogo­ny // albo i wię­cej” [„XVIII. „, s.22]. Kto zna poprzed­nie książ­ki poety, ten wie, jaką wagę mają sło­wa poświę­co­ne ojcu, zupeł­nie dotąd w tej poezji nie­obec­ne­mu (powo­du moż­na się teraz domy­ślać).

Dyc­ki ser­wu­je nam zatem raz bła­he pozor­nie histo­rie, innym razem znów jaw­nie nie­bła­he, a więk­szość z nich doty­czy zamierz­chłej zazwy­czaj prze­szło­ści, cza­sów dzie­ciń­stwa i mło­do­ści. Opi­su­je śro­do­wi­sko, któ­re wywar­ło wpływ na kształ­to­wa­nie się jego oso­bo­wo­ści i w któ­rym, jak się zda­je, upa­tru­je źró­dła dzi­siej­szych nie­po­ko­jów, zabu­rzeń i psy­chicz­nych aber­ra­cji: „myśli mam nie­do­rzecz­ne […] myśli / mam cho­re” [„XLIII. Nad książ­ką”, s. 47]. Pierw­szo­rzęd­ną rolę odgry­wa tu oczy­wi­ście rodzin­ny dom („gniaz­do”) – na poły osto­ja (któ­ra się nie osta­ła), na poły źró­dło cier­pień: „tak napraw­dę odkąd / wyje­cha­łem z prze­my­skie­go / nigdzie już nie byłem / u sie­bie tyl­ko na dwor­cu // tyl­ko na dwor­cu moż­na się / zatrzy­mać i uchwy­cić nagłej / myśli o powro­cie do domu / któ­ry według róż­nych źró­deł // spa­lił się (wraz z cho­ro­bą / mat­ki) a co naj­mniej zawa­lił” [„XXIV.”, 28]. Jak to u Dyc­kie­go bywa, idyl­licz­ne wizje prze­szło­ści („to były dobre jasne dni […] to były napraw­dę / dobre jasne dni”; „XXXI.”, s. 35) prze­pla­ta­ją się z przed­sta­wie­nia­mi trau­ma­tycz­ny­mi: „przy­sze­dłem by ci powie­dzieć / że jestem bez ojca / i mat­ki mojej nie widzia­łem / przy zdro­wych zmy­słach” [„XL.”, s. 44]. (War­to przy oka­zji zwró­cić uwa­gę na kapi­tal­nie wygry­wa­ne w wie­lu wier­szach prze­rzut­nie).

Opo­wieść ta, na któ­rą skła­da się cała dotych­cza­so­wa twór­czość, orga­ni­zo­wa­na jest według kil­ku zasad­ni­czych, cha­rak­te­ry­stycz­nych środ­ków. Są nimi zwłasz­cza:

1. redun­dan­cja – czy­tel­nik otrzy­mu­je (pozor­nie?) wię­cej infor­ma­cji niż potrze­bu­je do zro­zu­mie­nia tek­stu (myśli); ser­wu­je mu się podob­nie brzmią­ce dygre­sje, w któ­rych datum prze­wa­ża nad novum;

2. ampli­fi­ka­cja – śro­dek wspie­ra­ją­cy redun­dan­cję: poszcze­gól­ne tema­ty (wąt­ki) roz­wi­ja­ne są, roz­bu­do­wy­wa­ne i dopeł­nia­ne poprzez roz­ma­ite jego słow­ne, obse­syj­nie pona­wia­ne reali­za­cje („wróć­my jed­nak do sta­re­go Ilnic­kie­go” itp.);

3. retar­da­cja – na sku­tek owe­go „nad­mia­ru infor­ma­cji”, powtó­rzeń, wtrę­tów, ampli­fi­ka­cji, krą­że­nia wokół isto­ty rze­czy etc. puen­ta wciąż jest odra­cza­na, myśl pozo­sta­je nie­roz­strzy­gnię­ta, kon­sta­ta­cje pod­le­ga­ją iro­nicz­ne­mu zazwy­czaj zawie­sze­niu: „do Cho­ty­niec­kich i Kul­czyc­kich / posta­ram się wró­cić odkąd nie ule­ga / wąt­pli­wo­ści że Cho­ty­niec­cy / pocho­dzi­li z Cho­tyń­ca koło Luba­czo­wa // dziś jed­nak nie umiem wie­lu rze­czy / uści­ślić (od tego mamy poezję / aże­by nie roz­pa­dły się w proch daw­ne / imio­na któ­rych już nikt oprócz mnie // nie wpro­wa­dzi do poran­nej i wie­czor­nej / modli­twy) więc poprze­stań­my / na powyż­szym wyszcze­gól­nie­niu i przejdź­my / do Dzię­gie­lew­skich lub Ozię­błow­skich // poezja bowiem doma­ga się (niczym modli­twa / za zmar­łych) wciąż nowych imion” [„XLIV. Modli­twa za zmar­łych”, s. 48].

Nie­trud­no się na pod­sta­wie powyż­sze­go (nie­kom­plet­ne­go) wyli­cze­nia zorien­to­wać, iż wszyst­kim owym kom­po­zy­cyj­nym chwy­tom dosko­na­le słu­ży moc­no eks­plo­ato­wa­ny w tej poezji mecha­nizm powtó­rze­nia. Powtó­rze­nia z jed­nej stro­ny sprzy­ja­ją uzy­ski­wa­niu spój­no­ści tek­stu, wzmac­nia­ją jego upo­rząd­ko­wa­nie, pośred­nio sty­mu­lu­jąc porząd­ko­wa­nie egzy­sten­cjal­nych doświad­czeń – z dru­giej spój­ność nad­we­rę­ża­ją, jako że te same fra­zy czę­sto wpla­ta­ne są w zasad­ni­czy wywód zupeł­nie (na pozór?) przy­pad­ko­wo, suge­ru­jąc pew­ną dowol­ność kom­po­zy­cyj­ną i myślo­wą, a nawet nie­ja­ki cha­os. Ta swo­iście poetyc­ka dwu­war­to­ścio­wość wyda­je się jed­nak naj­zu­peł­niej zamie­rzo­na i pożą­da­na (acz­kol­wiek to, co dobre dla poezji, nie­ko­niecz­nie sprzy­ja egzy­sten­cji – i vice ver­sa).

Nale­ża­ło­by się jed­nak zasta­no­wić, czy rze­czy­wi­ście „od tego mamy poezję / aże­by nie roz­pa­dły się w proch daw­ne / imio­na”, czy­li aby je, w uprosz­cze­niu, oca­lić od zapo­mnie­nia – podob­nie jak cały prze­szły świat, w któ­rym egzy­sto­wa­ły. Odno­szę bowiem wra­że­nie, że isto­tą wier­szo­pi­sar­stwa Dyc­kie­go jest zgo­ła co inne­go. Zauważ­my: „do Cho­ty­niec­kich i Kul­czyc­kich / posta­ram się wró­cić […] dziś jed­nak nie umiem wie­lu rze­czy / uści­ślić […] więc poprze­stań­my / na powyż­szym wyszcze­gól­nie­niu i przejdź­my / do Dzię­gie­lew­skich lub Ozię­błow­skich // poezja bowiem doma­ga się […] wciąż nowych imion”. I w innych miej­scach: „usi­łu­ję sobie // przy­po­mnieć coś wię­cej ani­że­li jabłusz­ka / i hnił­ki i coś wię­cej ani­że­li imię / Jaki­mo­wi­czów­ny” [„II.”, s. 6]; „usi­łu­ję sobie / przy­po­mnieć coś wię­cej ani­że­li imię dziad­ka / i coś wię­cej ani­że­li imię mojej mat­ki // ban­de­rów­ki” [„III.”, s. 7]. Para­fra­zu­jąc poetę: siłą rze­czy imio­na są naj­waż­niej­sze, ale jed­nak nie tak istot­ne jak owo „coś wię­cej”. Czym mia­ło­by ono być?

Według psy­cho­ana­li­tycz­nej (Laca­now­skiej) wykład­ni były­by powtó­rze­nia, jako zająk­nię­cia, potknię­cia języ­ka, arty­ku­la­cją „mowy pry­mar­nej”, pośred­ni­czą­cej mię­dzy nie­wy­po­wia­dal­ną trau­mą pier­wot­ne­go („przed­pod­mio­to­we­go”) doświad­cze­nia Rze­czy, a raczej „doświad­cze­nie wła­snej śmier­ci w kon­fron­ta­cji z Rze­czą” jako meto­ni­mią Real­ne­go, a jego „ujarz­mie­niem”, czy­li wtór­nym opra­co­wa­niem przez sym­bo­licz­ny porzą­dek języ­ka, usta­na­wia­ją­cy fik­cję auto­no­micz­ne­go ja, czy­li „wyobra­żo­ne­go cogi­to”.

„Język pry­mar­ny” pośred­ni­czy zatem pomię­dzy obcym i zewnętrz­nym wobec pod­mio­tu cza­sem rze­czy­wi­stym wyda­rze­nia a „przy­jem­ną ilu­zją” cza­su opo­wie­ści o nim, w któ­rym nastę­pu­je jego oswo­je­nie, czy­li „zła­go­dze­nie ura­zu i wpro­wa­dze­nie go w uni­wer­sum form sym­bo­licz­nych”: „tera­pia zaczy­na się – jak pisze Lacan w Funk­cji i polu mowy i dys­kur­su w psy­cho­ana­li­zie – kie­dy prze­sta­je paplać ego i język, jąka­jąc się i zaci­na­jąc, docie­ra do ‘samej rze­czy, któ­ra mówi’ ” (zob. A. Bie­lik-Rob­son, Zew dale­kie­go boga: Lacan i sym­bo­licz­ne samo­bój­stwo, w: tej­że, „Na pusty­ni”. Kryp­to­te­olo­gie póź­nej nowo­cze­sno­ści, Kra­ków 2008).

Dla­cze­go „jąka­jąc się i zaci­na­jąc” i dla­cze­go jest to „doświad­cze­nie wła­snej śmier­ci w kon­fron­ta­cji z Rze­czą”? Bo jest to powrót do samych naro­dzin mowy pod­mio­tu, do punk­tu, w któ­rym zaczy­na kon­sty­tu­ować się fik­cyj­ne, wyobra­że­nio­we ja, sepa­ru­ją­ce się od real­ne­go bycia – powrót do momen­tu przej­ścia od cha­osu mil­czą­ce­go ist­nie­nia do „kastru­ją­ce­go” ist­nie­nie porząd­ku języ­ka; momen­tu, w któ­rym „to się wyda­rzy­ło”, miej­sca trau­my, w kon­fron­ta­cji z któ­rą docho­dzi do ukon­sty­tu­owa­nia się pod­mio­tu.

„Cały adap­ta­cyj­ny roz­wój psy­che, pole­ga­ją­cy na udo­sko­na­la­niu porząd­ku sym­bo­licz­ne­go, krą­ży wokół das Ding” – pisze Jacqu­es Lacan w Ety­ce psy­cho­ana­li­zy. Krą­ży, nigdy nie mogąc Rze­czy uchwy­cić – co nie zna­czy, że nie może się do niej zbli­żyć. Ten akt przy­bli­ża­nia się do „czar­ne­go słoń­ca” Rze­czy prze­ja­wia się w nagłym ury­wa­niu się tro­pu, w zakłó­ce­niu pro­ce­su mowy, poty­ka­ją­cej się na kil­ku uprzy­wi­le­jo­wa­nych – choć zara­zem zupeł­nie przy­pad­ko­wych – zna­czą­cych, któ­re sygna­li­zu­ją owo ciem­ne miej­sce, gdzie doszło do nie­moż­li­we­go (trau­ma­ty­zu­ją­ce­go) spo­tka­nia z Rze­czą. I wła­śnie owo Laca­now­skie z ducha „krą­że­nie wokół das Ding” wyda­je się cha­rak­te­ry­zo­wać poezję Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

„Kil­ko­ma uprzy­wi­le­jo­wa­ny­mi zna­czą­cy­mi”, o któ­rych wspo­mi­na Aga­ta Bie­lik-Rob­son, były­by w poezji auto­ra Pere­gry­na­rza sło­wa-klu­cze. „Ury­wa­ny trop” i „zakłó­ce­nia pro­ce­su mowy” to oczy­wi­ście powtó­rze­nia, spra­wia­ją­ce wra­że­nie zaci­na­ją­cej się mowy, powra­ca­ją­cej do raz już wypo­wie­dzia­nych fraz, usi­łu­ją­cej wyar­ty­ku­ło­wać je na nowo. Czym nato­miast mogła­by być Rzecz, trau­ma, owo „czar­ne słoń­ce”, miej­sce, „gdzie to się wyda­rzy­ło”, powo­du­jąc uraz wywo­ła­ny spo­tka­niem z Real­nym, ze wzglę­du na któ­ry czy­nio­ne są adap­ta­cyj­ne zabie­gi psy­che?

„Mowa pry­mar­na jest nie­pew­na, jąka­ją­ca się, w dużej mie­rze pry­wat­na […]. Ego, któ­re ucie­kło od miej­sca swych naro­dzin – w krzy­ku, bólu i lęku, w obez­wład­nia­ją­cej zależ­no­ści pier­wot­ne­go uwie­dze­nia – żyje złu­dze­niem wła­sne­go auto­no­micz­ne­go bytu, pod­czas gdy napraw­dę jest ono niczym, pustym shi­fte­rem, cał­ko­wi­cie bytu pozba­wio­nym” [Bie­lik-Rob­son]. Ego, któ­re ucie­kło od miej­sca swych naro­dzin – w krzy­ku, bólu i lęku, od wie­lo­ra­kich „zależ­no­ści i uza­leż­nień”, czy­li pod­miot ucie­ka­ją­cy, i nie­mo­gą­cy uciec, od swo­ich uwa­run­ko­wań w nadziei na w peł­ni auto­no­micz­ny byt, „pod­czas gdy napraw­dę” bez owych uwa­run­ko­wań jest „cał­ko­wi­cie bytu pozba­wio­nym”, wier­ny i nie­wier­ny zara­zem swo­im korze­niom – czyż to nie per­so­na lirycz­na poezji Dyc­kie­go? Przy­po­mnij­my: „odkąd / wyje­cha­łem z prze­my­skie­go / nigdzie już nie byłem / u sie­bie”.

„Czar­nym słoń­cem” było­by zatem dosłow­nie i meta­fo­rycz­nie rozu­mia­ne „miej­sce naro­dzin”, miej­sce-dom, „gniaz­do”. Miej­sce-powód ucie­czek i powro­tów. Miej­sce, w któ­rym psy­che pra­gnie powtó­rzyć i oswo­ić Wyda­rze­nie, zła­go­dzić uraz poprzez „wpro­wa­dze­nie go w uni­wer­sum form sym­bo­licz­nych”, w mitycz­ny porzą­dek wier­sza.

Dom-Rzecz nie daje się, oczy­wi­ście, pre­cy­zyj­nie defi­nio­wać. „Sta­ro­gór­no­nie­miec­kie sło­wo thing – zauwa­ża Heideg­ger – istot­nie ozna­cza zbie­ra­nie się, a mia­no­wi­cie zbie­ra­nie się w celu roz­są­dze­nia oma­wia­nej spra­wy, spor­ne­go przy­pad­ku. Dla­te­go daw­ne nie­miec­kie sło­wa thing i dinc zaczy­na­ją ozna­czać spra­wę; nazy­wa­ją one wszyst­ko to, co w jaki­kol­wiek spo­sób doty­czy czło­wie­ka, obcho­dzi go i co w kon­se­kwen­cji wyma­ga omó­wie­nia.” Ujed­no­znacz­nie­nie Rze­czy, cał­ko­wi­ta jej sym­bo­li­za­cja, ozna­cza­ło­by nie tyl­ko likwi­da­cję „pro­ble­mu” jako tego, co „wyma­ga omó­wie­nia”, zatem i poetyc­kie­go tema­tu, w zasa­dzie więc zanik bodź­ca do arty­stycz­nie for­mu­ło­wa­nej reflek­sji, ale i zupeł­ne uni­ce­stwie­nie pod­mio­tu w jego dotych­cza­so­wej posta­ci. Ozna­cza­ło­by likwi­da­cję kon­sty­tu­tyw­nej Trau­my i przed­mio­tu-przy­czy­ny pożą­da­nia, czy­li utra­tę racji i sen­su ist­nie­nia. Owo poetyc­kie krą­że­nie wokół Rze­czy, celo­we, świa­do­me jej omi­ja­nie, obu­do­wy­wa­nie coraz gęst­szą mate­rią słów sta­ło się bowiem celem samym w sobie, spo­so­bem na inte­gra­cję nie­ustan­nie zagro­żo­ne­go dez­in­te­gra­cją pod­mio­tu, jed­nost­ko­wym spo­so­bem bycia-w-świe­cie i „umie­ra­nia we wła­sny spo­sób” [Freud], stra­te­gią jego prze­trwa­nia, jedy­ną nadzie­ją na ocalenie/zbawienie. Scri­bo ergo sum, moż­na by rzec.

Pod­su­mo­wu­jąc, Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki wypra­co­wał język, któ­re­mu uda­ło (uda­je) się utrwa­lić ulot­ność kon­sty­tu­tyw­ne­go doświad­cze­nia Trau­my i prze­kuć zwiew­ność umy­ka­ją­ce­go, jąka­ją­ce­go się poje­dyn­cze­go Ja w trwa­ły, powta­rzal­ny idiom. Nie nale­ży się zatem spo­dzie­wać, że poeta z nie­go zre­zy­gnu­je i nagle obja­wi nam owo „coś wię­cej”, czy­li to, o co cho­dzi, a co darem­nie usi­łu­je wydo­być z prze­szło­ści („od lat bowiem dostrze­gam / nada­rem­ność poezji kie­dy usi­łu­ję sobie / przy­po­mnieć coś wię­cej”; III., s. 7) – a o czym prze­czy­ta­cie Pań­stwo zapew­ne w innych recen­zjach i omó­wie­niach.

O autorze

Grzegorz Tomicki

Urodzony w 1965 roku. Doktor nauk humanistycznych. Krytyk literacki, poeta, publicysta, wykładowca. Stale współpracuje z miesięcznikami „Odra” i „Twórczość” oraz kwartalnikiem „FA-art”. Prowadzi blog literacki Szkice ciurkiem. Mieszka w Legnicy.

Powiązania

Panie i panowie, powtarzamy

wywiady / o książce Darek Foks Grzegorz Tomicki

Roz­mo­wa Grze­go­rza Tomic­kie­go z Dar­kiem Fok­sem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Histo­ria kina pol­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 7 grud­nia 2015 roku.

Więcej

Rekonstrukcja podmiotu

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Esej Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Woda na Mar­sie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się 25 maja 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Literacka przygoda z formą. O zyskach i stratach poety Jacka Dehnela

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Tyłem do poezji polskiej odwrócony

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze nowej książ­ki Zbi­gnie­wa Mache­ja Mrocz­ny przed­miot podą­ża­nia, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 czerw­ca 2014 roku.

Więcej

Myśli o powrocie do domu

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Teraźniejszość jest sprawą otwartą

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Trop w trop. Roz­mo­wy z Andrze­jem Sosnow­skim Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza.

Więcej

Life Is A Long Song

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Pio­sen­ki dla mar­twe­go kogu­ta Juri­ja Andru­cho­wy­cza.

Więcej

O Somie

recenzje / Różni autorzy

Komen­ta­rze Boh­da­na Zadu­ry, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło, Ingi Iwa­siów, Paw­ła Lek­szyc­kie­go, Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Macie­ja Rober­ta, Mar­ci­na Orliń­skie­go, Artu­ra Nowa­czew­skie­go, Grze­go­rza Tomic­kie­go, Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej

Liczby się liczą

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze Kra­ina wiecz­nych zer Zbi­gnie­wa Mache­ja.

Więcej

Ludzki sposób na przetrwanie

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Listo­pad nad Narwią Julii Fie­dor­czuk. .

Więcej

Ciche wnioski

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Opium i Lament Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Dom z samych balkonów

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grze­go­rza Tomic­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze ksiaż­ki Wte i nazad Anny Pod­cza­szy, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Piękne imię własne

recenzje / ESEJE Dominika Kijek

Recen­zja Domi­ni­ki Kijek z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się 23 grud­nia 2014 roku na stro­nie Art­Pa­pie­ru.

Więcej

Piękne imię własne

recenzje / ESEJE Dominika Kijek

Recen­zja Domi­ni­ki Kijek z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pochwała poezji polskiej w warunkach zagrożenia

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Poeta współczesny, uwikłany

recenzje / ESEJE Arkadiusz Morawiec

Recen­zja Arka­diu­sza Moraw­ca z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Nowe imiona

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anna Kału­ży z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Myśli o powrocie do domu

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Eu(geniusz)

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Recen­zja Mai Staś­ko z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pokątny pastuszek

recenzje / ESEJE Justyna Sobolewska

Recen­zja Justy­ny Sobo­lew­skiej z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pies z poezją w pysku, czyli o wierszu XVI. z Imienia i znamienia Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

recenzje / IMPRESJE Marcin Jurzysta

Esej Mar­ci­na Jurzy­sty towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Eheu jak gwałtem obrotne obłoki!

recenzje / ESEJE Paweł Bernacki

Recen­zja Paw­ła Ber­nac­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Świat podminowany

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Idiom i tajemnica

wywiady / o książce Krzysztof Hoffmann Marcin Jurzysta

Roz­mo­wa Krzysz­to­fa Hof­f­ma­na z Mar­ci­nem Jurzy­stą o książ­ce Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 29 wrze­śnia 2011 roku.

Więcej