Hałyna Kruk w swoim debiutanckim tomie opowiadań Ktokolwiek, tylko nie ja ustanawia dość niezwykłą wspólnotę kobiet. W przestrzeni tej książki spotykają się bohaterki o bardzo odmiennych sytuacjach życiowych i społecznych. Mężczyźni natomiast pozostają w tle, co wcale nie oznacza ich nieistotności.
Debiut prozatorski uznanej ukraińskiej pisarki otwiera nowe drogi do rozmowy o współczesnej kobiecości oraz stwarza przestrzeń do dialogu między bohaterkami, które pozornie bardzo wiele różni, jednak w czasie lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że mogą one stać się odpowiedzią dla siebie nawzajem. Tym, co łączy je wszystkie, jest bowiem dojmująco odczuwana samotność, której nie są w stanie ukoić w relacjach z mężczyznami. Utrwalone w Ktokolwiek, tylko nie ja obok siebie niczym w katalogu zasuszonych motyli – uzupełniają się i oświetlają siebie nawzajem.
Co interesujące, poszczególne opowiadania są od siebie bardzo odmienne również językowo i formalnie, Kruk pokazuje czytelnikowi szerokie spektrum swoich prozatorskich możliwości i niejednokrotnie zaskakuje, zwłaszcza ostatnim, pandemicznym opowiadaniem zatytułowanym „Kwarantannowe kroniki Marii”, wyróżniającym się spośród pozostałych poczuciem humoru oraz dystansem.
Kobiecość w opowiadaniach Kruk opiera się na sile, trosce i samotności, co najlepiej widać w opowiadaniu „Rybka”dziejącym się na szpitalnej sali pełnej matek, które w tych wyjątkowych warunkach tworzą zgraną, wyrozumiałą społeczność. Mężczyźni są słabi, nawet, gdy stają się głównymi bohaterami: narrator „Zamówić” opowiada o przesądzie i strachu, a „Cycki” są obrazem absurdalnej obsesji, nie są to podmioty, z którymi możemy nadmiernie empatyzować. Zaskakująco przywodzą zresztą na myśl styl Nie to/ Nie tamto Sørena Gaugera. Kobiety za to są barwne i mocne, mierzą się z rzeczywistością z imponującą wytrwałością, jak wynosząca szpitalne jedzenie dzieciom do domu Wirka, dla której macierzyństwo było silniejsze niż jakakolwiek choroba.
Kruk potrafi również tworzyć piękne surrealistyczne obrazy takie jak w „Rybce”, gdzie pojawia się również niezwykle oryginalna wizja dziecka w życiu płodowym:
(…) wciąż zamyka oczy i słucha, jak w jej brzuchu od czasu do czasu rzuca się wielka srebrzysta ryba. Niepodziewanie wyskakuje na krótką chwilę z czarnego lepkiego nurtu, rozbłyskuje pod skąpym księżycem. Ciężko uderza ogonem o wodę. I tylko kręgi na wodzie rozchodzą się we wszystkie strony, aż wreszcie całkiem znikają. Czasem Anna zdąży zobaczyć w rybie pomarszczoną dziecięcą twarzyczkę.
Podobnie w „Niekompletnych ziołach” – utworze o relacjach rodzinnych między trzema pokoleniami – babką, matką i wnuczką, które puentuje w ten sposób:
A w nocy śni mi się trawa, która puściła korzenie przez mnie i mamę, i babcię, i nigdy nas nie wypuści żywymi.
Patologia ciąży, emigracja zarobkowa, trudy wychowywania dzieci, śmiertelna choroba – to wszystko tematy niezwykle aktualne i niebanalnie ujęte, z dbałością o uchwycenie ulotnego momentu kondensacji emocji, niejednokrotnie ujętego w poetycką właściwie metaforę. Jak wtedy, gdy w opowiadaniu Tabula rasa narratorka stwierdza:
Nie wiem, jak to się dzieje, ale nieraz widziałam potem, jak choroba zagania człowieka, jak myśliwy nieszczęsne zwierzę. Oddala go od stada podobnych, zmusza, by biegł gdzie oczy poniosą, prosto przez pole, zapadał się, tracił siły.
Komentarz Kruk, mimo że niebezpośredni, jest zawsze w punkt, czasem nawet dosadny lub ironiczny. Nie cofa się przed tym, co odważne, i demonstruje swoją pisarską niezależność podobnie jak jej bohaterki. Nie kryje również, że tym, co ją fascynuje, jest opowiadanie historii i podążanie za lukami znajdowanymi w opowieści, podobnie jak narratorka w „Za dużo wody”:
Nie muszę słyszeć wszystkiego, mam bogatą wyobraźnię. Sama mogę sobie wymyślić brakujące elementy, tak jest nawet ciekawiej. Zawsze pociąga to, co pozostaje poza kadrem.
Na szczęście, zostawia takie niedopowiedziane miejsca także dla czytelnika, który chętnie podąża wskazaną przez pisarkę drogą i wypełnia kolejne niejasności siłą własnej wyobraźni.
Ktokolwiek, tylko nie ja – tytuł tej, jakże różnorodnej książki pociąga za sobą skojarzenia chyba przede wszystkim pandemiczne – „oby to nie mnie dotknęła choroba”, lecz wydaje się, że jego znaczenie tkwi znacznie głębiej. Bohaterki tej książki to ktokolwiek tylko nie ja – może sugerować autorka; kogokolwiek, tylko nie mnie spotka coś złego, ze mną będzie inaczej – mogły myśleć kobiety z jej opowiadań. Ktokolwiek, tylko nie ja – niczym zaklęcie ochronne, próba ucieczki przed pochwyceniem, określeniem, przyszpileniem w trwałej tożsamości. Tymczasem sama książka sugeruje nam przekornie – ktokolwiek to ja – jesteśmy wspólnotą, bardziej podobnych do siebie niż chcemy przyznać.