recenzje / ESEJE

Wspólnota kobiet

Aleksandra Byrska

Recenzja Aleksandry Byrskiej, towarzysząca premierze książki Ktokolwiek, tylko nie ja Hałyny Kruk w tłumaczeniu Bohdana Zadury, która ukaże się w Biurze Literackim 23 maja 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Hały­na Kruk w swo­im debiu­tanc­kim tomie opo­wia­dań Kto­kol­wiek, tyl­ko nie ja usta­na­wia dość nie­zwy­kłą wspól­no­tę kobiet. W prze­strze­ni tej książ­ki spo­ty­ka­ją się boha­ter­ki o bar­dzo odmien­nych sytu­acjach życio­wych i spo­łecz­nych. Męż­czyź­ni nato­miast pozo­sta­ją w tle, co wca­le nie ozna­cza ich nie­istot­no­ści.

Debiut pro­za­tor­ski uzna­nej ukra­iń­skiej pisar­ki otwie­ra nowe dro­gi do roz­mo­wy o współ­cze­snej kobie­co­ści oraz stwa­rza prze­strzeń do dia­lo­gu mię­dzy boha­ter­ka­mi, któ­re pozor­nie bar­dzo wie­le róż­ni, jed­nak w cza­sie lek­tu­ry trud­no oprzeć się wra­że­niu, że mogą one stać się odpo­wie­dzią dla sie­bie nawza­jem. Tym, co łączy je wszyst­kie, jest bowiem doj­mu­ją­co odczu­wa­na samot­ność, któ­rej nie są w sta­nie uko­ić w rela­cjach z męż­czy­zna­mi. Utrwa­lo­ne w Kto­kol­wiek, tyl­ko nie ja obok sie­bie niczym w kata­lo­gu zasu­szo­nych moty­li – uzu­peł­nia­ją się i oświe­tla­ją sie­bie nawza­jem.

Co inte­re­su­ją­ce, poszcze­gól­ne opo­wia­da­nia są od sie­bie bar­dzo odmien­ne rów­nież języ­ko­wo i for­mal­nie, Kruk poka­zu­je czy­tel­ni­ko­wi sze­ro­kie spek­trum swo­ich pro­za­tor­skich moż­li­wo­ści i nie­jed­no­krot­nie zaska­ku­je, zwłasz­cza ostat­nim, pan­de­micz­nym opo­wia­da­niem zaty­tu­ło­wa­nym „Kwa­ran­tan­no­we kro­ni­ki Marii”, wyróż­nia­ją­cym się spo­śród pozo­sta­łych poczu­ciem humo­ru oraz dystan­sem.

Kobie­cość w opo­wia­da­niach Kruk opie­ra się na sile, tro­sce i samot­no­ści, co naj­le­piej widać w opo­wia­da­niu „Rybka”dziejącym się na szpi­tal­nej sali peł­nej matek, któ­re w tych wyjąt­ko­wych warun­kach two­rzą zgra­ną, wyro­zu­mia­łą spo­łecz­ność. Męż­czyź­ni są sła­bi, nawet, gdy sta­ją się głów­ny­mi boha­te­ra­mi: nar­ra­tor „Zamó­wić” opo­wia­da o prze­są­dzie i stra­chu, a „Cyc­ki” są obra­zem absur­dal­nej obse­sji, nie są to pod­mio­ty, z któ­ry­mi może­my nad­mier­nie empa­ty­zo­wać. Zaska­ku­ją­co przy­wo­dzą zresz­tą na myśl styl Nie to/ Nie tam­to Søre­na Gau­ge­ra. Kobie­ty za to są barw­ne i moc­ne, mie­rzą się z rze­czy­wi­sto­ścią z impo­nu­ją­cą wytrwa­ło­ścią, jak wyno­szą­ca szpi­tal­ne jedze­nie dzie­ciom do domu Wir­ka, dla któ­rej macie­rzyń­stwo było sil­niej­sze niż jaka­kol­wiek cho­ro­ba.

Kruk potra­fi rów­nież two­rzyć pięk­ne sur­re­ali­stycz­ne obra­zy takie jak w „Ryb­ce”, gdzie poja­wia się rów­nież nie­zwy­kle ory­gi­nal­na wizja dziec­ka w życiu pło­do­wym:

(…) wciąż zamy­ka oczy i słu­cha, jak w jej brzu­chu od cza­su do cza­su rzu­ca się wiel­ka sre­brzy­sta ryba. Nie­po­dzie­wa­nie wyska­ku­je na krót­ką chwi­lę z czar­ne­go lep­kie­go nur­tu, roz­bły­sku­je pod ską­pym księ­ży­cem. Cięż­ko ude­rza ogo­nem o wodę. I tyl­ko krę­gi na wodzie roz­cho­dzą się we wszyst­kie stro­ny, aż wresz­cie cał­kiem zni­ka­ją. Cza­sem Anna zdą­ży zoba­czyć w rybie pomarsz­czo­ną dzie­cię­cą twa­rzycz­kę.

Podob­nie w „Nie­kom­plet­nych zio­łach” utwo­rze o rela­cjach rodzin­nych mię­dzy trze­ma poko­le­nia­mi – bab­ką, mat­ką i wnucz­ką, któ­re puen­tu­je w ten spo­sób:

A w nocy śni mi się tra­wa, któ­ra puści­ła korze­nie przez mnie i mamę, i bab­cię, i nigdy nas nie wypu­ści żywy­mi.

Pato­lo­gia cią­ży, emi­gra­cja zarob­ko­wa, tru­dy wycho­wy­wa­nia dzie­ci, śmier­tel­na cho­ro­ba – to wszyst­ko tema­ty nie­zwy­kle aktu­al­ne i nie­ba­nal­nie uję­te, z dba­ło­ścią o uchwy­ce­nie ulot­ne­go momen­tu kon­den­sa­cji emo­cji, nie­jed­no­krot­nie uję­te­go w poetyc­ką wła­ści­wie meta­fo­rę. Jak wte­dy, gdy w opo­wia­da­niu Tabu­la rasa nar­ra­tor­ka stwier­dza:

Nie wiem, jak to się dzie­je, ale nie­raz widzia­łam potem, jak cho­ro­ba zaga­nia czło­wie­ka, jak myśli­wy nie­szczę­sne zwie­rzę. Odda­la go od sta­da podob­nych, zmu­sza, by biegł gdzie oczy ponio­są, pro­sto przez pole, zapa­dał się, tra­cił siły.

Komen­tarz Kruk, mimo że nie­bez­po­śred­ni, jest zawsze w punkt, cza­sem nawet dosad­ny lub iro­nicz­ny. Nie cofa się przed tym, co odważ­ne, i demon­stru­je swo­ją pisar­ską nie­za­leż­ność podob­nie jak jej boha­ter­ki. Nie kry­je rów­nież, że tym, co ją fascy­nu­je, jest opo­wia­da­nie histo­rii i podą­ża­nie za luka­mi znaj­do­wa­ny­mi w opo­wie­ści, podob­nie jak nar­ra­tor­ka w „Za dużo wody”:

Nie muszę sły­szeć wszyst­kie­go, mam boga­tą wyobraź­nię. Sama mogę sobie wymy­ślić bra­ku­ją­ce ele­men­ty, tak jest nawet cie­ka­wiej. Zawsze pocią­ga to, co pozo­sta­je poza kadrem.

Na szczę­ście, zosta­wia takie nie­do­po­wie­dzia­ne miej­sca tak­że dla czy­tel­ni­ka, któ­ry chęt­nie podą­ża wska­za­ną przez pisar­kę dro­gą i wypeł­nia kolej­ne nie­ja­sno­ści siłą wła­snej wyobraź­ni.

Kto­kol­wiek, tyl­ko nie ja – tytuł tej, jak­że róż­no­rod­nej książ­ki pocią­ga za sobą sko­ja­rze­nia chy­ba przede wszyst­kim pan­de­micz­ne – „oby to nie mnie dotknę­ła cho­ro­ba”, lecz wyda­je się, że jego zna­cze­nie tkwi znacz­nie głę­biej. Boha­ter­ki tej książ­ki to kto­kol­wiek tyl­ko nie ja – może suge­ro­wać autor­ka; kogo­kol­wiek, tyl­ko nie mnie spo­tka coś złe­go, ze mną będzie ina­czej – mogły myśleć kobie­ty z jej opo­wia­dań. Kto­kol­wiek, tyl­ko nie ja – niczym zaklę­cie ochron­ne, pró­ba uciecz­ki przed pochwy­ce­niem, okre­śle­niem, przy­szpi­le­niem w trwa­łej toż­sa­mo­ści. Tym­cza­sem sama książ­ka suge­ru­je nam prze­kor­nie – kto­kol­wiek to ja – jeste­śmy wspól­no­tą, bar­dziej podob­nych do sie­bie niż chce­my przy­znać.

 

belka_2

O autorze

Aleksandra Byrska

Urodzona w 1990 roku w Krakowie. Absolwentka filologii polskiej i krytyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz logopedii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Krytyczka, bibliotekarka, poetka. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat intymności i skandalu w prozie polskiej po 2010 roku. Wiersze publikowała w „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Salt Hill Journal” i „La Piccioletta Barca”. Mieszka w Myślenicach.

Powiązania