recenzje / ESEJE

Wyczerpanie, niewyczerpane. Parę zdań o wyborze wierszy Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

Piotr Śliwiński

Recenzja Piotra Śliwińskiego, towarzysząca wydaniu książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego Gdyby ktoś o mnie pytał, która ukazała się w Biurze Literackim 11 marca 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Nie mam zbyt wie­lu dobrych wier­szy. Z tru­dem wybra­łem zestaw dwu­dzie­stu pię­ciu tek­stów, uwzględ­nia­jąc i dołą­cza­jąc w ostat­niej chwi­li jeden utwór spo­za ksią­żek” – czy­ta­my w kró­ciut­kim posło­wiu Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go do tomu Gdy­by ktoś o mnie pytał (Biu­ro Lite­rac­kie, 2020). Zasta­na­wia­ją­ce wyzna­nie, waż­ne, nie­waż­ne?

Ot kokie­te­ria, oczy­wi­ście. W odru­cho­wej reak­cji na nie­spra­wie­dli­wą oce­nę wła­sne­go dorob­ku mamy ocho­tę wykrzyk­nąć: „Ależ Panie Euge­niu­szu, napi­sał Pan wie­le wspa­nia­łych wier­szy – i trud­no dać wia­rę, by ktoś o tak szcze­gól­nej i szcze­gó­ło­wej zna­jo­mo­ści poezji mógł o tym nie wie­dzieć”. Jed­nak po chwi­li do gło­wy przy­cho­dzi myśl inna, że to gest samo­obron­ny, uchy­le­nie się przed reto­rycz­nym kijem w posta­ci wypró­bo­wa­nej po sto­kroć, defi­ni­tyw­nej dia­gno­zy – skoń­czył się, wyczer­pał, powta­rza się, to już nie jego czas, nie ma powo­du go dalej czy­tać. W przy­pad­ku poetów roz­po­zna­wal­nych, mają­cych sil­ną oso­bo­wość, upar­cie trzy­ma­ją­cych się jakiejś wypra­co­wa­nej dyk­cji, osob­nych i nie­zdat­nych do zacią­gu w takie czy inne sze­re­gi, kij jest wszyst­kim, czym dys­po­nu­je kry­tyk złak­nio­ny splen­do­ru, oszo­ło­mio­ny obra­zem sie­bie wła­da­ją­ce­go żywym cia­łem lite­ra­tu­ry. Żywy poeta, pomniej­sza­jąc się, by unik­nąć cio­su, pro­po­nu­je więc ugo­do­wo: „Wiem, że bie­gle wła­dasz narzę­dziem słu­żą­cym do potę­pie­nia mej sła­bo­ści, kary­god­nych nie­do­stat­ków wie­dzy na temat aktu­al­nych tren­dów, lecz moje wier­sze nie zasłu­gu­ją na Twój wysi­łek. Nie bij, wejdź w moją klę­skę i roz­ko­szuj się nią razem ze mną”.

Jed­nak w koń­cu odsła­nia się wyja­śnie­nie jesz­cze inne­go rodza­ju, mia­no­wi­cie, że Dyc­ki rozu­mie swą twór­czość jako całość nie­po­dziel­ną na poje­dyn­cze wier­sze, od począt­ku speł­nio­ną, wypo­sa­żo­ną we wszel­kie wła­ści­wo­ści, a jed­no­cze­śnie chłon­ną. W takim uję­ciu wier­sze nie ist­nie­ją osob­no i rze­czy­wi­ście trud­no wybrać dwa­dzie­ścia pięć utwo­rów lep­szych niż inne.

Z tym moż­na się zgo­dzić. Przed trzy­dzie­stu laty Dyc­ki wyna­lazł sie­bie i swój wiersz. Poka­zał się świa­tu w goto­wej, eks­klu­zyw­nej for­mie, by następ­nie przez deka­dy tę for­mę szli­fo­wać – jak­by chciał spraw­dzić, suge­ru­ją scep­ty­cy, ile użyć wytrzy­ma zanim się zuży­je. Już na począt­ku usta­wił dra­ma­tycz­ny tenor, tro­chę ope­ro­wy, obse­syj­ny, ale i uwo­dzi­ciel­ski, prze­szy­wa­ją­cy, a jed­no­cze­śnie iro­nicz­ny; odtąd jego odpor­ność na zobo­jęt­nie­nie odbior­cy jest bez ustan­ku testo­wa­na. Spo­rzą­dził listę traum (śmierć, sza­leń­stwo, cho­ro­ba, samot­ność, toż­sa­mość, odrzu­ce­nie, gor­szość) i oddał je tek­sto­wi, zapew­ne nie wie­rząc, że cokol­wiek prócz wier­sza potra­fi je przy­swo­ić. Raczej przy­swo­ić, sko­rzy­stać na nich, włą­czyć w koło­wrót pozor­nych słów-klu­czy, prze­ro­bić na głos, niż w tra­dy­cyj­nym sen­sie wyra­zić czy tym bar­dziej prze­móc. I dla­te­go całość, o któ­rej tu wspo­mi­nam, pozo­sta­je nie­na­sy­co­na i żąd­na kolej­nych eks­pre­sji, aż w koń­cu odkry­wa­my, że spraw­dzia­no­wi pod­le­ga nie poety­ka, lecz powo­dy lek­tu­ry: „otóż głup­cy nie wiedzą/ że każ­dy poeta (choć się/ zaci­na) pisze o sobie/ jeden i ten sam wiersz”. Zatem ryzy­ko jest tak napraw­dę nie­wiel­kie – to utra­ta uwa­gi, któ­ra nie była w isto­cie uwa­gą, przy­wią­za­niem do wier­sza, do „moż­li­wo­ści doświad­cze­nia”, któ­ra z nie­go wyzie­ra, lecz prze­lot­nym zacie­ka­wie­niem. Tym­cza­sem, mówiąc pół żar­tem, prze­lot­ność nie nale­ży do war­to­ści afir­mo­wa­nych przez tego auto­ra („poezji pol­skiej dawnej/ i współczesnej/ nie da się prze­le­cieć w jed­ną noc ole!”), acz­kol­wiek ma swo­je miej­sce w puli odno­to­wy­wa­nych prze­żyć. Jest wyro­kiem, mówić aż nad­to poważ­nie, wyko­ny­wa­nym wspól­nie przez moce ponad ludz­kie siły: „czas jest śle­py i śle­pe są wnętrzności/ moje któ­re wybie­ga­ją w przyszłość/ czas jest bez przy­czy­ny i ja jestem/ bez przy­czy­ny odkąd zacho­ro­wa­łem” (z tomu Mło­dzie­niec o wzo­ro­wych oby­cza­jach, 1994). Z inne­go punk­tu widze­nia jest ona – prze­lot­ność, ulot­ność – zasad­ni­czym atry­bu­tem pust­ki, z któ­rą rów­nież nie da się nic zro­bić, ani zwal­czyć, ani zgo­dzić. Bo porów­na­nie z Róże­wi­czem, prze­pro­wa­dzo­ne nie­gdyś przez Andrze­ja Skren­dę, jest jak naj­bar­dziej zasad­ne, a tak­że wnio­sek z nie­go pły­ną­cy, że choć obaj sto­ją przed per­spek­ty­wą nihi­li­zmu, to tyl­ko jeden (Róże­wicz) trak­tu­je ją jak wyzwa­nie, pod­czas gdy Dyc­ki bez resz­ty zamiesz­ku­je wewnątrz tej per­spek­ty­wy, pró­bu­jąc ją ozna­czyć, lecz już nie – opu­ścić: „więk­si i mniej­si bogo­wie nicości/ spo­ty­kam was każ­de­go dnia/ ku moje­mu zdu­mie­niu jesteście/ bar­dzo do mnie podob­ni” (z tomu Dwie głów­ne rze­ki, 2019).

Wra­ca­jąc do dwu­dziest­ki piąt­ki. Zaczy­na się od wer­sów: „wszyst­ko to są rze­czy nie­pew­ne ziemia/ i nie­bo wszyst­ko to są rze­czy nie­pew­ne” (z tomu Liber mor­tu­orum, 1997), jak­by auto­ro­wi zale­ża­ło, aby te sło­wa zawi­sły nad kolej­ny­mi wier­sza­mi, w któ­rych zja­wia­ją się kawał­ki nie­za­po­mnia­nej zie­mi (Prze­my­skie­go, ludzi z tam­tych stron, mat­ki) i nie­wy­klu­czo­na real­ność nie­ba (bosko­ści, tajem­ni­cy). Tłu­mią poku­sę, by seman­tycz­ną i sty­li­stycz­ną płyn­ność tych wier­szy ota­mo­wać za pomo­cą jakiejś roz­strzy­ga­ją­cej for­mu­ły, wyso­kie­go lub uczo­ne­go zaklę­cia. Auto­iro­nicz­ny tra­gizm, wypar­cie się życia, dobro­wol­ne zesła­nie do kra­iny cie­ni, zastą­pie­nie teraź­niej­szo­ści przez kon­wul­syj­ną pamięć, lubość bólu, mimo że i on pozo­sta­nie bez­sil­ny i bez­u­ży­tecz­ny, gdyż nie zapew­ni poety o jego ist­nie­niu, odwzo­ro­wa­nie języ­ka obse­sji i lęku, wszyst­ko to są atrak­cyj­ne haczy­ki, mają­ce pomóc w zło­wie­niu wier­szy Dyc­kie­go i zamknię­ciu ich w siat­ce lite­ra­tu­ro­znaw­czych pojęć, lecz nie spo­sób na nich poprze­stać. Małe, lecz wie­lo­krot­ne roz­ró­by, wsz­czy­na­ne przez poetę w obrę­bie języ­ko­wych reje­strów, prze­le­wa­nie się przez gra­ni­ce poszcze­gól­nych tek­stów, cykli, nastro­jów, nie­prze­strze­ga­nie zobo­wią­zań doty­czą­cych zarów­no inwen­cji i podą­ża­nia za zmie­nia­ją­cym się hory­zon­tem este­tycz­nym, jak i ocze­ki­wa­nia jakiej­kol­wiek wier­no­ści. Dyc­ki jest poetą kon­tra­dyk­to­ryj­nym i anty­de­kla­ra­tyw­nym. Jak mało kto, choć zda­je się zagnież­dżo­ny w środ­ku swe­go autor­skie­go idio­mu, któ­re­go nie spo­sób pomy­lić z jakim­kol­wiek innym, i w swej ory­gi­nal­nej obse­sji, nie daje się przy­szpi­lić kry­tycz­nym komen­ta­rzom. Wciąż dekla­ru­je i tak samo czę­sto odci­na się od swo­ich zapo­wie­dzi. Aż w koń­cu nie wia­do­mo, czy Prze­my­skie to rzecz wyobraź­ni, czy topo­gra­fia dzie­ciń­stwa; jak umie­ra­ła mat­ka, w sąsied­nim poko­ju, czy w natręt­nych fra­zach, któ­re symu­lu­ją świa­dec­two tego umie­ra­nia; czy to umie­ra­nie było wstę­pem do śmier­ci, czy for­mą życia. Wie­lość prze­ka­zów, niby iden­tycz­nych, lecz zwy­kle mini­mal­nie prze­kształ­co­nych, zasie­wa nie­pew­ność.

Podob­nie język i wiersz, o któ­rych Dyc­ki roz­pra­wia w licz­nych utwo­rach. W tym tak­że w tek­ście cen­tral­nie ulo­ko­wa­nym w oma­wia­nej książ­ce:

z języ­kiem trze­ba twar­do
jest jaki jest kawa­łek
drew­na któ­rym się pod­pie­ra­my
i posił­ku­je­my po dro­dze

lecz nie zawsze szczę­śli­wie
jest jaki jest i nie ma
cie­nia wąt­pli­wo­ści że to gli­na
udrę­czo­na tchnie­niem

Pana Boga i przez każ­de­go
z nas gdy brak tchu
(z tomu Pio­sen­ka o zależ­no­ściach i uza­leż­nie­niach, 2008)

O nie­po­zor­nej zło­żo­no­ści tego wier­sza napi­sa­no wystar­cza­ją­co, o jego rze­ko­mej auto­te­ma­tycz­no­ści – tak­że, o pożyt­kach z prze­rzut­ni − praw­do­po­dob­nie rów­nież, o desta­bi­li­za­cjach fra­ze­olo­gicz­nych („jest jaki jest” – jest/ jaki jest; „jest jaki jest i nie ma”, czy­li – jest czy nie jest itd.) − na pew­no. Ale czy wie­my dużo wię­cej o natu­rze języ­ka – gli­ny udrę­czo­nej przez tchnie­nie boskie i ludz­kie?

Z gli­ny powsta­ją for­my, lecz kształ­to­wa­nie to pra­ca tyleż wznio­sła i koniecz­na, co wyczer­pu­ją­ca, w dosłow­nym rozu­mie­niu, gdyż zawar­ty w niej boski pier­wia­stek uka­zu­je się czło­wie­ko­wi za póź­no, w chwi­li osta­tecz­nej utra­ty, w zapie­ra­ją­cym dech uści­sku śmier­ci. Sko­ro tak, to język też zja­wia się za póź­no, kie­dy nie ma już cza­su, by poczuć z nim jed­ność lub cho­ciaż­by bli­skość z nim. Jego natu­ra raz na zawsze pozo­sta­je anty­no­micz­na, natchnio­na przez Boga i nie­po­chwyt­na dla czło­wie­ka. Jeśli dana, to na koń­cu koń­ców.

Krzysz­tof Hof­f­mann ujął to nie­co ina­czej: „Język roz­pi­na się […] pomię­dzy ożyw­czym (boskim) tchnie­niem w noz­drza, a łap­czy­wym łapa­niem powie­trza z usta­mi kostu­chy przy naszych ustach. Nie ma Dase­in przed byciem w języ­ko­wym świe­cie. Język– w tym język kry­ty­ki – ma cha­rak­ter antro­po­po­ie­tycz­ny”. Wią­że się – jeśli dobrze rozu­miem – z two­rze­niem czło­wie­ka i wytwa­rza­niem przez czło­wie­ka, eks­po­nu­je czyn­nik prak­tycz­ny, ale tak­że po pro­stu trud, zmę­cze­nie, udrę­kę zwią­za­ną z prze­kształ­ca­niem sie­bie w języ­ku i poprzez mowę. Jeśli tak, to wezwa­nie z pierw­sze­go wer­su odno­si­ło­by się nie tyle do spo­so­bu trak­to­wa­nia zasta­ne­go języ­ka, ile same­go sie­bie w sto­sun­ku do tego, co dopie­ro być może sta­nie się – w zamian naszej, bo nie tyl­ko poety, zgo­dy na opła­ca­nie się cier­pie­niem.

Było­by to posta­wie­nie spra­wy mimo wszyst­ko bar­dziej opty­mi­stycz­ne.

Nie dzi­wi, że po oma­wia­nym wier­szu idą trzy, XIII−XV, w któ­rych naj­bar­dziej liczą się imio­na. Czy­ta­my: „jest w niej coś/ z nie­uchwyt­ne­go pięk­na kie­dy dostrzega/ nazwi­ska owych Kęp­skich Widawskich/ i Tra­czew­skich któ­re jej nic nie mówią”; „w poezji bowiem nie wystarczy/ ciep­nąć od nie­chce­nia kilka/ imion (z Lesz­kiem Argasińskim// włącz­nie) trze­ba je jeszcze/ zro­bić i pod­rzu­cić innym”; „bie­gną za mną trzy pieski/ czer­wo­ny czar­ny i niebieski/ jeden nazy­wa się Bolek dru­gi Lolek/ trze­ci wciąż nie ma imie­nia”. Uwa­gi o uro­ku, nada­wa­niu i bra­ku imion skła­da­ją się na punk­to­wy, „od nie­chce­nia” trak­tat, opi­su­ją­cy poło­że­nie wier­sza. W pierw­szym przy­pad­ku (XIII) jego rolą wyda­je się czu­ła reje­stra­cja „nie­uchwyt­ne­go pięk­na” tkwią­ce­go w imio­nach. Cho­dzi zarów­no o wyobraź­nię ludzi, któ­rzy je nosi­li, jak i sam este­tycz­ny walor słów – w poezji Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go zde­cy­do­wa­na więk­szość nazwisk cza­ru­je brzmie­niem i jakąś kre­so­wą, egzo­tycz­ną wykwint­no­ścią. Dru­gi wspo­mnia­ny utwór odno­si się do świec­kiej magii, dzie­ją­cej się za spra­wą lite­ra­tu­ry, trze­ci, fili­gra­no­wa przy­po­wiast­ka, pogłę­bia myśl o imien­no­ści jako przy­czy­nie – lub celu? − ist­nie­nia.

Dalej idą wyzna­nia, uczy­nio­ne z na serio potrak­to­wa­ną powa­gą lub z uda­wa­ną nie­po­wa­gą: „jasny czy­sty wierszu/ w prze­ci­wień­stwie do poety/ otóż jesteś najczystszy/ i naj­praw­dziw­szy z wszystkich// rze­czy któ­rych dotkną­łem”; „poezja nicze­go nie zapewnia/ oprócz schro­nie­nia w samym sobie// w samym sło­wie niech zatem/ będzie sło­wo któ­re przylega/ do rze­czy i sta­je się modlitwą/ czymś co nas prze­trwa”; „na set­ce ketre­lu pisze mi się w natchnieniu/ (nie myślę wów­czas o zamuleniu// któ­re­mu pod­le­gam) na czte­rech set­kach ketrelu/ jestem poeta wiel­ki siu­siam do butel­ki”.

Moż­li­we, że o far­ma­ko­lo­gicz­nym wąt­ku w  twór­czo­ści poety powsta­ją już dok­to­ra­ty (temat jest tego wart), więc na potrze­by tych paru uwag poprze­sta­nę na sfor­mu­ło­wa­niu przy­pusz­cze­nia, że w póź­niej­szych wier­szach Dyc­kie­go ketrel odgry­wa rolę wcze­śniej rezer­wo­wa­ną dla Boga, Pana Boga, Pana – bar­dziej reto­rycz­nej niż reli­gij­nej figu­ry bez­sil­no­ści, oddzie­le­nia od sen­su, domu, cie­pła doty­ku, bli­sko­ści i pochod­ne­go od niej uko­je­nia. Ketrel, albo i Bóg, tak nazy­wa się walu­ta, mają­ca pokry­cie w cier­pie­niu. War­te roz­wa­że­nia jest jed­nak wytłu­ma­cze­nie ponie­kąd odwrot­ne, a mia­no­wi­cie, że w ostat­nich dwóch zbio­rach nasi­lił się pro­ces lustro­wa­nia poety­zmów, zmie­rza­ją­cy do wier­sza suro­we­go, mają­ce­go radzić sobie bez tar­czy wdzię­ku, nagie­go.

Wra­cam do posło­wia… Autor zamiesz­cza w nim tekst, któ­ry jakiś czas temu uka­zał się w „Kul­tu­rze Libe­ral­nej” (nr 534), lecz nie wszedł do tomu – cho­ciaż była ku temu oka­zja. Czy nie zasłu­żył na to, bo zanad­to gno­micz­ny: „kie­dy sta­jesz się jesz­cze bardziej/ bez­rad­ny i nicze­go już// nie ukry­jesz zaczy­na się poezja […] wyru­sza na podryw/ choć nikt nas nie chce”.

*

Tyle pięk­nych wier­szy, Panie Euge­niu­szu. Tyle pytań, któ­re nie tra­cą na zna­cze­niu. Pań­ska poezja, nie­se­zo­no­wa, obok tyl­ko paru. Kar­mi.

O autorze

Piotr Śliwiński

profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Kierownik Zakładu Poetyki i Krytyki Literackiej UAM. Krytyk literacki, redaktor, badacz polskiej poezji współczesnej. Autor i współautor książek, m.in. Awangarda przedwojenna, Kraków 2004; Po całości. Szkice, punkty, Poznań 2016 ‒ razem z K. Hoffmannem i M. Jaworskim, a także redaktor blisko dwudziestu książek na temat poezji współczesnej (ostatnio Jakieś rozwiązania. Szkice o poezji (nie tylko) najnowszej, Poznań 2016).

Powiązania

Doświadczanie romantyczności

recenzje / KOMENTARZE Piotr Śliwiński

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Śli­wiń­skie­go, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 wrze­śnia 2022 roku.

Więcej

Pozytywki i marienbadki

nagrania / między wierszami Różni autorzy

O twór­czo­ści Andrze­ja Sosnow­skie­go wypo­wia­da­ją się Woj­ciech Bono­wicz, Jacek Guto­row, Anna Kału­ża, Joan­na Orska, Piotr Śli­wiń­ski, Kamil Zając.

Więcej

Dyskusja „Barbarzyńcy czy nie. Dwadzieścia lat po przełomie”

nagrania / między wierszami Różni autorzy

Port Wro­cław 2009: wypo­wie­dzi Dariu­sza Nowac­kie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Dar­ka Fok­sa, Krzysz­to­fa Jawor­skie­go, Boh­da­na Zadu­ry, Roma­na Hone­ta.

Więcej

Literatura polska ostatniego dwudziestolecia

nagrania / między wierszami Piotr Śliwiński

Wykład Pio­tra Śli­wiń­skie­go o naj­waż­niej­szych publi­ka­cjach lite­rac­kich ostat­nich dwu­dzie­stu lat.

Więcej

Na co dzień raczej nie rozpaczam

wywiady / o pisaniu Jacek Podsiadło Piotr Śliwiński

Roz­mo­wa Pio­tra Śli­wiń­skie­go z Jac­kiem Pod­sia­dłą prze­pro­wa­dzo­na na spo­tka­niu autor­skim w Biu­rze Lite­rac­kim 30 stycz­nia 2014 i opu­bli­ko­wa­na na stro­nie dwutygodnika.com.

Więcej

Przedszkolny sen Marianki

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Szkic Pio­tra Śli­wiń­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Przed­szkol­ny sen Marian­ki Jac­ka Pod­sia­dły, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 20 kwiet­nia 2015 roku.

Więcej

Strojka

recenzje / KOMENTARZE Piotr Śliwiński

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Śli­wiń­skie­go do książ­ki Hor­ror Poeti­cus.

Więcej

Krystyna Miłobędzka od początku

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki dwa­na­ście wier­szy w kolo­rze Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Świat podminowany

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

piąte królestwo – pięć uwag

recenzje / NOTKI I OPINIE Piotr Śliwiński

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Śli­wiń­skie­go do książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 20 stycz­nia 2011 roku.

Więcej

sto jedenaście wierszy o własnym pomyśle na pustkę

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Oddam wier­sze w dobre ręce (1988–2010) Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się 5 stycz­nia 2010 roku na łamach „Gaze­ty Wybor­czej”.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Wierszem na odlew

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Kup kota w wor­ku Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

O Bez stempla

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Jac­ka Guto­ro­wa, Ada­ma Wie­de­man­na, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Pio­tra Boga­lec­kie­go.

Więcej

Piotr Kępiński – krytyk z charakterem

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Bez stem­pla Pio­tra Kępiń­skie­go.

Więcej

Dlaczego nie mamy dość Różewicza

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki nauka cho­dze­nia Tade­usz Róże­wi­cza.

Więcej

O Rozbiórce

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Pio­tra Śli­wiń­skie­go i Karo­la Mali­szew­skie­go.

Więcej

Ponowoczesny Arcypoeta

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Wier­sze wypra­ne Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go.

Więcej

On młody i genialny był…

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki List otwar­ty Krzysz­to­fa Siw­czy­ka.

Więcej

Dialogi z wierszem (w tle)

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Mię­dzy wier­sza­mi Boh­da­na Zadu­ry, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 wrze­śnia 2002 roku.

Więcej

Ktoś naprawdę wyjątkowy

wywiady / o książce Aleksandra Olszewska Artur Burszta

Roz­mo­wa Alek­san­dry Olszew­skiej z Artu­rem Bursz­tą, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go Gdy­by ktoś o mnie pytał, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 11 mar­ca 2020 roku.

Więcej

Skromne miejsce dla syna Hrudnychy

recenzje / KOMENTARZE Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Autor­ski komen­tarz Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Gdy­by ktoś o mnie pytał, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 11 mar­ca 2020 roku.

Więcej

Gdyby ktoś o mnie pytał

utwory / zapowiedzi książek Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go Gdy­by ktoś o mnie pytał, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 11 mar­ca 2020 roku.

Więcej

Czytać głębiej

recenzje / ESEJE Tomasz Fijałkowski

Recen­zja Toma­sza Fijał­kow­skie­go z książ­ki Hor­ror poeti­cus Pio­tra Śli­wiń­skie­go.

Więcej

Ćwiczenia z bezstronności

recenzje / ESEJE Maciej Boenisch

Recen­zja Macie­ja Boeni­scha z książ­ki Hor­ror Poeti­cus Pio­tra Śli­wiń­skie­go.

Więcej