Przekleństwo zapośredniczeń
recenzje / ESEJE Marek ParyżRecenzja Marka Paryża z książek Obroty cudów i Korona dla Hansa Andersena Laury Riding Jackson.
WięcejRecenzja Marka Paryża z książki Zapominanie Eleny Edmunda White'a, która ukazała się we wrześniu 2013 roku w miesięczniku „Nowe Książki”.
White stworzył postać bohatera-narratora, o którym nie wiadomo zgoła nic; scharakteryzował go, nieco w duchu francuskiego nouveau roman, poprzez serię relacji zewnętrznych, będących głównym tematem rozważań narratora, bez wnikania w jego głębszą psychologię. Linearna fabuła pokazuje raczej przygodność zdarzeń aniżeli przyczynowe zależności między nimi.
Dekonstrukcyjny efekt obecny w powieści White’a nie ma jednak wiele wspólnego z postmodernistycznym eksperymentem. Wyszukany styl, który z czasem stal się znakiem rozpoznawczym tego pisarza, każe przypuszczać, że bliska jest mu swoista szlachetna pretensja literatury, niemiłosiernie wykpiwana przez postmodernistów. Co najwyżej łączy go z nimi ogólne przekonanie o sztuczności i konwencjonalności literackiej kreacji. Zważywszy, że White jest jednym z najważniejszych autorów literatury gejowskiej w usa, można się zastanawiać nad homoerotycznymi implikacjami jego powieści; takowe w Zapominaniu Eleny znajdziemy, ale pozostają w cieniu dramatu narratora oraz kobiety, z którą przydarzyła mu się erotyczna przygoda. O ile w swojej późniejszej twórczości pisarz szeroko wykorzystuje wątki autobiograficzne, o tyle jego pierwsza książka jest w pewnym sensie utworem antybiograficznym.
Akcja Zapominania Eleny rozgrywa się w nieokreślonym czasie na nienazwanej wyspie zamieszkanej przez osobliwą wspólnotę, wyznającą prymat estetyki nad moralnością. Założyli ją Herbert i Doris, kiedyś być może kochankowie – choć to tylko kwestia domysłów. Ich stosunki ochłodziły się, ale nie są wrogie. Mieszkańcy wyspy nieco wzorują swój styl bycia na starożytnych: chodzą w togach, urządzają bachanalia, prowadzą dysputy. Wszystko wskazuje na to, że nie wykonuje się tu pracy w tradycyjnym tego słowa znaczeniu; zajęcia inne niż artystyczne i towarzyskie związane są z utrzymaniem estetyki otoczenia, toteż narrator już w drugim rozdziale grabi i przewozi taczką opadłe igliwie. Wyspiarze piszą, rysują, tańczą, słuchają śpiewu, ale przede wszystkim rozmawiają – sztuka słowa jest tu w cenie, tyle że dowcipne konwersacje wcale nie sprawiają uczestnikom przyjemności, bo każdy bez przerwy myśli o tym, by nie wypaść gorzej od innych. Gdy ktoś zabłyśnie celnym bon motem, ma powód do dumy. Każde donioślejsze wydarzenie zostaje odnotowane w wierszu. Zadowoleni mogą być ci, którym udało się zmienić zwyczajną czynność w quasi-rytualny akt; narrator na przykład uczestniczy w spacerze zapamiętanym jako Mała Przebieżka. Wydaje się jednak, że najważniejsza sztuka na wyspie to aktorstwo, aczkolwiek nie sceniczne, ale uprawiane codziennie w kontaktach z innymi, podyktowane potrzebą chwili, decydujące o tym, kto kogo przejrzy.
W tym środowisku bezimienny narrator jest kimś w rodzaju akolity, chociaż nie sposób powiedzieć, jak długo tam przebywa. Zapewne jego krótszy staż we wspólnocie uzasadnia wielki szacunek, jakim zrazu darzy Herberta. Z czasem staje się wobec niego nieco podejrzliwy, zauważa przejawy jego małostkowości i popełnia subtelne akty nieposłuszeństwa. Koniec końców jednak podporządkowuje się Herbertowi w rytualnej scenie zamykającej fabułę, brakuje mu bowiem siły, która pozwoliłaby zachować tożsamość. Narrator to człowiek bez przeszłości – nie wiemy, jak trafił na wyspę, co robił wcześniej. W jednym miejscu pojawia się wzmianka o jego ojcu, która wszak nie rzuca żadnego światła na historię bohatera. Istnieje dlań tylko rzeczywistość wyspy, niepodlegająca ocenie, ponieważ nie może jej porównać z innymi realiami – nie zna takowych albo je zapomniał. Ma wysoką samoświadomość, która nie świadczy o głębokich przeżyciach, lecz o wpływie miejsca; to cecha wykształcona przez konieczność odnajdywania się w zaskakujących sytuacjach. Znamiennie brzmi początek powieści: oto bohater budzi się, „pierwszy z całego domu”, i zastanawia, czy może pójść do łazienki, czy jego ruch zostanie zauważony, a jeśli tak, to jak odbierze go potencjalny obserwator. Wspomniany dom, zamieszkany najwyraźniej tylko przez mężczyzn, to przestrzeń znajoma i obca zarazem. Bohater trafi do łazienki, lecz nie wie, która szuflada należy do niego.
Wyzerowanie tożsamości to warunek wejścia w symboliczne relacje panujące na wyspie. Ich kształt w gruncie rzeczy określił jeden człowiek – Herbert, autor kodeksu zasad, wedle których winni żyć wyspiarze, ktoś pokroju guru, mimo że jego zachowanie nie całkiem to unaocznia. Dla młodszych mężczyzn, a tacy wokół niego przeważają – znowu domniemanie, bo nie znamy ich wieku – jawi się jako figura ojca, o którego względy należy zabiegać, dlatego też w jego towarzystwie starają się szczególnie błyszczeć. Herbert patrzy, słucha i ocenia, chociaż nie zawsze wyraża opinie albo czyni to nie wprost, zatem wszyscy są wyczuleni na jego najdrobniejsze gesty. Ta kluczowa postać Zapominania Eleny uosabia doskonale arbitralną władzę. W miejscu, gdzie przestrzega się metaetykiety – to pojęcie z kodeksu Herberta – władza urasta omalże do rangi kolejnej sztuki. W społeczności estetów panuje płynna hierarchia, w której jedna rzecz pozostaje niezmienna – autorytet założyciela, podczas gdy wszyscy pozostali mogą w niej tymczasowo awansować lub spadać w zależności od tego, czy uda im się wyróżnić i czy efekt w oczach Herberta będzie pozytywny.
W takich warunkach rodzą się specyficzne stosunki międzyludzkie, podszyte niepewnością, obawą i zazdrością. Na wyspie nic nie jest niewinne czy bezinteresowne i nawet za zwyczajnym zaproszeniem na drinka może kryć się nieczysta intencja. Wyznawcy Her-bertowej metaetykiety nader mocno przeżywają osobiste wzloty i upadki. Kompromitacja, nawet jeśli sama w sobie lekka, to doświadczenie dotkliwe i długo roztrząsane. Tu, gdzie sztuka jest naczelną wartością, poruszenia estetyczne zastąpiły wyższe emocje, takie jak współczucie, życzliwość, miłość; można wręcz powiedzieć, że wrażliwość na sztukę i na potrzeby drugiego człowieka wzajemnie się wykluczają. Narrator poniekąd przełamuje taki stan rzeczy, acz nie całkiem świadomie, zbliżając się do Eleny Valentine, jedynej postaci przedstawionej z imienia i nazwiska, kobiety bardzo rozczarowanej porządkiem stworzonym przez Herberta. Jednak narrator nie rozumie istoty takiej bliskości i pośrednio przyczynia się do decyzji kobiety o samobójstwie. Zapominanie Eleny to jakby powieść obyczajowa á rebours, wyabstrahowana z rozpoznawalnych społecznych kontekstów.
Pomimo stopnia uniezwyklenia świata przedstawionego wydaje się, że książka White’a niesie pewne krytyczne sensy, których nie da się jednoznacznie wyjaśnić, ale można próbować powiązać je z ewentualnymi aluzjami. Zatem niewykluczone, że pisarz odwołuje się do mitu sztuki jako najważniejszego wytworu ludzkości, opierającego się przemijaniu i wyrażającego transcendentne pragnienia człowieka. Na przestrzeni dziejów ten mit miał różne odsłony, spośród których z powieścią White’a najlepiej koresponduje bodaj wizja irlandzkiego poety Williama Butlera Yeatsa, oddana w metaforze Bizancjum jako krainy wiecznotrwałej sztuki. Jednak mieszkańcy wyspy z Zapominania Eleny, tyleż wrażliwi, co przewrażliwieni, już to frywolni, już to małostkowi, nie mają w istocie nic wspólnego z sędziwymi strażnikami świątyni sztuki z wiersza Yeatsa Płynąc do Bizancjum (1927), którzy wyrzekli się doczesności. Herbert uczynił ze sztuki poręczny pretekst do kształtowania stosunków między ludźmi i utrzymania własnego autorytetu. Z drugiej strony White może odnosić się krytycznie do zjawisk współczesności, takich jak różne ruchy alternatywne lat 60. i wczesnych 70., zwłaszcza te głoszące jakiś rodzaj eskapizmu.
Pisarz jednak zadbał o to, by żadne analogie między wyspiarzami i rzeczywistymi wyznawcami alternatywnych idei nie były czytelne. Jeśli w ogóle chciał stworzyć jakiś obraz epoki, to tak ustawił narracyjne i fabularne filtry, by odebrać mu wszelkie znamiona realizmu, co zdecydowanie wyróżnia go na tle autorów, którzy w tym samym czasie gorzko pisali o następstwach czasu kontrkultury.
White pokazuje, że idea, jakkolwiek szczytna, im więcej zdobywa wyznawców, tym szybciej obrasta ideologią określającą sposób bycia i rugującą życiowe alternatywy. W jego powieści estetyka i ideologia nie są przeciwieństwami, lecz jawią się jako wzajemne metafory. Elena nie odnajduje się już w świecie ułożonym według wykoncypowanych zasad Herberta i popełnia samobójstwo, ale rzeczywistość wyspy przesiąkła tymi zasadami do tego stopnia, że nawet dramat śmierci nie daje nikomu do myślenia. Narrator zaczyna zapominać Elenę już podczas jej pogrzebu.
Recenzja Marka Paryża z książek Obroty cudów i Korona dla Hansa Andersena Laury Riding Jackson.
WięcejEsej Marka Paryża towarzyszący premierze książki Język przyszłości Laurie Anderson.
WięcejRecenzja Przemysława Koniuszego z książki Zapominanie Eleny Edmunda White’a, która ukazała się 8 września 2013 roku na stronie Biblioteka Młodego Człowieka.
WięcejRecenzja Łukasza Łacheckiego z książki Zapominanie Eleny Edmund White’a, która ukazała się 22 października 2013 roku w portalu Xiegarnia.pl.
WięcejRecenzja Sabiny Misiarz-Filipek z książki Zapominanie Eleny Edmunda White’a, która ukazała w 15 czerwca 2013 roku się w portalu Popmoderna.pl.
WięcejKomentarz Edmunda White’a o książce Zapominanie Eleny.
WięcejRecenzja Łukasza Najdera z książki Zapominanie Eleny Edmunda White’a.
WięcejPrzemówienie wygłoszone przez Edmunda White’a w Ośrodku Studiów Lesbijskich i Gejowskich na Uniwersytecie Miejskim w Nowym Jorku 12 listopada 1993.
Więcej