recenzje / IMPRESJE

Wyobraźnia pod kontrolą

Michał Kopczyk

Recenzja Michała Kopczyka z książki Salsa Alojza Ihana.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Z twór­czo­ścią poetyc­ką Aloj­za Iha­na mie­li dotąd oka­zję zapo­znać się jedy­nie ci pol­scy czy­tel­ni­cy, któ­rzy śle­dzą rubry­ki poetyc­kie pol­skich cza­so­pism lite­rac­kich. Tam tyl­ko (w Stu­dium i miko­łow­skiej Arka­dii, trzy wier­sze rów­nież w anto­lo­gii Sre­bro i mech) uka­za­ły się, dość zresz­tą ogra­ni­czo­ne, wybo­ry jego wier­szy. Zna­czy to zatem, że – poza dość wąskim gro­nem sło­we­ni­stów czy bar­dziej gor­li­wych stu­den­tów sla­wi­sty­ki – jego nazwi­sko jest pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi obce. War­to zatem nad­ro­bić to zanie­dba­nie. Szcze­gól­nie, że cho­dzi o twór­cę nie­wąt­pli­wie inte­re­su­ją­ce­go, jed­ne­go z naj­cie­kaw­szych wśród współ­cze­snych poetów sło­weń­skich. Na opi­nię tę zasłu­żył sobie pisarz, wyda­jąc od cza­su swe­go debiu­tu w 1986 roku pięć zbio­rów poetyc­kich (nie licząc nie­wiel­kie­go wybo­ru), dwie powie­ści i dwa tomy ese­jów. Doro­bek, nawet w sen­sie ilo­ścio­wym, wart podzi­wu; tym bar­dziej, że nie jest Ihan kimś, kto lite­ra­tu­rze poświę­cił się bez resz­ty. W chwi­li debiu­tu był stu­den­tem pią­te­go roku medy­cy­ny, obec­nie zaś – a są to infor­ma­cje, któ­rych zna­jo­mość przy lek­tu­rze jego wier­szy może oka­zać się przy­dat­na – pro­fe­so­rem immu­no­lo­gii na lublan­skim uni­wer­sy­te­cie, któ­ry obok prac nauko­wych, pisze tak­że poczyt­ne publi­ka­cje w dzie­dzi­nie popu­la­ry­za­cji zdro­wia.

Będąc przed­sta­wi­cie­lem poko­le­nia lat „oko­ło sześć­dzie­sią­tych”, repre­zen­tu­je (obok choć­by zna­ne­go w Pol­sce Ale­ša Debel­ja­ka) nurt roz­po­zna­ny przez kry­ty­kę jako post­mo­der­ni­stycz­ny. Już od pierw­szych opu­bli­ko­wa­nych wier­szy (włą­czo­nych następ­nie do tomu Srebr­nik) opo­wie­dział się po stro­nie świa­ta, w któ­rym róż­ne jego wizje i róż­ne spo­so­by opi­su współ­ist­nie­ją obok sie­bie – co, dodaj­my, mia­ło wów­czas dla nie­któ­rych tak­że swój wymiar poli­tycz­ny. Zapre­zen­to­wał przy tym język poetyc­ki i wizję świa­ta, nie dają­ce się w żaden spo­sób wpi­sać w ramy ist­nie­ją­cych już nur­tów, dość pojem­ne i nie­ostre poję­cie post­mo­der­ni­zmu (pod tym wzglę­dem przez osiem­na­ście lat, jakie upły­nę­ły od tego cza­su, nie­wie­le się zmie­ni­ło) oka­za­ło się tutaj praw­dzi­wym ratun­kiem. Od swych poprzed­ni­ków, któ­rym towa­rzy­szy­ła ambi­cja zmie­rze­nia się z doświad­cza­nym świa­tem i pró­ba jego etycz­nej walo­ry­za­cji, róż­ni­ła Iha­na co naj­mniej jed­na cecha. Kon­sta­ta­cja względ­no­ści kon­stru­ują­cych świat war­to­ści – przede wszyst­kim jed­nak względ­no­ści kate­go­rii poznaw­czych, za pomo­cą któ­rych świat ten opi­su­je­my – nie sta­ła się dla nie­go wca­le powo­dem do przy­bra­nia pozy wynio­słej pogar­dy, rezy­gna­cji czy zgorzk­nie­nia. Co wię­cej, epi­ste­mo­lo­gicz­na nie­uchwyt­ność świa­ta wyda­je się w jego twór­czo­ści fak­tem w jakiś spo­sób oczy­wi­stym, nie­war­tym więc osob­ne­go roz­trzą­sa­nia. Tym ener­gicz­niej zabie­ra się za jego opis, uzbro­jo­ny w dystans wobec goto­wych for­muł, poczu­cie zdro­we­go roz­sąd­ku i pro­por­cji. Boha­ter jego wier­szy dosyć wcze­śnie uświa­da­mia sobie zara­zem, że dąże­nie do wyłącz­nie rozu­mo­we­go ogar­nię­cia rze­czy­wi­sto­ści nie­uchron­nie koń­czy się wplą­ta­niem w sytu­acje, wobec któ­rych pozo­sta­je bez­rad­ny w swym pra­gnie­niu rozu­mie­nia. Dla­te­go chy­ba w osta­tecz­nym rachun­ku nie o rozu­mie­nie mu cho­dzi, a raczej o wyłusz­cze­nie z masy zda­rzeń tych, któ­re war­te są osob­nej uwa­gi przez swą nie­jed­no­znacz­ność czy absur­dal­ność. Na płasz­czyź­nie tek­stu posta­wę poety wyra­ża naj­peł­niej uży­cie stra­te­gii zmien­nych per­spek­tyw. W tym sen­sie raczej nale­ża­ło­by mówić o wie­lu boha­te­rach wier­szy, z któ­rych każ­dy w pierw­szej oso­bie licz­by poje­dyn­czej, tonem obiek­tyw­ne­go spra­woz­da­nia opo­wia­da nam zapa­mię­ta­ne zda­rze­nie, dokła­da­jąc wła­sny ele­ment do zbio­ru ele­men­tów, nie­skła­da­ją­cych się nigdy w żad­ną logicz­ną całość. Pozo­sta­wia­jąc czy­tel­ni­ka z natręt­nym wra­że­niem, że świat jest o wie­le dziw­niej­szy i cie­kaw­szy niż dotąd sądził. Jak to zwy­kle bywa, gdy prze­ciw­sta­wić mu zdro­wy roz­są­dek i trzeź­wą logi­kę, oka­zu­je się, jak wie­le w nim absur­dów i nie­lo­gicz­no­ści. Przy­pa­tru­jąc się świa­tu, robi to Ihan z rosną­cym zain­te­re­so­wa­niem i, nie zawsze dobrze skry­wa­ną, czu­ło­ścią. Świa­do­mość nie­ist­nie­nia fun­da­men­tal­nej praw­dy nie stu­dzi w nim entu­zja­zmu, każe raczej każ­dą odkry­tą samo­dziel­nie trak­to­wać z dumą jak myśliw­skie tro­feum. Nawet wte­dy, gdy cho­dzi o praw­dę, któ­rej gra­ni­ce okre­śla obszar jego jaź­ni. Swych spo­strze­żeń nie pró­bu­je pisarz bowiem ukła­dać w żaden pod­ziem­ny sys­tem, nie ma ani na moment poczu­cia, że zbli­ża­ją go one do jakiejś gene­ral­nej Praw­dy. Przyj­mu­je raczej, że zaba­wa, jakiej dostar­cza­ją małe olśnie­nia, nie­ma­ją­ce w sobie nic ze strze­li­sto­ści ducho­wej eks­ta­zy, jest już wystar­cza­ją­cą nagro­dą za wysi­łek docie­ka­nia. Wystar­cza­ją­cą w każ­dym razie do tego, by wypeł­nić życie, któ­re wca­le nie doma­ga się dla sie­bie szcze­gól­ne­go uza­sad­nie­nia. Trud­no zatem zna­leźć dla posta­wy boha­te­ra tej poezji goto­wą for­mu­łę. Wyra­ża się ona poprzez ogól­ne otwar­cie na Tajem­ni­cę bez prób jej dal­sze­go dookre­śla­nia; otwar­cie na to, co znaj­du­je się wła­śnie tam, gdzie koń­czy się świat dostęp­ny nasze­mu rozu­mie­niu, a co odkry­wa­ją cza­sem nasze mimo­wol­ne zacho­wa­nia, zda­rze­nia, któ­rych isto­ty nie może­my wyja­śnić dostęp­ny­mi nam kate­go­ria­mi, a co dostrze­gal­ne jest dla tych, któ­rzy znaj­dą w sobie dość samo­za­par­cia – i odwa­gi – by wła­sne intu­icje, prze­czu­cia, krót­ko­trwa­łe, na pozór absur­dal­ne, olśnie­nia domy­śleć do koń­ca, pogłę­bić, zatrzy­mać. Tyl­ko oni zdol­ni są wkro­czyć w inny wymiar. Nader czę­sto ma on zresz­tą zwią­zek z tym, co łączy dwo­je ludzi. Jed­nym z naj­mniej zba­da­nych obsza­rów jest bowiem dla Iha­na kobie­ta i sub­tel­na nić związ­ków, jakie ist­nie­ją mię­dzy nią a męż­czy­zną. Wła­śnie dla­te­go nie prze­sta­je ona roz­pa­lać wyobraź­ni poety, sta­jąc się boha­ter­ką licz­nych fan­ta­zji, snu­tych przez nie­go na jawie i we śnie.

Zatem w świe­cie bez cen­trum radzi sobie nasz boha­ter cał­kiem dobrze. Nie jest zresz­tą cał­kiem bez­bron­ny. Jest prze­cież pisa­rzem. Dla Iha­na ozna­cza to przede wszyst­kim, że może opo­wia­dać histo­rie. Wła­śnie ich line­ar­ność i zwar­tość sta­no­wi sil­ny czyn­nik spa­ja­ją­cy rze­czy­wi­stość, pozwa­la­ją­cy na chwi­lę zatrzy­mać ją (a raczej jej wyci­nek) jak w fil­mo­wej stop-klat­ce i oświe­tlić bły­skiem zaska­ku­ją­cej puen­ty. Z fabu­ły nie rezy­gnu­je autor nie­mal nigdy; czę­sto ukła­da się ona w aneg­do­tę, dow­cip, cza­sem jed­nak nie­po­koi świa­do­mym nie­do­po­wie­dze­niem i zachwia­niem reguł praw­do­po­do­bień­stwa. Wte­dy korzy­sta autor ze środ­ków, jakich dostar­cza mu poety­ka nad­re­ali­zmu; nawet przy takich oka­zjach nie naru­sza­jąc jed­nak reguł line­ar­no­ści zda­rzeń i ich tele­olo­gii, nie popa­da więc w łatwy oni­ryzm. Punk­tem wyj­ścia tych „poetyc­kich opo­wie­ści” jest nie­mal zawsze kon­kret­na sytu­acja – odtwo­rzo­na za pomo­cą nie­wie­lu na ogół „pocią­gnięć” pió­rem. Zda­rze­nie takie nie ma zwy­kle nic z sen­sa­cji, jego cha­rak­ter daje się czę­ściej okre­ślić jako oby­cza­jo­wy. Jego atrak­cyj­ność bie­rze się raczej ze spo­so­bu poetyc­kie­go prze­two­rze­nia, z tego, jak autor zdo­łał je zoba­czyć i wyra­zić w spój­nym, zatrzy­mu­ją­cym uwa­gę kon­cep­cie, tak, że dzię­ki temu ujaw­ni­ło nagle swój zakry­ty dotąd aspekt. Iha­no­wy poeta-opo­wia­dacz dostrze­ga po pro­stu to, co, choć dostęp­ne oczom wszyst­kich, zwy­kle pozo­sta­je nie­do­strze­żo­ne.

Reali­za­cja tak okre­ślo­nych celów wyma­ga jed­nak od poety spo­rej dozy ostroż­no­ści. Nie nale­ży tu spie­szyć się z komen­ta­rzem, raczej uni­kać jaw­nej reflek­sji. I nie jest bynaj­mniej para­dok­sem, że siła poetyc­kich histo­rii Iha­na bie­rze się wła­śnie z ogra­ni­czeń, jakie nało­żył swej wyobraź­ni autor. Czy­tel­ni­ka zosta­wia się nie­raz z samym tyl­ko poczu­ciem dziw­no­ści, trud­nym do okre­śle­nia, pozwa­la­jąc mówić samym fak­tom, opo­wie­dzia­nym histo­riom. Pisarz opie­ra się poku­sie łatwych puent i gene­ra­li­za­cji, nie spie­szy z wyja­śnie­niem, pod­po­wie­dzią czy mora­łem. Nie uda­je, że jest mądrzej­szy od czy­tel­ni­ka i że wię­cej od nie­go rozu­mie. Nie odpo­wia­da mu rola prze­wod­ni­ka, pierw­sze­go z czu­ją­cych. Prze­ży­cia poetyc­kiej per­so­ny jego utwo­rów nie wyda­ją się w żaden spo­sób wyra­stać ponad to, co zda­rzyć się może każ­de­mu, stąd zapew­ne bie­rze się obse­syj­ne poczu­cie, że czy­ta­my zapis doświad­cze­nia, któ­re było prze­cież naszym, pry­wat­nym doświad­cze­niem. Prze­wa­gą jego boha­te­ra nie jest więc zdol­ność widze­nia tego, co nie­do­stęp­ne oczom ogó­łu, raczej umie­jęt­ność dostrze­że­nia cze­goś cie­ka­we­go w tym, co – w dobrym sen­sie – pospo­li­te i dostęp­ne wszyst­kim. Pozor­nie bez­stron­ny, do wyra­że­nia swe­go sta­no­wi­ska wybie­ra pisarz bar­dziej sub­tel­ne środ­ki wyra­zu, wśród któ­rych głów­ne miej­sce zaj­mu­je iro­nia. Spo­sób jej wyra­że­nia budzić musi w pol­skim czy­tel­ni­ku sko­ja­rze­nia z wier­sza­mi Szym­bor­skiej. (Wła­śnie porów­nań z poezją naszej noblist­ki dopraw­dy trud­no tu unik­nąć, bo też i wraż­li­wo­ści obu arty­stów, a tak­że spo­sób potrak­to­wa­nia poetyc­kie­go języ­ka, mają z sobą spo­ro wspól­ne­go). Ihan, rezy­gnu­jąc ze zbyt śmia­łych ope­ra­cji na języ­ku, godzi się na język taki, jaki ma do dys­po­zy­cji, czy – dokład­niej – jakie­go dostar­cza mu współ­cze­sna sło­weńsz­czy­zna w swej for­mie naj­bar­dziej neu­tral­nej. Bywa jed­nak, że wpro­wa­dza do swych wier­szy róż­ne jej odmia­ny i sty­le, osią­ga­jąc w ten spo­sób efekt iro­nicz­ne­go dystan­su. Zabie­gi te jed­nak nie osią­ga­ją gra­ni­cy paro­dii; ina­czej mówiąc, język nie wysu­wa się ani na moment na pierw­szy plan, tak, by prze­sło­nić sobą świat przed­sta­wio­ny. W podob­ny spo­sób tłu­ma­czyć moż­na ostroż­ność, z jaką poeta posłu­gu­je się meta­fo­rą. Osią­ga w ten spo­sób nie­wia­ry­god­ną przej­rzy­stość tek­stów, wra­że­nie chi­rur­gicz­nej wprost pre­cy­zji i wyra­zi­sto­ści. Słu­ży temu też dąże­nie do eko­no­micz­no­ści języ­ka, ści­słe kon­tro­lo­wa­nie poku­sy poto­czy­sto­ści sty­lu i pory­wów ima­gi­na­cji; poku­sy, któ­rą zna każ­dy namięt­ny opo­wia­dacz histo­rii.

Skłon­ność do odwra­ca­nia uwa­gi od języ­ko­wej fak­tu­ry poetyc­kie­go prze­ka­zu wyni­ka z dąże­nia do osią­gnię­cia ilu­zji obiek­ty­wi­zmu nar­ra­cji. Nie ozna­cza to jed­nak na przy­kład rezy­gna­cji z wąt­ków meta­po­etyc­kich. Spo­ra część wier­szy Iha­na doty­ka wła­śnie tema­tu ist­nie­nia poezji w kon­tek­ście komu­ni­ka­cyj­nym, spo­łecz­nym czy insty­tu­cjo­nal­nym. W takich wypad­kach na ogół daje o sobie znać iro­nia i dystans auto­ra wobec wszel­kich zacho­wań zbio­ro­wych, śro­do­wi­sko­wych mód i rytu­ałów. Zdy­stan­so­wa­ny wobec roman­tycz­ne­go wize­run­ku poety, oka­zu­je się rów­nież tutaj autor bystrym obser­wa­to­rem, a jego wra­że­nia odnieść moż­na tyleż do realiów 2‑milionowej Sło­we­nii, co Pol­ski. Meta­po­etyc­ki wymiar tej poezji wyra­ża się tak­że poprzez war­stwę odnie­sień inter­tek­stu­al­nych. Czy­ni to jed­nak Ihan nad wyraz dys­kret­nie, nie­mal nie­zau­wa­że­nie; na ogół nie bez iro­nicz­ne­go – choć nigdy zło­śli­we­go – cudzy­sło­wu. Obce jest mu więc to, do cze­go zdą­ży­li nas przy­zwy­cza­ić arty­ści sytu­owa­ni zazwy­czaj w obrę­bie poety­ki post­mo­der­ni­stycz­nej, mia­no­wi­cie łatwość przy­wo­ły­wa­nia kul­tu­ro­wych kon­tek­stów i – nader czę­sto bez­tro­skie­go – zesta­wia­nia ich z sobą. Skrzęt­nie zacie­ra­jąc śla­dy związ­ków jego tek­stów z inny­mi, robi to Ihan jak­by oba­wia­jąc się, że zak­tu­ali­zo­wa­nie lite­rac­kiej tra­dy­cji osła­bi wra­że­nie auten­tycz­no­ści jego prze­ka­zu i zakłó­ci ilu­zję real­no­ści.

Z dru­giej stro­ny Ihan jest poetą, któ­ry żyje w kon­kret­nym miej­scu, w kon­kret­nym, to zna­czy naszym cza­sie i fak­tu tego bynaj­mniej nie pró­bu­je trzy­mać w tajem­ni­cy. Jak każ­dy z nas oto­czo­ny jest pro­duk­ta­mi cywi­li­za­cji, któ­ra ponoć skła­da się przede wszyst­kim ze zna­ków. Pod tym wzglę­dem jego boha­ter jest miesz­kań­cem glo­bal­nej wio­ski, nawet bar­dziej chy­ba niż swej lokal­nej kul­tu­ry naro­do­wej. Z tego powo­du – na szczę­ście dla nas – jest w sta­nie prze­jąć nas swy­mi pro­ble­ma­mi. Boha­ter wier­szy nie jest tak­że zawie­szo­ny w próż­ni gene­ra­cyj­nej, Iha­na poezję czy­tać moż­na jako świa­dec­two świa­do­mo­ści poko­le­nio­wej, któ­re­go atry­bu­ty są tu zresz­tą na tyle wyraź­ne, że nie­trud­no umie­ścić go pre­cy­zyj­nie w cza­sie. Wątek ten wyra­ża się jed­nak przede wszyst­kim w reflek­sji odno­szą­cej się do doświad­cze­nia kate­go­rii nie­po­rów­na­nie ogól­niej­szych niż wspól­na świa­do­mość histo­rycz­na, a doty­czą­cych takich spraw, jak upływ cza­su, śmierć. Opo­wia­da­jąc o satys­fak­cji, jaką daje poczu­cie łącz­no­ści z rówie­śni­ka­mi (szcze­gól­nie zaś rówie­śni­ka­mi-poeta­mi), opo­wia­da zara­zem histo­rię stop­nio­we­go roz­ry­wa­nia się wię­zi, któ­re mia­ły trwać całe życie. Temat ten podej­mu­je jed­nak autor w spo­sób, któ­ry róż­ni jego wier­sze od zba­na­li­zo­wa­nych przez czę­ste powta­rza­nie roz­wa­żań nad doświad­cze­niem prze­kro­cze­nia „smu­gi cie­nia”. Ilu­stru­je to choć­by wiersz o Toma­zu Šala­mu­nie (z pew­no­ścią naj­bar­dziej dziś zna­nym sło­weń­skim poecie), wiersz, któ­ry moż­na odczy­tać jako opo­wieść o odkry­ciu jakiejś gene­ral­nej wspól­no­ty, jakiej fun­da­men­tem jest świa­do­mość nie­do­cie­czo­no­ści egzy­sten­cji, wspól­no­ty waż­niej­szej niż barie­ra poko­le­nia, dobit­nie mani­fe­sto­wa­na tu zadzior­no­ścią języ­ka. Na tyle fun­da­men­tal­nej, że unie­waż­nia­ją­cej gra­ni­ce poko­leń i pre­fe­ro­wa­nych poetyk.

Uważ­ny czy­tel­nik z pew­no­ścią zauwa­ży, że wier­sze pocho­dzą­ce z ostat­nie­go tomu Sal­sa swą poety­ką odbie­ga­ją od wcze­śniej­szych. Być może nazbyt pochop­ne było­by szu­ka­nie tu zna­mion zasad­ni­cze­go prze­ło­mu, jest jed­nak fak­tem, że mamy do czy­nie­nia z jako­ścią dość wyraź­nie inną od tego, co dane nam było dotąd poznać. Na czym pole­ga róż­ni­ca? Przede wszyst­kim na tym, że fabu­ła, będą­ca dotąd nie­mal nie­od­łącz­nym ele­men­tem orga­ni­zu­ją­cym utwo­ry, poja­wia się tu rza­dziej, odda­jąc miej­sce jaw­nej reflek­sji. Reflek­sji czę­ściej wol­nej już od iro­nii, sygna­li­zu­ją­cej zwy­kle dystans. Dla­te­go o wie­le łatwiej nam ulec ilu­zji toż­sa­mo­ści mię­dzy poetyc­kim pod­mio­tem a samym auto­rem. Łatwiej tym bar­dziej, że wier­sze mają cha­rak­ter bar­dziej oso­bi­sty, w więk­szym stop­niu doty­czą emo­cjo­nal­ne­go prze­ży­wa­nia świa­ta, kwe­stii świa­do­mej wobec nie­go posta­wy. Chcia­ło­by się powie­dzieć, że czy­ni w swym tomie wier­szy Alojz Ihan bilans dotych­cza­so­we­go życia, z tej oka­zji łatwiej mu zdo­być się na oso­bi­sty ton. Wśród nowych wier­szy wyróż­nić nale­ży z pew­no­ścią tytu­ło­wą „Sal­sę”, utwór wart osob­nej uwa­gi, choć­by dla­te­go, że naj­peł­niej wyra­ża posta­wę pisa­rza, widocz­ną już dużo wcze­śniej, nigdy dotąd jed­nak nie mani­fe­sto­wa­ną tak dobit­nie. Jej isto­tą jest prze­ko­na­nie o har­mo­nii oso­bo­wo­ści, któ­ra jest czymś dostęp­nym czło­wie­ko­wi – pod warun­kiem, że zdo­bę­dzie się on na wysi­łek dotar­cia do niej. Dro­gą nie jest dąże­nie do poznaw­cze­go obję­cia świa­ta w spój­ne defi­ni­cje. Har­mo­nia ta zaczy­na się tam, gdzie umysł rezy­gnu­je ze swych ambi­cji ogar­nię­cia wszyst­kie­go, a świa­do­mość uważ­niej przy­glą­da się życiu cia­ła. Jest rów­no­znacz­na z dotar­ciem do zapo­mnia­nych związ­ków, łączą­cych nasz umysł ze sfe­rą doznań fizycz­nych. Oca­le­nie tkwi bowiem w pod­da­niu się nur­to­wi ener­gii, jaką dosta­je­my z racji naszej bio­lo­gicz­nej kon­struk­cji. Jako część przy­ro­dy zosta­li­śmy bowiem obda­rze­ni życio­wą siła, wystar­cza­ją­cą, by uczy­nić nasze życie peł­nym. I w tym eks­ta­tycz­nym prze­ży­wa­niu wła­sne­go ist­nie­nia odna­leźć może­my szczę­ście, któ­re obie­cy­wa­ły nie­zli­czo­ne filo­zo­fie.

Dopie­ro ostat­ni tom w peł­ni odsła­nia Iha­na, jakim był od same­go począt­ku – jako poetę har­mo­nii i wita­li­stę, kogoś, kto wła­snym gło­sem wypo­wia­da sta­rą jak świat praw­dę, że życie ma sens, bo po pro­stu jest.

O autorze

Michał Kopczyk

Adiunkt w Katedrze Literatury i Kultury Polskiej Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej.

Powiązania

O tych rzeczach

dzwieki / RECYTACJE Alojz Ihan

Wiersz z tomu Sal­sa, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Trzech poetów sło­weń­skich” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2004, w wyko­na­niu auto­ra oraz tłu­macz­ki Agniesz­ki Będ­kow­skiej-Kop­czyk.

Więcej