Z twórczością poetycką Alojza Ihana mieli dotąd okazję zapoznać się jedynie ci polscy czytelnicy, którzy śledzą rubryki poetyckie polskich czasopism literackich. Tam tylko (w Studium i mikołowskiej Arkadii, trzy wiersze również w antologii Srebro i mech) ukazały się, dość zresztą ograniczone, wybory jego wierszy. Znaczy to zatem, że – poza dość wąskim gronem słowenistów czy bardziej gorliwych studentów slawistyki – jego nazwisko jest polskiemu czytelnikowi obce. Warto zatem nadrobić to zaniedbanie. Szczególnie, że chodzi o twórcę niewątpliwie interesującego, jednego z najciekawszych wśród współczesnych poetów słoweńskich. Na opinię tę zasłużył sobie pisarz, wydając od czasu swego debiutu w 1986 roku pięć zbiorów poetyckich (nie licząc niewielkiego wyboru), dwie powieści i dwa tomy esejów. Dorobek, nawet w sensie ilościowym, wart podziwu; tym bardziej, że nie jest Ihan kimś, kto literaturze poświęcił się bez reszty. W chwili debiutu był studentem piątego roku medycyny, obecnie zaś – a są to informacje, których znajomość przy lekturze jego wierszy może okazać się przydatna – profesorem immunologii na lublanskim uniwersytecie, który obok prac naukowych, pisze także poczytne publikacje w dziedzinie popularyzacji zdrowia.
Będąc przedstawicielem pokolenia lat „około sześćdziesiątych”, reprezentuje (obok choćby znanego w Polsce Aleša Debeljaka) nurt rozpoznany przez krytykę jako postmodernistyczny. Już od pierwszych opublikowanych wierszy (włączonych następnie do tomu Srebrnik) opowiedział się po stronie świata, w którym różne jego wizje i różne sposoby opisu współistnieją obok siebie – co, dodajmy, miało wówczas dla niektórych także swój wymiar polityczny. Zaprezentował przy tym język poetycki i wizję świata, nie dające się w żaden sposób wpisać w ramy istniejących już nurtów, dość pojemne i nieostre pojęcie postmodernizmu (pod tym względem przez osiemnaście lat, jakie upłynęły od tego czasu, niewiele się zmieniło) okazało się tutaj prawdziwym ratunkiem. Od swych poprzedników, którym towarzyszyła ambicja zmierzenia się z doświadczanym światem i próba jego etycznej waloryzacji, różniła Ihana co najmniej jedna cecha. Konstatacja względności konstruujących świat wartości – przede wszystkim jednak względności kategorii poznawczych, za pomocą których świat ten opisujemy – nie stała się dla niego wcale powodem do przybrania pozy wyniosłej pogardy, rezygnacji czy zgorzknienia. Co więcej, epistemologiczna nieuchwytność świata wydaje się w jego twórczości faktem w jakiś sposób oczywistym, niewartym więc osobnego roztrząsania. Tym energiczniej zabiera się za jego opis, uzbrojony w dystans wobec gotowych formuł, poczucie zdrowego rozsądku i proporcji. Bohater jego wierszy dosyć wcześnie uświadamia sobie zarazem, że dążenie do wyłącznie rozumowego ogarnięcia rzeczywistości nieuchronnie kończy się wplątaniem w sytuacje, wobec których pozostaje bezradny w swym pragnieniu rozumienia. Dlatego chyba w ostatecznym rachunku nie o rozumienie mu chodzi, a raczej o wyłuszczenie z masy zdarzeń tych, które warte są osobnej uwagi przez swą niejednoznaczność czy absurdalność. Na płaszczyźnie tekstu postawę poety wyraża najpełniej użycie strategii zmiennych perspektyw. W tym sensie raczej należałoby mówić o wielu bohaterach wierszy, z których każdy w pierwszej osobie liczby pojedynczej, tonem obiektywnego sprawozdania opowiada nam zapamiętane zdarzenie, dokładając własny element do zbioru elementów, nieskładających się nigdy w żadną logiczną całość. Pozostawiając czytelnika z natrętnym wrażeniem, że świat jest o wiele dziwniejszy i ciekawszy niż dotąd sądził. Jak to zwykle bywa, gdy przeciwstawić mu zdrowy rozsądek i trzeźwą logikę, okazuje się, jak wiele w nim absurdów i nielogiczności. Przypatrując się światu, robi to Ihan z rosnącym zainteresowaniem i, nie zawsze dobrze skrywaną, czułością. Świadomość nieistnienia fundamentalnej prawdy nie studzi w nim entuzjazmu, każe raczej każdą odkrytą samodzielnie traktować z dumą jak myśliwskie trofeum. Nawet wtedy, gdy chodzi o prawdę, której granice określa obszar jego jaźni. Swych spostrzeżeń nie próbuje pisarz bowiem układać w żaden podziemny system, nie ma ani na moment poczucia, że zbliżają go one do jakiejś generalnej Prawdy. Przyjmuje raczej, że zabawa, jakiej dostarczają małe olśnienia, niemające w sobie nic ze strzelistości duchowej ekstazy, jest już wystarczającą nagrodą za wysiłek dociekania. Wystarczającą w każdym razie do tego, by wypełnić życie, które wcale nie domaga się dla siebie szczególnego uzasadnienia. Trudno zatem znaleźć dla postawy bohatera tej poezji gotową formułę. Wyraża się ona poprzez ogólne otwarcie na Tajemnicę bez prób jej dalszego dookreślania; otwarcie na to, co znajduje się właśnie tam, gdzie kończy się świat dostępny naszemu rozumieniu, a co odkrywają czasem nasze mimowolne zachowania, zdarzenia, których istoty nie możemy wyjaśnić dostępnymi nam kategoriami, a co dostrzegalne jest dla tych, którzy znajdą w sobie dość samozaparcia – i odwagi – by własne intuicje, przeczucia, krótkotrwałe, na pozór absurdalne, olśnienia domyśleć do końca, pogłębić, zatrzymać. Tylko oni zdolni są wkroczyć w inny wymiar. Nader często ma on zresztą związek z tym, co łączy dwoje ludzi. Jednym z najmniej zbadanych obszarów jest bowiem dla Ihana kobieta i subtelna nić związków, jakie istnieją między nią a mężczyzną. Właśnie dlatego nie przestaje ona rozpalać wyobraźni poety, stając się bohaterką licznych fantazji, snutych przez niego na jawie i we śnie.
Zatem w świecie bez centrum radzi sobie nasz bohater całkiem dobrze. Nie jest zresztą całkiem bezbronny. Jest przecież pisarzem. Dla Ihana oznacza to przede wszystkim, że może opowiadać historie. Właśnie ich linearność i zwartość stanowi silny czynnik spajający rzeczywistość, pozwalający na chwilę zatrzymać ją (a raczej jej wycinek) jak w filmowej stop-klatce i oświetlić błyskiem zaskakującej puenty. Z fabuły nie rezygnuje autor niemal nigdy; często układa się ona w anegdotę, dowcip, czasem jednak niepokoi świadomym niedopowiedzeniem i zachwianiem reguł prawdopodobieństwa. Wtedy korzysta autor ze środków, jakich dostarcza mu poetyka nadrealizmu; nawet przy takich okazjach nie naruszając jednak reguł linearności zdarzeń i ich teleologii, nie popada więc w łatwy oniryzm. Punktem wyjścia tych „poetyckich opowieści” jest niemal zawsze konkretna sytuacja – odtworzona za pomocą niewielu na ogół „pociągnięć” piórem. Zdarzenie takie nie ma zwykle nic z sensacji, jego charakter daje się częściej określić jako obyczajowy. Jego atrakcyjność bierze się raczej ze sposobu poetyckiego przetworzenia, z tego, jak autor zdołał je zobaczyć i wyrazić w spójnym, zatrzymującym uwagę koncepcie, tak, że dzięki temu ujawniło nagle swój zakryty dotąd aspekt. Ihanowy poeta-opowiadacz dostrzega po prostu to, co, choć dostępne oczom wszystkich, zwykle pozostaje niedostrzeżone.
Realizacja tak określonych celów wymaga jednak od poety sporej dozy ostrożności. Nie należy tu spieszyć się z komentarzem, raczej unikać jawnej refleksji. I nie jest bynajmniej paradoksem, że siła poetyckich historii Ihana bierze się właśnie z ograniczeń, jakie nałożył swej wyobraźni autor. Czytelnika zostawia się nieraz z samym tylko poczuciem dziwności, trudnym do określenia, pozwalając mówić samym faktom, opowiedzianym historiom. Pisarz opiera się pokusie łatwych puent i generalizacji, nie spieszy z wyjaśnieniem, podpowiedzią czy morałem. Nie udaje, że jest mądrzejszy od czytelnika i że więcej od niego rozumie. Nie odpowiada mu rola przewodnika, pierwszego z czujących. Przeżycia poetyckiej persony jego utworów nie wydają się w żaden sposób wyrastać ponad to, co zdarzyć się może każdemu, stąd zapewne bierze się obsesyjne poczucie, że czytamy zapis doświadczenia, które było przecież naszym, prywatnym doświadczeniem. Przewagą jego bohatera nie jest więc zdolność widzenia tego, co niedostępne oczom ogółu, raczej umiejętność dostrzeżenia czegoś ciekawego w tym, co – w dobrym sensie – pospolite i dostępne wszystkim. Pozornie bezstronny, do wyrażenia swego stanowiska wybiera pisarz bardziej subtelne środki wyrazu, wśród których główne miejsce zajmuje ironia. Sposób jej wyrażenia budzić musi w polskim czytelniku skojarzenia z wierszami Szymborskiej. (Właśnie porównań z poezją naszej noblistki doprawdy trudno tu uniknąć, bo też i wrażliwości obu artystów, a także sposób potraktowania poetyckiego języka, mają z sobą sporo wspólnego). Ihan, rezygnując ze zbyt śmiałych operacji na języku, godzi się na język taki, jaki ma do dyspozycji, czy – dokładniej – jakiego dostarcza mu współczesna słoweńszczyzna w swej formie najbardziej neutralnej. Bywa jednak, że wprowadza do swych wierszy różne jej odmiany i style, osiągając w ten sposób efekt ironicznego dystansu. Zabiegi te jednak nie osiągają granicy parodii; inaczej mówiąc, język nie wysuwa się ani na moment na pierwszy plan, tak, by przesłonić sobą świat przedstawiony. W podobny sposób tłumaczyć można ostrożność, z jaką poeta posługuje się metaforą. Osiąga w ten sposób niewiarygodną przejrzystość tekstów, wrażenie chirurgicznej wprost precyzji i wyrazistości. Służy temu też dążenie do ekonomiczności języka, ścisłe kontrolowanie pokusy potoczystości stylu i porywów imaginacji; pokusy, którą zna każdy namiętny opowiadacz historii.
Skłonność do odwracania uwagi od językowej faktury poetyckiego przekazu wynika z dążenia do osiągnięcia iluzji obiektywizmu narracji. Nie oznacza to jednak na przykład rezygnacji z wątków metapoetyckich. Spora część wierszy Ihana dotyka właśnie tematu istnienia poezji w kontekście komunikacyjnym, społecznym czy instytucjonalnym. W takich wypadkach na ogół daje o sobie znać ironia i dystans autora wobec wszelkich zachowań zbiorowych, środowiskowych mód i rytuałów. Zdystansowany wobec romantycznego wizerunku poety, okazuje się również tutaj autor bystrym obserwatorem, a jego wrażenia odnieść można tyleż do realiów 2‑milionowej Słowenii, co Polski. Metapoetycki wymiar tej poezji wyraża się także poprzez warstwę odniesień intertekstualnych. Czyni to jednak Ihan nad wyraz dyskretnie, niemal niezauważenie; na ogół nie bez ironicznego – choć nigdy złośliwego – cudzysłowu. Obce jest mu więc to, do czego zdążyli nas przyzwyczaić artyści sytuowani zazwyczaj w obrębie poetyki postmodernistycznej, mianowicie łatwość przywoływania kulturowych kontekstów i – nader często beztroskiego – zestawiania ich z sobą. Skrzętnie zacierając ślady związków jego tekstów z innymi, robi to Ihan jakby obawiając się, że zaktualizowanie literackiej tradycji osłabi wrażenie autentyczności jego przekazu i zakłóci iluzję realności.
Z drugiej strony Ihan jest poetą, który żyje w konkretnym miejscu, w konkretnym, to znaczy naszym czasie i faktu tego bynajmniej nie próbuje trzymać w tajemnicy. Jak każdy z nas otoczony jest produktami cywilizacji, która ponoć składa się przede wszystkim ze znaków. Pod tym względem jego bohater jest mieszkańcem globalnej wioski, nawet bardziej chyba niż swej lokalnej kultury narodowej. Z tego powodu – na szczęście dla nas – jest w stanie przejąć nas swymi problemami. Bohater wierszy nie jest także zawieszony w próżni generacyjnej, Ihana poezję czytać można jako świadectwo świadomości pokoleniowej, którego atrybuty są tu zresztą na tyle wyraźne, że nietrudno umieścić go precyzyjnie w czasie. Wątek ten wyraża się jednak przede wszystkim w refleksji odnoszącej się do doświadczenia kategorii nieporównanie ogólniejszych niż wspólna świadomość historyczna, a dotyczących takich spraw, jak upływ czasu, śmierć. Opowiadając o satysfakcji, jaką daje poczucie łączności z rówieśnikami (szczególnie zaś rówieśnikami-poetami), opowiada zarazem historię stopniowego rozrywania się więzi, które miały trwać całe życie. Temat ten podejmuje jednak autor w sposób, który różni jego wiersze od zbanalizowanych przez częste powtarzanie rozważań nad doświadczeniem przekroczenia „smugi cienia”. Ilustruje to choćby wiersz o Tomazu Šalamunie (z pewnością najbardziej dziś znanym słoweńskim poecie), wiersz, który można odczytać jako opowieść o odkryciu jakiejś generalnej wspólnoty, jakiej fundamentem jest świadomość niedocieczoności egzystencji, wspólnoty ważniejszej niż bariera pokolenia, dobitnie manifestowana tu zadziornością języka. Na tyle fundamentalnej, że unieważniającej granice pokoleń i preferowanych poetyk.
Uważny czytelnik z pewnością zauważy, że wiersze pochodzące z ostatniego tomu Salsa swą poetyką odbiegają od wcześniejszych. Być może nazbyt pochopne byłoby szukanie tu znamion zasadniczego przełomu, jest jednak faktem, że mamy do czynienia z jakością dość wyraźnie inną od tego, co dane nam było dotąd poznać. Na czym polega różnica? Przede wszystkim na tym, że fabuła, będąca dotąd niemal nieodłącznym elementem organizującym utwory, pojawia się tu rzadziej, oddając miejsce jawnej refleksji. Refleksji częściej wolnej już od ironii, sygnalizującej zwykle dystans. Dlatego o wiele łatwiej nam ulec iluzji tożsamości między poetyckim podmiotem a samym autorem. Łatwiej tym bardziej, że wiersze mają charakter bardziej osobisty, w większym stopniu dotyczą emocjonalnego przeżywania świata, kwestii świadomej wobec niego postawy. Chciałoby się powiedzieć, że czyni w swym tomie wierszy Alojz Ihan bilans dotychczasowego życia, z tej okazji łatwiej mu zdobyć się na osobisty ton. Wśród nowych wierszy wyróżnić należy z pewnością tytułową „Salsę”, utwór wart osobnej uwagi, choćby dlatego, że najpełniej wyraża postawę pisarza, widoczną już dużo wcześniej, nigdy dotąd jednak nie manifestowaną tak dobitnie. Jej istotą jest przekonanie o harmonii osobowości, która jest czymś dostępnym człowiekowi – pod warunkiem, że zdobędzie się on na wysiłek dotarcia do niej. Drogą nie jest dążenie do poznawczego objęcia świata w spójne definicje. Harmonia ta zaczyna się tam, gdzie umysł rezygnuje ze swych ambicji ogarnięcia wszystkiego, a świadomość uważniej przygląda się życiu ciała. Jest równoznaczna z dotarciem do zapomnianych związków, łączących nasz umysł ze sferą doznań fizycznych. Ocalenie tkwi bowiem w poddaniu się nurtowi energii, jaką dostajemy z racji naszej biologicznej konstrukcji. Jako część przyrody zostaliśmy bowiem obdarzeni życiową siła, wystarczającą, by uczynić nasze życie pełnym. I w tym ekstatycznym przeżywaniu własnego istnienia odnaleźć możemy szczęście, które obiecywały niezliczone filozofie.
Dopiero ostatni tom w pełni odsłania Ihana, jakim był od samego początku – jako poetę harmonii i witalistę, kogoś, kto własnym głosem wypowiada starą jak świat prawdę, że życie ma sens, bo po prostu jest.