recenzje / ESEJE

Wysokie morza

Adam Poprawa

Recenzja Adama Poprawy książki Puste noce Jerzego Jarniewicza, wydanej nakładem Biura Literackiego 4 grudnia 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Justy­na, pierw­szy tom Kwar­te­tu alek­san­dryj­skie­go Lawrence’a Dur­rel­la, w ory­gi­na­le zaczy­na się tak: „The sea is high aga­in today, with a thril­ling flush of wind”. Prze­kład nie wyda­je się kwe­stią naj­ła­twiej­szą, zwłasz­cza że to otwar­cie powie­ści. Kło­pot spra­wia już stan sło­nych wód, bo po pol­sku wyso­kie­go morza raczej nie ma. Z wyso­ki­mi zaś fala­mi znik­nie cza­sow­nik, a pierw­sza część zda­nia nie powin­na być rów­no­waż­ni­kiem. Spró­buj­my ina­czej. Na morzu dzi­siaj fale zno­wu są wyso­kie, z przej­mu­ją­cy­mi pory­wa­mi wia­tru. Dziw­ne to przej­ścio­we „z”? U Dur­rel­la opis pogo­dy też skła­da się z odmien­nych bodź­ców, wzro­ko­we­go i ter­micz­ne­go. W każ­dym razie Maria Skib­niew­ska odda­ła ini­cjal­ne zda­nie w ten spo­sób: „Morze jest dzi­siaj zno­wu wzbu­rzo­ne i wiatr dmu­cha nie­po­ko­ją­co”. Tłu­macz­ka zła­go­dzi­ła w ten spo­sób cokol­wiek prze­ła­ma­ną (jak fale!) skład­nię, poza tym przy­wia­ło Skib­niew­skiej tro­chę antro­po­mor­fi­za­cji, zwłasz­cza w dru­giej czę­ści, co gor­sza zaś, jeśli „wiatr dmu­cha nie­po­ko­ją­co”, to robi się tutaj nie tyle nie­spo­koj­nie, ile zabaw­nie.

A Jerzy Jar­nie­wicz, któ­ry zresz­tą pisał kie­dyś o cyklu Dur­rel­la z oka­zji wzno­wie­nia jego prze­kła­du, użył otwie­ra­ją­ce­go zda­nia Skib­niew­skiej w funk­cji mot­ta do Pustych nocy, naj­now­sze­go tomu. Spo­koj­nie chy­ba moż­na zało­żyć, że powo­dem takiej decy­zji nie był podziw dla jako­ści tego frag­men­tu tłu­ma­cze­nia. Jako trans­la­to­log Jar­nie­wicz moc­no pod­kre­śla przy­na­leż­ność prze­kła­du do lite­ra­tu­ry języ­ka doce­lo­we­go, zgod­nie zaś z takim myśle­niem Kwar­tet alek­san­dryj­ski sta­je się dzie­łem lite­ra­tu­ry pol­skiej. Tak więc ruszy­ły poetę raczej auto­no­micz­ne i oso­bli­we walo­ry tego zda­nia. Takie mot­to sta­je się rów­nież meta­ję­zy­ko­wym komen­ta­rzem. Nie idzie tu o słyn­ne stra­ty w prze­kła­dzie, lecz – tak to moż­na tu ująć – o nie­wy­ra­żo­ne w tłu­ma­cze­niu. Sko­ro w innym języ­ku nie uda­ło się pew­nych sen­sów wyra­zić (poja­wi­ły się za to inne, nie­po­żą­da­ne), to namysł trans­la­to­lo­gicz­ny może być rodza­jem powro­tu do tego, co nie­wy­ra­żal­ne.

Dość to pasu­je do sytu­acji wytwo­rzo­nej przez nowy tomik Jar­nie­wi­cza. Owszem, powra­ca tu wie­le zna­nych w tej poezji moty­wów: kul­tu­ra popu­lar­na zapa­mię­ta­na z Peere­lu, deta­le współ­cze­snej kul­tu­ry maso­wej, śla­dy wyda­rzeń spo­łecz­nych, ero­ty­ka, zróż­ni­co­wa­ny język o bar­dzo wyso­kiej (samo)świadomości. To wszyst­ko więc jest – prze­cież da się w Pustych nocach zoba­czyć pew­ne zało­żo­ne polu­zo­wa­nie spój­no­ści – zarów­no w obrę­bie nie­któ­rych poje­dyn­czych tek­stów, jak i cało­ści książ­ki. Osła­bie­nie zaś kon­struk­cyj­nych wią­zań powięk­sza obszar nie­wy­ra­żo­ne­go. Inny­mi sło­wy: wie­le poje­dyn­czych wier­szy w poprzed­nich tomach łatwiej było poskła­dać. Mówiąc o osła­bie­niu wią­zań, myślę o moty­wach i świe­cie przed­sta­wio­nym, nie o pro­zo­dii. Tu Jar­nie­wicz trzy­ma wiersz w moc­nych acz róż­no­rod­nych kar­bach.

Ćśś, ćśś, maleń­ka, noc taka pusta,
Kupię ci na wiatr jedwab­ną chu­s­tę,

A jeśli chu­s­tę wiatr zerwie z gło­wy,
Kupię ci swe­ter prze­ciw­wia­tro­wy,

A jeśli spru­je, porwie się swe­ter,
Kupię ci z dyni zło­tej kare­tę,

A jeśli koń za kare­tą się potknie,
Kupię ci gwiaz­dy w mro­ku za oknem,

A jeśli gwiaz­dy spad­ną stru­dzo­ne,
Dam ci z ich pyłu srebr­ny pier­ścio­nek,

Jeśli pier­ścio­nek pokry­je rdza,
Zosta­ną z nami krew, pot i łza.

To tytu­ło­wy wiersz tomu, wybra­ny przez auto­ra na począ­tek. Jasne, pięk­ny, lirycz­ny, zna­ko­mi­cie pro­wa­dzo­ny. Pro­szę roz­wa­żyć warian­ty akcen­to­we dru­gie­go wer­su: „Kupię ci na wiatr jedwabchustę” z bar­dziej wyrów­na­nym ryt­mem – lub kapi­tal­na, róż­ni­cu­ją­ca pro­klik­ty­ka z poprze­dza­ją­cym cią­giem sylab nie­ak­cen­to­wa­nych: „Kupię ci na wiatr jedwabchustę”. Autor wier­sza ma nie­wąt­pli­wie w miłej pamię­ci Two­ją postać Gre­chu­ty, tę z pra­niem srebr­nych chust, skom­pi­lo­wa­ną z wier­szy Cze­cho­wi­cza i Miciń­skie­go; „gwiaz­dy z mro­ku” sta­no­wią tu zresz­tą alu­zję do W mro­ku gwiazd Miciń­skie­go. Dużo by jesz­cze moż­na o niu­an­sach utwo­ru Puste noce, w każ­dym razie to raczej nie­ty­po­wy wiersz Jar­nie­wi­cza, a jeśli do tego zaczy­na całą książ­kę, to poeta raczej tu uka­zu­je się w sty­li­stycz­nej masce, niż był­by skłon­ny się ujaw­nić czy zama­ni­fe­sto­wać od począt­ku coś wyraź­niej.

Pozo­sta­jąc jed­nak jesz­cze na moment przy cią­gach dźwię­ko­wych: o moc­nych wią­za­niach świad­czą rów­nież nagłe i świet­ne wah­nię­cia lub nawet prze­sko­ki w into­na­cji. Wiersz I’m lovin’ it poin­tu­ją więc rady­kal­nie skró­co­ne wer­sy „śli­macz­ku, / powo­li”, podob­ną nie­spo­dzian­kę spra­wia uchu dopo­wie­dze­nie w koń­ców­ce „Bra­ku miejsc, bile­tów wyprze­da­nych”: „co śle­pi mi / oczy, chwi­la­mi”. Wiersz, i jest to pod wie­lo­ma wzglę­da­mi idea tra­dy­cyj­na, ma być więc dobrze zro­bio­ny.

O ile pamię­tam, nigdy wcze­śniej Jar­nie­wicz nie się­gał tak wyraź­nie do tra­dy­cji Mic­kie­wi­czow­skiej. Tak zatem jeden z wier­szy posia­da tytuł „Dobra­noc ci przez klam­kę”, co oczy­wi­ście jest inter­tek­stem jed­ne­go z Sone­tów ode­skich, inny tytuł to „Nie masz, nie masz Mary­li”, a w „Grach i zaba­wach na świe­żym powie­trzu” mamy „pola wyzła­ca­ne psze­ni­cą”, tak, tak, jak w „Inwo­ka­cji”. Owszem, są to cyta­ty włą­czo­ne w wiersz z mniej­szym czy jaskra­wym dystan­sem, zara­zem jed­nak zbyt czę­sto się w Pustych nocach Mic­kie­wicz poja­wia. Nie po to, rzecz jasna, by uznać Jar­nie­wi­cza za tra­dy­cjo­na­li­stę, wręcz prze­ciw­nie: cyta­cje takie pod­kre­śla­ją tu nie­oczy­wi­stość współ­cze­snych języ­ków poetyc­kich, w tym języ­ka pro­po­no­wa­ne­go przez auto­ra Na dzień dzi­siej­szy i chwi­lę obec­ną.

Spo­ro też w tomie moty­wów wojen­nych. Tych prze­fil­tro­wa­nych przez fil­my zoba­czo­ne w dzie­ciń­stwie – kul­tu­ra maso­wa Pol­ski Ludo­wej spra­wia­ła, że dla dzie­ci w latach sześć­dzie­sią­tych dru­ga woj­na była spra­wą nie­le­d­wie aktu­al­ną, acz­kol­wiek prze­ja­wia­ło się to raczej w zaba­wach i ste­reo­ty­pach. Poja­wia się „Lista strat fil­mu pol­skie­go”, moc­no i podwój­nie iro­nicz­na, bo wyra­że­nie para­fra­zu­je słyn­ne tuż powo­jen­ne wydaw­nic­two Lista strat kul­tu­ry pol­skiej. Ale wska­za­ny też jest „38 rów­no­leż­nik”, wyra­że­nie koja­rzo­ne przede wszyst­kim z powo­jen­ną histo­rią państw kore­ań­skich, co nie nale­ży już do poko­le­nio­wej mito­lo­gii osób uro­dzo­nych w Pol­sce pod koniec lat pięć­dzie­sią­tych.

Do sytu­acji też zde­cy­do­wa­nie wojen­nej odwo­łu­je się sze­reg „krew, pot i łza” z prze­pi­sa­ne­go tu wcze­śniej wier­sza. Jasne, zapi­su­ją­cy tę enu­me­ra­cję Jar­nie­wicz pamię­tał na pew­no o zespo­le jaz­zroc­ko­wym, nie­mniej jest to skró­co­ny cytat – bez zno­ju lub tru­du, zale­ży od tłu­ma­cze­nia – z prze­mó­wie­nia Chur­chil­la, cytu­ją­ce­go zresz­tą w tym miej­scu Joh­na Donne’a; w biblio­gra­fii prze­kła­dów łódz­kie­go poety zna­lazł się rów­nież tom pism poli­ty­ka, na cześć któ­re­go John Len­non, uro­dzo­ny nie­ca­łe pół roku po sław­nej mowie, otrzy­mał dru­gie imię. Poza tym we wspo­mnia­nej „Liście strat fil­mu pol­skie­go”: „Wil­hel­mi poległ w wal­kach o Pomo­rze – ale poza kadrem – zosta­wił chłop­com krew, łzy i czołg”.

Kil­ka tek­stów, tro­chę na modłę nowo­fa­lo­wą, oka­zu­je się grą z języ­kiem praw­ni­czym. Komen­to­wa­ny wypis „Z kodek­su kar­ne­go, wyda­nie szes­na­ste” zamy­ka książ­kę Jar­nie­wi­cza:

Kto wdzie­ra się do cudze­go domu, miesz­ka­nia,
loka­lu, pomiesz­cze­nia albo ogro­dzo­ne­go tere­nu,
albo wbrew żąda­niu oso­by upraw­nio­nej
miej­sca takie­go nie opusz­cza, niech
tu ze mną, poza pra­wem, zosta­nie.

Nato­miast w jed­nym z wier­szy wcze­śniej­szych naj­praw­do­po­dob­niej auto­bio­gra­ficz­ny boha­ter wspo­mi­na lek­cję gra­ma­ty­ki w szko­le, pod­czas któ­rej, jako przy­kład do koniu­ga­cji, zapro­po­no­wał cza­sow­nik „dezer­te­ru­ję”. (Inna rzecz, że w tym wier­szu dezer­cja sta­je się rów­nież języ­kiem miło­snym). Nie zapro­po­nu­ję jedy­nej moż­li­wej figu­ry geo­me­trycz­nej, któ­ra była­by jakimś spo­so­bem uję­cia tomu, widać jed­nak wca­le intry­gu­ją­cy trój­kąt Mic­kie­wicz – woj­na – pra­wo. Pew­nie tak, pew­nie liryk jest dzi­siaj raczej bani­tą niż posta­cią o oczy­wi­stym i nie­kwe­stio­no­wa­nym sta­tu­sie.

Ha! W poetyc­kim liście „27 pię­ter” zna­la­zła się nie­mal sen­ten­cja, wpraw­dzie naru­szo­na prze­rzut­nią, ale jed­nak: „Wier­sze znaj­dą swój czas, twój czas / docze­ka się wier­szy”. Aż mogło­by kusić, żeby zamknąć tym przy­to­cze­niem uwa­gi o nowej książ­ce Jar­nie­wi­cza, ale to (kry­tycz­na) pułap­ka. Bo ta domnie­ma­nie budu­ją­ca kon­sta­ta­cja mówi przede wszyst­kim o nie­przy­sta­wal­no­ści poezji i cza­su.

O autorze

Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Powiązania