recenzje / IMPRESJE

Z rozpędu (nowe wiersze Dariusza Sośnickiego)

Jacek Gutorow

Esej Jacka Gutorowa towarzyszący premierze książki Spóźniony owoc radiofonizacji Dariusza Sośnickiego, wydanej w Biurze Literackim 3 listopada 2014 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nowa książ­ka poetyc­ka Dar­ka Sośnic­kie­go. Zna­ko­mi­ta.

Pierw­sze wra­że­nie takie jak przy spo­tka­niu z poprzed­ni­mi zbio­ra­mi tego poety. Wier­sze zaska­ku­ją, nie spo­sób prze­wi­dzieć, w jakim kie­run­ku podą­żą, bier­ne czy­ta­nie nie wystar­czy. Rzecz doty­czy nie tyl­ko pierw­szej lek­tu­ry, lecz chy­ba nawet bar­dziej kolej­nych czy­tel­ni­czych spo­tkań, kie­dy w zasa­dzie powin­ni­śmy oswo­ić się z tek­sta­mi i odbie­rać zaska­ku­ją­ce zra­zu meta­fo­ry i obra­zy jako coś dobrze już udo­mo­wio­ne­go i zna­ne­go. Tym­cza­sem kolej­ne zda­nia i zwrot­ki sku­tecz­nie i z kil­ko­ma kro­pla­mi ozdro­wień­czej iro­nii pod­ko­pu­ją nasze ocze­ki­wa­nia i przy­zwy­cza­je­nia. To coś wię­cej niż lek­tu­ra. To radość czy­ta­nia.

Jeden z rzad­kich talen­tów poznań­skie­go poety: instynk­tow­nie bądź z pre­me­dy­ta­cją odkry­wa on w języ­ku miej­sca chwiej­ne, nie­jed­no­znacz­ne, roz­bi­ja­ją­ce logi­kę wywo­du, i z nich czy­ni rucho­me fun­da­men­ty wier­szy. Efek­tem takiej nie­co par­ty­zanc­kiej robo­ty jest czy­tel­ni­cze wra­że­nie, że tekst poetyc­ki lada chwi­la stra­ci spój­ność, rozej­dzie się w szwach, tudzież runie pod cię­ża­rem wła­snej nie­jed­no­znacz­no­ści. Nic podob­ne­go. Ba, wła­śnie dzię­ki miej­scom nie­do­okre­śle­nia i nie­do­czy­ta­nia, dzię­ki nagłym usko­kom bądź wywa­żo­nym prze­ła­ma­niom języ­ko­wych tra­jek­to­rii, dzię­ki skru­pu­lat­nym ope­ra­cjom pole­ga­ją­cym na wysa­dze­niu z sio­dła dotych­cza­so­wej argu­men­ta­cji tek­stu, zachę­ca­ją­ce­go z począt­ku swo­ją pro­sto­tą i poto­czy­sto­ścią, ale nie­omal jed­no­cze­śnie poda­ją­ce­go w wąt­pli­wość sens i pra­wo­moc­ność takich cnót jak bez­po­śred­niość uży­wa­ne­go na co dzień języ­ka czy jego przej­rzy­stość – dzię­ki temu wszyst­kie­mu wier­sze Sośnic­kie­go pozo­sta­ją nie­oswo­jo­ne. Ich poten­cjał nie ule­ga wyczer­pa­niu, i choć solen­nie obie­cu­je­my sobie, że następ­nym razem zro­zu­mie­my wresz­cie, cze­mu w tym czy tam­tym miej­scu poeta wrzu­cił nie­spo­dzie­wa­nie inny bieg i wtrą­cił nie­spo­dzie­wa­ne sło­wo bądź zda­nie, nic takie­go nie nastę­pu­je. Wciąż jeste­śmy zaska­ki­wa­ni, nie­ja­sno­ści pogłę­bia­ją się, wier­sze uty­ka­ją pomię­dzy sło­wa­mi, na ich sty­kach, w prze­strze­niach pomię­dzy mniej lub bar­dziej ele­men­tar­ny­mi i oczy­wi­sty­mi sen­sa­mi.

W tej paję­czej robo­cie cho­dzi, jak sądzę, o ura­to­wa­nie pod­sta­wo­wych doświad­czeń kru­cho­ści i płyn­no­ści świa­ta. To bez wąt­pie­nia poezja zwró­co­na ku rze­czy­wi­sto­ści. Pozo­sta­je pyta­nie – obse­syj­nie nawie­dza­ją­ce poezję Sośnic­kie­go – na ile i w jaki spo­sób rze­czy­wi­stość jest bądź sta­je się rze­czy­wi­sto­ścią; skąd pew­ność o trwa­łym cha­rak­te­rze rze­czy; skąd odczu­cie oczy­wi­sto­ści naszych doznań. Odpo­wie­dzią poznań­skie­go poety jest naj­czę­ściej pró­ba języ­ka. Pró­ba na języ­ku. Pró­ba języ­ka żywe­go. Nie towa­rzy­szy temu (na szczę­ście) żad­ne prze­ko­na­nie. Wszak żywy język nigdy nie jest do koń­ca udo­mo­wio­ny. I chy­ba nikt lepiej od Sośnic­kie­go nie opi­sał oso­bli­wej bez­dom­no­ści ludz­kiej mowy. Choć tyle jego wier­szy opo­wia­da o domu, to w isto­cie są to opo­wie­ści o nie­moż­no­ści zado­mo­wie­nia. Na ten moment trze­ba zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę, bo w twór­czo­ści Sośnic­kie­go ma on już swo­ją histo­rię. Przy­po­mnij­my cho­ciaż­by, że poznań­ski poeta przez wie­le lat pra­co­wał nad prze­kła­dem cyklu W. H. Aude­na Thanks­gi­ving for a Habi­tat, sekwen­cji wier­szy skon­cen­tro­wa­nych na jed­nym domu (prze­kład uka­zał się w 2013 roku). Wybór tego aku­rat tek­stu nie był przy­pad­ko­wy. Zauwa­żo­no już, że figu­ra domu odgry­wa w wier­szach Sośnic­kie­go rolę klu­czo­wą, i że nie jest to dla nie­go figu­ra uspo­ka­ja­ją­ca. Wręcz prze­ciw­nie, miej­sce zamiesz­ka­nia jest u poety naj­czę­ściej prze­strze­nią nie­pew­no­ści, cza­sa­mi nawet zagro­że­nia. Zna­mien­ne, że już w pierw­szym zda­niu nowej książ­ki poja­wia się dom-wid­mo, do któ­re­go poeta zapra­sza nic nie podej­rze­wa­ją­ce­go (jesz­cze) czy­tel­ni­ka. Zapro­sze­nie nader dwu­znacz­ne, a i samo domo­stwo podej­rza­ne: „okna, przez któ­re doj­rzę cię z daleka/ i przej­rzę, by odna­leźć nie­czy­ste inten­cje”; „scho­dy… żeby cię sko­ło­wać”; „zej­ście do piwnicy/ gdzie za rega­łem z weka­mi są drzwi do kolej­nej piw­ni­cy”. Otóż jasne się sta­je, że poeta opi­su­je tu tak­że prze­strzeń wła­snej poezji. Wiersz jest domem. I być może natu­ral­ne jest, że chcie­li­by­śmy się w nim zagnieź­dzić. Ale wrę­czo­ne nam przez auto­ra zapro­sze­nie to zapro­sze­nie do lek­tu­ry nie­spo­koj­nej, nie­rów­nej, wytrą­co­nej z rów­no­wa­gi i z wąt­pli­wy­mi pre­ten­sja­mi do lirycz­nych czy hip­no­tycz­nych prze­żyć (osob­no trze­ba by poru­szyć kwe­stię upar­tej trzeź­wo­ści języ­ka poetyc­kie­go, jego kry­tycz­ne­go racjo­na­li­zmu i świa­do­mej iro­nii; nie są to bynaj­mniej momen­ty u Sośnic­kie­go mar­gi­nal­ne).

W nowym tomie odnaj­dzie­my typo­we dla wier­szy Sośnic­kie­go żywio­ły. Żywioł rodzin­ny, bada­ny jak­by pod mikro­sko­pem i być może dla­te­go przy­bie­ra­ją­cy czę­sto fan­ta­sma­go­rycz­ne, sur­re­ali­stycz­ne for­my. Żywioł ani­mal­ny, kto wie, czy nie naj­bar­dziej nie­po­ko­ją­cy w twór­czo­ści tego poety: gęsty, mrocz­ny, pod­su­wa­ją­cy obra­zy koja­rzą­ce się ze śre­dnio­wiecz­ny­mi ale­go­ria­mi i bestia­ria­mi, poja­wia­ją­ce się w naj­mniej ocze­ki­wa­nych miej­scach i kon­tek­stach, przy­ku­wa­ją­ce uwa­gę obse­syj­ny­mi powtó­rze­nia­mi i prze­two­rze­nia­mi. Wresz­cie żywioł, prze­pra­szam za wyra­że­nie, auto­te­ma­tycz­ny – w kil­ku istot­nych miej­scach Sośnic­ki zasta­na­wia się nad rolą i miej­scem poety, czy­niąc to w typo­wy dla sie­bie, nie­jed­no­znacz­ny spo­sób. Świa­do­mie pod­kre­ślam żywio­ło­wość obec­nej w tych wier­szach tema­ty­ki i moty­wi­ki. Choć dla poznań­skie­go poety zawsze istot­na była idea porząd­ku (este­tycz­ne­go, epi­ste­mo­lo­gicz­ne­go, egzy­sten­cjal­ne­go), prze­ja­wia­ją­ca się choć­by w mister­nych kon­struk­cjach wie­lu wier­szy, inte­re­su­ją­co zor­kie­stro­wa­nych dłuż­szych for­mach czy nader ory­gi­nal­nych sche­ma­tach ryt­micz­nych i splo­tach rymów, to jesz­cze wię­cej jest u nie­go momen­tów zakłó­ca­ją­cych czy­stość rysun­ku i czy­tel­ność prze­ka­zu. Tra­dy­cja dobrze skro­jo­ne­go wier­sza, nie­wąt­pli­wie waż­na dla Sośnic­kie­go, bywa czę­sto sabo­to­wa­na za spra­wą nie­spo­koj­nej wyobraź­ni, któ­ra nie może zado­wo­lić się kon­wen­cją i z pasją roz­bi­ja poetyc­kie wzo­ry i for­mu­ły. Efek­ty są wyraź­niej­sze, kie­dy czy­ta się te tek­sty na głos albo słu­cha poety. Wie­le jako­ści obec­nych w tej poezji zwią­za­nych jest z into­na­cją zda­nia, brzmie­niem poszcze­gól­nych słów, pod­słu­cha­nym zaśpie­wem mowy. Czy prze­sa­dzę mówiąc, że to w dużej mie­rze wier­sze dla ucha?

Tom zróż­ni­co­wa­ny, zaska­ku­ją­cy, ale też pomy­śla­ny jako całość – choć bynaj­mniej nie jako całość logicz­na. Poeta zaczy­na od prze­glą­du wid­mo­we­go domu, koń­czy na obra­zie trzech tysię­cy mar­twych kosów, a w mię­dzy­cza­sie pro­wa­dzi nas mean­drycz­ny­mi ścież­ka­mi i ukry­ty­mi przej­ścia­mi. W jed­nym z kil­ku krót­kich frag­men­tów pro­zą wtrą­ca: „oczy­wi­stość, któ­ra od zawsze mówi sama za sie­bie, zaczy­na sły­szeć zba­wien­ne echo”.  Spóź­nio­ny owoc radio­fo­ni­za­cji (przy­pusz­czam, że nie wszyst­kim przy­pad­nie do gustu ten tytuł) to tak­że ana­to­mia świa­ta, któ­ry uległ zdwo­je­niu i prze­stał być oczy­wi­sty. W naj­mniej ocze­ki­wa­nych momen­tach zja­wia się echo – niby powtó­rze­nie słów i cień lek­tu­ry, w rze­czy­wi­sto­ści jed­nak nowa kon­ste­la­cja języ­ko­wa, roz­świe­tlo­na i roz­świe­tla­ją­ca wyobraź­nia, któ­rej nie moż­na zła­pać za rękę czy ogon, któ­ra budzi w nas pra­gnie­nie nowej muzy­ki, inne­go świa­ta. Chcia­ło­by się, aby to echo ule­gło prze­dłu­że­niu. Ale żywio­ły wie­dzą lepiej.

O autorze

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Powiązania