recenzje / ESEJE

Za wolność tych, których nie lubimy. Maja Urban i jej Statua wolności

Anna Mochalska

Recenzja Anny Mochalskiej, towarzysząca premierze książki Statua wolności Mai Urban w tłumaczeniu Miłosza Waligórskiego, wydanej w Biurze Literackim 22 sierpnia 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Maja Urban jest chor­wac­ką poet­ką, tria­th­lo­nist­ką, iron­man­ką, ultra­ma­ra­ton­ką. A ponad­to mistrzy­nią, rekor­dzist­ką, nauczy­ciel­ką. Stu­dio­wa­ła hun­ga­ry­sty­kę i filo­lo­gię kla­sycz­ną. Zaj­mu­je się naucza­niem węgier­skie­go. Wszyst­kie te przy­mio­ty, umie­jęt­no­ści, zaję­cia wyli­czam nie bez powo­du, bo wła­ści­wie każ­de z nich – w mniej­szym lub więk­szym stop­niu – zna­la­zło sobie miej­sce w Sta­tui wol­no­ści. Taki tytuł nosi dru­ga książ­ka autor­ki, któ­ra za debiut Urba­ne otrzy­ma­ła nagro­dę Zdra­vko Pucak. A teraz w ręce pol­skie­go czy­tel­ni­ka lub czy­tel­nicz­ki, dzię­ki reali­za­cji „Nowe­go euro­pej­skie­go kano­nu lite­rac­kie­go”, tra­fia wła­śnie Sta­tua… w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go, zapo­wia­da­na jako „tom wier­szy por­tre­tu­ją­cy sprze­ciw wobec świa­ta spo­łecz­nych kon­wen­cji i kwe­stio­nu­ją­cy powierz­chow­ny femi­nizm”.

Jak te zapo­wie­dzi mają się w prak­ty­ce? Cał­kiem nie­źle. Tytuł jest wła­ści­wie swo­istą dekla­ra­cją nie­pod­le­gło­ści pod­miot­ki, któ­ra kon­we­nan­se ma głę­bo­ko w nosie (a na domiar złe­go w nim dłu­bie!). Kry­tycz­nie odno­si się nie tyl­ko do prób wpa­so­wa­nia jej w jakieś ramy, ale rów­nież do pew­nej spo­le­gli­wo­ści spo­łecz­nej, wspo­mnia­ne­go „powierz­chow­ne­go femi­ni­zmu”, w któ­rym czy­ny nie idą w parze ze sło­wa­mi, a kom­pro­mis jest waż­niej­szy od dobro­sta­nu jed­nost­ki. Pod­miot­ka nie pasu­je do kole­ża­nek, nie dora­sta do ocze­ki­wań, nie dosto­so­wu­je się do narzu­co­nych zasad. Prak­ty­ku­je, powiedz­my, „brzyd­ki” femi­nizm, taki bez fil­tra na Insta­gra­mie, taki, któ­re­go w mar­ke­tin­gu się nie lubi, bo robi kiep­ski pijar. Taki, któ­re­go chy­ba tro­chę bra­ku­je.

chcie­li mnie udo­bru­chać
alko­ho­lem
ale się nie dałam
pozwo­li­łam
uto­pić się w bie­li
ani myśla­łam
być pięk­na
i szczę­śli­wa

Jest szcze­ra, cza­sem wręcz bez­li­to­sna. Nie stroi się dla czy­tel­ni­ka: bywa zło­śli­wa, okrut­na, bar­dzo wyma­ga­ją­ca, zadu­fa­na w sobie. Cza­sem wręcz trud­ną ją polu­bić, a do tego nie jeste­śmy przy­zwy­cza­je­ni: boha­ter – i w pro­zie, i w poezji – chce nas sobie zjed­nać, budzi naszą sym­pa­tię albo cho­ciaż współ­czu­cie. Urban zupeł­nie się tym nie przej­mu­je, sło­wa­mi wier­szy wypo­wia­da nie­kie­dy skraj­nie kry­tycz­ne, nawet obraź­li­we opi­nie. To cie­ka­we, rzad­kie, poten­cjal­nie trud­ne dla odbior­cy. Nie­wąt­pli­wie nato­miast – praw­dzi­we, bo prze­cież femi­nizm to nie kwiat­ki i bro­kat. W każ­dym razie nie tyl­ko: „(…) może ja potrzebuję/ (…) zimna/ trosk/ bólu”. Może wszy­scy, przy­naj­mniej od cza­su do cza­su, potrze­bu­je­my.

To „nie­stro­je­nie się” dla czy­tel­ni­ka prze­kła­da się też na for­mę tek­stu. Poet­ka jest bli­sko sty­lu Róże­wi­czow­skie­go, choć jej rezy­gna­cja z ozdob­nych środ­ków i poten­cja­łu wer­sy­fi­ka­cji ma zupeł­nie inne przy­czy­ny niż te, któ­re kie­ro­wa­ły auto­rem Czer­wo­nej ręka­wicz­ki. Urban po pro­stu nie sta­ra się podo­bać ani przy­po­do­bać, nie na tym jej zale­ży. Nie ma tu prze­no­śni, roz­bu­do­wa­nych meta­for, spię­trzo­nych epi­te­tów. Ma być pro­sto, krót­ko, zwięź­le i na temat. Jak coś nie pasu­je – dro­ga wol­na, nikt do lek­tu­ry nie zmu­sza, „niech spa­da na drze­wo”. Wnę­trze wier­sza jest nie­zwy­kle spój­ne z jego zewnę­trzem, więc choć mogło­by się wyda­wać, że sto­so­wa­ny przez poet­kę zapis wyni­ka z pew­ne­go nie­dbal­stwa albo – może ina­czej – pośpie­chu, o któ­rym za chwi­lę parę słów, tak napraw­dę bie­rze się wprost z tego, co dzie­je się w środ­ku wier­sza. Autor­ka kon­se­kwent­nie się tego trzy­ma, czy­niąc z pro­sto­ty (prze­ka­zu i zapi­su) nie­wąt­pli­wie jeden z naj­więk­szych atu­tów swo­ich wier­szy.

Sta­tua wol­no­ści to też wie­le innych wąt­ków, nie­ko­niecz­nie bez­po­śred­nio zwią­za­nych z femi­ni­zmem. Motyw spor­tu rów­nież wyraź­nie widać w zamiesz­czo­nych w tomie wier­szach. Nie­kie­dy zupeł­nie dosłow­nie („mara­ton zmę­cze­nie zmia­na kli­ma­tu”), a innym razem przez sam fakt, że jeste­śmy w bie­gu. Taka for­ma szyb­kie­go podró­żo­wa­nia bar­dzo współ­gra z oszczęd­no­ścią poety­ki Urban. Pośpiech, ruch, zmia­ny kra­jo­bra­zu; czę­sto led­wie rzu­ca­my okiem na ludzi czy ota­cza­ją­ce nas wido­ki, bo po pro­stu nie może­my poświę­cić im wię­cej cza­su. Poet­ka raczej zary­so­wu­je sytu­acje niż uważ­nie się im przy­glą­da albo wyła­wia z tego tła poje­dyn­cze ele­men­ty, resz­tę pozo­sta­wia­jąc wyobraź­ni. Liczy się tem­po i kon­cen­tra­cja na celu.

Waż­ne w tych wier­szach są tak­że odnie­sie­nia kul­tu­ro­we i języ­ko­we. Razem z pod­miot­ką zmie­nia­my miej­sca, uczy­my się obcych nazw i słów; „przyj­dzie nowy język/ wska­że cię/ oca­li?”. Jest w tym i zupeł­nie szcze­ra fascy­na­cja nowym, obcym, nie­zna­nym, postrze­ga­nie zmia­ny jako szan­sy, i rów­no­cze­sne pogo­dze­nie z tym, że to nie­zna­ne oka­że się osta­tecz­nie zna­nym, akcep­ta­cja pozba­wio­na gory­czy i zło­ści.

gdzie­kol­wiek tra­fisz
nie będzie to
two­je miej­sce
(…)
bo nie trze­ba iść
na koniec świa­ta
po samot­ność
i roz­cza­ro­wa­nie

Urban zalud­nia swo­je wier­sze przy­pad­ko­wy­mi prze­chod­nia­mi, mija­ny­mi ludź­mi, nie­spo­dzie­wa­ny­mi gość­mi. Nie­wąt­pli­wym walo­rem jej pisa­nia jest to, że znaj­du­je się ono bar­dzo bli­sko życia. Jej femi­nizm to nie mod­ne poję­cie uży­wa­ne dla pre­sti­żu w aka­de­mic­kich dys­ku­sjach. Jej język to pro­ste komu­ni­ka­ty, kon­kret, uży­tecz­ne prze­kleń­stwa. Inte­re­su­je ją tu i teraz w cał­kiem pro­stej posta­ci: waka­cje, wyj­ścia do kawiar­ni, codzien­ne przy­jem­no­ści oraz wyzwa­nia. Cza­sem uda­je jej się uchwy­cić jakiś szcze­gół oto­cze­nia, detal, któ­ry mógł­by nam umknąć. Innym razem opi­sać coś, co oka­zu­je się wspól­nym doświad­cze­niem, dro­bia­zgiem łączą­cym ponad podzia­ła­mi („to przywilej/ móc latem pobyć/ sam na sam z wyobraź­nią / nikt nie zawra­ca ci głowy/ pły­wasz czy­tasz don­ki­szo­ta”). Nawet w tym pędzie, w jakim nie­ustan­nie wyda­je się być pod­miot­ka, nie­kie­dy uda­je się jej wypa­trzeć w szyb­ko zmie­nia­ją­cym się oto­cze­niu ele­ment, na któ­rym war­to skon­cen­tro­wać uwa­gę i umie­ścić go w wier­szu. To może być kro­pla desz­czu, docho­dzą­ce skądś dźwię­ki skrzy­piec, tanie lody, dro­gie tramp­ki. Nie ma nicze­go, co dla wier­sza było­by nie­war­te odno­to­wa­nia.

Czy Sta­tua wol­no­ści musi się podo­bać? Nie. Wyda­je mi się, że to pyta­nie moż­na sfor­mu­ło­wać nawet jesz­cze ina­czej: czy Sta­tua wol­no­ści ma się podo­bać? I odpo­wiedź na to pyta­nie wciąż może brzmieć „nie”. Co nie zna­czy, że lek­tu­ra nie dostar­cza żad­nej przy­jem­no­ści czy nie jest war­to­ścio­wa. Maja Urban pro­po­nu­je wiersz bez retu­szu. Nie cho­dzi tu o jakiś natu­ra­lizm zapi­su czy bra­ki warsz­ta­to­we, a raczej takie podej­ście do mate­rii tek­stu, któ­re każe ją respek­to­wać w moż­li­wie natu­ral­nej, nie­ko­niecz­nie naj­lep­szej for­mie. W rela­cji z czy­tel­ni­kiem autor­ka sta­wia na bez­po­śred­niość, rze­tel­ność, mówie­nie wprost i nie­owi­ja­nie w baweł­nę. To w jakiś spo­sób lite­rac­ko ożyw­cze i choć wier­sze chor­wac­kiej autor­ki dają pew­ne wra­że­nie dys­kom­for­tu, sta­wia­ne przez nie pyta­nia czy dia­gno­zy są istot­ne tak z punk­tu widze­nia lite­ra­tu­ry, jak i socjo­lo­gii. Urban jako poet­ka nie jest zależ­na od wpły­wów okre­ślo­nych szkół czy meto­do­lo­gii, a jej pod­miot­ka jest nie­za­leż­na jako oso­ba. Jest, zgod­nie z tytu­łem, sta­tuą wol­no­ści, choć pozba­wio­ną funk­cji sym­bo­licz­nej. I dobrze – bo ta odbie­ra­ła­by pod­mio­to­wość. Sta­tua wol­no­ści pozo­sta­wia z cie­ka­wym doświad­cze­niem, być może ilu­zo­rycz­nym, pozna­nia kogoś poprzez tekst. Nie musi­cie tego kogoś lubić. Może nawet nie będzie­cie. Ale z pew­no­ścią obda­rzy­cie go sza­cun­kiem. To zde­cy­do­wa­nie waż­niej­sze.

 

belka_2

O autorze

Anna Mochalska

Ur. w 1992 r., poetka, krytyczka literacka. Autorka książek syndrom obcej ręki i same głosy. Wielokrotnie wyróżniana w konkursach poetyckich. Współpracuje z Salonem Literackim. Mieszka w Bydgoszczy.

Powiązania

Co dzieje się w Stupčevici, zostaje w Belgradzie

recenzje / ESEJE Anna Mochalska

Recen­zja Anny Mochal­skiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Moja mama wie, co się wypra­wia w mia­stach Rad­mi­ly Petro­vić w tłu­ma­cze­niu Alek­san­dry Woj­ta­szek, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 17 kwiet­nia 2023 roku.

Więcej

Upadek bez amortyzacji – „ruń” Klaudii Pieszczoch jako test zaufania

recenzje / ESEJE Anna Mochalska

Recen­zja Anny Mochal­skiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książk ruń Klau­dii Piesz­czoch, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 stycz­nia 2023 roku.

Więcej

Popłyniemy na łów, na łów, towarzyszu mój

recenzje / ESEJE Anna Mochalska

Recen­zja Anny Mochal­skiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2021, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 3 paź­dzier­ni­ka 2022 roku.

Więcej

Polska poezja przed debiutem – rozeznanie

recenzje / ESEJE Anna Mochalska

Recen­zja Anny Mochal­skiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2020, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 26 lip­ca 2021 roku.

Więcej

na drugim planie

utwory / premiery w sieci Anna Mochalska

Pre­mie­ro­wy zestaw Anny Mochal­skiej na dru­gim pla­nie. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Dru­ga i kolej­na książ­ka 2018”.

Więcej

Ucieczka bywa też pułapką

wywiady / o książce Maja Urban Miłosz Waligórski

Roz­mo­wa Miło­sza Wali­gór­skie­go z Mają Urban, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Sta­tua wol­no­ści Mai Urban w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 22 sierp­nia 2022 roku.

Więcej

Statua wolności

utwory / zapowiedzi książek Maja Urban Miłosz Waligórski

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Sta­tua wol­no­ści Mai Urban w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 22 sierp­nia 2022 roku.

Więcej