recenzje / IMPRESJE

Zadurzenie

Maja Staśko

Esej Mai Staśko, który ukazał się w 2011 roku  w gazecie festiwalowej „Poznań Poetów”.

Biuro Literackie

Nie myśl jaki jesteś Zostaw to innym Niech oni się mylą

Prze­wró­cił się na dru­gi bok. Wes­tchnął. Prze­tarł oczy. Wie­czór zapa­da już czwar­ty raz. Pochła­nia dzień na żywo pełen tru­pów. Szko­da dnia i szko­da snu. Wie­czór zapa­da, a on nie może. Oce­an zacho­dzi zara­sta księ­ży­cem. A on nie może. Sły­szy mia­ro­we ude­rza­nie kro­pel z kra­nu, kro­pel ście­ka­ją­cych z wio­sła. Napi­na mię­śnie i wyko­nu­je kolej­ny ruch. Poje­dyn­cze kro­ple poran­nej rosy na paję­czy­nie spły­wa­ją z pió­ra wio­sła zbyt gwał­tow­nie wyję­te­go z wody. Wystu­ku­je ich rytm na poście­li. Gdzieś kro-pla z kra-nu ka-pie do ra-na a‑niel-skie wło-sy i wa-ta szkla-na krą-sel-ki ko-lan w i‑slam-skim sa-dzie księ-życ po-li-czek swój na nich kła-dzie cu-dze ko-la-na a mo-że wła-sne wszy-stko się plą-cze już chy-ba za-snę. Zasnął. Śni mu się Ash­be­ry. Śnią mu się grzy­by i nie­me usta śli­skiej ryby. Zaraz wyśni same­go sie­bie na jutro.

Drżał. Wstrzą­sa­ły nim dresz­cze. Sły­szał wiatr i śnieg z desz­czem na twa­rzy. Gra­bie­ją­cy­mi pal­ca­mi wko­py­wał patycz­ki. (Pal­ca­mi tyle­kroć przy­trza­ski­wa­ny­mi przez wie­ko trum­ny z nie­śmier­tel­nym bana­łem). Zdrę­twia­ły­mi pal­ca­mi wypstry­ki­wał pest­ki. Patrzył na mło­de opa­li­ko­wa­ne drzew­ka. Oto mar­twi wspie­ra­ją żywych. Idą przez pole wąskie na czte­ry rzę­dy dłu­gie na kilo­metr. Schy­la się i pro­stu­je. Ocie­ra pot z czo­ła. Na twa­rzy pozo­sta­je gęsty ciem­ny sok. Spi­ja go, pije upi­je wino z czar­nej porzecz­ki. Uśmie­cha się. Co było tam i tu gdzieś gdzie­kol­wiek co prze­szło minę­ło zni­kło – wszyst­ko teraz trwa jed­no­cze­śnie. Wszyst­ko wszyst­ko naraz. Wszyst­ko wszy Ciusz­ku szmat­ko gagat­ku Nie­unik­nio­ny przy­pad­ku Wyobraź­ni pułap­ko we krwi śli­nie ślu­zie Pocie nabłon­ku kata­rze. Wzbu­dzi­ło w nim wymiot­ny odruch. Bez tego życie go nie przyj­mie. Rzy­ga jak pod­świe­tlo­na fon­tan­na. I tak już będzie do koń­ca.

I już był. Sine świa­tła poro­dów­ki bla­sza­ny barak tru­piar­ni. Plam­ka krwi na bia­łym sufi­cie. Przed chwi­lą był. I znik­nął.

Powiedz­my sobie praw­dę, nowo­rod­ki napraw­dę jeste­ście obrzy­dli­we i sto­pień pokre­wień­stwa nic tu nie zmie­ni. Zresz­tą Poeci nie powin­ni mieć dzie­ci. Dotkną­łem cze­go nie chcia­łem Daję dyla.

Wziął do ręki słu­chaw­kę. Wykrę­cił numer. Abo­nent cza­so­wo nie­do­stęp­ny. Odło­żył słu­chaw­kę. Wziął do ręki. Wykrę­cił numer. Powrót i powtó­rze­nie To samo Tak samo Powtó­rze­nie i powrót. Poło­żył się spać. Płyt­ki oddech krót­ki sen. Wibru­ją­cy dzwo­nek tele­fo­nu przed pół­no­cą. Za sekun­dę oddzwo­nię. Ile godzin ma sekun­da? Wibru­ją­cy dzwo­nek tele­fo­nu przed pół­no­cą. Czy się już kła­dziesz czy będziesz pra­co­wał? Tak, będę pra­so­wał. Odło­żył słu­chaw­kę. Jak ze sta­ry­mi ludź­mi roz­ma­wiać o poezji? Ple­ase call aga­in later.

Idzie przed sie­bie. Zewsząd Puła­wy. Stąd. Przej­ście przez pocz­to­wą Pro­szę cze­kać. Przy­sta­je. Przej­ście w kie­run­ku hote­lu Świa­tło zie­lo­ne. Rusza w wie­lo­barw­nym tłu­mie. Jakież mono­ton­ne to disco polo. Obra­ca się na skrzy­żo­wa­niu nóg Lizy Minel­li i naro­do­we­go socja­li­zmu. Czer­wo­ne świa­tło. Tyl­ko że to już nie­praw­do­po­dob­ne żeby prze­szedł na dru­gą stro­nę z tobą. Prze­cho­dzi sam. Uśmie­cha się. Pod­bie­ga do szyl­du i zli­zu­je z nie­go jaskra­wą far­bę. Era Łączy Ludzi I Reje­stru­je Połą­cze­nia. Pod­bie­ga do muru i zli­zu­je z nie­go spray. Pol­ska Naro­do­wa – Euro­pa Bia­ła – Świat Kato­lic­ki. Pod­bie­ga do muru i zli­zu­je z nie­go przeda­to­wa­ną kre­dę. Kwiat­ki Dla Wariat­ki. Wysu­wa język z lep­ką, czer­wo­ną sub­stan­cją. Śluz środ­ka. Far­ba i krew Zbyt wie­le. Plu­je. Oczysz­cza język z grze­chu roz­wią­zło­ści. Krzy­czy, że król jest nagi To praw­dy tyl­ko poło­wa: naga jest też kró­lo­wa. Cała praw­da całą dobę gdzie­kol­wiek jesteś. Na chod­ni­ku mysie bob­ki kro­wie łaj­no ludz­kie wier­sze.

Biegł do szko­ły w czap­ce pilot­ce i z roz­por­kiem roz­pię­tym. W ferie dopy­ty­wa­ny na czwór­kę trój­kę. Przed szko­łą rodzi­ce. Idą do pia­skow­ni­cy. Już wie, że nie cho­dzi o pla­sty­ko­we grab­ki a o paznok­cie. Już wie, że śmierć nie wybie­ra. (od dzie­ciń­stwa się bał że umrze przed koń­cem życia a tu pro­szę pro­szę). Pozwa­la się lizać po twa­rzy tyl­ko czar­ne­mu psu wuj­ka Fran­ka. Na odwro­cie napis ręką ojca – Nero. Uli­cę dalej idzie Murzyn. Mamo czy Murzy­ni robią czar­ne kupy i sika­ją na czar­no?

Stoi przed lustrem. Nie patrzy w lustro jak nie musi. Taki męski szo­wi­nizm i taki fizjo­no­mizm. Goli się. Dokład­nie odmie­rza ruchy dło­ni. Skó­ra w zetknię­ciu z ostrą żylet­ką pęka. Syk­nął. Gwał­tow­nym ruchem odsu­wa rękę od twa­rzy w kie­run­ku szyi. Prze­ci­na sobie tęt­ni­cę szyj­ną. Try­ska sza­ry vers libre, wypa­da­ją zepsu­te zęby jak wyra­zy ze zdań, ból roz­dzie­ra mię­śnie. Łyka śli­nę krew i szlam. W krta­ni rośnie ucisk. Tęże­je trud spę­ka­nych warg. Krew z roze­rwa­nej tęt­ni­cy wybi­ja godzi­nę sprzed lat. Pod pió­rem pie­ni się atra­ment. I jakaś men­da Co po łono­wym lesie wier­szy się szwen­da.

A żądam jedy­nie Tej prze­rwy pomię­dzy ude­rze­nia­mi zda­rzeń.

Sie­dzi przy bia­łym sto­li­ku na bia­łym krze­śle. Pije her­ba­tę. Obser­wu­je mija­ją­cych go ludzi, nogi, ręce, twa­rze. Też miał takie spodnie. I taką blu­zę. I taką twarz. Przy­po­mi­na sobie pierw­sze zda­nie powie­ści któ­rą debiu­to­wał w 1968 roku. Wie­czór autor­ski ze słu­cha­cza­mi Uni­wer­sy­te­tu Trze­cie­go Wie­ku a może to się wte­dy nazy­wa­ło Uni­wer­sy­tet Zło­tej Jesie­ni. Myli mu się. Myli mu się też Kre­on Cha­ron i Chro­nos. Dziś i tak jest wszyst­ko za póź­no. (A prze­cież kie­dyś wyda­wa­ło się że zawsze będzie odwrot­nie). Że naj­lep­sza jest chwi­la, któ­ra mija. Wypi­je her­ba­tę popa­trzy zdzi­wio­ny że się nie wsty­dzi w tym nie­do­mó­wień teatrze nie będąc akto­rem lecz widzem.

Pisze. Tłu­cze w kla­wi­sze.

Leżał. W doł­ku od gol­fa uda­wał zapo­mnia­ną piłecz­kę. Piłecz­kę od ping-pon­ga. Ude­rzył palet­ką. I ty uderz. Jesz­cze cię sko­pię. I ja ude­rzam. (Tyl­ko że od cza­su gdy nie jed­ną a wie­le piłek zna pił­ka noż­na dale­kim wyko­pem w try­bu­ny nic zyskać nie moż­na). I ty uderz. I ja ude­rzę. Kocha­nie, nic na siłę powie­dzia­łem i ude­rzy­łem. Mia­ro­we wrza­ski piłecz­ki. Do cza-su ty do cza-su ja do cza-su ta za-ba-wa trwa.

Zda­rze­nia scho­dzą się i roz­cho­dzą jak ludzie.

Oglą­da. Na pro­gram zapra­sza Fashion tv oraz „She” (Pismo dla kobiet, któ­re wie­dzą cze­go chcą) – tyl­ko o niej, zawsze z nią – głów­ni spon­so­rzy pro­gra­mu. Aplauz Foks popu­li. Nie prze­gap swo­jej szan­sy zadzwoń musisz mieć skoń­czo­ne osiem­na­ście lat. Boh­dan Zadu­ra to: a) cho­le­ryk, b) wod­nik, c) o’harysta, d) sopran. Nie prze­gap swo­jej szan­sy zadzwoń musisz mieć skoń­czo­ne osiem­na­ście lat.

Nie wiem (wiem tyl­ko uda­ję Że nie wiem). Zadu­ra pędzi, wymy­ka się wszel­kim dookre­śle­niom, sta­no­wi poli­fo­nicz­ną hybry­dę lite­rac­kich toż­sa­mo­ści. Nie­odmien­nie w ruchu. Od neo­kla­sy­cy­zmu do zadu­ry­zmu. Przez manie­ryzm, o’haryzm, ash­be­ryzm; cho­le­ryzm, melan­cho­lizm, fleg­ma­tyzm, san­gwi­nizm. Zadu­ra jak świat, jak skó­ra, jak góra.

Słu­cha. Sie­dzi w poko­ju pochy­lo­ny nad czę­ścio­wo zapi­sa­ną kart­ką i słu­cha tyka­nia zega­ra. Do jego ryt­mu ukła­da wier­sze. Chłop­czy­ku tak nie moż­na pisać wier­szy chłop­czy­ku coś się od nas odry­wa i zosta­je z tyłu. Odry­wa od sie­bie skó­rę i zosta­wia ją z tyłu. Prze­ciw trau­mie upły­wu cza­su. Prze­ciw tem­po­ral­ne­mu uwi­kła­niu w żywioł osta­tecz­no­ści. Zakła­da kolej­ne skó­ry, przy­mie­rza maski w doży­wot­niej wal­ce z prze­mi­ja­niem. Chce być wszyst­kim. Zadu­ra to Wszyst­ko. Tyl­ko czy zatrzy­mać czas to dotrzy­my­wać mu kro­ku? I vice Wer­sal?

Chwi­lecz­kę bo dygre­sja odci­ska się dygre­sją a ja prze­cież dokądś zmie­rzam. Myję mu gło­wę.

Zatrzy­mu­je się przy zna­ku z prze­kre­ślo­nym papie­ro­sem. Roz­glą­da się po cmen­ta­rzu. Miej­sce świę­te zakaz pale­nia. Suchy papie­ro­so­wy kaszel prze­ry­wa dono­śny śmiech. Spo­glą­da w górę. Gniaz­do bocia­na. Gniaz­do bocia­na na zelek­try­fi­ko­wa­nym cmen­ta­rzu.

Osu­wa się na kola­na. Cie­pły pia­sek zapa­da się pod jego cię­ża­rem. Pozwa­la mu prze­pły­wać mię­dzy pal­ca­mi, wle­wać się za paznok­cie. Śnież­no­bia­łe zęby odbi­ja­ją blask słoń­ca. Jej ojciec ma bia­łacz­kę. Krew z dzią­seł mie­sza się z drob­nym pia­skiem. Zale­wa prze­strzeń po hory­zont. Woła. Może pomo­że mu tata Mor­ga­ny.

W lustrze u fry­zje­ra spoj­rzał na nie­go ojciec jak umar­ły.

Opóź­nie­nie wyni­kło z przy­czyn tech­nicz­nych. Za opóź­nie­nie prze­pra­sza­my. Kupu­je legi­ty­ma­cję senio­ra (75 zło­tych waż­na przez rok od dnia zaku­pu). Pod­cho­dzi do loko­mo­ty­wy. Widzi zaschnię­te skrze­py krwi samo­bój­ców. Wsia­da do pocią­gu. Wsia­da do pocią­gu i jest kimś innym. Prze­py­cha się przez tłu­my ludzi w cia­snych kory­ta­rzach. Wybie­ra prze­dział. Sia­da. Dzie­li ludzi na tych któ­rzy mówią dzień dobry wcho­dząc do prze­dzia­łu i tych któ­rzy nie mówią. Kon­duk­tor­ka pro­si o dowód oso­bi­sty. Obu­rza się. Lub/i nie. Nie rozu­mie, że w jed­nej baj­ce się bie­gnie w innej nie­ru­cho­mie­je. Gdy tyl­ko trze­ba mówić w zapar­te mil­czy wilk w owczej skó­rze i owca w wil­czej. Wybie­ga z prze­dzia­łu. Pędzi kory­ta­rzem do koń­ca pocią­gu. Wysia­da na swo­jej sta­cji.

W prze­ci­wień­stwie do cze­goś tam.

Nic się nie wią­że. Ale ja tu tyl­ko pod­su­wam ci sche­mat żebyś go omi­nął.


Tekst pier­wot­nie uka­zał się w gaze­cie festi­wa­lo­wej „Poznań Poetów” 2011, nr 1. Dzię­ku­je­my autor­ce i redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Maja Staśko

Krytyczka literacka, doktorantka interdyscyplinarnych studiów w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Współpracuje m.in. z „Ha!artem”, „Wakatem”, „Przerzutnią” i „EleWatorem”. Zajmuje się najnowszą poezją.

Powiązania

Być psem i kością poezji

nagrania / stacja Literatura Ilona Witkowska Kira Pietrek Maja Staśko

Spo­tka­nie autor­skie „Być psem i kością poezji” z udzia­łem Kiry Pie­trek, Ilo­ny Wit­kow­skiej i Mai Staś­ko w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Wyjść z tego mieszkania i wyjść z tego wiersza

wywiady / o pisaniu Jakobe Mansztajn Maja Staśko

Roz­mo­wa Mai Staś­ko z Jako­be Mansz­taj­nem. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

I nic, i nic dzieje się dalej

wywiady / o pisaniu Kamila Janiak Maja Staśko

Roz­mo­wa Mai Staś­ko z Kami­lą Janiak. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Ciekawi mnie każde cudze znalezisko

wywiady / o pisaniu Ilona Witkowska Maja Staśko

Roz­mo­wa Mai Staś­ko z Ilo­ną Wit­kow­ską. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Zapping i petting

wywiady / o pisaniu Maja Staśko Piotr Przybyła

Roz­mo­wa Mai Staś­ko z Pio­trem Przy­by­łą. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

repetytorium, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o młodej poezji, ale baliście się zapytać

recenzje / ESEJE Maja Staśko

Szkic Mai Staś­ko o poezji Macie­ja Taran­ka. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Taka prawda posiadania

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa Maja Staśko

Szkic Mai Staś­ko i Dawi­da Kuja­wy o poezji Dawi­da Mate­usza z tomu Sta­cja wie­ży ciśnień. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Polityczność formy, czyli usunęłam ciążę

debaty / ankiety i podsumowania Maja Staśko

Głos Mai Staś­ko w deba­cie „For­my zaan­ga­żo­wa­nia”, towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny, któ­ra uka­że się nie­ba­wem w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Bo-ginie (Audycja zawiera lokowanie produktu)

recenzje / ESEJE Maja Staśko

Recen­zja Mai Staś­ko towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze dru­gie­go wyda­nia książ­ki Justy­ny Bar­giel­skiej Bach for my baby.

Więcej

Swa i jego wolność (wokół Sosnowskim)

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Esej Mai Staś­ko o twór­czo­ści Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Eu(geniusz)

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Recen­zja Mai Staś­ko z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Innymi łowy

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Esej Mai Staś­ko towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki dwa­na­ście wier­szy w kolo­rze Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Ciało miesiąca

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Esej Mai Staś­ko towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Furia instynk­tu Janu­sza Sty­cze­nia.

Więcej

Och, tak Och, nie

recenzje / KOMENTARZE Bohdan Zadura

Komen­tarz Boh­da­na Zadu­ry, opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Ptasia grypa i Między wierszami

dzwieki / WYDARZENIA Bohdan Zadura

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Boh­da­na Zadu­ry w trak­cie Por­tu Legni­ca 2002.

Więcej

Och, nie, No, tak

recenzje / KOMENTARZE Bohdan Zadura

Autor­ski komen­tarz Boh­da­na Zadu­ry towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pta­sia gry­pa, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w 2002 roku.

Więcej