recenzje / ESEJE

Zahaczyła się chwila

Adam Poprawa

Recenzja Adama Poprawy towarzysząca premierze książki Z dnia robię noc Mirona Białoszewskiego, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2022.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Bia­ło­szew­ski chy­ba czę­ściej niż inni poeci (i poet­ki) bie­dził się z wybo­rem wier­szy do swo­ich tomów. Jasne, przy ukła­da­niu książ­ki zazwy­czaj się coś wybie­ra i coś odrzu­ca, ale u auto­ra Oho spra­wa wyglą­da na bar­dziej skom­pli­ko­wa­ną. Już w debiu­tanc­kich Obro­tach rze­czy (1956), jak moż­na się dowie­dzieć ze stro­ny redak­cyj­nej, „wybo­ru doko­nał Artur San­dau­er”, czy­li, wyja­skra­wia­jąc kwe­stię, pierw­szy tom został skom­po­no­wa­ny przez kogoś inne­go. Policz­my zresz­tą poetyc­kie książ­ki Bia­ło­szew­skie­go. Za jego życia uka­za­ło się pięć nowych tomi­ków, do tego doli­czyć trze­ba Roz­kurz(1980), z pro­zą i wier­sza­mi, oraz Oho (1985), edy­cja już pośmiert­na, ale przy­go­to­wa­na przez auto­ra. W sumie sie­dem ksią­żek. Pośmiert­nych wybo­rów poezji wyda­no zaś sześć; w tym uwzględ­nić nale­ży Sta­rą pro­zę. Nowe wier­sze (1984), dzie­ło uło­żo­ne jesz­cze przez auto­ra. (Pomi­jam dla uprosz­cze­nia wybo­ry prze­kła­dów z poety.) Co istot­ne, książ­ki te zawie­ra­ły rów­nież nowe wier­sze Bia­ło­szew­skie­go. Tak­że w wybo­rze doko­na­nym przez Jaku­ba Pszo­nia­ka wśród czter­dzie­stu czte­rech wier­szy dzie­więt­na­ście pocho­dzi spo­za „zwy­kłych” tomi­ków auto­ra Było i było: bli­sko więc poło­wy.

Z kolek­cji wier­szy Bia­ło­szew­skie­go war­to odno­to­wać czte­ry, w tym jed­ną nie­ist­nie­ją­cą. W 1976 świa­tło dzien­ne ujrzał pierw­szy, autor­ski wybór, ze wstę­pem Janu­sza Sła­wiń­skie­go. Nie­dłu­go zaś po śmier­ci poety poja­wił się pomysł wyda­nia jego wier­szy w Biblio­te­ce Naro­do­wej. Auto­rem wstę­pu i edy­to­rem miał być Michał Gło­wiń­ski. Nie­ste­ty, głos decy­du­ją­cy przy­padł tym oso­bom z krę­gu Bia­ło­szew­skie­go, któ­re uzna­ły, że taka „been­ka” nie­po­trzeb­nie, zbyt szyb­ko ukla­sycz­ni­ła­by Miro­na… Gada­nie. Ten tom osso­liń­skiej Serii I raczej by otwo­rzył ją na prze­szłość naj­bliż­szą, na auto­rów, któ­rzy nie­daw­no ode­szli. Szko­da książ­ki. Ideą obu tych edy­cji, tej, któ­ra powsta­ła, i tej, któ­ra osta­tecz­nie się nie uka­za­ła, było moż­li­wie peł­ne przed­sta­wie­nie dzie­ła poety. Podob­ny zamysł przy­świe­cał Zbi­gnie­wo­wi Jerzy­nie, któ­ry w 1989 opu­bli­ko­wał wybra­ny przez sie­bie zestaw Bia­ło­szew­skie­go Moja świa­do­mość tań­czy. Ta skrom­nych wymia­rów ksią­żecz­ka (9,6 x 6,7 x 1,3) jest for­mal­nie pierw­szym przed­się­wzię­ciem edy­tor­skim, gdzie poeta ukła­da nową całość z wier­szy inne­go poety. For­mal­nie, powtó­rzę, gdyż Jerzy­nie też szło o w mia­rę wszech­stron­ne uka­za­nie doko­nań auto­ra Myl­nych wzru­szeń. I wresz­cie: Wybór poezji z 1996, przy­go­to­wa­ny przez Lesz­ka Soliń­skie­go, byłe­go part­ne­ra Bia­ło­szew­skie­go i (jesz­cze wte­dy, gdy książ­ka wyszła) spad­ko­bier­cy praw autor­skich.

Teraz Jakub Pszo­niak pro­po­nu­je nową jakość, zgod­nie zresz­tą z zało­że­nia­mi serii 44. Poezja pol­ska od nowa, któ­ra pomy­śla­na zosta­ła jako dia­log dwóch poetyc­kich oso­bo­wo­ści. A roz­mo­wy, jak wia­do­mo, mogą być róż­ne: poro­zu­mie­nie, spór, pole­mi­ka, dys­ku­sja, hołd, apo­lo­gia, agon… Kto wie, czy zapro­sze­nie oso­by, któ­ra zade­biu­to­wa­ła sto­sun­ko­wo nie­daw­no– do przy­go­to­wa­nia książ­ki kla­sy­ka nie jest naj­po­waż­niej­szym wyzwa­niem poetyc­kim, przed któ­rym taki „nie­od­le­gły” debiu­tant może sta­nąć. Pro­szę mnie dobrze zro­zu­mieć. Nie idzie bynaj­mniej o to, by poetom młod­szym zale­cać wyłącz­nie poko­rę wobec tra­dy­cji. Napraw­dę nie, samo­dziel­ność i ory­gi­nal­ność ozna­cza­ją odmien­ność, a czę­sto też prze­war­to­ścio­wa­nie poetyk mistrzów. War­to jed­nak zazna­czyć, że im głę­biej wcho­dzi się w podzi­wia­ne dzie­ło, tym wię­cej przy­by­wa wąt­pli­wo­ści co do wła­snych poczy­nań wobec doko­nań auto­ra, z twór­czo­ścią któ­re­go pra­cu­je­my. Nie­pew­ność edy­to­ra jest zresz­tą wię­cej war­ta niż nad­mier­na pew­ność wła­snych ruchów; lep­sza dla poety anto­lo­gi­zo­wa­ne­go – i dla czy­tel­ni­ka rów­nież.

Książ­ka Pszo­nia­ka (i Bia­ło­szew­skie­go) jawi się jako ory­gi­nal­na i powścią­gli­wa zara­zem. Owszem, auto­ra Chy­ba na pew­no nie obo­wią­zy­wał, hmm, obiek­ty­wizm wybo­ru, z cze­go skwa­pli­wie sko­rzy­stał. Porów­na­nia są wymow­ne: w szkol­nej anto­lo­gii Ryszar­da Matu­szew­skie­go Poezja pol­ska 1939–1996 (wyda­nie dru­gie zmie­nio­ne, 1998), w cią­gu wier­szy Bia­ło­szew­skie­go są tyl­ko dwa tytu­ły, któ­re powta­rza­ją się u Pszo­nia­ka; w anto­lo­gii zaś Andrze­ja Lama Kolum­bo­wie i współ­cze­śni (też wyda­nie dru­gie zmie­nio­ne, 1976) rów­nież tyl­ko dwa wier­sze, nb. te same: Karu­ze­la z madon­na­mi i Auto­por­tret odczu­wa­ny. Co zresz­tą dobrze świad­czy zarów­no o wybie­ra­ją­cych wcześniej(skoro w ich rela­tyw­nie nie­du­żych zesta­wach poja­wia­ją się te same utwo­ry), jak i o Pszo­nia­ku, któ­ry miał o Bia­ło­szew­skim powie­dzieć coś nowe­go, coś od sie­bie. Naj­młod­szy edy­tor wyraź­nie wyżej sobie ceni póź­niej­szą twór­czość poety, sko­ro wśród czter­dzie­stu czte­rech wier­szy tyl­ko sie­dem pocho­dzi z pierw­szej, powiedz­my, poło­wy jego wier­szo­pi­sa­nia, wyzna­czo­nej pre­mie­ra­mi czte­rech tomów (1956–1965).

Wspo­mnia­łem o powścią­gli­wo­ści. Tak, bo Pszo­niak nie chciał wybo­ru efek­tow­ne­go, któ­ry by epa­to­wał nie­zwy­kło­ścią, choć spo­koj­nie dało­by się coś takie­go z Bia­ło­szew­skim zro­bić. Pisze młod­szy z poetów w posło­wiu: „Cha­rak­te­ry­stycz­ne dla całej twór­czo­ści poety napię­cie mię­dzy zna­cze­niem, błę­dem, zapi­sem i brzmie­niem języ­ka poka­za­ło nie­oczy­wi­ste, ale też głę­bo­kie pięk­no pol­sz­czy­zny”. I jego – Pszo­nia­ka – wybór też jest wła­śnie nie­oczy­wi­sty. Nawet czy­tel­nik obe­zna­ny z Bia­ło­szew­skim od cza­su do cza­su się zadzi­wi, i nad poetą wybie­ra­nym, i nad wybie­ra­ją­cym. Pierw­szy wiersz zbio­ru Z dnia robię noc oka­zu­je się nie­ła­twym przed­się­wzię­ciem lirycz­nym, tak­że ze stro­ny edy­to­ra:

Nie chcę spraw­dzać w rocz­ni­ce
Kogo ani sie­bie

spraw­dza­nie swo­jej histo­rii
na miej­scu
nie tra­fia do sie­bie

czas, wiecz­ność bez­stron­na
nie ma nic do rze­czy

w jed­nym czło­wie­ku
gubi się wiecz­ność

a mię­dzy dwo­ma przez wie­ki
może zaha­czyć się
ta sama chwi­la

Pszo­niak jest zbyt dobrym poetą i poważ­nym czło­wie­kiem, żeby powie­dzieć „my z Bia­ło­szew­skim” czy „ja też”. Ma pra­wo prze­cież – i tak to uczy­nił, zaczy­na­jąc książ­kę od tego wła­śnie wier­sza – ukryć swo­je waż­kie doświad­cze­nie: czy­tel­ni­cze, poetyc­kie, egzy­sten­cjal­ne. Doszło do spo­tka­nia, Pszo­niak odna­lazł coś istot­ne­go, coś swo­je­go istot­ne­go u Bia­ło­szew­skie­go. I prze­ka­zu­je to nie wprost, jak na poetę przy­sta­ło, lecz sło­wa­mi inne­go poety. I już się pań­stwo domy­śla­ją, kim są ci „dwaj przez wie­ki”.

Podob­ne miej­sce wyzna­czył edy­tor odbior­cy, sko­ro dekla­ru­je, iż chciał „zapro­sić czy­tel­ni­ka do wej­ścia w oso­bi­stą rela­cję z wier­sza­mi Bia­ło­szew­skie­go”. Ha! Jeśli uważ­niej się temu zda­niu przyj­rzeć, to tra­ci ono swą jed­no­znacz­ność. Oso­bi­stą rela­cję – lecz czy­ją? Moją, to zna­czy Pszo­nia­ka z Bia­ło­szew­skim, czy two­ją, któ­ry to czy­tasz? Dobrze, two­ją z, tyle że na razie masz przed ocza­mi wier­sze wybra­ne przez nie­go, Pszo­nia­ka. Chwi­la może się zaha­czyć potrój­nie.

Z dnia robię noc Bia­ło­szew­skie­go i Pszo­nia­ka jest tak­że książ­ką o tru­dach ukła­da­nia książ­ki w taki spo­sób, by nie była ona tyl­ko powie­le­niem tego, co wcze­śniej powie­dzia­no o nie­ży­ją­cym poecie (wra­cam do kwe­stii napo­mknię­tej parę aka­pi­tów wcze­śniej). Czy da się zatem powie­dzieć o auto­rze Wier­szy wybra­nych i dobra­nych coś napraw­dę nowe­go, sko­ro miro­no­lo­gia ma się świet­nie? Owszem, da się, może zresz­tą wła­śnie dla­te­go, że bada­nia nad twór­czo­ścią Bia­ło­szew­skie­go nie­ustan­nie się roz­wi­ja­ją. Po to zresz­tą ludz­kość, przy­naj­mniej ta bar­dziej świa­do­ma jej część wra­ca przez całe dzie­je do arcy­dzieł. Tym razem edy­tor Bia­ło­szew­skie­go orga­ni­zu­je prze­pro­wadz­kę wier­szy, two­rząc nie­za­ist­nia­łe wcze­śniej mię­dzy­tek­sto­we sąsiedz­twa. Tek­sty zaczy­na­ją się komen­to­wać, odsła­niać, pogłę­bia­jąc nowe sen­sy, dopo­wie­dze­nia, zna­cze­nio­we otwar­cia. W pew­nym momen­cie książ­ki poja­wia się Zaskok na uwię­zi z tomu Oho, następ­nie utwór z inci­pi­to­wym tytu­łem tu się nie miesz­ka ze Sta­rej pro­zy. Nowych wier­szy oraz (też inci­pi­to­wy tytuł) cze­kam, znów z Oho. Teraz wyim­ki z kolej­nych wier­szy: 1) „ona o coś / coś o nic”; 2) „ktość / tył naprzód nico­ści”; 3) „a wsia­da we mnie / i wyry­wa / od środ­ka / w strasz­ną odwrot­ność”. Pod­kre­ślo­ny został zatem wiel­ki temat nico­ścio­wa­nia, z któ­rym, wobec któ­re­go ist­nie­ją „ja” i świat Bia­ło­szew­skie­go. Przy­po­mi­nam, że Pszo­niak zaczął swój wła­sny tomik tek­stem przed­zi­mie:

świ­ta świat
świa­tło tli tlen
nic
nie noc
nie dzień
dnij się dnij

Cie­ka­we, u kogo ter­mi­no­wał, sko­ro aż tak uważ­nie roz­pa­tru­je i koja­rzy poje­dyn­cze sło­wa i ich cząst­ki.

Kie­dy uka­za­ły się Obro­ty rze­czy, Bia­ło­szew­ski miał trzy­dzie­ści czte­ry lata, był to więc póź­ny debiut, pozo­stał zresz­tą (wraz z pierw­szą książ­ką Her­ber­ta) czę­sto przy­wo­ły­wa­nym przy­kła­dem takie­go doj­rza­łe­go debiu­tan­ta. Cza­so­we obsu­nię­cie spo­wo­do­wa­ne było socre­ali­zmem, ale też pro­ce­sem doj­rze­wa­nia poety do wła­sne­go dzie­ła. W zupeł­nie innych cza­sach, w roku 2019, zade­biu­to­wał książ­ką Chy­ba na pew­no autor liczą­cy wte­dy trzy­dzie­ści sześć lat, tak więc star­szy od Bia­ło­szew­skie­go! Nie ma bynaj­mniej potrze­by dowar­to­ścio­wy­wa­nia Pszo­nia­ka za pomo­cą takiej para­le­li, wska­zu­ję ją tutaj z prze­ko­na­niem, że dłuż­sze docho­dze­nie do pierw­sze­go poetyc­kie­go tomu może owo­co­wać inny­mi walo­ra­mi, na przy­kład pew­niej­szym usta­wie­niem tonu.

Bia­ło­szew­ski zmarł w 1983, w tym też roku uro­dził się Pszo­niak. Oho, robi się cokol­wiek mistycz­nie, więc tyl­ko zazna­czam, że rów­nież w kalen­da­rzu coś się może cza­sem zaha­czyć.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go

 

O autorze

Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Powiązania