Głos Ukrainy w trybie żeńskim: Natalka Śniadanko
nagrania / z fortu do portu Natalka ŚniadankoSpotkanie autorskie „Głos Ukrainy w trybie żeńskim” z Natalką Śniadanko w ramach 19. festiwalu literackiego Port Wrocław 2014.
WięcejEsej Julii Dżuhastrjanśkiej towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
Gdzieś w odległym lesie, gdzie jeszcze nie wyznaczono turystycznych szlaków jest hotel, podobny do zwierciadła. Portier czeka właśnie na nas i wręcza formularz z dziesiątkami pytań o „pierwsze dziecięce wspomnienie, zapamiętane na całe życie”, o to „jak często marzycie” i „ile czasu w tygodniu przeznaczacie na wspomnienia”. Każdemu z nas, podobno, od czasu do czasu, dobrze by było przejrzeć się w takim zwierciadle, które pozwoli na bezbolesne bycie szczerym z samym sobą, wyruszenie na wędrówkę w głąb siebie, na pozostawienie bez zmian w czasie i przestrzeni, tego co istnieje obiektywnie. Nie trzeba „błyszczeć” w gabinetach psychoanalityków, „płakać w rękaw” bliskim i szukać porady u innych, należy odnaleźć odpowiedzi na pytania tam, gdzie powstały – w sobie. Tak jak zdarzyło się to bohaterom Lubczyku na poddaszu Natalki Śniadanko.
Lubczyk na poddaszu w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi tekstami wydaje się czymś innym, ale jednocześnie bardzo podobnym. Tak, jakby autorka bawiła się, ironizowała, „przeszywała”, dopóki jej się nie znudziło, a potem wreszcie zatrzymała się, wzięła głęboki wdech i napisała książkę. Można ją śmiało polecać tym, którzy dotychczas nie doceniali prozy Śniadanko, i tym, którzy już w Kolekcji namiętności dostrzegli, że autorka „szykuje się na więcej”. Ci drudzy mogą obstawać przy swoim jeszcze bardziej. W powieści Lubczyk na poddaszu pojawia się delikatne nastawienie do wspomnień, umiejętne komponowanie detali, uważne budowanie wewnętrznego świata bohaterów, wszystko bez nadmiernej „monotonii” i popadania w nostalgię.
Bohaterowie powieści – Saron i Sarona – niemalże przenoszą czytelnika do świata magicznego realizmu Marqueza. „Niemalże” dlatego, że zamiast egzotycznych, latynoamerykańskich światów są światy ukraińskie i – czasami – europejskie. Kto wie gdzie jest więcej egzotyki: w rodzinnej urnie z prochami pradziadka, czy w opowieści, w której kostiumografka wędrownego cyrku uczy maleńkiego syna gimnastyków czytać. Dorosły chłopiec staje się kucharzem, zna się na przyprawach i umiejętnie je wykorzystuje, okazuje się w tym lepszym od… własnej teściowej. I może gdyby nie bazylia zasadzona z ukrytą babciną sadzonką, życie Sarony potoczyłoby się inaczej. A tak – wyjechali do sąsiedniego miasteczka, ojciec niedługo poszedł do pracy. Urodziła się młodsza siostrzyczka Sarony – Lija, ojciec przyjeżdżał coraz rzadziej… O tych i innych rodzinnych perypetiach czytelnik dowiaduje się, „idąc” razem z Saroną na wieś, na pogrzeb dziadka, którego według matki, zabił samochód. Wspomnienia Sarony o własnym dzieciństwie, wywołane wiadomością o śmierci dziadka, nadają tempo, które dalej prowadzi utwór. Później spomiędzy wspomnień, wyłoni się, jak zza zakrętu drogi, wiadomość o tym, że „samochód zabił innego Wasyla Lepkę”, i roztoczy się przed czytelnikiem, jak prosta droga, historia o karze boskiej, w świetle której inaczej postrzega się babciny upór i kaprysy. Wydarzenia z życia Sarony i jej bliskich toczą się dalej, osobliwą drogą.
Rytm książki wyznaczą jej zakręty i wygięcia, zza jednego z nich wyłoni się Saron. Ale „wyłoni się” tylko dla czytelnika. Według fabuły jest mężem Sarony, szefem kuchni najlepszej w mieście restauracji. Ona, to właścicielka agencji turystycznej, ba, nawet małego touroperatora. Małżeństwo wyrusza samochodem w podróż. Jeden z licznych – przyszłych turystycznych szlaków. Dobrze im się powodzi, są młodzi, całkiem szczęśliwi, całkiem zrealizowani, całkiem harmonijni… nie chcecie dodać „całkiem porządni”? Naprawdę, każdy z nich wyrusza w podróż w głąb siebie, tylko docierając tą drogą do końca, można wzajemnie się spotkać.
Bo ludzkie relacje przypominają czasami drżącą i jednocześnie bardzo mocną pajęczynę – „huśtawkę dla owadów” [ukraiński tytuł książki, przetłumaczony dosłownie brzmiałby „Owadzia huśtawka”], która może wytrzymać najgorszą niepogodę i zniszczyć się od najlżejszego powiewu.
Bohaterowie z pewnością, trafiają do tego samego hotelu-zwierciadła, wspomnianego na początku. To staje się początkiem ich prawdziwej podróży – w przeszłość i przyszłość, w głąb siebie i do siebie wzajemnie. Dalej fabuła przypomina wymianę wspomnień i myśli. Ciekawe, że introspekcja bohatera, medytacyjność wspomnień – jest wprowadzona w tekst podwójnie. Wspomnienia każdego z małżonków, splatające się w listownej rozmowie są ozdobione osobistymi refleksjami. Ale za każdym razem całkowicie doskonale i różnie.
Spotkanie autorskie „Głos Ukrainy w trybie żeńskim” z Natalką Śniadanko w ramach 19. festiwalu literackiego Port Wrocław 2014.
WięcejRecenzja Patrycji Chajęckiej z książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejRecenzja Emilii Walczak z książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejRecenzja Patrycji Chajęckiej z książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejRecenzja Justyny Radomińskiej z książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejAutorski komentarz Natalki Śniadanko do fragmentu książki Lubczyk na poddaszu.
WięcejEsej Olhy Bedryk towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejEsej Łukasza Saturczaka towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejEsej Andrija Lubki towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalki Śniadanko.
WięcejEsej Kseni Kaniewskiej towarzyszący premierze książki Lubczyk na poddaszu Natalii Śniadanko.
Więcej