Krajobraz emocjonalny poezji Charlotte van den Broeck jest równocześnie bardzo kobiecy i organiczny, choć nie znaczy to, że stroni od kulturowych nawiązań. Autorka samodzielnie dokonuje wyboru tradycji, do których się odwołuje, i jest to niezwykle interesująca mieszanka obejmująca źródła archeologiczne, prastare mitologie czy twórczość Hildegardy z Bingen. Obok nich w poezji van den Broeck spotykamy jednak również zaskakujące motywy współczesne – na przykład bohaterów kreskówki: Strusia Pędziwiatra i Kojota.
W tomie Rozcierki z ziemi ogromne znaczenie ma kobiecość i kobiece ciało we wszystkich możliwych odsłonach – ciała ziemi, samicy żółwia, posągu Afrodyty. Wszystkie one spotykają się z przemocą w najróżniejszych formach, od seksualnego skalania, przez przemoc fizyczną po niszczenie natury, jak w przypadku zaśmiecania rafy koralowej. Piękno zwraca się tu przeciwko temu, kto je nosi, stając się przyczyną cierpienia. Kobieta natomiast, a raczej szerzej pojmowana płeć żeńska, pozostaje często pozbawiona głosu – niszczona rafa ani bezczeszczony posąg nie są w stanie zaprotestować, samiec żółwia traktuje wzbranianie się samicy jako kokieterię, dziewczyna z bagien składa świadectwo wyłącznie poprzez ślady obrażeń na własnych zachowanych w ziemi kościach, podmiotka stwierdza „nie mogę powiedzieć, nie mogę zacząć mówić”.
Czas i przestrzeń w twórczości Charlotte van den Broeck funkcjonują na jej własnych zasadach – czas nie jest linearny, lecz zatacza koło, świat jest równocześnie prastary i niezmienny. Wszystko, co się wydarza, dzieje się symultanicznie w nieskończenie wielu planach naraz: kiełkują rośliny, powstają kamienie szlachetne, powtarzają się rytuały, a kobiety znoszą swój los. Poetka podkreśla tu również organiczne współistnienie śladów przeszłości w teraźniejszym krajobrazie, historia ziemi i człowieka to sprawy, które są u niej wciąż obecne przez rozkładające się kości, zachodzące w przyrodzie reakcje, utrwalone w mitach i rytuałach zachowania i emocje.
Pustynia, której obrazy otwierają tom, kontrastuje z morzem, którego metafory zamykają książkę. Bez względu jednak na to, jaki wycinek natury staje się metaforą, poetka wszędzie dostrzega pulsowanie bogactwa form życia. Rozcierki z ziemi opisują wyjątkową immersję w świecie natury – podmiotka van den Broeck jest głęboko zanurzona w odczuwanie tego, co ją otacza. Zadaje pytania, jak to jest być rośliną, wulkanem, żabą, jakie wrażenia odbiera kamień. Odczuwa nawet z materią nieożywioną. Równość wszystkich istot zawiera się tutaj we wspólnocie ich doświadczenia. W tej poezji zmysły odgrywają główne role, poetka stara się oddziaływać na ciało, które czytając, przywołuje wspomnienia dotyku, dźwięku, obrazu. Odbiorca jest zanurzany w świecie, jest przez niego pochłaniany i sam pochłania wers po wersie, rozbudowując spektrum wrażeń.
Wszystkie zmysły są tutaj wytężone, jednak szczególne miejsce zajmuje wzrok, który działa niczym kamera lub aparat fotograficzny, soczewka zwęża się i rozszerza – obejmuje różne plany: od szerokokątnych po makra. Stwarza to przestrzeń, w której dynamika zbliżania się i oddalania odpowiada ekstatycznemu kurczeniu się i rozkurczaniu, którym pulsuje cała natura.
Van den Broeck wskrzesza rytualną funkcję poezji, wprowadza czytelnika w trans, by ćwiczył percepcję zmysłową i współodczuwanie ze światem. Powtarza skrawki najstarszych historii, by podkreślić, że dziś wciąż tak samo nas dotyczą. Podejmując pieśń, wymazuje siebie jako jednostkę, by wmazać się w pejzaż, wtopić się w świat, jak w wierszu „gwasz”, na nowo uczy się mówić jak w wierszu „uzdrowienia”. Jej poezja to śpiew wydobywający się z ciała niczym u Helene Cixous, próbuje jednak nie zatrzymać się na swoim osobistym, kobiecym ciele, lecz wydobyć głos także z ciała ziemi.