recenzje / ESEJE

Zapis i porozumienie

Paweł Paszek

Recenzja Pawła Paszka z książki Błam (1985-2011) Marcina Sendeckiego, która ukazała się w portalu Wywrota.pl.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Panie i Pano­wie – śmier­tel­nie poważ­ny, cicho arty­ku­łu­ją­cy, tro­chę sowi­zdrzal­ski i tro­chę na pohy­bel kon­duk­to­rów i bufo­no­wa­tych dam – przed Wami Mar­ci­na Sen­dec­kie­go Błam: wybit­ność, cie­ka­wość, zasko­cze­nie i życie.

Mar­cin Sen­dec­ki jest poetą „zapi­su”. Muszę się z tego stwier­dze­nia nale­ży­cie wytłu­ma­czyć. Nim zacznę, powtó­rzę jesz­cze raz imię i nazwi­sko poety w spo­sób ryzy­kow­ny, bowiem zapro­po­nu­ję pew­ną przy­jem­ną – przy­jem­ną oczy­wi­ście ze wzglę­du na jej źró­dło – para­fra­zę: Mar­cin Sen­dec­ki – mówię do nie­go po imie­niu, dla powi­ta­nia oraz dla pochwa­ły, powi­nie­nem raczej powie­dzieć: dla sła­wy1. Powtó­rzy­łem imię i nazwi­sko nie bez powo­du – celem tego tek­stu jest pew­ne­go rodza­ju apo­lo­gia, któ­ra wyni­ka z jesz­cze jed­ne­go powtó­rze­nia – ponow­ne­go wyda­nia wier­szy poety. Tym powtó­rze­niem jest Błam (1985–2011) – wier­sze zebra­ne Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, któ­re zosta­ły wyda­ne w 2012 roku przez Biu­ro Lite­rac­kie. Na tom skła­da­ją się wier­sze z wszyst­kich do tej pory wyda­nych ksią­żek poety – od debiu­tanc­kie­go tomu Z wyso­ko­ści (1992) po ostat­ni tom Farsz (2011).

Powtó­rze­nie ozna­cza spe­cy­ficz­ny ruch zwrot­ny – zna­czy „nawrót”, ale zna­czy tak­że „od nowa” i „od począt­ku”. Wier­sze zebra­ne są zawsze swo­istym powtó­rze­niem, a zara­zem ozna­cza­ją pew­ną nowość, nie­wy­ni­ka­ją­cą nawet z kom­plet­no­ści czy zesta­wie­nia utwo­rów, ale ze swo­istej for­mu­ły, któ­ra  brzmi (brzmi i pra­cu­je): jesz­cze raz. Jed­no­cze­śnie chciał­bym zwią­zać sens owej for­mu­ły jesz­cze raz z sen­sem, któ­ry zakła­da (albo otwie­ra) zapi­sy­wa­nie. Stąd sta­wiam tezę: zapis zna­czy jesz­cze raz.

Zapis rozu­mia­ny jako spo­sób pre­zen­ta­cji poetyc­kiej jest stwier­dze­niem tyleż enig­ma­tycz­nym, co ogól­nym – to oczy­wi­stość, choć wyma­ga­ją­ca uzu­peł­nie­nia albo przy­pi­su. Mając na myśli zapis w per­spek­ty­wie twór­czo­ści Sen­dec­kie­go, chcę wyka­zać wybór sty­li­stycz­ny: wyni­ka­ją­cy po pierw­sze z pew­nej kon­wen­cji, a po dru­gie z jej prze­kro­cze­nia. Chcę tak­że wska­zać pro­po­zy­cję pisa­nia (nad któ­rą namysł każe zauwa­żyć prze­kro­cze­nie tra­dy­cyj­nie rozu­mia­ną kwe­stię sty­lu), któ­ra – pośred­ni­cząc w tra­dy­cji  w cha­rak­te­rze kry­tycz­nym – przed­sta­wia osta­tecz­nie indy­wi­du­al­ną stra­te­gię. Jest to pró­ba zapi­su tego, co się wyda­rza, a zatem sta­no­wi indy­wi­du­al­ną pró­bę zapi­su doświad­cze­nia świa­ta i życia w świe­cie, zawar­tą w twór­czo­ści Sen­dec­kie­go. Wier­sze zebra­ne auto­ra Z wyso­ko­ści dobit­nie poka­zu­ją roz­wój i prze­mia­ny, jakie doko­ny­wa­ły się z cza­sem w jego twór­czo­ści. Wyda­nie zebra­ne  uła­twia dostrze­że­nie w tej poezji cią­gło­ści i sta­ło­ści poetyc­kich obse­sji, z cze­go wyni­ka osta­tecz­nie indy­wi­du­al­ny kształt poetyc­kie­go wyra­ża­nia u Sen­dec­kie­go.

Patrząc na poezję pierw­szych tomi­ków Sen­dec­kie­go –  Z wyso­ko­ści (1992), Par­ce­le (1998), tak­że na cykl Grunt czy przy­naj­mniej czę­ścio­wo tomów:  Szko­ci dół (2002) i Opi­sy przy­ro­dy (2002) – moż­na mówić, jak to wyżej wska­za­łem, o pew­nej z ducha kry­tycz­nej kon­ty­nu­acji sty­li­stycz­nej. Mam tu na myśli skon­kre­ty­zo­wa­ną na począt­ku XX wie­ku: poety­kę liry­ki ima­gi­ni­zmu czy nie­co póź­niej­szą wyni­ka­ją­cą z niej liry­kę poezji obiek­tyw­nej.

Twór­cy, któ­rzy zosta­li włą­cze­ni w ten ruch „sło­wo-obra­zu”, czy też wyra­zu obiek­tyw­ne­go, chcie­li oczy­ścić poetyc­kie mówie­nie ze znie­kształ­ceń, któ­re mno­żył roz­bu­do­wa­ny i jed­no­cze­śnie roz­rze­dzo­ny sty­li­stycz­nie (jak twier­dzi­li) język poezji sym­bo­licz­nej. Zapis poetyc­ki podług idei twór­ców liry­ki widze­nia – for­ma­cji poetów (okre­śla­nych wła­śnie mia­nem ima­gi­ni­stów) miał sta­no­wić zapis rze­czy­wi­sto­ści jak naj­bar­dziej bez­po­śred­ni, wręcz prze­zro­czy­sty. Aran­ża­cja oso­bo­wa mia­ła zostać odrzu­co­na. Obraz, któ­ry pre­zen­to­wał wiersz – pozba­wio­ny inter­wen­cji autor­skiej – miał być czy­stym zapi­sem rze­czy­wi­sto­ści. Dążył zatem do czy­ste­go powtó­rze­nia tek­sto­we­go tego, co naocz­nie zare­je­stro­wa­ne. Teo­re­ty­ka­mi i prak­ty­ka­mi tej manie­ry byli akty­wi­ści „doj­rza­łe­go” moder­ni­zmu. Jed­ną z bar­dziej zna­mie­ni­tych posta­ci tej „odno­wy” sło­wa poetyc­kie­go był Ezra Pound. Jed­nak ima­gi­nizm i czer­pią­cy z nie­go obiek­ty­wizm nabra­ły wła­ści­we­go sobie arty­stycz­ne­go wyra­zu dopie­ro w twór­czo­ści poetów  mię­dzy inny­mi takich jak: Wil­liam Car­los Wil­liams, Hil­da Dooli­tle, Richard Alding­ton, David Her­bert Law­ren­ce czy Char­les Rezni­koff – głów­ny przed­sta­wi­ciel obiek­ty­wi­zmu poetyc­kie­go.

Pre­zen­tu­jąc krót­ki rys teo­re­tycz­ny spo­so­bu pisa­nia, któ­ry wyni­kał z zapi­su przede wszyst­kim rze­czy­wi­sto­ści zewnętrz­nej, chcia­łem wska­zać pew­ne punk­ty stycz­ne takiej kon­wen­cji poetyc­kiej z wcze­sny­mi wystą­pie­nia­mi Sen­dec­kie­go. Nie zna­czy to w żaden spo­sób, że zapis Sen­dec­kie­go jest wprost wywie­dzio­ny z tra­dy­cji obiek­ty­wi­zmu ame­ry­kań­skie­go. Nie da się nie zauwa­żyć, że podob­ne ruchy poetyc­kie i spo­sób pisa­nia były na począt­ku XX wie­ku pro­po­no­wa­ne w Euro­pie Zachod­niej (choć­by pró­by poetyc­kie Jame­sa Joyce’a) czy w Rosji, gdzie obec­ny był ima­ży­nizm. Osta­tecz­nie nie mam  zamia­ru budo­wać przę­sła, któ­re pod­trzy­my­wa­ło­by i wska­zy­wa­ło­by na bez­a­pe­la­cyj­ne trwa­nie tej­że kon­wen­cji w pisa­niu Sen­dec­kie­go, tym bar­dziej, że wska­za­łem na cha­rak­ter kry­tycz­ny pisa­nia auto­ra Szko­cie­go dołu. Na jed­no­znacz­ne łącze­nie poety z tym nur­tem nie pozwa­la moż­li­wość wypro­wa­dze­nie jego poety­ki z o wie­le szer­szych i odle­glej­szych hory­zon­tów. Wystar­czy wska­zać pew­ną dia­lo­go­wość pisa­nia Mar­ci­na Sen­dec­kie­go z twór­czo­ścią mię­dzy inny­mi: Jane Bow­les, Jame­sa Schu­ly­era2 czy choć­by Joh­na Ber­ry­ma­na3. Przede wszyst­kim nie moż­na pomi­nąć pol­skich inspi­ra­cji auto­ra Tra­pu4.  Poeta wska­zu­je fascy­na­cje  poeta­mi roman­tycz­ny­mi, to wła­śnie ich utwo­ry czy­ty­wał pod­czas powsta­wa­nia ostat­nich tomów.

Wra­ca­jąc do obiek­ty­wi­zmu5 jako zapi­su rze­czy­wi­sto­ści: języ­ko­we­go powtó­rze­nia świa­ta i doświad­cze­nia. Wła­śnie w  tym kie­run­ku twór­czo podą­ża­ła szko­ła ima­gi­ni­stów i poeci obiek­ty­wi­ści, dla­te­go wska­zu­ję to jako pew­ną pod­sta­wę  spo­so­bu two­rze­nia wła­ści­wą ambi­cjom arty­stycz­nym. „Bez­boż­ny” skrót cha­rak­te­ry­sty­ki wyżej opi­sa­nych poetyk ma tu speł­nić rolę histo­rycz­nej funk­cjo­nal­no­ści wzglę­dem  poezji Mar­ci­na Sen­dec­kie­go. War­to zwró­cić uwa­gę, że nie jestem odosob­nio­ny w łącze­niu jego poezji z obiek­ty­wi­zmem – ten trop był już kil­ka­krot­nie wymie­nia­ny przez róż­nych komen­ta­to­rów twór­czo­ści tego poety.

Prze­cho­dząc od tego, co źró­dło­we – oczy­wi­ście źró­dło­we na wie­le spo­so­bów – do tego, co indy­wi­du­al­ne, powtó­rzę tezę: Mar­cin Sen­dec­ki jest poetą zapi­su. Uza­sad­nie­niem tego twier­dze­nia będzie wiersz Wdech, wydech, któ­ry pocho­dzi z tomu Z wyso­ko­ści:

W świe­tle desz­czu, któ­ry jest z nami
od wczo­raj, na pla­cu: w pół dro­gi do
wapie­ni i mar­gli: kobie­ta w żół­tej
kurt­ce, mokry chleb na wyso­ko­ści
kolan. Dobry, jasny dzień.

Zapis widze­nia – tak naj­pro­ściej moż­na okre­ślić sytu­ację lirycz­ną w wier­szu. Zesta­wio­ne ze sobą frag­men­ty posia­da­ją pew­ne zna­mio­na obiek­tyw­no-obra­zo­we­go zapi­su rze­czy­wi­sto­ści, ale tyl­ko pew­ne, bowiem poszcze­gól­ne czę­ści zna­cze­nio­we nie wyni­ka­ją z sie­bie bez­po­śred­nio – to zapis szcząt­ko­wy: szcząt­ki widzeń. Inny­mi sło­wy jest to zapis obiek­tyw­ne­go widze­nia, któ­ry jed­no­cze­śnie zało­żo­ny obiek­ty­wizm roz­stra­ja przez wysu­nię­cie per­spek­ty­wy widze­nia [W świe­tle desz­czu…], któ­ra zawsze znie­kształ­ca. Przy­god­na juk­sta­po­zy­cja (deszcz, plac, wapie­nie, mar­gle, kobie­ta, chleb, dzień) za spra­wą języ­ka uobec­nia znie­kształ­ce­nie. Licz­ba mno­ga „poczci­we­go pod­mio­tu”6 dodat­ko­wo wpro­wa­dza pew­ną nie­kon­se­kwen­cję, bowiem fin­gu­je widze­nie zbio­ro­we (wię­cej niż jed­na per­so­na), wyni­kiem cze­go powi­nien być to sto­sun­ko­wo bar­dziej obiek­tyw­ny obraz niż ten, któ­ry ofe­ru­je punkt widze­nia pod­mio­tu w licz­bie poje­dyn­czej. Rów­nież poin­ta: „Dobry, jasny dzień” – spra­wia wra­że­nie widze­nia sze­ro­kie­go, dane­go obiek­tyw­nie hory­zon­tu dnia, nad­to dobre­go i jasne­go. Jed­nak na począt­ku utwo­ru akcent pada prze­cież na deszcz i na jego świa­tło. Poja­wia się tu nie­szczel­ność, swo­ista anty­no­mia. Ta trud­na kore­spon­den­cja – począt­ku wier­sza z jego zakoń­cze­niem – w isto­cie wiersz otwie­ra. Nie ma tu zało­że­nia ide­al­nej repre­zen­ta­cji, uda­wa­nia jej. Wiersz Sen­dec­kie­go sta­no­wi, zapo­ży­cza­jąc sło­wa od Raya Bras­sie­ra, rodzaj „ade­kwat­no­ści bez kore­spon­den­cji”. Uogól­nia­jąc – życie prze­cież jest ade­kwat­ną wie­lo­ścią, cią­gle sta­ją­cą się, któ­ra nie­ko­niecz­nie musi ze sobą  kore­spon­do­wać.

Osią­gnię­cie takie­go waha­nia i to w tak krót­kiej wypo­wie­dzi lirycz­nej sta­no­wi wła­ści­wą cechę wcze­snej twór­czo­ści Sen­dec­kie­go. Autor Par­ce­li nie sta­no­wi tek­sto­wo świa­ta ani nie doty­ka go sil­ną ręką sil­ne­go języ­ka, któ­ry zawłasz­cza pra­wo do prze­ka­zy­wa­nia epi­ste­mo­lo­gicz­nej praw­dy – Sen­dec­ki, roz­bra­ja­jąc obiek­ty­wizm narzę­dziem obiek­ty­wi­zmu, zapi­su­je życiem, pozo­sta­wia­jąc jego nie­skrę­po­wa­ną i zawsze nową, inną moż­li­wość. Ten ruch roz­stra­ja­nia obiek­ty­wi­zmu moż­na tak­że zwią­zać z tytu­łem i tre­ścią inne­go wier­sza – Z wyso­ko­ści (tytuł sygnu­je tak­że całość pierw­sze­go tomu):

Z wyso­ko­ści dru­gie­go pię­tra widać par­king, wie­życz­ki
cer­kwi i łuski tyn­ku na cie­le zmie­nia­ją­cych skó­rę
blo­ków… (…)
scho­dząc, widzisz dzie­ci wbie­ga­ją­ce w obręcz kału­ży, kro­ple na ich spo­co­nych twa­rzach… (…).

Stwier­dze­nie „z wyso­ko­ści” wska­zu­je od razu na per­spek­ty­wę wyni­ka­ją­cą z odda­le­nia, któ­re zawsze znie­kształ­ca poten­cjal­nie obiek­tyw­ną rze­czy­wi­stość. Dwa zapre­zen­to­wa­ne powy­żej przy­kła­dy uwi­dacz­nia­ją prze­kro­cze­nie języ­ka obiek­tyw­ne­go zapi­su – z jed­nej stro­ny przez sam język, a z dru­giej przez – wła­ści­wą pozy­cji – per­spek­ty­wę poznaw­czą.

Zapis nigdy nie sta­je się obiek­tyw­ny. Zawsze będzie balan­so­wał mię­dzy subiek­tyw­nym cha­rak­te­rem pozy­cji i nie­sku­tecz­no­ścią wła­ści­wą języ­ko­wi, a rosz­cze­niem wyni­ka­ją­cym z idei, któ­ra pożą­da przed­sta­wie­nia cało­ści (cał­ko­wi­te­go zapi­sa­nia dozna­wa­ne­go świa­ta czy też total­ne­go, tek­sto­we­go powta­rza­nia go). Sen­dec­ki wyda­je się być świa­do­my tego dia­lek­tycz­ne­go cha­rak­te­ru zapi­sy­wa­nia. Obiek­tyw­ne kon­sta­ta­cje (trwa­nie dnia; miej­ska prze­strzeń; deszcz; kobie­ta, któ­ra idzie; dzie­ci, któ­re ska­czą do kałuż) są jed­no­cze­śnie spo­jo­ne z subiek­tyw­nym doświad­cze­niem oca­lo­nym dodat­ko­wo przez język, któ­ry nie rości sobie pra­wa do sta­no­wie­nia o świe­cie. Wręcz prze­ciw­nie wyra­ża wewnętrz­ną, indy­wi­du­al­ną pra­cę wyobraź­ni, któ­ra nazy­wa świat dla sie­bie, dla wła­sne­go rozu­mie­nia, ale tak­że dla poro­zu­mie­nia z kimś innym, dru­gim. Tak jest w dwóch, podob­nych wier­szach z tomu Par­ce­le – oby­dwa są  pozba­wio­ne tytu­łu i tym razem per­spek­ty­wa pod­mio­to­wa jest indy­wi­du­al­na. Oto pierw­szy:

Skrzep słoń­ca, sadzy i syte­go mro­zu; patrzę,
kie­dy mówisz. Nie wie­dzieć, że nisko poru­sza się
śnieg i nazy­wam płaszcz, popiół i resz­tę przed­mio­tów.

I dru­gi:

Księ­życ nad sta­wem. Nowe
domy ster­czą. Dosyć cią­gle wid­no,
pusto. Chcę, żebyś zoba­czy­ła, więc
wycią­gam rękę i mówię: no, tak.

Ten ostat­ni oso­bi­ście uzna­ję za jeden z naj­lep­szych w całej dotych­cza­so­wej twór­czo­ści Sen­dec­kie­go. Po pierw­sze nale­ży zauwa­żyć, że oby­dwa wier­sze wyra­sta­ją ze spe­cy­ficz­nej sytu­acji komu­ni­ka­cyj­nej, wła­ści­wie na jej gra­ni­cy. Są sfor­mu­ło­wa­ne w momen­cie spo­tka­nia i wyni­ka­ją­ce­go z tego quasi – dia­lo­gu: mówie­nia do kogoś inne­go. W dru­gim utwo­rze odbior­cą jest kobie­ta. Ze wzglę­du na rekwi­zy­ty takie jak księ­życ (jego obec­ność na wid­no­krę­gu, mistycz­ne świa­tło) – rezer­wo­wa­ne szcze­gól­nie przez tra­dy­cję roman­tycz­ną dla momen­tów szcze­gól­nych – trze­ba wska­zać na sytu­ację intym­ną, moment oso­bi­stej roz­mo­wy. O ile pierw­szy wiersz pozwa­la mnie­mać, iż doświad­cze­nie widze­nia (słoń­ce, sadza, mróz i „resz­ta przed­mio­tów”) zosta­je tu zaprzę­gnię­te w wyraz słu­żą­cy okre­śla­niu wła­sne­go miej­sca, loko­wa­niu się w owym miej­scu wzglę­dem oso­by, któ­ra tak­że coś mówi (dodat­ko­wo: „patrzę, kie­dy mówisz”!), o tyle dru­gi utwór wska­zu­je już na ruch w stro­nę dru­giej oso­by, celu­ją­cy jak­by w moment poro­zu­mie­nia („Chcę, żebyś zoba­czy­ła więc/ wycią­gam rękę i mówię: no tak”).

Zapis – to jesz­cze raz wier­sza – słu­ży powtó­rze­niu sie­bie dla dru­gie­go czło­wie­ka. Zapis, któ­ry nie­ja­ko zmie­rza do czy­ste­go prze­ka­zu, sta­je się znów balan­su­ją­cym mię­dzy poje­dyn­czym, sub­lo­gicz­nym widze­niem, a obiek­tyw­ną rela­cją – wyra­zem krót­kie­go, epi­gra­ma­tycz­ne­go wier­sza. Poety­ka epi­gra­mu, intym­nej, zmy­sło­wej epi­fa­nii sta­no­wi w pew­nym sen­sie dro­gę poznaw­czą i dro­gę dia­lo­gu – oby­dwie zmie­rza­ją do indy­wi­du­al­nej pre­zen­ta­cji sie­bie, otwar­cia przed dru­gim czło­wie­kiem. Sen­dec­ki sta­je się w takiej wykład­ni poetą zapi­su, któ­ry nie ma świa­ta zamy­kać w tek­ście, ale ów świat – świat indy­wi­du­al­ny – wyja­wiać w tajem­ni­cy dru­gie­mu czło­wie­ko­wi.

Kwe­stia poro­zu­mie­nia, swo­istej komu­ni­ka­cji daje o sobie znać z więk­szą siłą i czę­sto­tli­wo­ścią w póź­niej­szej twór­czo­ści Sen­dec­kie­go. Zapis jako powtó­rze­nie – jako spe­cy­ficz­ne jesz­cze raz słu­ży poro­zu­mie­niu się. Jesz­cze raz bowiem jest spo­so­bem na odkry­cie tego, co inne w tym samym, a co wcze­śniej zosta­ło prze­oczo­ne, co gdzieś się zatar­ło. Pod­su­mo­wu­jąc: jesz­cze raz świa­ta i dozna­nia, któ­re pośred­ni­czy w tek­ście, jest wyru­sze­niem tego, któ­ry mówi w stro­nę tego, któ­ry jest poten­cjal­nym słu­cha­czem, odbior­cą. Tu jed­no­cze­śnie sta­ję  się apo­lo­ge­tą Sen­dec­kie­go. Autor Opi­sów przy­ro­dy jest poetą roz­mo­wy i poro­zu­mie­nia. Dla­te­go chwa­lę poezję Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wbrew gło­som, któ­re twór­czość auto­ra Z wyso­ko­ści opa­try­wa­ły inte­re­su­ją­cym skąd­inąd – try­ko­tem „poezji nie­zro­zu­mia­łej”. Sen­dec­ki two­rzy poezję  zro­zu­mia­łą, a co wię­cej  sam zabie­ga o to, aby zosta­ła zro­zu­mia­na.

Poro­zu­mie­nie, wola poro­zu­mie­nia – jak  wska­zy­wa­łem we wcze­śniej­szych aka­pi­tach – jest jesz­cze bar­dziej, a zara­zem sub­tel­niej zare­je­stro­wa­na w naj­now­szych wier­sza Sen­dec­kie­go. Tomy Trap (2008), 22 (2009) i Pół (2010) zawie­ra­ją wier­sze, któ­re są odmien­ne od tych z wcze­śniej­szych zbio­rów (Opi­sy przy­ro­dy i Szko­ci dół oraz poprzed­nie). Zaś ostat­ni tom Farsz (2011), któ­ry sta­no­wi koń­co­wy roz­dział Bła­mu pre­zen­tu­je jesz­cze sil­niej­szą rady­ka­li­za­cją poety­ki pro­po­no­wa­ną  kolej­no w tomach wcze­śniej­szych: Trap22 i Pół. Kie­dy ana­li­zu­je się poezję Sen­dec­kie­go cało­ścio­wo – a jest to moż­li­we, kie­dy czy­ta się Błam – moż­na prze­śle­dzić jej stop­nio­wą kry­sta­li­za­cję. Jest to roz­wi­nię­cie – pew­ne­go rodza­ju refor­ma­cja począt­ko­wej poety­ki kry­tycz­ne­go obiek­ty­wi­zmu (rozu­mia­ne­go w duchu poety­ki nega­tyw­nej). Zapis naocz­nej prze­strze­ni rozu­mia­nej jako świat, a dostęp­nej poprzez doświad­cze­nie, sta­je się zapi­sem prze­strze­ni poro­zu­mie­wa­nia się, oczy­wi­ście z pew­nym udzia­łem tej pierw­szej. Jed­nak to, co wysu­wa się na pierw­szy plan, to pewien roz­stęp – posze­rze­nie prze­strze­ni wier­sza – widocz­ny w spe­cy­ficz­nym porząd­ku sty­li­stycz­nym, ukła­dzie for­mal­nym, ale tak­że w porząd­ku tre­ścio­wym. Ten ruch odstą­pie­nia prze­strze­ni, owe wol­ne miej­sce jest figu­rą zapro­sze­nia kie­ro­wa­ne­go do poten­cjal­ne­go adre­sa­ta, któ­ry jed­no­cze­śnie ma moż­li­wość indy­wi­du­al­ne­go wej­ścia w wiersz. Zapis otwar­ty – tak moż­na by okre­ślić naj­now­sze wier­sze Sen­dec­kie­go. Taki zapis otwar­ty widać w utwo­rze zaty­tu­ło­wa­nym „Ja”:

Jabł­ko grusz­ka mar­chew­ka bez
dodat­ku cukru Wzbo­ga­co­ny zawie­ra
z teo­rią przy­mie­rze? Fur­da, oto kie­sze­nie, mes enfants z
„My Sister’s Hand in Mine” pod podusz­ką Pre­zent

ład­ne­go rodza­ju Ty śpisz a ja sam na dwo­rze
Kie­sze­nie po raj­dzie przez sad grząd­ki bez
Tego ci nie powiem desz­cze biją o beton
Grze­cho­czą posło­wie Ele­wa­cja jaśnie­je

od sta­ro­żyt­no­ści przy­cho­dzi do mnie mara wie­czo­ra­mi w gości
Zyg­zak jak
wcze­sny pociąg ja do nie­go wsia­dam

Kon­duk­tor mnie cału­je nic nie odpo­wia­dam bo
sło­wa są tyl­ko dla cie­bie
Powiem im co inne­go Sło­wa mam tyl­ko dla cie­bie

Ten wiersz, a tak­że wie­le innych z tomu Farsz czy z tomów 22 i Pół wska­zu­ją na inspi­ra­cje liry­ką Juliu­sza Sło­wac­kie­go i innych poetów pol­skie­go roman­ty­zmu. Nawią­za­nia zauwa­żal­ne są przez inter­tek­stu­al­ność w porząd­ku tre­ści (cyta­ty, para­fra­zy), ale tak­że w porząd­ku sty­li­stycz­nym, a w koń­cu nawet w samej for­mie (pro­szę porów­nać wiersz Sło­wac­kie­go: „Chór duchów izra­el­skich” z wier­sza­mi Sen­dec­kie­go zawar­ty­mi w tomie Farsz). Takich ana­lo­gii ist­nie­je mnó­stwo, jed­nak moją rolą jest tyl­ko wska­zać taką moż­li­wość inter­pre­ta­cyj­ną. Kon­tek­sty inter­pre­ta­cyj­ne (histo­rycz­ne i inne), a tak­że ich kry­tycz­ne wyko­rzy­sta­nie, któ­re wska­za­łem jako klu­czo­we są tyl­ko nie­któ­ry­mi dro­ga­mi namy­słu nad tą twór­czo­ścią, któ­ra osią­gnę­ła moc­ny, indy­wi­du­al­ny rys. Myśl o zapi­sie jako swo­istej filo­zo­fii sztu­ki sta­no­wi temat bar­dzo sze­ro­ki, a zatem i nie­bez­piecz­ny – gro­żą­cy roz­pły­nię­ciem się i utra­tą kon­se­kwen­cji. Zapis jako gest arty­stycz­ny jest obec­ny w myśli histo­rycz­nej od same­go zara­nia, stąd jego cię­żar gatun­ko­wy. Powta­rza­nie świa­ta było zawsze wyni­kiem pra­gnie­nia jego upo­rząd­ko­wa­nia. To pra­gnie­nie upo­rząd­ko­wa­nia życia jest oczy­wi­ście uto­pij­ne. Tan­dem świa­ta i życia jest nie­prze­jed­na­ny  w róż­ni­co­wa­niu się wzglę­dem wszel­kich form i for­muł jego zna­ko­wej eks­po­zy­cji. Ta, w jakiś spo­sób udo­sko­na­la­ją­ca wszel­kie racjo­na­li­za­cje, myśl tak­że zda­je się wyni­kać z pisa­nia Mar­ci­na Sen­dec­kie­go. Pisa­nia, któ­re chcia­łem pochwa­lić i do któ­re­go pozna­wa­nia chcia­łem zapro­sić.

Jesz­cze raz wier­sze Sen­dec­kie­go, czy­li zebra­na w jed­nej książ­ce – opa­trzo­nej tytu­łem Błam, cała dotych­czas wyda­na twór­czość poety, to powtó­rze­nie pew­nej histo­rii, jakie­goś frag­men­tu. A ów frag­ment brzmi mniej wię­cej tak: „(…) Sko­ro nie chcesz nic mówić, powiedz to, co ja” [zakoń­cze­nie wier­sza „Konin – Koło – Turek”]. Czy ina­czej, bo jaskra­wo i ilu­mi­na­cyj­nie: „Kto spy­ta pierw­szy, ten kiep” [to cały wiersz o tytu­le „Per­fek­cyj­ne szpro­sy z wie­lo­krot­nie szli­fo­wa­ne­go i lakie­ro­wa­ne­go mdf‑u”]. Mam nadzie­ję, że w ten spo­sób wska­za­łem alter­na­ty­wy do dotych­cza­so­wych mode­li inter­pre­to­wa­nia i czy­ta­nia poezji Mar­ci­na Sen­dec­kie­go. Może dla nie­któ­rych pro­po­zy­cja oka­że się cie­ka­wa – odkry­ją twór­czość auto­ra Far­szu – od nowa lub się­gną do niej, szu­ka­jąc tego, co mnie uję­ło, a co opi­sa­łem w tym szki­cu.

Zatem! Panie i Pano­wie – przed Wami Błam: wybit­ność, cie­ka­wość, zasko­cze­nie i po pro­stu życie.


Przy­pi­sy:
[1] Taki­mi sło­wa­mi roz­po­czy­na tekst o poezji Francis’a Ponge’a Jaqu­ess Der­ri­da: FRANCIS PONGE – d’ici je l’alapelle, pour le salut et la louan­ge, je devra­is dire le renom­mée. Zob. J. Der­ri­da, Signéponge/Singsponge, [wyda­nie dwu­ję­zycz­ne fran­cu­sko-angiel­skie], trans. R. Rand, New York 1984, s. 3.
[2] Sen­dec­ki jest tłu­ma­czem poema­tu Schuy­le­ra „Hymn do życia” wyda­nym przez Biu­ro Lite­rac­kie w tomie Trzy poema­ty.
[3] Mam na myśli cykl „Dre­am Songs”.
[4] Na takie w roz­mo­wie z Nata­lią Malek wska­zu­je sam Sen­dec­ki.
[5] Stra­te­gia kre­acji poetyc­kie­go obra­zu = zasa­da twór­cza łączy się z wyni­kiem zna­cze­nia zapi­su.
[6] Okre­śle­nie uży­te przez same­go Sen­dec­kie­go.

Recen­zja uka­za­ła się w por­ta­lu Wywrota.pl. Dzię­ku­je­my Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Paweł Paszek

Urodzony w 1988 roku. Krytyk literacki. Asystent w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego. Mieszka w Czechowicach-Dziedzicach.

Powiązania

Powiedzenie Ashbery’ego. O roz-czytywaniu siebie w „Trzech poematach” Johna Ashbery’ego.

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Czte­ry poema­ty Joh­na Ash­be­ry­’e­go, któ­ra uka­za­ła się w por­ta­lu Wywrota.pl.

Więcej

Osobne milczenie. Wobec Radości Grzegorza Kwiatkowskiego

recenzje / IMPRESJE Paweł Paszek

Esej Paw­ła Pasz­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Rado­ści Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Laura (Riding) Jackson, czyli taki pościg za obecnością

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z ksią­żek Koro­na dla Han­sa Ander­se­na i Obro­ty cudów Lau­ry Riding Jack­son, któ­ra uka­za­ła się 9 lip­ca 2012 roku na ser­wi­sie wywrota.pl.

Więcej

Rzeczy potrzebne do życia

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Od kwiet­nia do kwiet­nia Micha­ela Lon­gleya.

Więcej

Hej, Farsz, Sendecki, Shall we?

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Farsz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go.

Więcej

Gottfried Benn: gen śmierci i gen rozkoszy

recenzje / IMPRESJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

W ciemnych, jucznych słowach

recenzje / ESEJE Paweł Mackiewicz

Recen­zja Paw­ła Mac­kie­wi­cza z książ­ki Błam (1985–2011) Mar­ci­na Sen­dec­kie­go.

Więcej