recenzje / KOMENTARZE

Zdjęcie króla, Zanim, Osmoza

Bogusław Kierc

Autorski komentarz Bogusława Kierca do wierszy z książki Szewski poniedziałek.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zdjęcie króla

Król Faisal Dru­gi obej­mu­je tron.
Tak to wyglą­da, jak­by raczej on

był obję­ty przez krze­sło. Ma dopie­ro czte­ry
lata, choć ta posta­wa kró­lew­ska, manie­ry

widocz­ne w uło­że­niu kor­pu­su i nóg
dają pomy­śleć, że pra­wie by mógł

mieć wię­cej, choć­by dwa­na­ście, to nie ma
zna­cze­nia dla Ira­ku i dla nas. Obie­ma

ręka­mi utrzy­mu­je rów­no­wa­gę, by
na tym tro­nie monar­chą nie­za­chwia­nym być,

Ale widać wyraź­nie, że to jesz­cze dziec­ko,
a nie widać, że zgi­nie i zgi­nie zdra­dziec­ko

za dzie­więt­na­ście lat; cokol­wiek bądż
zda­rzy się, chłop­cze, choć­by tyle – bądź!


Napraw­dę był taki król i napraw­dę widzia­łem jego zdję­cie, czy­li foto­gra­fię (nie widzia­łem jego zdję­cia z tro­nu). Tro­chę podob­ny do małe­go Kawa­fi­sa (chy­ba nie­wiel­ka róż­ni­ca lat była mię­dzy nimi – nie chce mi się spraw­dzać, bo nie o to cho­dzi), wydał mi się bli­ski, a raczej – bli­ski chłop­czy­ka, któ­ry we mnie nie chce abdy­ko­wać.

W tak zwa­nych „moich cza­sach” czte­ro­let­ni chłop­cy bawi­li się w kró­la. Mia­ło to zna­cze­nie.

Ten został praw­dzi­wym kró­lem. Król, któ­ry ma czte­ry lata może się bawić w kró­la, któ­rym jest. Ale od razu jest kró­lem wyszy­dzo­nym. Przez to, do cze­go nie dora­sta. Nawet przez krze­sło tro­nu.

Dożył 23 lat.

Te dwie licz­by lat: 4 i 23 powta­rza­ją się w mojej książ­ce. Pamię­tam dobrze mądrość czte­ro­let­nich Mir­ka i Mił­ka, pamię­tam dwu­dzie­sto­trzy­let­nich: Rafa­ła Wojacz­ka, Krzy­sia Siw­czy­ka, Bart­ka Maj­zla, Jur­ka, Łuka­sza… Ich nie­po­kor­ną wol­ność. Kró­lew­ską.

Dwu­dzie­sty trze­ci rok życia Rafa­ła był naj­ob­fit­szym cza­sem pisa­nia. Dwu­dzie­sto­trzy­let­ni Bar­tek jest auto­rem „Roba­czy­wo­ści”, Boh­dan Zadu­ra debiu­tu­je „W kra­jo­bra­zie z amfor”, a wśród nowych waż­nych wier­szy ma już wte­dy „Pio­sen­ki pseu­do­ro­man­tycz­ne”… Dobra, dobra, mogę sobie te legen­dy cią­gnąć (i nacią­gać) dalej, ale…

Ale z cze­go się bie­rze ta dzi­ka dziw­ność dwu­dzie­ste­go trze­cie­go roku życia męż­czy­zny?

Może jest to rok pierw­szej grun­tow­nej ini­cja­cji w śmierć. I prze­ciw niej się śpie­wa „łabę­dzim gło­sem” i mobi­li­zu­je wszyst­kie atu­ty ducha i cia­ła?

Czy­taj­cie „Zdję­cie kró­la” (jeśli chce­cie czy­tać) pamię­ta­jąc mot­ta do „Szew­skie­go ponie­dział­ku”.


Zanim

A tu pod luste­recz­kiem wody
migo­cą luste­recz­ka wody;

powie­trze się w powie­trzu wie­trzy,
przed wia­trem zwie­wa wiot­ki wie­trzyk;

błę­kit się błą­ka po błę­ki­cie,
życie się pła­wi w pło­wym życie;

świa­tło świe­go­ce o Świa­tło­ści,
Wyso­kość kła­nia się nisko­ści;

ciem­ne dno dnie­je ponade mną,
mność mnie­ma o mnie: ma mnie nie-mność.


Luste­recz­ko, luste­recz­ka, wie­trzyk są iro­nicz­ny­mi infan­ty­li­zma­mi. Choć ta iro­nia – jak to czę­sto bywa – jest ase­ku­ra­cyj­na. Bo jak tu opo­wia­dać o czymś, co było daw­niej niż daw­no, daw­no temu i nie jest baj­ką? Ani uzur­pa­cją.

Może cały ten wier­szyk to tyl­ko roz­ga­da­nie tego, co powi­nie­nem był zapi­sać tak:

m’nie(ma)?

Bo tak było (jest), kie­dy mnie nie ma; kie­dy nie­me „nie ma” mnie­ma o nim-mnie – jeśli tak moż­na (choć nie moż­na) powie­dzieć. Zanim.


Osmoza

Mówię o tym, ale prze­cież wiem, że cho­dzi
o to samo, któ­re wła­śnie jest tym bar­dziej,

im nie będąc wca­le bar­dziej tym, co podziw
mój pochła­nia, jest poza tym – jego twar­dziel

trwa jak nazwa wyce­dzo­na przez te zęby
liścia cał­kiem podob­ne­go do tysię­cy

liści tego jedy­ne­go tutaj dębu,
któ­ry led­wie drze­wem będąc jest mniej wię­cej

dębem cicho sze­lesz­czą­cym o szcze­gó­łach
roz­ga­łę­zień, koro­wi­ny i żołę­dzi,

gdy dygre­sja dosta­tecz­nie już zasnu­ła
to, co mia­ło być jedy­nie tym, co będzie

poza drze­wem, kie­dy patrząc nań dębie­ję
a przede mną – jesz­cze nie wiem, co się sta­ło

z tym bez­drzew­nym i bez­lud­nym, któ­re  n i e   j e s t
tak  n i e  b ę d ą c  jak zdę­bia­łe moje cia­ło.


Wiersz o mówie­niu. O moim mówie­niu, któ­re­mu się zda­je (jeśli mówie­niu coś może się zda­wać), że wchła­nia mówie­nie (?) dębu; wma­wiam więc (sobie i Tobie), że nie wia­do­mo, czy to ja mówię dębem czy dąb mówi mną, kie­dy wła­śnie ja i on nik­nie­my w  n i e b y c i u  (nie­by­cie?), choć ja czu­ję to nie­by­cie moim (jesz­cze moim? dopie­ro moim?) cia­łem dębu. Nie ma co gadać: zdę­bia­łem wobec dębu.

O autorze

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania