1.
Sroga zimajuż na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nieskomplikowanej, by nie powiedzieć prostej historii; nie do końca takiej, jakiej spodziewalibyśmy się po Queneau – eksperymentatorze, mistrzu gry z czytelnikiem (i tekstem), który z literackiej kombinatoryki uczynił swój znak rozpoznawczy. Choć odnajdziemy w niej stałe elementy techniki powieściowej autora Psiej trawki, wyczuwalny jest tu pewien formalny i narracyjny chłód. Queneau w Srogiej zimienie kalkuluje, nie zwodzi (przynajmniej nie za często), a tam, gdzie korzysta z wypracowanych wcześniej rozwiązań – chociażby takich jak zapis fonetyczny – robi to oszczędnie, jakby obawiał się, że przesłonią coś bardziej zasadniczego.
2.
Świat Srogiej zimyjest obojętny i bezduszny, próżno szukać w nim ratunku – jakiegokolwiek, także formalnego. Ale względna „nagość” tekstu szybko okazuje się jego atutem i zastanawiająco dobrze służy snutej historii. Tragizm przenika Srogą zimęna wskroś, która na różnych poziomach okazuje się podlegać najbardziej brutalnym prawom zarówno wojny, jak i przypadku, nadzwyczaj często wykazujących zresztą niepokojące powinowactwo. Akcenty komiczne, jeśli gdzieniegdzie się pojawiają, przynoszą zapomnienie jedynie na krótką chwilę; są wytchnieniem, które tylko potęguje wszechobecne, dojmujące poczucie grozy istnienia.
3.
Zewnętrzna prostota tekstuSrogiej zimyjest zgrabnym wehikułem dla refleksji na temat elementarnych zasad rządzących rzeczywistością czasu pogrążonego w chaosie walki. Osadzona w realiach pierwszej wojny światowej powieść ukazała się w 1939 roku. Pisarz miał już na koncie kilka znaczących tekstów, choć prawdziwą sławę miał zdobyć dopiero „po wojnie”, tej drugiej, a kolejne jego dzieła z czasem ujawniły coraz większe zamiłowanie do szyfrowania własnych doświadczeń, jak też i coraz bardziej złożony stosunek do literatury jako takiej.
4.
Queneau zanotował w dzienniku, że Sroga zimato tekst prorocki. I trzeba przyznać, że coś jest na rzeczy. Wrażenie jej odrębności na tle pozostałych powieści Queneau, jakie raz po raz musi się pojawić podczas lektury, każe zastanowić się nad jej miejscem i znaczeniem w dorobku i biografii pisarza. Z pewnością tekst to osobny, w dużej mierze bezpretensjonalny – zrodzony z przeczucia nadchodzącego kataklizmu, którego nie sposób uniknąć. Sroga zimama w sobie zarazem coś z traktatu, jak i przypowieści – o wojnie, która powraca; o zimie, która nigdy nie odpuszcza.
5.
Bohater Srogiej zimy, niejaki Bernard Lehameau, nie wzbudza sympatii – raczej współczucie, a i to tylko do pewnego stopnia. Prócz niego w tekście pojawia się jeszcze garść innych postaci, które zarysowane są jedynie naskórkowo – powołane do życia tylko po to, by statystować jego egzystencjalnej szarpaninie. Bo już samo to, co spotkało Lehameau na gruncie historii prywatnej – utrata matki, żony i szwagierki w pożarze kina – wystarczyłoby, aby na długo – na zawsze? – utracić resztki wiary w sens życia.
6.
A przecież jest jeszcze Historia, pisana wielką literą, która również upomina się o Lehameau, o ofiarę z jego ciała – i to w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu. Gdy poznajemy go podczas jednej z owych srogich zim Wielkiej Wojny, przechodzi rekonwalescencję po ranie odniesionej na froncie. Podczas przymusowego urlopu pracuje jako urzędnik w swym rodzinnym Hawrze – mieście, w którym Queneau się urodził. Lehameau, choć ma trzydzieści trzy lata, czuje, że życie się dla niego skończyło. I wtedy poznaje Miss Weeds, Angielkę, w której się zadurza.
7.
Queneau poniekąd myli tropy, gdy portretuje historię przelotnego romansu, jaki wywiązuje się (ale czy na pewno?) między Lehameau a Miss Weeds. Trzeba jasno powiedzieć, że autor od początku obchodzi się ze swoim bohaterem dość brutalnie i miłość, a raczej pożądanie, jakim każe mu się kierować, szybko okazuje się jedynie parodią uczucia, które w zderzeniu z brutalną rzeczywistością wojennych rygorów i zakazów przeradza się w żart z i tak już udręczonego człowieka. Realne jest jedynie pożądanie Leahmeau, którego nie udaje mu się zaspokoić – a przynajmniej nie z tą, z którą pragnąłby to zrobić. Angielka wsiada na statek i zapada się pod ziemię, a właściwie „pod wodę” – statek, na którym płynie do Anglii, zostaje storpedowany tuż po wyjściu z portu. Nie wiemy, czy przeżyła – i nie wie tego także Lehameau. Co ciekawe, w pewnym sensie akceptuje ten jeszcze jeden twardy wyrok losu i poddaje mu się z zastanawiającą uległością. Po raz kolejny przekonuje się, że z wojną – z rzeczywistością – nie wygra i ulega prądowi życia, który zaniesie go z powrotem na front.
8.
Queneau nie byłby sobą, gdyby nie przemycił do tekstu powieści także swoistego metatekstu w postaci wątku antykwariatu pani Dutertre i lektury „starego wydania Lutra” przez niejakiego pana Fryderyka – Szwajcara, którego nie stać na zakup drogiej książki i który przychodzi do starej bukinistki czytać ją u niej na zapleczu za niewielką opłatą. Lehameau nie ufa mu i podejrzewa o szpiegostwo. Zarówno bezwzględność, z jaką Lehameau obchodzi się z bliżej nieznanym sobie człowiekiem, jak i satysfakcja, którą odczuwa, wyobrażając sobie głuchy dźwięk ziemi uderzający o wieko trumny z ciałem Szwajcara podziurawionym kulami plutonu egzekucyjnego, musi budzi odrazę.
9.
Czy „stare wydanie Lutra” jest rodzajem upomnienia się przez Queneau o świat wartości, którego sens Wielka Wojna – jak każda wojna – nieustannie podważa? Nie wiemy. Jedyne, co słyszymy w tekście, to szelest przewracanych kartek starego wydania księgi, która niegdyś coś znaczyła, nic więcej. Sam Lehameau, jak dowiadujemy się z powieści, jest antyklerykałem i to nie do niego ów szelest jest skierowany, wręcz przeciwnie – dla niego ów szelest „starego wydania Lutra” to raczej symbol tego, co fałszywe; rodzaj wyzwania rzuconego przez drwiący z niego los.
10.
Czy Lehameau jest człowiekiem złym – a może tylko złamanym? Jego stosunek do dwójki dzieci, które poznaje w co najmniej dziwnych (i bardzo charakterystycznych dla Queneau) okolicznościach, nie pozwala łatwo go osądzić. Może ta niezdolność do formułowania jednoznacznych sądów, ów permanentny stan zawieszania wszelkiej moralności, jaki obowiązuje podczas każdej wojny, jest przyczyną takiego, a nie innego postępowania Lehameau? Być może w innych okolicznościach postąpiłby inaczej – z tajemniczym panem Fryderykiem, z postaciami, które spotyka na swojej drodze. Tego się nie dowiemy. Jedyne, czego jesteśmy świadkami, to jego upadek pod ciężarem doświadczeń, które na niego spadły.
11.
Czym jest tytułowa Sroga zima? Przede wszystkim chaotycznym, rozchwianym czasem wojny – wojny rozumianej dosłownie i przenośnie. Ale też czymś więcej – być może życiem jako takim. Gdy spojrzymy na charakter relacji, jakie łączą bohaterów powieści – przelotnych, podszytych nieufnością, rządzących się wyłącznie logiką wszechobecnego przypadku – nie mamy złudzeń, że czas, w jakim przyszło im żyć, jest pozbawiony łatwej, a najpewniej jakiejkolwiek nadziei.
12.
Tekst Queneau mówi o naturze rzeczy prawdy niełatwe – los jednostki, prędzej czy później, zawsze okazuje się jedynie pozbawionym znaczenia epizodem – także powieściowym. W bezpośredniej, fizycznej konfrontacji człowieka z żywiołami, takimi jak ogień, również artyleryjski, czy obojętne wody morza, jak i siłami znacznie od niego większymi, ostatecznie musi on ulec bezdusznym młynom rzeczywistości, w ten czy inny sposób trafiając pod wirujące koła Historii. I choć pod sam koniec powieści pojawia się cień nadziei, płomień, który ma rozświetlić mrok tytułowej zimy, to jednak fraza, która ją zamyka, brzmi jak wyrok: „Na zewnątrz nigdy jeszcze nie było tak zimno”. Queneau nie szuka łatwego wyjścia z sytuacji (i tekstu), bo wie, że takie wyjście nie istnieje.
13.
Srogą zimępo polsku czyta się świetnie. Zasługa to znakomitej tłumaczki, Hanny Igalson-Tygielskiej, która od lat odtwarza w polszczyźnie światy (nie)możliwe Queneau z godną podziwu precyzją i konsekwencją. Sroga zimato powieść pod wieloma względami wyróżniająca się na tle innych tekstów autora Zazi w metrze. Surowa, zimna, jakby ascetyczna. Ale w przededniu kolejnej wojny światowej inna być nie mogła. Jak już wspomniałem, ten niewielkich rozmiarów tekst ma w sobie coś z przypowieści, której sens wykracza poza zgrzebną historię niewydarzonego romansu Lehameau. Jeśli Queneau stosuje tu jakiś chwyt, to jest nim brak chwytu. Gdy jednak mowa o zimach i wojnach pustoszących ludzkie egzystencje, może właśnie tego oczekujemy od literatury: prostoty, zza której wyziera sroga prawda o rzeczywistości.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury