Autobiografia śmierci
nagrania / transPort Literacki Kacper Bartczak Kim Hyesoon Lynn SuhSpotkanie z udziałem Kim Hyesoon, Lynna Suh, Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejSzkic Kacpra Bartczaka, towarzyszący wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
Charles Bernstein odwiedził Łódź w listopadzie 2014 roku, był gościem Pulsu Literatury, w czasie którego miał wieczór autorski, wygłosił też wykład na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Po odczycie poetyckim zwiedzał miasto i na ulicy z lubością smakował kupioną w sklepie spożywczym kiełbasę, a w restauracji rozkoszował się chlebem ze smalcem i ogórkami kiszonymi. Jego występ poetycki był porywający, choć publiczność nie miała pewności, czy została porwana treścią wierszy, ich przekazem, czy sposobem ich przedstawienia, głosem, który w tych wierszach zyskiwał kształt całkiem niespodziewany, raz przywołujący rabiniczne kazanie, a raz zdesperowany list do szefostwa nowojorskiego metra.
Jednak o wiele bardziej frapujący, stawiający przed publicznością jeszcze trudniejsze zadanie, był z pewnością głos, który Bernstein powołał do życia na potrzeby wykładu akademickiego. Ten pojęciowo skondensowany, teoretycznie wymagający referat był przez prelegenta przerywany w niektórych momentach imitacją piania koguta – „Cock-a-doodle-de-dooooooh!”. Zarysowała się relacja między wykładem a wcześniejszym wydarzeniem poetyckim, „odczytem” poezji, który był raczej jej zdarzeniem, i którego aura pojawiła się w auli wykładowej. Krzyk koguta był w istocie cytatem z opowiadania Edgara Allana Poego, ale cytatem ożywionym, aplikowanym bez ostrzeżenia i znieczulenia, przenoszącym słuchaczy żywcem w przestrzeń literatury, jednak w taki sposób, by nadal podążali za pracującą w tle nicią przewodnią wywodu. Wykład i performans zlewały się w jedno, cytat ożywał, poeta nauczał, profesor od poezji nie przestawał być profesorem, mimo że spod profesorskiego kostiumu spozierał, i dawał głos, poeta.
Bernstein to profesor poezji, który przez sposób jej nauczania uwalnia ją – i siebie – od dusznego akademickiego profesjonalizmu, radykał teorii, który przez pracę w formie uwalnia poezję od nadmiaru teoretyczności, filozof poetyki, który postuluje jej przekroczenie i uprawianie poetyki drugiego stopnia, nazywanej przez niego poetyką poetyki. To również niestrudzony badacz praktyk spuścizny amerykańskiej, romantycznej i modernistycznej, który udowadnia jej współczesność i trwałość, ale tylko przez wykazanie jej uczestnictwa w międzynarodowym wysiłku artystów i pisarzy, którzy kontynuują emancypacyjny, ponadnarodowy zryw historycznej awangardy.
Czy Emerson był modernistą? Czy Poe był dadaistą, a może, sięgając w głębsze pokłady, protoplastą patafizyki Alfreda Jarry’ego? Co ma Stein do Wittgensteina? Czy Stanley Cavell, który pisze jednym ciągiem o Thoreau, Heideggerze, Wittgensteinie, jednocześnie opisując osobiste przypadłości na drodze do skonsolidowania myśli, jest poważnym filozofem? Wszystkie te postacie, jak i tłum innych, których wyliczyć tu nie sposób, związane z nimi pojęcia, gesty, formy, style, idee – całe to żywe i rozgadane towarzystwo odnajduje się w sposób absolutnie jednostkowy i niepowtarzalny w przestrzeni wiersza Bernsteina, w jego figurze.
Jest to figura niemożliwa, jak Ameryka według Cavella – raczej proces niż twardo istniejący byt. Pomyślmy tę niemożliwość. Wiersz jako coś splecionego ze swoim kontekstem sytuacyjnym, społecznym, językowo-koncepcyjnym, a jednocześnie jako zdarzenie osobne. Uwikłany bez reszty w materialne otoczenie wiersz, który zarazem produkuje swoją – nie bójmy się tego słowa – autonomię, biorącą się jednak nie z dystansu do społecznego oddechu przepełniającego jego sytuację wyjściową, ale ze sposobu, którym wiersz zagęszcza ten oddech. Mówię o autonomii zaangażowanej, przy pomocy której wiersz zbiera, kondensuje i prezentuje wszystkie pasma zdarzenia dla jego uczestników – dla tego, który czyta, dla tych, którzy uczestniczą i po trosze są tego zdarzenia twórcami/poetami. Taki wiersz to przede wszystkim nośnik, urządzenie – zaaranżowana modalność, czyli forma, forma form, ustrojstwo do podglądu innych form: ról, głosów, gier i gierek, potrzeb i zachcianek, błyśnięć, myślowych spięć i głębszych przemyśleń, które składają się na tak zwaną obecność.
Bernstein pisze w jednym ze swoich esejów: „jestem profesorem poezji”. Angielskie słowo professor zawiera słowo profess, a Bernstein dodaje: I profess poetry. Czyli: „głoszę, uprawiam, nauczam”, ale też „hołduję” idei poezji, a nawet „wyznaję” poezję. Rzućmy najpierw okiem na samo nauczanie. Bernstein to poeta, dla którego rola ta wiąże się nierozdzielnie z działalnością eseistyczną i redaktorską. Estetycznie i poetycko związany z ruchem Language Bernstein był też współzałożycielem i redaktorem pisma, którego tytuł – „L=A=N=G=U=A=G=E” – zwracał natychmiast uwagę na materialną obecność języka jako zapisu, litery. Periodyk odgrywał rolę konsolidującą ruch i propagującą jego idee. Ta działalność propagatorsko-redakcyjna przekształciła się później w redakcję akademicko afiliowanego portalu internetowego poświęconego poezji i poetom (Electronic Poetry Center) oraz tworzenie i pilotowanie programów nauczania poezji. Obie te działalności prowadzone były na SUNY Buffalo, a ich spójną i naturalną kontynuacją stała się praca nad portalem PennSound na University of Pennsylvania, stanowiącym ogromne archiwum gromadzące zapisy głosów poetyckich, ale będącym też dzięki temu narzędziem dla innowacyjnych programów pisania (a raczej pisanio-czytania).
Bernstein chętnie odwołuje się do doświadczenia pedagogicznego. Namysł nad nim jest nieodłączną częścią większego projektu namysłu nad poezją w ogóle – jej miejscem w przestrzeni społecznej, jej politycznością, jej relacjami z resztą literatury. Poeta-profesor opisuje swoje zajęcia nie tyle jako zwyczajne kursy tak zwanego twórczego pisania, ile jako otwarte w formie i założeniach zdarzenia konwersacyjne, w których trwająca w klasie dyskusja bywa nałożona na prowadzony w tle, wcześniej zlecony, paralelny wobec dyskusji zapis rodzących się w niej tworów językowych, pomysłów, koncepcji, etc. Bernstein unika etykietki „twórcze pisanie”, żeby odróżnić swój kurs od ćwiczeń opartych na zadanym temacie. Wypełniająca jego zajęcia wielościeżkowa aktywność konwersacyjna, refleksyjna, zapisowa ma uczulić studentów na nieusuwalność medium, w którym operują – na materialną obecność samego ośrodka i przekaźnika, czyli języka i zapisu. Język staje się ośrodkiem namacalnym i obecnym. Zastanawiające są polecenia i zadania, jakie prowadzący powierza studentom, na przykład: „przynieś burzę myśli do schronu przeciwlotniczego”, „napisz wiersz, którego zdarzenia się nie wydarzają”, „zrób coś pięciokrotnie, później się pomódl”, „napisz wiersz w momencie, gdy siłą wciskają cię na tylne siedzenie samochodu policyjnego”[1].
Czy te instrukcje są na serio? Czy licują z godnością instytucji? Otóż rzecz w tym, że słychać w nich coś z paradoksalnych gier – tyleż językowych, gramatycznych, ile pojęciowych, poznawczych i koncepcyjnych – które czytelnik skojarzy być może ze spuścizną Gertrudy Stein i Ludwiga Wittgensteina. Chodzi o doprowadzenie danej jednostki logicznej, gramatycznej, składniowej bądź semantycznej gdzieś na jej kraniec, gdzie ulegnie zagięciu, zasugeruje jakieś inne pole. Trochę tak, jak w dociekaniach Wittgensteina, gdy stwierdziwszy zwyczajność poleceń typu: „przynieś mi cukier” i „przynieś mi mleko”, filozof tworzy jednostkę „mleko mi cukier” i zastanawia się nad ewentualnym miejscem – jeśli miałoby istnieć – dla tej nonsensownej zbitki na naszych mapach znaczeniowych[2].
Ćwiczenia na zajęciach Bernsteina nie polegają więc na pracy z tematem; temat nie jest informacją wyjściową, przyczynkiem, zalążkiem. Instrukcje doprowadzają do skraju wytrzymałości samą materię, z której są zrobione, a zatem jednocześnie zwracają uwagę na nią samą. Iskrą zapalającą jest uświadomienie sobie, że każdy temat – każda treść, intencja poznawcza, komunikat – będzie się realizował w danej palecie modalnej – czyli w danym zbiorze tworzyw i ich modalności, kształtów i pozycji, które da się w tych ramach uzyskać. Notując różne wypowiedzi przechwycone z zajęć – wypowiedzi nie-własne, przypadkowe – starając się z nimi w jakiś sposób zgrać, realizując paradoksalne zadania i polecenia nauczyciela, studenci dochodzą do świadomości nie tyle treści, ile opakowania – gry językowej, która coś umożliwia bądź coś blokuje. Warto zwrócić uwagę na to, że takie zajęcia wyrastają płynnie z praktyki czytania wiersza modernistycznego, który eksponuje tę właśnie modalność wypowiedzi w jej różnorodnych warstwach: wizualnej, dźwiękowej lub pojęciowej. Pisanie wynika z czytania, zaciera się granica między historią literatury a jej żywą obecnością. Zajęcia takie są więc rodzajem ustawicznej praktyki pisanio-czytania. I profess poetry – ale nie tak, żeby poezja stała się „profesją”, żeby formatowała się pod sznyt parametrycznego zawodu akademickiego. W tego rodzaju zajęciach poezja staje się praktyką, która uświadamia sobie wszelką mogącą ewentualnie posłużyć do jej opisu „teorię”, zyskuje samoświadomość – i mamy wówczas do czynienia z poetyką poetyki.
W żaden jednak sposób nie przechodzimy w przestrzeń dywagacji czczej, zwanej czasami słusznie „akademicką”. Lekcja, jaką Bernstein wyciąga z innowacji Stein oraz z przebiegających po obrzeżach filozofii i poezji współczesnej dociekań Wittgensteina, dotyczy dwóch wymiarów. Po pierwsze, chodzi o wykazanie zależności każdego rodzaju aktywności od ośrodka, w którym ją rozwijamy. Ośrodek nie jest neutralnym zapośredniczeniem, sam staje się przekazem. The medium is the message. Tak jak Stein przywodziła uwagę do rzeczywistości języka jako materii wiersza, tak Wittgenstein wykazywał nieusuwalne uwikłanie problematyki filozoficznej w modalności tworzywa językowego. Po drugie, lekcja ta zostaje dodatkowo wzmocniona przez pożytek, jaki z połączeń między Wittgensteinem a Thoreau uczynił Stanley Cavell: powracać do medialności narzędzia to wracać do zwyczajności, do obszaru praktyk codziennych. Powrót taki nie jest jednak sielankowy. W tym ujęciu wracać do zwyczajności to wchodzić w niekończący się spór o to, czym zwyczajność jest, o normę i normatywność. Tym samym odkrywamy polityczność intensywnej pracy z formą, czy raczej formami, prowadzonej przez Bernsteina.
Motywem przewodnim nowiny poetyckiej, jaką głosi Bernstein – jego praktyki, w której teoretyk przechodzi w performera, a poetyka wychodzi z obszaru zasady i wkracza na nieobliczalny obszar poetyckiego zdarzenia – jest docieranie do oporowości tkwiącej w samym medium. Wypowiedzi językowe – tak samo jak myśli i pojęcia – rodzą się, rozwijają, a także znikają w konkretnym ośrodku, którym jest nie tyle język, ile jego plastyczne ustawienie. Pismo, dla przykładu, jego pojawienie się, alfabetyzacja, było już pewną mediacją – pośredniczącą ingerencją w dotąd nieoznaczoną materię głosu, narzędziem dzielącym głos na cząstki, uwypuklającym i stwarzającym go niejako od nowa. Ingerencja ta na zawsze zmieniła sprawę obecności ja dla ja i tym samym otworzyła teren poezji lirycznej. Głos staje się czymś innym niż zjawisko „naturalne”, dane raz na zawsze jako niezmienna substancja[3].
Podobnie ma się rzecz ze świadomością. Bernstein pisze o tym, jak pojawienie się alfabetu podsunęło kulturze protezę potrzebną do wytworzenia lirycznego głosu i lirycznej podmiotowości. Ale taka sama protetyczność przechowuje się w każdej kolejnej inwencji technologicznej (druk, nadejście ery elektronicznej), a także w samej modalności różnych formuł mówienia. Mówimy w formach i poprzez formy, i to w nich właśnie odbywają się zasadnicze dla wspólnoty społecznej negocjacje normy. Na każdym piętrze interakcji społecznej (ale nie tylko, bo również w tak zwanej wewnętrznej przestrzeni psychicznej) mamy do czynienia nie z czymś „naturalnym”, ale z protezami, protetycznością, sztucznymi (bo przygodnymi) aranżacjami. Interwencja Bernsteinowska polega na niestrudzonym dopominaniu się o świadomość medialności tego, co uznajemy za zwykłe, naturalne czy też normatywne, a zatem przeźroczyste.
W przedsięwzięciu tym jego oponentką (przywoływaną niemal obsesyjnie) jest formacja kulturowa, którą poeta nazywa, przynajmniej w odniesieniu do rodzimej sceny amerykańskiej, „oficjalną kulturą poetycką” (official verse culture). W skrócie, chodzi mu o wszystkie te zespoły pojęciowe, które inwestują w wartość przejrzystości lirycznej, utrzymując tym samym prymat sprawdzonych form. Rzekome przymioty tych formuł i stylistyk – na przykład erudycja, poznawcza bądź emocjonalna głębia, poruszanie słusznych spraw, kunszt techniczny, wyśrubowany styl, walka o słuszną sprawę – przyczyniają się w istocie do scementowania normy lirycznej. Postawy te stoją na straży kulturowego status quo, którego niechęć wobec poezji marginalizowanej jako „trudna” bierze się ze strachu przed weryfikacją obszaru normy i zwykłości. W ujęciu Bernsteina ta hegemonia broni też esencjonalnie pojętego humanizmu, z towarzyszącą mu aparaturą logocentryczną, w której bezpieczna autoobecność podmiotu ma być gwarancją uniwersalnie pojętej normy człowieczeństwa. Takie podejście zapoznaje według Bernsteina, a właściwie fałszuje, cały obszar zwyczajności i ludzkiej codzienności, ponieważ traci z oczu sposób, w jaki wejście w przestrzeń pisania – w medialność protezy – natychmiast angażuje podmiot piszący/mówiący, tym samym komplikując jego intencjonalność[4].
Bernstein napisał sporo wierszy, które parodiują lub godzą w ten ideał autoobecności podmiotu, nijak nieporuszonej samym aktem poetyckiego mówienio-pisania. Do takich utworów należy z pewnością „Autonomia stanowi zagrożenie” – wiersz będący czymś w rodzaju pokrętnej spowiedzi ze strachu przed naruszającą wewnętrzną spójność podmiotu sztucznością poezji. Zamiast niej, zamiast narzucanej przez nią „wirtualnej anonimowości/ brzuchomówcy”, mówiący w wierszu wolałby docierać do jakiegoś bardziej stabilnego poziomu, w którym niezbyt zborne wyliczanki i rejestracje – właśnie takie luźne wyliczanki, jakie proponuje na ogół wiersz Bernsteina, z lubością chłonący dystrakcję, błąd, nieprawidłowy zrost frazeologiczny (patrz wiersz „Dysrafie”) – zostałyby raz na zawsze zastopowane, przywołane do porządku przez różnie nam obiecywany – w obrębie różnych historycznych mesjanizmów – ostateczny teren pewności. W toku wiersza następuje jednak charakterystyczne dla całej poetyki Bernsteina odwrócenie ról, przejście niejako na drugą stronę argumentu: mówiący sam przyznaje się do swoistego głodu owej „wyliczanki”. To tak, jakby pragnienie celu, telosu, samo z siebie rodziło pustkę, którą żywi się celowo niezborny, dysraficzny wiersz Bernsteina.
Innym utworem naświetlającym paradoksy ideału autoobecności i humanistycznie pojętej intencjonalności jest kawałek zatytułowany „Dziękujemy za dziękuję”. To celowo irytująca litania w intencji dosłowności, która natychmiast wykazuje śmieszność i niemożliwość tej pozycji. Przekaz dosłowny rozchodzi się w szwach albo raczej nurza się w sobie, zapętla się i buksuje w niekończącej się tautologii. Tego rodzaju buksowania, błędy, zapętlenia, dygresje i innego rodzaju zakrzywienia sensów oraz znaczeń znajdzie czytelnik niemal w każdym z zebranych tu wierszy. Być może najciekawiej śledzi się te rejestry w utworach, które posługują się absolutnie nienaganną gramatyką i idealnie przejrzystą semantyką, takich jak wiersz „Poprawki”. Jednak nawet tutaj nieco dokładniejsza lektura wykaże trudny do uchwycenia eksces sensów i znaczeń, pewien naddatek, tylko po części wynikający z faktu, że proponowane rzekomo poprawki i komentarze dotyczą wiersza, który nie istnieje.
Spór z dominującą normą liryczną ma u Bernsteina kapitalne znaczenie dla polityczności poezji. Polityczność wierszy zawiera się bowiem według niego, czy też staje się nam dostępna, w momencie, w którym uznamy nieusuwalną, aczkolwiek zawsze niewygodną i uwierającą obecność samego medium, czyli samej formy. Forma wiersza zatem – zespół jego cech estetycznych, kompozycyjnych, jego fakt bycia zdarzeniem zaprojektowanym, sztucznym i samoistnym – jest tym, co nie będzie się redukowało do żadnego dyskursu, niewygodną resztką, materią oporną. Dopiero w niej mamy bowiem szansę na należyte uznanie podobnie niestabilnych i nienormatywnych cech tego, co nieco pochopnie określamy jako zwyczajność. By jeszcze raz przywołać Cavella, a przynajmniej wnioski, jakie wywodzi z niego Bernstein: zwyczajność trzeba odkryć na nowo w jej niezwykłości. Ameryki nie ma, nie miało jej być od czasów Emersona i Thoreau, bo ci dwaj przenieśli ją w przestrzeń pracy dociekania ustawicznego, nieukierunkowanego na rezultat.
Według Bernsteina zadanie ustawicznego dociekania podjęły poetyki modernistyczne, których podstawowym celem było zwrócenie uwagi czytelnika na sam przekaźnik. Pisząc o doświadczeniu wierszy Stein, Bernstein relacjonuje doznanie obfitej, namacalnej obecności języka w jego pełnym wymiarze estetycznym. Pisze wręcz, że czytanie tego rodzaju to swoiste uczestnictwo w „bankiecie”, na którym głównym daniem jest właśnie odkryta, niemal cielesna namacalność mowy[5]. W innych esejach to doświadczenie sygnalizuje nieusuwalną obecność formy jako elementu wiecznie zapośredniczającego znaczenie, elementu, który zawsze się nam wytrąca albo raczej, należałoby powiedzieć, wtrąca. Zderzenie z obecnością i pracą formalnego przekaźnika odbywa się bowiem przez dotarcie do samej materii żywego języka, takiego, który jest wymawiany, artykułowany, który gubi się i odnajduje w konkretnych artykulacjach. Bernstein pisze, że jego celem jest produkcja doświadczenia tej niemal fizjologicznej namacalności mowy, która rodzi się i występuje wszędzie tam, gdzie trwa nasze codzienne, pogmatwane, nieczyste życie społeczne – gdzie odbywa się ciągły spór o to, w co i jak wierzymy. Poezja to mowa przypominająca o swej nieusuwalnej lepkości: przykleja się i ścieka z każdej pozornie czystej dyskursywnej powierzchni[6]. Manewr strategiczny polega więc na wytrąceniu oręża z ręki tym, którzy argumentują ze stanowisk czystości i przejrzystości dyskursu przywodzącej nas rzekomo do „normalności”.
Przeciw nim Bernstein proponuje więc niejasne i niepodległe wydarzenie wiersza. Powołuje się przy tym na filozofów i pisarzy wyznających wiarę w swoiście pojętą niezawisłość wiersza jako pewnej konstelacji, która, pozostając w orbicie językowości, nie redukuje się do prowadzonej w języku dyskursywnej wymiany logicznej czy argumentacyjnej. Znów jesteśmy na terenie otwartym przez Wittgensteina, którego pojęcie gry językowej tworzy zupełnie nowe miejsce dla poezji w obrębie szerokiego dyskursu społecznego. Nie da się w tym miejscu nie wspomnieć o obserwacji wiedeńskiego filozofa, który przypomina, że „choć wiersz skomponowany jest w języku podawania informacji, to nie jest on częścią tej gry językowej, której celem jest przekaz informacji”. Dla Bernsteina wnioski są następujące: wiersz jest grą językową towarzyszącą innym grom, wykazującą ich własne nieusuwalne zapośredniczenie, a więc sztuczność, zatem – podatność na ciągłe przepisanie i zmianę.
Tę myśl odnajduje on później w połączonej lekturze Stein, Poego i Dickinson. Z lektury tej wyłania się koncepcja wiersza jako przejmującego doznania obecności, ale też inności języka, nie tyle może nawet jego przestrzeni, ile raczej przygodnie powołanej, intensywnie zagęszczonej temporalności, jakiegoś „Teraz./ Nie teraz./ I teraz” (Stein). Chodzi tu o konstelację estetyczną, która nigdy nie będzie w pełni przylegać do dyskursywnych potrzeb, ale która musi wystarczyć; której poeta i czytelnik muszą ufać; o której Poe pisze, że jest ona owym zbawiennym only this and nothing more; z którym z kolei Dickinson wiązała swoją sztukę budzenia się do większego życia w poezji przez rażenie (siebie lub czytelniczki) dźwiękiem wiersza (Had I the Art to stun/ myself/ with Bolts of Melody)[7].
Bernstein postuluje więc, za swoimi licznymi mistrzami, powrót do zwyczajności niejako odzyskanej, zobaczonej ponownie, w dyskursywnych resztkach, które nagle, po uznaniu pracy samego przekaźnika, okazują się nieusuwalną częścią normy. Z tej perspektywy nasza rzeczywistość jawi się inaczej, dostrzegamy w niej nowy wymiar. Wymiar ten przeczuwali dadaiści, słychać go też w koncepcji patafizyki ich protoplasty Alfreda Jarry’ego. Ujmując to inaczej, chodzi o nowy sposób poruszania się w świecie konfliktu, argumentacji i negocjacji – taki, w którym nasza powaga zostanie wzbogacona, ale też zbita z pantałyku, o jej przeciwieństwo, kiedy to czynnik absurdu zostanie jakoś wliczony w nadzieję na mądrość. Rzecz w tym, żeby w poezji, jako grze językowej towarzyszącej głównemu nurtowi dyskusji społecznej, dochodził do głosu element niemożliwy, pozaracjonalny, ale nie jako naddatek czy obce ciało, tylko pokład zawsze działający w każdej „zdroworozsądkowej” formacji ideowej.
Bernstein pisze więc o „badaniach zakrzywionych” (bent studies). Pisze też o wyobraźni, którą określa słowem pataquerical. Cząstka pata- odsyła do patafizyki Alfreda Jarry’ego, a querical – do wyrazu queer, w znaczeniu „dziwne” bądź „osobliwe”. Protoplastą jeszcze starszym owych badań zakrzywionych jest dla Bernsteina Edgar Allan Poe, właśnie w koncepcji wiersza jako zdarzenia, o którym trzeba powiedzieć: only this and nothing more, który należy przyjąć w jego niedyskursywnym – a może w jakimś sensie nad-dyskursywnym czy wokół-dyskursywnym – zdarzeniu formalnym.
Innym źródłem ze spuścizny autora „Kruka”, na które powołuje się Bernstein, jest opowiadanie „System doktora Smoły i profesora Pierza”. Dla przypomnienia – narrator wizytuje prywatny szpital dla psychicznie chorych. Jego przewodnikami są opiekunowie, którym przewodzi niejaki Monsieur Maillard. Wizyta przebiega w rytmie narastającej dziwności, zachowania opiekunów stają się coraz bardziej ekscentryczne. Na koniec konstrukcja rzeczywistości pęka, z piwnic budynku przedostaje się do salonu banda wyjących pierzastych stworów, siejąc przemoc i spustoszenie. Postacie owe to utoczeni w smole i pierzu właściwi opiekunowie. Rzucają się oni na całe towarzystwo w niepohamowanej wściekłości i żądzy wzięcia odwetu na rozmówcach narratora – rzeczywistych pacjentach zakładu – za swoje uwięzienie w wyniku buntu, który miał miejsce, zanim narrator odwiedził przybytek.
Poe, niczym niewczesny bądź przedwczesny Foucault, podważa normatywną racjonalność władzy. W opowiadaniu racjonalność i szaleństwo są ze sobą sprzężone i splecione. Rzeczywistość polityczna jest terenem burzliwym, targanym wstrząsami, na którym trwa konflikt o normę. Najciekawszym bohaterem okazuje się niewątpliwie Monsieur Maillard, szef ośrodka, który przewodził mu też przed buntem, następnie postradał zmysły, a po zakwalifikowaniu go w poczet pacjentów doprowadził do ich rewolty. Kim zatem jest Maillard? To dyrektor, szef, superintendent – ale w przedrostku „super” Bernstein chce słyszeć pierwociny myśli o „superego”[8]. Instancja nadrzędna przebywa zatem w nieoznaczonej przestrzeni, w której rozum i szaleństwo pozostają w stanie ciągłego splotu i wymiany. Poe kpi z naiwnej wiary w racjonalność władzy, ukazuje ją jako stałą manipulację życia społecznego, której zadaniem jest utrzymywanie iluzorycznego rozdziału szaleństwa od rozumu. Literatura zdziera zasłonę tej manipulacji i przypomina o tego rodzaju obłędzie, który zdiagnozować najtrudniej – obłędzie władzy.
Bernstein widzi życie społeczne jako przestrzeń wiecznie zakrzywioną, a jego wiersze służą do wykrywania zakrzywień – są narzędziami do „badań zakrzywionych”. W wielu utworach śledzimy stopniowe odkształcanie się myśli i argumentu – taką ich imitację, która uniemożliwi bądź unieważni zwykłe procedury ustalania „racji”. Poezja wdaje się w dyskurs (pozornie) racjonalny – niczym radykalne zagęszczenie, niczym smoła, którą wariat obsmarowuje oblicze rozumu, i już nie puszcza, zatyka i przeszkadza[9]. Głosy w wierszach zmieniają strony albo ich przynależność ideologiczna wymyka się ostatecznemu rozpoznaniu. Tak jest na przykład w tych wierszach, które omawiają kwestie poglądów politycznych i religijnych. Tam, gdzie na ogół oczekiwalibyśmy wyraźnego stanowiska, wiersz przeprowadza nas przez jego karykaturalne refleksy. Co jest właściwym obiektem krytyki w wierszach takich, jak „Dlaczego nie jestem ateistą” lub „Ewolucja teorii”? Czy w tym pierwszym broni się wiary religijnej przeciw zarazie ateizmu? A w drugim – czy atakuje się teorię ewolucji i staje po stronie kreacjonizmu? Jak rozumieć sens stwierdzenia zawartego w tytule wiersza „Każda prawdziwa religia kiedyś upadnie”? Czy nie miało być tak, że „prawdziwa” religia to ta, która, dając wgląd w ostateczną naturę rzeczy, nie upadnie nigdy? Ale czy zatem Bernsteinowi chodzi o czystą kpinę, zwykłe zagranie na nosie i wykazanie, że prawda nie istnieje?
Otóż nie da się tej poezji sprowadzić do banału w rodzaju „nie ma czegoś takiego jak wieczna prawda” (co nie znaczy też wcale, że prawda jest, i że zwycięży). Nie chodzi o usunięcie prawdy, lecz o przywiedzenie jej na sam skraj, o wytrącenie się w niej jakiegoś elementu stale obcego, albo raczej o wtrącenie się, zanieczyszczenie, zburzenie i kontaminację, które jednak nie są wandalizmem, tylko paliwem procesu dochodzenia. Poezja wraca tu do swojej siostry Mądrości i nawiedza ją, chce się z nią pojednać, ale też wyjść na swoje. Zobacz, mówi do niej, ja jestem szalona, ale beze mnie jesteś niczym. Sama poezja jest niestała, niepoważna i poważnie rozchwiana, łasa na nowinki, czasem tandetna. Bernstein wyśmiewa zmieniające się jak w kalejdoskopie mody intelektualne i frakcje akademickie. Dzieje się tak na przykład w wierszu o pozornie absurdalnym tytule „Solidarność to nazwa czegoś, czego nie jesteśmy w stanie okazać”. Jest to kolejna ekscesywna litania, lista ról, mód, środowiskowych póz, do których mówiący przyznaje się hurtowo i bezwstydnie, po to tylko, by na koniec wymknąć się im wszystkim, zostawić je za sobą, w dziwacznej wizji przypominającej biblijną scenę z niewidzialną ręką piszącą tajemnicze słowa na ścianie.
Słowa prawdy? Przepowiedni? Zapowiedzi objawienia? Ostatecznie poetyka Bernsteina, jego „studia zakrzywione”, to jak najbardziej poważna dysputa prowadzona z wszelką tradycją mądrościową, z każdą kanonicznością, chrześcijańską bądź żydowską, rabiniczną, nastawioną na mesjanizm oparty na pojęciu prawdy ostatecznej. Ten rodzaj naiwnego mesjanizmu Bernstein śledzi też jednak w myśli sekularnej, w naiwnych podejściach do demokracji. Czy będzie to demokracja świecka, czy liberalna, czy konserwatywna, czy lewicowa – pozostanie ona tylko złudzeniem, jeśli fundować ją na telosie ostatecznego konsensusu. Dlatego w wierszu „W dniu wyborów” nie da się powiedzieć ostatecznie, czy poeta drwi z demokracji – ukazując jej fałsz, absurd, chaos, podatność na rozpad i przekupstwo – czy też raczej przybliża nas do kondycji, której nie jesteśmy w stanie przekroczyć, do kondycji całkowicie niemesjańskiej i nieteleologicznej, obmytej z wszelkiej obietnicy ostatecznej doskonałości, ale też kondycji, której powinniśmy się uczyć, by nie obsunąć się w ostateczny koszmar systemu opartego na chimerze czystej prawdy.
Bernstein głosi nowinę poezji jako skandalu. Nie da się jej wykorzystać do krzewienia żadnej ideologii. Przy ideologiach poezja głupieje. Ale ten skandal ma w sobie pewien trzeźwy wydźwięk. Poezja jest w nim bowiem trudną lekcją porzucenia wiary w ostateczne zbawienie. Jest ćwiczeniem w demokracji o wiele trudniejszej, niż nam się zdawało, w której nie ma obietnicy rewolucji czy powszechnej miłości. Mówi nam, że wystarczy – choć i tak będzie to bardzo trudne – żebyśmy nauczyli się żyć obok siebie, obok swoich ról, ale też z nimi, obok ról i masek naszych sąsiadów, ale także z nimi. Może wtedy chociaż trochę się polubimy.
Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.
Spotkanie z udziałem Kim Hyesoon, Lynna Suh, Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejDwudziesty pierwszy odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejCzytanie z książki Czas kompost Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka towarzysząca premierze książki Autobiografia śmierci Kim Hyesoon w tłumaczeniu Ewy Suh, Lynna Suha i Katarzyny Szuster-Tardi, wydanej w Biurze Literackim 25 września 2023 roku.
WięcejRozmowa Anny Kałuży i Zuzanny Sali z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Czas kompost Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka, towarzyszący premierze książki Czas kompost, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?”.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę czas kompost Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę czas kompost Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejOdpowiedzi Kacpra Bartczaka na pytania Tadeusza Sławka w „Kwestionariuszu 2022”.
WięcejCzytanie z książki Widoki wymazy z udziałem Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSiódmy odcinek z cyklu „Rozmowy na torach” w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSpotkanie wokół książek „Najsłabszy opór” Addy Djørup i „Zegary w pokoju matki” Tanji Stupar-Trifunović z udziałem Addy Djørup, Tanji Stupar-Trifunović, Kacpra Bartczaka i Bogusławy Sochańskiej w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Marka K.E. Baczewskiego, Kacpra Bartczaka, Jacka Dehnela i Macieja Roberta podczas Portu Wrocław 2006.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki Widoki wymazy, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejRozmowa Krzysztofa Siwczyka z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Widoki wymazy, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejSpotkanie wokół książki Świat w ogniu Charlesa Bernsteina z udziałem Charlesa Bernsteina, Kacpra Bartczaka, Jerzego Jarniewicza i Joanny Roszak w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejFragment zapowiadający książkę Kacpra BartczakaWidoki wymazy, która ukaże się w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Nowe języki poezji”.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Charlesem Bernsteinem, towarzysząca wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejSpotkanie z udziałem Ramiego Al-Aszeka, Fadiego Dżomara, Kacpra Bartczaka i Natalii Malek w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejCzytanie z książki Naworadiowa z udziałem Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejSpotkanie wokół książki Ciemna materia z udziałem Rae Armantrout, Kacpra Bartczaka i Bartosza Krajki w ramach festiwalu Stacja Literatura 23.
WięcejRozmowa Zuzanny Sali z Kacprem Bartczakiem towarzysząca wydaniu książki Naworadiowa Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka, towarzyszący wydaniu książki Naworadiowa, która ukazała się w Biurze Literackim 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Naworadiowa Kacpra Bartczaka, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejRozmowa z Rae Armantrout, towarzysząca premierze książki Ciemna materia Rae Armantrout w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 3 września 2018 roku.
WięcejEsej Kacpra Bartczaka dotyczący książki Ciemna materia Rae Armantrout, wydanej w Biurze Literackim 3 września 2018 roku.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Asja Bakić, Charlotte Van den Broeck, Llŷr Gwyn Lewis i Kacper Bartczak.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Martyna Buliżańska, Roman Honet, Szymon Słomczyński i Maciej Jakubowiak.
WięcejSpotkanie autorskie „Tribute to John Ashbery” w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Llŷr Gwyn Lewis. Prezentacja w ramach cyklu „Nowe głosy z Europy”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Charlotte Van den Broeck. Prezentacja w ramach cyklu „Nowe głosy z Europy”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Asją Bakić. Prezentacja w ramach cyklu Nowe głosy z Europy.
WięcejRozmowa Pawła Kaczmarskiego z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Pokarm suweren, wydanej w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka do książki Pokarm suweren, wydanej w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejWiersz zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” z festiwalu Port Wrocław 2006.
WięcejFragment książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejFragment książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejZapis ze spotkania autorskiego „Nowe głosy z Europy 2016: Poezja i Proza”, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Anja Golob, Juana Adcock oraz Árpád Kollár. Spotkanie odbyło się w ramach festiwalu literackiego Stacja Literatura 21.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Julii Miki „Wiersze czyszczące”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejWiersz pochodzi z książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Kuby Pszoniaka „Chyba na pewno”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Bartka Zdunka „Sól z ziemi”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Kacpra Bartczaka.
WięcejZ Anną Kałużą o książce Bumerang rozmawia Kacper Bartczak.
WięcejZ Kacprem Bartczakiem o książce Świat nie scalony. Estetyka, poetyka, pragmatyzm rozmawiają Paweł Kaczmarski i Jakub Skurtys.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Poeci na nowy wiek”.
WięcejKomentarze Kacpra Bartczaka, Grzegorza Jankowicza, Edwarda Pasewicza, Justyny Sobolewskiej, Agnieszki Wolny-Hamkało.
WięcejKomentarze Kacpra Bartczaka, Anety Kamińskiej, Kamila Zająca i Rafała Wawrzyńczyka o książce Raj w obrazkach D.J. Enrighta.
WięcejZ Kacprem Bartczakiem rozmawia Kuba Mikurda.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka z książki Dowód z tożsamości Jerzego Jarniewicza.
WięcejSpotkanie wokół książki Świat w ogniu Charlesa Bernsteina z udziałem Charlesa Bernsteina, Kacpra Bartczaka, Jerzego Jarniewicza i Joanny Roszak w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Charlesem Bernsteinem, towarzysząca wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejRecenzja Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego, towarzysząca wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejRecenzja Łukasza Żurka, towarzysząca premierze książki Czas kompost Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejRecenzja Anny Kałuży towarzysząca premierze książki Widoki wymazy Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z książki Świat nie scalony Kacpra Bartczaka.
WięcejRecenzja Jakuba Skurtysa z książki Świat nie scalony Kacpra Bartczaka.
Więcej