Najnowszą publikację Joanny Mueller można by nazwać „książką w obronie jeży”.
Joanna Mueller jest poetką, krytyczką i redaktorką. Autorką trzech tomów wierszy: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007) i wydanych ostatnio Wycinek (listopad, 2010). Była także jedną ze współautorek opublikowanego w 2002 r. manifestu „neolingwistów”. Dziś swoją twórczość poetycką – trochę żartem i przekornie – określa mianem „archelingwizmu”. Wspominam o tym, gdyż nie pozostaje to bez znaczenia dla omawianej tu książki. Żywi ot języka jest charakterystyczną cechą zgromadzonych w zbiorze zapisów.
Stratygrafie to wybór tekstów krytycznoliterackich i eseistycznych z ostatnich dziesięciu lat, opublikowanych dotychczas w czasopismach literackich (m.in. „Twórczości”, „Wakacie”, „Lampie”) i tomach zbiorowych. Powstawały – jak przyznała sama autorka – w czasie różnych perspektyw światopoglądowych. Część z nich odsłania fascynację teorią literatury, postmodernizmem, inne są zapisem czystych zachwytów tekstem. Zebrane w jednym miejscu i umiejętnie skomponowane, ułożyły się nie tylko w obszerną, ale nade wszystko intrygującą i odważną książkę o literaturze. Książkę, która stanowi opowieść o „uwiedzeniu przez poezję”.
Skąd zatem owe jeże (dokładnie: jeże skulone na autostradzie)? Są tu – jak proponował Jacques Derrida – metaforą poezji. Jeżem jest poemat, który bywa zawieszony między wnętrzem a zewnętrzem, między sferą prywatną a sferą publiczną. Mueller dopowiada, że owa metafora doskonale charakteryzuje także człowieka piszącego – który jednocześnie pisze jeża-poemat i jest jeżem. To sytuacja introwertyka, który kuląc się w sobie, w swojej odrębności odwróconej całym jestestwem przeciwko światu – jest jednak całościowo na ów świat otwarty. Dla autorki najbardziej interesujące są więc takie projekty poetyckie, które spotkały się z niezrozumieniem ze strony odbiorców, twórcy osobni, zajmujący miejsca na marginesach. Ci, którzy uparli się mówić z nami niejasno.
Nie bez powodu zatem głównymi bohaterami tekstów krytycznoliterackich są tutaj Norwid, Chlebnikow i Karpowicz, któremu w książce dano najwięcej miejsca. Warto dodać, że autorowi Słojów zadrzewnych badaczka pozostaje wierna od dawna. Współredagowała przecież wydane kilka lat temu szkice krytycznoliterackie poświęcone poecie – Podziemne wniebowstąpienie.
W Stratygrafiach jednak mowa nie tylko o klasycznych już ikonach poetyckiej osobności. Pojawią się tu również poeci, którzy to miano zyskują obecnie – jak chociażby Andrzej Sosnowski. Znajdą się też twórcy średniego pokolenia – jak Marta Podgórnik i Radosław Kobierski; czy artyści sceny muzycznej – jak Fisz (Bartosz Waglewski) czy Grabaż (Krzysztof Grabowski). Pretekstem dla krytycznych rozpraw pozostaje niezmiennie fascynacja tekstem.
W swojej książce Mueller przygląda się znaczeniu przejęzyczeń, prapismu i architekstowi, spotkaniu wiersza i mistyki, tym, którzy zawierzyli kratylejskiej utopii (że możliwe jest zbliżenie rzeczy i słowa). Zajmuje się także odczytywaniem językowych znaków i symboli, wierszami lingwistycznymi, możliwościami i potencjami języka – poetyckiego, krytycznego, ale także naszych codziennych komunikatów. Wiele mówią już same tytuły poszczególnych rozdziałów – „Etymony”; „Anamorfozy”; „Odkrylki”; „Mondegreeny” – zatem to, co właściwe pochodzeniu wyrazów, co stanowi ich rdzeń, jak również podlega przekształceniom i przesłyszeniom. Słowem – Joannę Mueller interesują wszelkie składowe prywatnych filozofii języka. Nie sposób w krótkiej recenzji omówić wszystkich odniesień i tropów pojawiających się w tej erudycyjnej i nasyconej żywiołem języka książce. Nie widzę również potrzeby powtarzania zawartych w poszczególnych tekstach założeń i tez – po to, by z jednymi się zgodzić, z innymi polemizować. Pozwolę sobie jedynie upomnieć się o „wykluczonych”. W Stratygrafiach poetką dla innych została nazwana autorka tomu Dobrze, że jesteś, o której Mueller zapisała: Z poezją Jolanty Stejko dzieje się podobnie, jak z grożącym otoczeniu samobójstwem młodym człowiekiem – i ta pierwsza, i ten drugi tak dotkliwie szantażują nas skrajnymi uczuciami, że nie potrafimy się im bez wyrzutów sumienia sprzeciwić, nie umiemy ich dotknąć szczerym słowem, bo każda krytyka może przecież oznaczać katastrofę. Nie ukrywam, że chętnie bym się o tego, pozostawionego na autostradzie jeża upomniał. Choćby dlatego, że niekiedy wiele cennych rzeczy mają nam do powiedzenia ci, z którymi nie od razu potrafimy się skomunikować, których traktujemy jako odmieńców.
Gdybym miał wskazać fragment tomu, który byłby dla mnie najbardziej wyrazistą manifestacją literackiego światopoglądu Joanny Mueller, wybrałbym rozważania zatytułowane „Stratygrafia, czyli w jakie chowanki gra wiersz lingwistyczny?” To nie tylko intrygująco napisany szkic historycznoliteracki, ale także tekst, w którym zostały świetnie przedstawione przyczyny niechęci czytelników wobec twórczości lingwistów.
Na zadane przez autorkę pytanie: Z czegóż wypływa chęć bywania krytykiem? – znajdziemy w książce następującą odpowiedź: Z melancholijnego uporu poszukiwania idealnego, a więc z góry już utraconego dzieła, które niekiedy prześwituje palimpsestową warstwą w którejś z codziennych, zwyczajnych lektur, a innym razem nie daje żadnego znaku życia w książkach nazywanych szumnie Księgami. Czym bowiem są tytułowe „stratygrafie” – są zapisem, któremu na imię „grafia straty”. Choć tytuł można by również odczytywać jako „geologię języka”.
Wspomniałem, że Stratygrafie są książką odważną. Prywatną i osobną, jedną z takich, które w dzisiejszym dyskursie krytycznoliterackim nieczęsto się zdarzają.
Tekst opublikowany na łamach „Nowych Książek” (3/2011). Dziękujemy za udostępnienie materiału.