Człowiek uśmiechu
wywiady / o książce Jean Ward Joanna LisiewiczRozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRecenzja Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
Słynny wiersz Tadeusza Różewicza „Przyszli żeby zobaczyć poetę”, pierwotnie opublikowany w tomiku Na powierzchni poematu i w środku (1983), kończy się tak:
słyszę
jak byle kto mówi byle co
do byle kogo
bylejakość ogarnia masy i elity
ale to dopiero początek [1]
W tytule wiersza, jak to często bywa u Różewicza, odczuwalna jest aluzja do Ewangelii – tym razem do powtórzonego kilkakrotnie pytania Jezusa do tłumu, dotyczącego motywacji wyjścia ludzi na pustynię na spotkanie z Janem Chrzcicielem: „Coście wyszli zobaczyć?”. To powtórzone pytanie w Ewangelii św. Łukasza prowadzi do stwierdzenia, że Jan jest prorokiem, a nawet więcej niż prorokiem (Łk 7, 24–26). Aluzja może więc sugerować, że ci, którzy „przyszli żeby zobaczyć poetę” w wierszu Różewicza, szukają w nim proroka. Zaprzecza jednak temu płytkość pytań, które mu zadają: „nad czym pan teraz pracuje/ co pan robi”. Wygląda na to, że tylko z powierzchownej ciekawości „przyszli zobaczyć” kogoś, kogo byśmy dziś nazwali celebrytą, a nie są wcale zainteresowani wysłuchaniem gorzkich słów, które poeta wypowiada.
A są to rzeczywiście prorocze słowa, dotyczące stanu współczesnego świata, ale mające źródło znów w Ewangelii – w tym wypadku św. Mateusza. W ostatnim wersie utworu słychać wyraźnie echo apokaliptycznie brzmiącej przepowiedni Jezusa o tym, co nastąpi przed końcem świata: „Powstanie (…) naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści” (Mt 24, 7–8). Jednak u Różewicza koniec świata ma przyjść raczej tak, jak to wyraził Czesław Miłosz w swoim przekładzie „Wydrążonych ludzi” Thomasa Stearnsa Eliota – „nie hukiem, ale skomleniem” [2]. Apokalipsa dokonuje się w wierszu „Przyszli żeby zobaczyć poetę” przez zejście właśnie w „bylejakość”, gdzie wszyscy i wszystko tracą swój indywidualny, niepowtarzalny wyraz (sól traci smak?), a mowa ludzka powolutku gaśnie, tak jak gaśnie w poemacie Eliota, gdzie „wydrążeni ludzie”, zgromadzeni w „tej dolinie umierających gwiazd”, są „nieufni i niemi”. Warto na marginesie odnotować, że jest to wizja o tyle straszna, że Eliot długo myślał, iż po niej żadnej poezji już nie stworzy [3].
Taka właśnie przerażająca wizja zdaje się towarzyszyć Różewiczowi do końca. Nie zawsze wyrażana jest jednak z takim ładunkiem gorzkiej ironii, jak w „Przyszli żeby zobaczyć poetę”. W jednym z pierwszych utworów z tomiku Kup kota w worku (2008) słychać – przynajmniej „na powierzchni” – nutę lekkiego dowcipu, wyrażającą poczucie absurdalnej śmieszności tego, do czego doszło we współczesnej polszczyźnie. Ucho nastawione bezbłędnie na obecną kondycję mowy polskiej pozwala tu postawić ocenę kierunku, w którym idzie język: „nawet kochany miodek nie będzie miał nam co wytykać w języku polskim i musi mówić po amerykańsku sorry” [4]. Jeśli zajrzymy jednak bardziej „do środka” tej wypowiedzi, to okaże się, że jest to cięty humor podszyty przerażeniem. Bardzo oszczędna interpunkcja utworu prozatorskiego, o którym mówimy, oddaje hałas i bezsens, nadmiar mówienia przy arogancji i braku myślenia. Zresztą ten utwór, sygnowany jako „przyj dziewczę przyj”, nosi podtytuł „Wymieranie języków”, i nie sposób przy tym nie przypomnieć sobie czarnej wizji z wiersza zamieszczonego w tomie Płaskorzeźba (1991) wydanym siedemnaście lat wcześniej. W nim poeta pisze: „maleją naturalne zasoby/ języka”, tak jak „marnieje religia filozofia sztuka”, i „wymierają [znamienne słowo – J.W.] pewne gatunki/ motyli ptaków/ poetów/ o imionach dziwnych i pięknych” [5]. Cytuję tu znany wiersz bez tytułu; kończy się on wyznaniem, że wiersze, które przy tym maleniu, marnowaniu, wymieraniu dziś udaje się „wydobyć”:
są jak kurz
tańczący na promieniu słońca
który wpadł do pustego
wnętrza
świątyni.
„Wymieranie języków”, opisane w późniejszym utworze Różewicza z Kup kota w worku, nie wydaje się przy tym sprawą tylko lekkiej zabawy.
Różewicz dał tomowi Kup kota w worku zastanawiający podtytuł, do którego, jak sugeruje wymowa dowcipnego rysunku na oryginalnej okładce, nie od razu doszedł: (work in progress). Decyzja, by wykorzystać idiom z języka angielskiego, sama w sobie jest znacząca. Wygląda na to, jakby poeta chciał zwrócić uwagę, że tak samo jak „mówimy po amerykańsku sorry” (zamiast, jak się domyślam, „przepraszam”), tak też po polsku już nie powiemy „praca w toku” lub „dzieło niedokończone”, tylko importujemy – nie wiadomo po co – odpowiednik z angielszczyzny. Czy to ważne? Przyznaję, że mnie również irytuje użycie „sorry” w języku polskim, gdyż wydaje się, że w nim nie wyraża się żadnej prawdziwej skruchy ani poczucia odpowiedzialności. Bywa też dość zuchwałym wyrażeniem wiary w to, że nie ja, tylko ktoś inny zawinił. Nie mówię, że człowiek, który powie „przepraszam”, koniecznie to czyni szczerze, ale szanse na szczerość są chyba większe, gdy się nie korzysta jako ze środka dystansującego ze słowa pożyczonego z obcego języka, w sytuacji gdy nie jest ono potrzebne do wyrażania czegoś nieznanego we własnym.
W „Wymieraniu języków” czytamy taką ironiczną krytykę kariery wyrazu „fajny” – który zresztą też jest importem – w języku polskim: „jest to słowo które zastąpiło wszystko i oddaje precyzyjnie nasz stosunek do Wszystkiego” [6]. Może częściowo brzmi to jak zwykłe marudzenie starszego człowieka, któremu doskwierają ubogie słownictwo oraz niedbały sposób mówienia i pisania dostrzegany w mowie młodszych pokoleń. Użycie majuskuły przy słowie „Wszystkiego” jest jednak zastanawiająca – tym bardziej że pojawia się w tekście prawie bez wielkich liter, w ciągu zdań podanych niemal bez interpunkcji, jakby odzwierciadlających ten właśnie brak kultury słowa, który staje się przedmiotem wypowiedzi. O ile wyraz „wszystkiego” pisany małą literą, nawet w zdaniu zachowującym interpunkcyjne reguły polszczyzny, nie zwróciłby na siebie większej uwagi, bo skończyłby zdanie-narzekanie w sposób przewidywalny – o tyle słowo pisane wielką literą każe czytelnikowi się zatrzymać. Co to jest to „Wszystko”, wobec którego wyraz „fajny” określa „precyzyjnie” stosunek współczesnego człowieka?
Dzisiejsi użytkownicy języka polskiego, jak poeta ich ocenia, stracili możliwość odróżniania na płaszczyźnie doczesnego, toczącego się życia, które można by ironicznie nazwać „kulturalnym” – określają przecież „każdego artystę i każde dzieło sztuki” mianem „fajny”, ale nie zgłębiają istoty żadnego; mówią też bez nawet podstawowych informacji o nim, że „ten papież Benedykt XV może XVII? jest fajny” [7]. Użycie majuskuły przy słowie „Wszystkiego” jednak może sygnalizować, że zostało stracone coś więcej niż możliwość oceniania otaczającej rzeczywistości. Być może ludzie, dla których „fajny” stał się wyrazem uniwersalnym, określającym wszystko, także nie mają ani języka, ani zdolności duchowych, by myśleć choćby o czymkolwiek, co nie byłoby doczesne i – by tak rzec – ponadcodzienne, jak to „Wszystko” pisane wielką literą. Właśnie: odwołuję się znów do cytowanego wyżej beztytułowego wiersza z tomu Płaskorzeźba, który ma motto: „Wygaśnięcie Absolutu niszczy/ sferę jego przejawiania się”.
Zdaje się, że owa myśl z nieznanego źródła była poecie bliska, cytował ją bowiem wielokrotnie w refleksjach adresowanych do malarza Tadeusza Brzozowskiego, znajdując w niej klucz do rozumienia tandetności przeważającej części współczesnej sztuki sakralnej, zarówno plastycznej, jak i słownej [8]. Można ją odczytać jakby „dwukierunkowo” – jako lament zarówno nad „wygaśnięciem Absolutu”, nad „spłaszczeniem” życia do jednego wymiaru, jak i nad zniszczeniem tego właśnie wymiaru, w którym świat już nie ukazuje się w pięknie swej różnorodności, ale staje się nudnie, jednakowo, bez indywidualnego wyrazu – „fajny”. W eseju „W okolicach sacrum” Różewicz napisał „Mnie zastanawiają konkrety” [9]– których, można wnioskować, nie sposób określać jednym i tym samym słowem. Jeśli iść dalej tropem myśli tego eseju, można nawet uważać użycie słowa „fajny” za głęboki fałsz. Różewicz bowiem, chwaląc „obraz rozkładającego się absolutu” w okaleczonych ludziach przedstawionych w malarstwie Brzozowskiego, powiada: „Człowiek, co został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, został zamordowany i tego nie mogli ukryć prawdziwi artyści” [10]. Mówić „fajny” o wszystkim (i Wszystkim) to zatem chyba nic innego, jak robić (głupią, nieszczerą) dobrą minę do złej gry. To konsekwencje czegoś, co opisuje poeta w poemacie w tym samym tomiku: „wyssali z nas duszę rozum/ przez rok cały rok okrągły/ obowiązuje strój karnawałowy”[11]. Gdy czyta się „Wymieranie języków” w Kup kota w worku, można się więc śmiać i zachwycać trafnością diagnozy położenia współczesnej polszczyzny – ale nie sposób uznać za mało ważne tego, że „maleją naturalne zasoby/ języka”[12].
W wydanym parę lat po Kup kota w worku tomiku to i owo znajdujemy równie zastanawiające co w „Wymieraniu języków” użycie majuskuły w otwierającym tom wierszu „zawód: literat”[13]. Tu poeta przy pomocy wariacji na temat Mickiewiczowskiego „widzę i opisuję” wymienia różne rodzaje poezji – epikę, lirykę, poezję „dydaktyczną” – by potem stwierdzić: „czuję widzę myślę/ i muszę To [podkreślenie moje – J.W.] opisać”. Podczas gdy „to” pisane małą literą w poprzednich zwrotkach nie zwraca na siebie uwagi, jest zwykłym zaimkiem deiktycznym, „To” pisane wielką literą staje się już czymś więcej. Nie tylko wskazuje na coś poza sobą, ale zdaje się posiadać własne, aczkolwiek tajemnicze treści. W świetle tego widać, że tytułowe słowo „zawód” jest dwuznaczne, chwilowe „natchnienie” bowiem, moment jasności, w odniesieniu do zadania-zawodu „literata” („muszę To opisać”) szybko mija, a potem następują żmudne czynności „czytania”, „przepisywania”, „poprawiania”, „odczytywania”, które zdają się powodować głównie „zawód” w drugim sensie – że owo „To” się jednak nie opisało i nie mogło opisać.
Nietypowe użycie majuskuł to jeden z dyskretnych środków graficznych wykorzystywanych od dawna przez poetę. W kompozycji Kup kota z worku oraz to i owo do takich efektów zapisu słownego dołączy wiele innych elementów czysto graficznych, które z tekstami współgrają. Tylna strona okładki tomiku Kup kota w worku na przykład przedstawia zdjęcie poety ciągnącego za ogon czarny szkielet metalowej krowy wyglądającej jak instalacja lub rzeźba współczesna w jakimś parku. Opis fotografii, udający rękopis, wyjaśnia humorystycznie: „Poeta polski bada kondycję złotego cielca w roku 2008” (rok wydania tomiku). Ale znów – czy tak bardzo humorystycznie? Motyw złotego cielca, wzięty z Księgi Wyjścia, gdzie obrazuje niewierność ludu izraelskiego wobec Boga, bałwochwalcze przedkładanie dóbr doczesnych nad relację z Nim, przewija się przez ostatnie wiersze Różewicza i wcale nie ma wymowy tak zabawnej, jak mógłby sugerować opis zdjęcia na okładce Kup kota w worku. Wydaje się, że zmienił się jedynie kolor cielca, który stał się czarny, gdyż chodzi o ropę.
W poemacie o znamiennym tytule „Credo” – w rzeczywistości podporządkowanej, chciałoby się powiedzieć, mamonie (bo są tu liczne odniesienia do motywów ewangelicznych: „okruch z pańskiego stołu”; „grosik (ale nie wdowi)”; „kto ma uszy ku słuchaniu/ niechaj słucha”) – poeta pisze: „Złoty Cielec gasi pragnienie/ czarnym złotem”[14]. Różewiczowa krytyka wartości świata współczesnego jest znana od dawna, ale tu sięga wymiarów wyraźnie apokaliptycznych. „Książę tego świata” ukradł ludziom „prawdziwy świat” (do którego odnosi się cytat z Heideggera brany za motto) i w jego miejsce „podsunął ostatnim ludziom [podkreślenie moje – J.W.]/ świat fałszywy/ ociekający złotem krwią ropą”[15]. Tymczasem poeta wciąż szuka… Absolutu? Wie jednak, że antyczne kategorie już zostały rozłączone: poezja zawsze poszukuje piękna, „a piękno z prawdą stanowią/ niedobraną parę”[16]. Dodając szczegół, że jest „poszukiwaczem poezji/ od roku 1938” [17], Różewicz odnosi ten ogólny dylemat poezji do siebie samego, debiutował przecież rok przed wybuchem wojny. I tak samo, jak to robił przez całą swoją twórczość, także w tej pisanej w XXI wieku nie może pogodzić piękna z prawdą. Nadal, tak jak we wcześniejszych poematach, w smutnym odniesieniu zarówno do biblijnej wizji rzeki życia, jak i do Mickiewicza „Nad wodą wielką i czystą…”, zostaje „pochylony nad mętną/ gnuśną pełną odchodów/ rzeką życia” i ciągle „próbuje” [18].
Motyw złotego cielca, odsyłający czytelnika do Starego Testamentu, pojawia się także na przykład w tomie to i owo, w gorzkim wierszu pod przewrotnym tytułem „Bez tytułu”. Tu prapoczątkowe, a nieustające żądze ludzkie są podkreślone zarówno przez określenie ludzkości jako „kainowego plemienia”, jak i przez odniesienie do „rzezi niewiniątek”. We współczesnym świecie „piją ropę”, ale nie jest to nic innego, niż czynili Izraelici na pustyni:
modlą się do
złotego cielca
którego padlina
zatruwa miłość
wiarę i nadzieję [19].
Również w Ostatniej wolności pojawia się ten sam motyw. W wierszu bez tytułu (incipit „Witkacy uważał dotyk za”) poeta podaje „przekład” języka Witkacego na mowę współczesną, wyjaśniając, że to, co on nazwał „duszą”, jest tym, co my określimy jako „nasze ja” – przypuszczalnie dlatego, że uważamy świat, w którym można było mówić o duszy, za bajkowy, nie dzisiejszy. Ale ten „przekład” tylko pokazuje prawdę, że współczesny świat sprzedał tę właśnie niedzisiejszą duszę za rzeczywistość, która przeraża:
za baryłkę
ropy za czarne złoto
za złotą cegłę
za złotego cielca który się wściekł
i zdycha z przeżarcia [20].
Poeta, który od początku aż po późną twórczość posiłkuje się obrazami i motywami z Pisma Świętego, znany jest z deklaracji pojawiającej się na końcu wiersza „Lament” w pierwszym, powojennym tomiku Niepokój (1946):
nie wierzę w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie [21].
Podobne „nie wierzę” jest znane również ze słynnego wiersza „Cierń” z tomu Regio (1969), wydanego ponad dwadzieścia lat później [22]. Czy tak pozostało do końca? Być może odpowiedź znajdziemy w pierwszym wierszu z ostatniego, pośmiertnie wydanego tomiku Różewicza Ostatnia wolność (2015), który mówi o pozornie przegranej „walce o Boga” [23]. Znamienne jest jednak, że nie określa poeta tej „siedemdziesięcioletniej/ wojny religijnej” mianem walki z Bogiem, tylko walki o Boga. I używa tu wielkiej litery, co na tle całej jego twórczości jest znaczące. A choć osoba mówiąca w wierszu twierdzi we fragmencie 3, że podczas odmawiania modlitw, gdy nie może zasnąć, „myl[i] się przy/ ‘wierze’”, to jednak w końcu tak bardzo się nie myli. We fragmencie 4, ostatnim, zaskakująco recytuje Skład Apostolski, prawie że verbatim i niemal w całości, od „został ukrzyżowany” aż po „Amen”, tylko miesza momentami kolejność i opuszcza jeden artykuł wiary (w Ducha Świętego).
Wiersz nie jest pozbawiony sygnałów, że w dialogu-sporze między Bogiem a człowiekiem obie strony miały wobec siebie zarzuty. W drugim fragmencie czytamy:
jeśli we mnie nie wierzysz
to czemu się mnie czepiasz
idź do diabła
powiedział (pełen miłosierdzia).
Jednak całościowa wymowa wiersza neguje zawartą w nim deklarację, że „przegrałem/ walkę o Boga”. Trzeba przyznać, że ton cytowanego fragmentu jest dość lekki, humorystyczny. A gdy na samym końcu wiersza modlitwa „usypia” osobę modlącą się i wtedy oznajmia ona: „przychodzą do mnie/ żywi i umarli” – raczej wygląda na to, że sądzenie „żywych i umarłych” wspomniane w cytacie z credo nie będzie czymś strasznym.
No właśnie… mam wrażenie, że w ostatnich dziełach Różewicza przejawia się coraz częściej, pomimo wciąż ostrej krytyki świata modlącego się do złotego cielca, pewien duch łagodności. W notce wprowadzającej do brawurowej parodii Prawdy w malarstwie Jacques’a Derridy pt. „Áladerrida” w Kup kota w worku poeta pisze, że nie jest człowiekiem śmiechu, tylko uśmiechu. Błyskotliwy dowcip i popis oczytania widoczne w poemacie trochę jednak zaprzeczają temu stwierdzeniu. Mnie przynajmniej doprowadza on do szczerego, radosnego śmiechu, gdyż jest to zabawa pozbawiona złośliwości, pełna pogody ducha i sympatii do parodiowanego francuskiego myśliciela. Z kolei ostatni utwór w tomiku Ostatnia wolność kończy się słowami, które można by nawet sobie wyobrażać jako napisane przez ks. Jana Twardowskiego:
łatwiej jest kochać
tych od których dzielą nas
oceany
góry i mury
niż tych od których
dzieli nas ściana
powiedział ten co odszedł [24]
Poeta, który już odszedł w „ostatnią wolność” – w milczenie, jak mówi tytułowy wiersz Ostatniej wolności, cytujący list Mickiewicza do Towiańskiego – zostawił nam w ostatnich tomikach obraz siebie nie tylko jako twórcy, dla którego poezja ma nieocenioną wartość, ale przede wszystkim jako człowieka. Jest to człowiek do końca żywo zaangażowany w myśl o rzeczywistości, która go otacza, człowiek mądry, oczytany w literaturze i filozofii, człowiek, który pomimo swej smutnej oceny płycizny i chciwości współczesnego świata jednak uśmiecha się życzliwie do czytelnika, bawi się z nim. Wreszcie: jest to człowiek kochający swych bliskich – w Ostatniej wolności za sprawą żony poety opublikowano trzy wiersze świadczące o jego miłości do niej, których za życia nie wydał. Różewicz, który jawi się w nakreślonym przez siebie w tych tomikach „autoportrecie”, jest pogodnie nastawiony do innych osób, a jednocześnie – może to najbardziej rzucający się w oczy rys tego portretu – zachowuje humorystyczny dystans do samego siebie. Twórca, który w „Przyszli żeby zobaczyć poetę” reagował na pytanie „co pan robi” stwierdzeniem, że „nic nie robię (…) robię NIC”, niezmiennie w wierszu „A, zapomniałem…” w Ostatniej wolności:
na pytanie
co pan pisze co pan ma na warsztacie
odpowiada z uśmiechem
(kryjącym zakłopotanie)
nic nie piszę
nic mam na warsztacie [25].
Uśmiech pokrywający zakłopotanie: być może tę cechę skromności, niebrania siebie zbyt poważnie, najlepiej wyraża „wiersz” znajdujący się na tylnej okładce pośmiertnie wydanej Ostatniej wolności z roku 2015. Na ogół ten szczupły tomik wygląda na bardziej typowy zbiór poetycki niż poprzedzające go Kup kota w worku oraz to i owo, w których „rozmaitość form”, zarówno słownych, jak i graficznych, jest oszałamiająca [26]. Jednak Ostatnia wolność zawiera również element nietypowy i niezwykle wymowny. Mający wygląd rękopisu utwór – zapisek na okładce – „moje życie – autobiografia” składa się bowiem z prawie samych dat! Jak podaje wydawca, ów tekst ukazał się tutaj po raz pierwszy [27], i rzeczywiście stanowi swoistą klamrę życia i twórczości poety. Rozpoczyna się od roku 1921, w którym urodził się Różewicz, po czym następuje cała lista dalszych lat jego życia aż do roku 1976 (domyślam się, że to rok, w którym poeta ten zapisek sporządził), z tym, że niektóre daty występują pojedynczo w jednej linijce, a inne są podane krótszym czy dłuższym poziomym ciągiem. Jedynie data 1939 wyróżniona jest graficznie, na czerwono, i kolorystycznie nawiązuje do czerwonego kółka kreślonego wokół tytułu, co sugeruje, że owa data jest kluczem do autobiografii poety. Do tajemnic tego utworu należy nieczytelny, przekreślony dopisek po prawej stronie pod tytułem. Oprócz tytułu i tych zamazanych słów jedynym innym słownym składnikiem utworu jest jedno krótkie zdanie-pytanie na samym końcu, napisane samymi małymi literami, prawie niezauważalnie, bo bez odstępu po ostatnim rzędzie cyfr:
„no i co z tego?”
Profesor nauk humanistycznych w dyscyplinie literaturoznawstwa, badaczka poezji brytyjskiej i polskiej, w tym szczególnie Tadeusza Różewicza; poezji religijnej; przekładu literackiego. Wykłada w Instytucie Anglistyki i Amerykanistyki Uniwersytetu Gdańskiego. Autorka m.in. monografii T. S. Eliot w oczach trzech polskich pisarzy (Universitas 2001), Christian Poetry in the Post-Christian Day: Geoffrey Hill, R. S. Thomas, Elizabeth Jennings (Peter Lang 2009), The Between-Space of Translation: Literary Sketches (Gdańsk 2020); również autorka artykułów literaturoznawcych i rozdziałów w zbiorach naukowych wydanych w Polsce i za granicą, w tym przez takie oficyny, jak Brill, Wiley-Blackwell i Routledge. Do monografii współredagowanych należą m.in.: Między słowem a rzeczy-wistością. Poezja Eliota wobec cielesności i Wcielenia (Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego 2015), Striking the Chords of Spirit and Flesh in Polish Poetry. A Serendipity, (Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 2016), Poetic Revelations: Word Made Flesh Made Word. Vol III, The Power of the Word (Routledge 2017). Od roku 2012 jest członkinią zarządu doradczego międzynarodowego zespołu naukowego The Power of the Word; organizowała konferencję zespołu na Uniwersytecie Gdańskim w roku 2013. Od roku 2022 członkini Between-Pomiędzy Research Group przy Uniwersytecie Gdańskim; publikuje m.in. w kwartalniku „Tekstualia”.
Rozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejFragmenty książki Tadeusza Różewicza Wiersze ostatnie, która ukaże się w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
Więcej