Tu przemawia dzikie serce
recenzje / ESEJE Marek BieńczykRecenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca premierze książki Przemysława Owczarka Katawotra, wydanej w Biurze Literackim 19 lutego 2024 roku.
WięcejRecenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca premierze książki Na przecięciu arterii Krzysztofa Siwczyka, wydanej w Biurze Literackim 23 września 2024 roku.
Czytam Na przecięciu arterii, widzę przecięcie aort. Przecinanie się aort i ich przecięcie. Aorta to arteria krwi, a krwi (w) tej książce nie brakuje. Krwi rodowej, historycznej: ojcowie i synowie. Syn i córka syna. Dziadkowie i wnuczęta. Ktoś by powiedział: „sztafeta pokoleń”; od razu uspokajam: tutaj biegnie się zakosami, żadnego medalu na olimpiadzie ciągłości, hermetycznej wspólnoty i tradycji. Krwi symbolicznej, z żył wyprutej: tyle tu trudu istnienia, ciężkiego przerobu obojętnego, nie-ludzkiego czasu na czas istnienia; ot, po prostu znojny żywot, ojca, dziadka, matki, syna, nic więcej. Krwi czerwonej: badanej w laboratoriach, sączącej się, uciekającej z ciał, tyle tu chorób, umierania i rodzenia.
Czytam Na przecięciu arterii, widzę przecięcie, przecinanie się ostrzy, grani, promieni lasera. Tu nie ma pardonu, jedziemy po skraju. Na skraju, na ostrzu nie wiemy, co jest najbardziej na tak, co jest najbardziej na nie, co jest prawdziwie dobre, co jest prawdziwie złe. Co jest faktem, a co fikcją (skoro „historia to zestaw fikcji, z których rodzą się sekwencje faktów”). Wiadomo najpierw, że jesteśmy tak wystawieni na zranienie, że musimy zachować trudną równowagę, nie przejść na żadną ze stron. Tylko w ten sposób możemy opowiedzieć o tym, co najważniejsze. O tym, co piękne i nie do zniesienia. Niekiedy też o grozie do zniesienia i o pięknie nie do zniesienia.
Czytam Na przecięciu arterii, widzę przecięcia, przecinania się słów. Słowa zwykłe i nie-zwykłe wpadają jedno na drugie, krzyżują się, to łączą, to rozbijają się o siebie. Trzeba było stworzyć inny dialekt, by znaleźć dla najbliższej nam śmierci – śmierci ojca – i dla najbliższych nam narodzin – narodzin córki – adekwatny język. Adekwatny, kiepski to i brzydki przymiotnik, lecz sobie pozwolę. Adekwatny do czego? Zaraz po lekturze przypomniałem sobie stare powiedzenie André Marlaux: „Wiek XXI będzie religijny lub nie będzie”. Miałem ochotę od razu powiedzieć efektownie: „Proza tego stulecia będzie poetycka lub nie będzie”. Lepszy czy gorszy bonmot, nieważne. Liczy się poczucie, że Krzysztof Siwczyk swoją kapitalną książką dostarcza mi pożywki do stwierdzenia, że proza autobiograficzna (o niej mówię przede wszystkim), która na nowo eksplodowała w tym stuleciu, powoli wyczerpuje swoje sposoby opowieści. Nie chodzi nawet o opowieści ufundowane na nostalgii, bo tej jest w nowej prozie coraz mniej, ani na resentymencie (to bestia trudna do zwalczenia), lecz o opowieści – niekiedy bardzo ciekawe – sięgające po narzędzia analizy socjologicznej, historycznej, psychologicznej i psychoanalitycznej i tymi narzędziami załatwiające wszystko. I zarazem siłą rzeczy, siłą precyzji i nadmiernej trzeźwości, uciekające od literatury.
Określenie „proza poetycka” jest tylko robocze, aproksymatywne. Nie rozważam go gatunkowo, chcę jedynie w prosty sposób podkreślić, w którą stronę przesuwa się Krzysztof Siwczyk w swoim pisaniu (auto)biograficznym. Dotyczy to tak wcześniejszych książek nazywanych z braku laku eseistycznymi, pisanych bardziej „ciurkiem”, jak tej ostatniej, która kondensuje zapis, wtłacza go w pojedyncze oddechy, ustawia w wyrzutniach słów, od wystrzału do wystrzału, od racy do racy, więc i od ciszy do ciszy.
Adekwatny zatem do czego? Do literatury – jeśli rozumieć przez nią twórcze zawahanie. Któremu tu składam hołd. To znaczy opóźnienie w przedstawieniu wybranej do opisu rzeczywistości. Zmyślną, ale też konieczną retardację; tę wywalczoną chwilę, w której między nieubłaganym faktem a bezpośrednim słowem o nim pojawi się czas na wycofanie słowa i zastąpienia go innym. Albo inaczej: pozostając przy rzeczywistości, przy życiu z dnia na dzień, przy, jak kto woli, przy Realnym, tkwiąc w nim po uszy (bo jak inaczej), nie oddawać mu jednak dokumentalnie pola, postępować a‑dokumentalnie czy wręcz przeciw-dokumentalnie, tyleż Realne rozbrajać, co uzbrajać w inne przymioty. Przechylać się to w jedną, to w drugą stronę, lecz ustać na grani. Jak to ujmuje Derrida (podaję za Agatą Bielik-Robson), literatura „karmi się na progu”. Jeśli uznać bezwzględność Realnego, jego suwerenność i władzę za obowiązujące prawo, literatura okazuje się jego zbuntowanym sobowtórem: choć tak bliska niego, patrzy z ukosa, a nie wprost; promuje wierną anarchię, wzniosłe bezprawie. Wierną, gdyż chce tu, wobec tego, co jest, świadczyć; anarchię, gdyż w żadnym calu nie chce być odwzorowaniem i dokumentem. Wzniosłą, gdyż ustawia siebie wobec niepojętego ogromu (jakim jest życie ku śmierci i życiu ku narodzinom) i daje się mu przeniknąć; bezprawną, bo przetacza go na własną mikroprzestrzeń. Patrzeć z ukosa: bardzo podoba mi się jedyna fotografia zamieszczona w książce. Ojciec w przyklęku chwyta za rękę synka, małego Krzysztofa; syn, tak mocno trzymany, odwraca nieco głowę, spogląda w bok.
Drugi kiepski przymiotnik, którego tu używam, „poetycki”, nie odnosi się oczywiście do łatwych poetyzmów, czyli do „upiększania” zdań i opisów. Poetyckość pochodzi z nadania ontologicznego; jest tym, co wytwarza sposobność „karmienia się na progu”, jest jedynym możliwym efektem negocjacji między chwilą dawną i obecną, między ojcem a synem, między tamtym życia ojca i synem życia teraz, między prawem ojca a wolnością syna.
Syn opowiadający o ojcu, a przez ojca niekiedy dalej, o ojcu ojca, to wielki temat literatury, zwłaszcza – gdy pomyśli się choćby o arcydziełach Bruno Schulza czy Danilo Kiša – środkowo-europejskiej. Ojciec u Krzysztofa Siwczyka tak na pierwszy rzut oka nie jest w przeciwieństwie do ich ojców mityczny. Jest wpisany – podobnie jak jego rodzice, gdy o nich mowa – w czas ściśle ludzki, konkretny i chronologiczny, od przyjścia na świat aż do śmierci. Dla młodszych czytelników będzie to czas zaprzeszły, dla starych czas wręcz teraźniejszy, tak dobrze go pamiętamy jako ten, który nas uformował. Ale żadnych tu wywodów i rozległych wyjaśnień. Jeśli socjologia, to eliptyczna: na podstawie krótkich wzmianek, pojedynczych zdań można doskonale odtworzyć model życia w PRL‑u i pierwsze modele życia po jego odejściu w (nie)pamięć. Jeśli historia, to eliptyczna: wojenne powidoki, migawki wspomnień ujawniają nędzne dzieje ludzkości. Jeśli psychologia, to eliptyczna, do domyślenia się po okruchach stwierdzeń. Jeśli wreszcie lingwistyka, to eliptyczna: garść słów i zwrotów śląskich, nie zawsze dla warszawiaka zrozumiałych, odsyła do fantastycznej osobności śląskiego idiomu.
Jednak nie warto całkowicie rezygnować w naszej lekturze z figury ojca mitycznego. Tyle że nie należy doszukiwać się odniesień pozatekstowych, jak w prozie Schulza. Mityczność jest tu codzienna, szara i wykluwa się z długiego trwania, z samej drogi od urodzenia do śmierci, że żmudnego przebijania się życia przez dany mu czas do kresu. Z takiego zagęszczenia gestów codzienności i słów o nich, że mimo wszystko – i na tym również polega wirtuozeria Krzysztofa Siwczyka – wysnuwa się aura, poblask, poczucie… szukam określenia… nieświętej świętości, nędznego bogactwa, na czerwono rozpękłej szarości, próżni i dotyku, połkniętego wzruszenia. W każdym razie egzystencjalnego oksymoronu, w którym łącząc się, zarazem przeciwstawiają sobie te same zdarzenia i wytwarzają błogosławioną nadwyżkę. Książka kończy się stwierdzeniem, że jest 19 maja, że stan wód jest w normie, i dobry jest stan powietrza. „Jutro spodziewane są przelotne opady, towarzyszyć im będą burze. To wszystko”. Tak, taki będzie kolejny dzień, ale ten komunikat wywołuje drżenie.
Jakby rodzaj przypowieści. O odchodzeniu i nadchodzeniu, kresie-początku-kresie, początku-kresie-początku. Są ze sobą zespolone, wcale nie tak łatwe do odróżnienia. Arteria ku śmierci, arteria ku życiu, opowiadane tym samym namiętnie beznamiętnym tonem. Z nicości ku życiu prze nowe istnienie, na świat przyjdzie córka syna, jest teraz, teraz jest (po lekturze sięgnąłem po sonety Szekspira o ojcostwie. Kiedyś je zlekceważyłem; błąd). Czytam „na skrzyżowaniu arterii”, widzę w powietrzu, na papierze, na płótnie dwie skrzyżowane linie, znak tajemny, mandalę naszego bytu. Tego przelotnego opadu.
Pisarz, eseista, tłumacz. W roku 2012 otrzymał Literacką Nagrodę Nike za Książkę twarzy. Jego ostatnia książka to Kontener (2018).
Recenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca premierze książki Przemysława Owczarka Katawotra, wydanej w Biurze Literackim 19 lutego 2024 roku.
WięcejRecenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejRozmowa Juliusza Pielichowskiego z Krzysztofem Siwczykiem, towarzysząca premierze książki Krzysztofa Siwczyka Na przecięciu arterii, wydanej w Biurze Literackim 23 września 2024 roku.
Więcej